INNE PRZYJEMNOŚCI:  (,)

INNE PRZYJEMNOŚCI:
(,)

Iwona Kurz

Jest przecinek (i nie tylko on) łaskawym rozdawcą sensów – decydentem w kwestii życia i śmierci

Jeszcze 3 minuty czytania

1.

Gdyby w jednym z wersów znanej pieśni rewolucyjnej zabrakło przecinka – jak w slajdzie wykorzystanym przez rewolucyjny duet Strzępka/Demirski w przedstawieniu „Re//Mix: Dario Fo przesłał instrukcję” – miałaby ona zupełnie inny sens (lub też nie miała sensu w ogóle). Wers „dziś niczym, jutro wszystkim my” pozbawiony znaku przestankowego, sugeruje jakąś kulawą analogię między czasem teraźniejszym i przyszłym („dziś niczym jutro”), o której nie wiadomo, czy znaczy jakoby rewolucja jutra stała się już, czy też odwrotnie, i dziś, i jutro pozostają niezmiennie nierewolucyjne, przy czym smętne „my” zwisa na końcu.

Nie chodzi o to, by się czepiać (no, może trochę), jak pewien fanpage na FB, który opiera się na zamieszczaniu postów na temat błędów interpunkcyjnych w prasie i sieci. Nie chodzi też o to, by – żyjąc w czasach post-Freudowskich – zbyt wiele sądzić na podstawie błędu. Ot, niedopatrzenie, omsknięcie palca z klawiatury; zbyt łatwo może się okazać, że interpretacji nabudowanej na braku brakuje podstaw.

Lecz jest przecież przecinek piękny, aż się prosi, by stawiać go (jak podaje Uniwersalny Słownik Języka Polskiego, znaki przestankowe się stawia) czujnie i z czułością, w hojnym geście nadawania znaczeń (inaczej skierowanym niż ogonki pod ę i ą). To działanie staroświeckie, jak staroświecki jest – parafrazując poetkę – sam przecinek. W końcu niewiele i niedługo pisze się dziś ręcznie, a przy klawiaturze obowiązuje inny repertuar gestów, przy klawiaturze gesty ulegają zniesieniu.

2.

INNE PRZYJEMNOŚCI – wydanie otwarte

Z okazji setnego wydania uwolniliśmy autorów od redakcyjnych zamówień i przymusów aktualności. Zaprosiliśmy ich do napisania o tym, o czym być może zawsze napisać chcieli, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby ich o to poprosić. Inne przyjemności kultywowane w domowym trzecim obiegu, pod przykrywką urlopu – czasem milsze niż właściwe sukcesy. W setnym numerze dwutygodnik.com postanowiliśmy je ujawnić, chętnie przyjmowaliśmy odjazdy w nietypowych kierunkach i autorskie zajawki.

Cezary Michalski wspomina lekturę książek Philipa K. Dicka, Maciej Sieńczyk opowiada o „babuni”, Paweł Dunin-Wąsowicz o makietach miastAgnieszka Drotkiewicz przeprowadza wywiad z nieżyjącą śpiewaczką, Andrzej Chyra mówi o grze na skrzypcach, Maria Poprzęcka o tym, jak nie została artystką, Dariusz Czaja pisze o Violetcie VillasTomasz Rózycki o rocku garażowym, Stasiuk o paleniu osiem lat po rzuceniu, Iwona Kurz o przecinku, Charles Lamb i Magda Heydel o pieczonym prosięciu, Karol Sienkiewicz o Woodym AllenieBartosz Żurawiecki o Houellebecqu a Rafał Marszałek o swojej pierwszej miłości – szachach. Publikujemy także fragmenty dziennika Krystiana Lupy.

Ten wrzut (wrzód) na stronę dwutygodnik.com jest formą uzurpacji z mojej strony; zdaję sobie z tego sprawę. Wie to każdy, komu kiedykolwiek przeczytała uważnie tekst Małgorzata Szpakowska, wbijając przy okazji szpilę w bolące miejsca za każdy źle postawiony przecinek i klabzdronowatą składnię (copyright na klabzdron należy do prof. Szpakowskiej). Poza tym napisano już tomy i o zasadach poprawności, i o prozodii – brzmieniowej organizacji wiersza, w której przecinek odgrywa dość istotną rolę. Cóż można dodać? Można tylko powtarzać i wyliczać, a do tego przydają się przecinki.

