Utrata i opór
fot. Bartosz Górka

9 minut czytania

/ Sztuka

Utrata i opór

Iwona Kurz

A co możemy zrobić? Nic! – mówi kierowca samochodu, który utonął w dziurze błota. Możemy się wspólnie śmiać. I współtrwać w oporze, w trwaniu, które opóźnia procesy, zdawałoby się, nieuchronne – o projekcie „Kurz” Karoliny Breguły

Jeszcze 2 minuty czytania

Kurz – z tytułu wystawy i projektu Karoliny Breguły w galerii lokal 30 – jest efektem ubocznym, objawem i śladem wyburzeń. Kiedy buldożery przystępują do dzieła rujnacji, kurz kładzie się na całej okolicy. Kiedy osiada na dobre, wiadomo, że już „nie ma dokąd wracać”. Kurz pozostaje, ale z czasem miejsce po domu zarasta zieleń lub pojawia się tam nowy budynek, zwykle będący pretekstem do zniszczenia poprzedniego. Wiatr przenosi pył w inne miejsca, czasem odległe; kurz nadal wskazuje na związek z wyburzonym obiektem, ale jednocześnie staje się znakiem zerwania z pierwotną materią, ciągle śladem, ale już wyraźnie wskazującym na brak jego źródła.

Jeśli bohaterka Pani książki pragnie się dowiedzieć, jak daleko mógł dolecieć pył z jej domu, najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzenie symulacji przy użyciu modelu śledzenia trajektorii cząsteczek HYSPLIT (Hybrid Single-Particle Lagrangian Integrated Trajectory). […] To komputerowy model służący do obliczania odległości i kierunków, na jakie mogą się przemieszczać cząstki powietrza, a wraz z nimi substancje je zanieczyszczające. […] Od czerwca do grudnia 2020 roku, kiedy w okolicach dworca kolejowego w Tainanie trwały wyburzenia, warunki atmosferyczne były zmienne. Przy niskiej prędkości wiatru pył mógł przemieścić się w obrębie kilkudziesięciu lub kilkuset kilometrów nad Tajwanem i Cieśniną Tajwańską w ciągu trzech dni. Jeśli jednak wiał silny wiatr, pył mógł zawędrować do Japonii, Chin, na Filipiny, do Indonezji i Tajlandii. W dniu, w którym wyburzono dom bohaterki Pani książki, wiatr mógł przenieść pochodzący z rozbiórki pył do środkowego Tajwanu, a ściślej mówiąc, do tej lokalizacji: 23.804 N 120.543 E

– pisze profesor Chih-Wei Chiang w odpowiedzi na listowne zapytanie Karoliny Breguły.

Hipotetyczne przemieszczenie, które opisuje, demonstruje tę dwuznaczność – zarazem wszędobylskości i ulotności kurzu jako śladu materii (zajmowała się już tym między innymi Anna Ptak na wystawie pod tym samym tytułem w CSW w 2015 roku). Metaforycznie przypomina o tym, co jest głównym tematem dla Karoliny Breguły: o utracie domu. Artystka ukazuje je przede wszystkim jako indywidualne doświadczenie osób doznających utraty, ale też jako wydarzenie o charakterze globalnym, możliwe pod każdą szerokością geograficzną, pod którą stawia się domy.

„Kurz/Dust”, Karolina Breguła

lokal_30, Warszawa, wystawa do 19.11.2021

Breguła badała mechanizmy wyburzeń w Chinach, Hongkongu i na Tajwanie, ale przecież naprzeciwko budynku, który mieści lokal 30, jest kamienica zajęta przez squat Syrena, z plakatem przedstawiającym Jolantę Brzeską na fasadzie, przypominającym o zbrodniczym obliczu gentryfikacji. Te mechanizmy są za każdym razem nieco inne, warunki prawne, społeczne, ekonomiczne i urbanistyczne różnią się, ale podstawowa zasada jest ta sama: to zysk, którego kołem zamachowym jest fantom modernizacji. Jej optymizm karmi się wiarą w to, że wszystko, co przynoszą procesy unowocześnienia, jest nowe, lepsze. A może raczej próbuje tą wiarą przykryć swoje właściwe cele nakierowane na bogacenie się jednych kosztem drugich.

„Jechaliśmy wzdłuż rzędu szklanych wieżowców o fantazyjnych kształtach – takich, które dzisiaj wzbudzają podziw, ale już za kilka lat będą wyglądać staroświecko i śmiesznie” – obserwuje Breguła z okien taksówki w Tajpej. Nic nie starzeje się szybciej niż nowość. Ruiny Daguanu czy ulicy Chang An Xi stają się ilustracją znanego komentarza Waltera Benjamina do obrazu „Angelus Novus” Paula Klee:

Gdzie nam ukazuje się łańcuch zdarzeń, [anioł] widzi jedną wieczną katastrofę, która nieustannie piętrzy ruiny na ruinach i ciska mu pod stopy. Chciałby zatrzymać się, zbudzić umarłych i złączyć to, co rozbite. Ale od raju wieje wicher, który napiera na skrzydła i jest tak silny, że anioł nie może ich złożyć. Ten wicher pędzi go niepowstrzymanie w przyszłość, do której jest zwrócony plecami, podczas gdy przed nim rośnie stos ruin. Tym wichrem jest to, co nazywamy postępem.

Modernizacja postrzegana jest tutaj jako byt osobny, autonomiczny, niemal transcendentny, niepowstrzymany – co nie znaczy, że nieomylny. Optymizm kończy się nową budowlą, sukcesem dewelopera, mantrą o lepszych warunkach życia. Niekiedy jednak pozostaje po nim zarastająca zielskiem ruina lub pustka, gdy kalkulacje okazały się nietrafione lub inwestorzy przenieśli swoje planowane budowy i zyski gdzie indziej. Za każdym razem pozostają jednak efekty uboczne tych działań: ruiny, złomowiska, kurz oraz wykorzenieni, wyrwani ze swego życia ludzie. Chciwość korzystająca z alibi postępu i nowoczesnej zmiany na lepsze zderza się z emocjami ludzi doznających głębokiej utraty.

fot. Bartosz Górkafot. Bartosz Górka

W Tainanie pozbawiono domów (340 budynków) ludzi mieszkających w pobliżu torów kolejowych. Trzeba je przenieść i poszerzyć torowisko, by następnie przenieść je pod ziemię. Ziemia zyska na wartości, ale jej poprzedni mieszkańcy, jak pani Chun-Hsian, zostali lub zostaną z niej wywłaszczeni. W Daguanie wyburzenia wiązały się z obciążeniem mieszkańców kosztem rozbiórki ich własnych domów oraz podatkiem gruntowym za wiele lat; nie płacili go, ponieważ nie mieli prawa do ziemi. Liczne wsie miejskie, noclegownie dla fabryk wielkich miast, trwają tyle, ile te fabryki. To wyliczanka bez końca, tak jak nie kończy się iluzja wzrostu.

Karolina Breguła przyjechała na Tajwan z powodu innego projektu. Do opuszczonego bloku przy ulicy Chang An Xi w Tajpej, przygotowanego do wyburzenia, weszła powodowana ciekawością. I podjęła pracę przywracania jednego z mieszkań do poprzedniego stanu, sprzątania i urządzania rzeczami pozostawionymi przez dawnych właścicieli. W ten sposób zaczęła towarzyszyć opisanym tu procesom i dotkniętym przez nie osobom – pani Zhou, pani Huang, a potem właśnie pani Chun-Hsian. Całość projektu jest efektem tego współtowarzyszenia. Obejmuje zapis fotograficzny i wideo, wymianę korespondencji z badaczami przemian urbanistycznych w Chinach i na Tajwanie, udokumentowaną zdjęciem podróż do miejsca wskazanego jako potencjalna lokalizacja pyłu z wyburzonego domu, znalezione w opuszczonych domach przedmioty, scenariusze filmu i spektaklu, piosenka o targu, na którym spotykała się cała lokalna społeczność, i różnorodne inne opowieści o przeszłości o stanie sprzed wyburzeń.