Owszem, chodzi również o zasady i o reguły zgodne z ustaleniami rozmaitych rad językowych i szacownych wydawnictw. Zasady, które może opanować łatwo każdy, kto nie będzie się wymawiał wolnością jednostki, swobodą ekspresji i prawami człowieka. Zasady pozwalają zapamiętać, że stawia się przecinek przed „że”, a potem, na poziomie zaawansowanym, że nie stawia się go w środku „mimo że”. Zdaniom, w których pojawia się przecinek w dziwnym miejscu – „w, których” – zwykle się dziwię, organicznie: przecież na zdrowy rozum widać, że nie ma tu miejsca na przecinek, że jest to cięcie w powietrzu. Zdrowy rozum jest jednak najmniej zdrową miarą. W końcu w języku polskim ledwie człowiek pozna zasady, a już się dowiaduje, że są od nich wyjątki. W dużym stopniu melodia polszczyzny opiera się właśnie na odstępstwach i na marginesach swobody (stosunkowo elastyczny szyk zdania, by przywołać – efekt Jody niełatwo jest osiągnąć). Ledwie zatem człowiek nauczy się wyjątków, a zaczyna się jazda bez trzymanki (trochę tylko w tym przesady w kontekście interpunkcji).

Bowiem „w razie wątpliwości związanych z użyciem znaków przestankowych należy się kierować przede wszystkim zasadą zrozumiałości zapisywanego tekstu i stosować taką interpunkcję, która zapewni najlepszy odbiór zapisanych treści”. To, co prawda, Wikipedia, która wzorcem metra w rzeczonej sprawie raczej nie jest. Jest natomiast przecinek (i nie tylko on) łaskawym rozdawcą sensów – decydentem w kwestii życia i śmierci.

3.

Takich zabaw jest wiele: „rozstrzelanie niemożliwe ułaskawienie”. Brak znaków przestankowych otwiera na wielość interpretacji, pozwala na anarchiczne poczucie burzycielstwa. Zostaje tylko przyszłość, czas rewolucyjny. Ruiny przeszłości, rozpad świata wyrażają się w braku kropek i przecinków – jak u futurystów czy, w mniej radosnej wersji, u tużpowojennego Różewicza. Może to być kuszące, ponieważ zdecydować się strach – po której stronie „niemożliwe” postawić przecinek? Jaką decyzję i jak ostateczną podjąć? Czy w ogóle? Przecinek zmusza do zajęcia stanowiska, zawsze jest po stronie różnicy i porządku. Zachęca do wyboru, czule go ułatwia, przyczyniając się do spójności tekstu, znieczula na możliwe – a mogą być dotkliwe, jak po cięciu – konsekwencje. Może być znakiem konformizmu, poddania się regułom, ale też może być miejscem oporu, punktem oparcia w amorfii.

W wewnętrznej strukturze wypowiedzi przecinek cechuje to, że niczego nie zaczyna i nie kończy. Jest zawsze w środku, pomiędzy, jako znak mediacji, przejścia między poziomami zdania, i negocjacji między jego częściami (tak, ale; ponieważ; choć), niekiedy wymusza jednak konstrukcję radykalną (albo, albo; ani, ani). Przecinek wydziela wtrącenia i rozdziela skonfliktowane części zdania, wszystkie te miejsca, w których mogłyby się sensy nadto zlać, nałożyć na siebie.

Rozdzielenie jest tutaj pierwotne. Nazwa znaki przestankowe ma swoje źródła w historii. Pojawiły się one w zapisie, żeby ułatwić odczytywanie tekstu, wskazać miejsce pauzy, rozłożenie akcentów i przerwy między całostkami. Jest w tych znakach zatem ciągle obecny ślad mowy, echo oddechu – i rzecz najbardziej w tekście subtelna: rytm.

Czytałam kiedyś dość regularnie teksty pisane przez moją przyjaciółkę, zawsze bezradna wobec stosowanej przez nią interpunkcji, dopóki nie usłyszałam, że stawia przecinek wszędzie tam, gdzie bierze oddech (w mowie czy w tekście?). Elizabeth Bishop w korespondencji z „New Yorkerem”, na którego łamach opublikowała przez lata dużą część swoich wierszy, złościła się o dostawianie jej przecinków. Sprawiały, jej zdaniem, że fraza stawała się mniej „płynna”. Swego przyjaciela, który rozpoczął pracę w redakcji, widziała przy biurku „z kupą zużytych przecinków i średników w zasięgu ręki, z bezużytecznymi wyrażonkami wyjętymi z kontekstu i umierającymi wszędzie na podłodze”.

Przecinek jest zatem kwestią życia – rytmu i oddechu, tak wiersza, jak i egzystencji. Staje się także znakiem wyboru, wyrazem nie tyle może światopoglądu, ile postawy, etosu czy też nastrojenia wobec rzeczywistości. Już nie chodzi o to, po której stronie niemożliwego postawimy przecinek, lecz w ogóle na jaki znak, jaką składnię się zdecydujemy (lub jaka z nas wylezie). Człowiek-kropka (krótkie zdania), człowiek-przecinek, człowiek-średnik (poszarpaniec) to zupełnie różne figury. Weźmy choćby funkcję wydzielenia, w której można także użyć myślnika lub nawiasu. „Należy jednak pamiętać, że: a) myślniki oznaczają wydzielenie mocniejsze niż przecinki, a słabsze niż nawiasy; b) nawias oznacza wydzielenie najsilniejsze”.

Przestankowanie jest formą praktykowania tożsamości.

 4.

Wrzucając, jak co roku, bagaże na płaski
dach kutra, korzystamy

może więcej z pomocy dwóch młodych drągali
z obsługi, ale wszystko
inne jest, jakie było: nie zdążyły wyschnąć
na drewnie ławki ślady tamtej fali
(pamiętasz, jak rok temu zbryzgała nas pianą?);
tę samą nakrapianą
parę dalmatyńczyków wprowadza na pokład
(lub jest przez nie wciągana) podobna do Ali
McGraw starszawa brunetka; z tą samą
mocą uderza mokra
bryza i to, że wszyscy się mylą: że można
samą siłą kochania, jak wyspę wśród morza,
uchować coś przed zmianą.

Ten fragment wiersza „Płynąc na Sutton Island” z tomu „Chirurgiczna precyzja” (1998) wywołał swego czasu dość żywą dyskusję interpunkcyjną dotyczącą ostatnich wersów. Poeta tłumaczył się – wezwany do tłumaczenia – że bohatera wiersza (takiej bodaj formy użył) coś uderza, a skoro tak, to musi być to myśl nowa, inna niż ta, która przewija się w pierwszej części wiersza, wpisana w szczególny rytm opisu opartego na powtórzeniu. „Wydaje mi się niemożliwe, żeby czas mnie przekręcił przez maszynkę dwunastu miesięcy, odkąd tu byłem ostatnio”, powiada bohater. W domyśle pozostaje „kolejnych” dwunastu miesięcy, których bieg przerywają i zarazem utwierdzają wakacje spędzane w tym samym, od lat, miejscu. „Sęk w tym, że coraz szybciej się starzeję”. Uderza zatem myśl o przemijaniu? Czy odwrotnie – o trwaniu pewnych zjawisk mimo czasu?

Poeta tłumaczył się – wezwany do tłumaczenia – że o wszystkim decyduje (z chirurgiczną precyzją, można dodać) interpunkcja. Przecinek, wprowadzając zdanie podrzędne, stanąłby po stronie nietrwałości (wszyscy się mylą [myśląc], że można uchować coś przed zmianą), dwukropek jest szansą, otwarciem na przezwyciężenie czasu, nawet jeśli pozostawia niepokój.

Stanisław Barańczak wielokrotnie wyrażał wiarę w siłę słowa poetyckiego. W eseju „Zemsta ręki śmiertelnej” ze zbioru „Tablice z Macondo” (1990) pisał o radości, jaką dało mu napisanie wiersza „Grażynie” po śmierci Grażyny Kuroń. „[Radość] owładnęła mną, gdy, wciąż zrozpaczony nierozwiązalnością zagadki tej śmierci, znalazłem klucz przynajmniej do jej rozwiązania literackiego. […] Czy nie jest przypadkiem tak, że odczuwamy tę radość, ponieważ samo pisanie pozwala nam – nie usuwając bólu – wziąć odwet na tym, co wywołuje ból?”. I w innym miejscu: „Wystarczy zaczernić papier jedną wierszową linijką, aby rzucić wyzwanie podstawowym prawom zewnętrznego świata”.

W świecie pisma zasady rzeczywistości mogą ulec zawieszeniu. Niekiedy wiszą na przecinku.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.