fot. Bartosz Górka

Całość ta prezentowana jest w formie wystawy, a także książki „Ćwiczenia z utraty kontroli”. Współtowarzyszenie łączy się także ze współpracą, istotną zwłaszcza dla wytworzenia opowieści, które mieszkańcy uznaliby za własne. Są one konieczne: tak jak kurz jest efektem wyburzeń, tak opowieść staje się potwierdzeniem dawnego życia. Ponieważ rzeczywistość materialna ulega zniszczeniu, zostaje odebrana lub kurczy się do jednego pomieszczenia czy stosu rzeczy, opowieść przybiera postać bajki lub piosenki, a coraz większe znaczenie zaczynają mieć sny. Może przeszłość jest już tylko fantazją? Daje się ująć jedynie w gatunkowe ramy bajki, która wyłącza bohaterów oraz wydarzenia z historii i zawsze jest jedynie jednym z możliwych wariantów opowieści – w tej formie może przeciwstawić się uniformizującemu mitowi nowoczesności. Zaczyna się wszystko od bajki, w której sama artystka ćwiczy się w utracie kontroli. „A co możemy zrobić? Nic!” – mówi kierowca samochodu, który utonął w dziurze błota wraz z jej bagażem. Możemy się wspólnie śmiać. I współtrwać w oporze, w trwaniu, które opóźnia procesy, zdawałoby się, nieuchronne.

Przez kilka kolejnych dni spotykałyśmy się więc w Zhongshan i kręciłyśmy film, w którym grały panie Zhou i Huang. Kiedy pracowałyśmy nad pierwszą częścią filmu, robotnicy zajmujący się rozbiórką odpiłowywali metalowe elementy z fasady budynku. Kiedy kręciłyśmy część drugą, budowali rusztowanie, na którym mieli potem zawiesić płachtę oddzielającą rozbierany budynek od 19 alei. Kiedy 26 kwietnia po raz ostatni wychodziłyśmy z budynku, uruchamiali właśnie uśpiony przez ostatnie dwa tygodnie buldożer. Inżynier odpowiedzialny za wyburzenie powiedział, że od następnego dnia nie wolno nam już wchodzić do budynku, bo zaczyna się rozbiórka dachu. Musiałyśmy oddać klucze

– opisuje Karolina Breguła pracę nad filmem.

W tym obrazie niemal niewidoczni są aktywiści, którzy protestują w związku z kolejnymi wyburzeniami i wspierają mieszkańców. W książce Breguła o nich wspomina, również wyrażając niepokój o studentów, którzy najczęściej angażują się w protesty. Artystka nie zaprzecza zatem ich aktywności. Szuka jednak języka, który raczej pozwala odnaleźć się w doświadczeniu utraty, świadomie i emocjonalnie zachować wyburzaną przeszłość. Być może również dlatego, że sam aktywizm jest z porządku nowoczesności. Jej współtowarzysząca postawa orientuje się na ciche, niczym kurz, trwanie w rzeczywistości, na osadzenie się w niej wbrew procesom oczyszczania i ulepszania.

Podkreślają to nieruchome ujęcia wnętrz i budynków, nieporuszona niemal poza aktorki grającej w spektaklu – te obrazy zachowują pamięć o materii i trwają mimo wszystko. Jak pisze Breguła w dedykacji książki adresowanej do jej bohaterek: „Starałam się w niej, tak jak umiem najlepiej, opowiedzieć o tym, co Was spotkało – o Waszej odwadze i nieugiętości wobec procesów, na które nie macie wpływu, a które zmieniły Wasze życie”.