„Wino truskawkowe”, reż. Dariusz Jabłoński

Błażej Hrapkowicz

„Wino truskawkowe” Jabłońskiego zanurza Stasiuka w sosie realizmu magicznego, mitologizuje Europę Środkową i z powodzeniem opowiada o obecności śmierci

Jeszcze 1 minuta czytania


Związki literatury i filmu – a może raczej literatów i filmowców – bywają burzliwe. Harmonia owocnej współpracy ginie czasem w zwarciu silnych osobowości. Stephen King obraził się na Stanleya Kubricka za „Lśnienie”, które odebrał jako gwałt na książce. Według Stanisława Lema Andriej Tarkowski nie zrozumiał „Solaris”, Rosjanin zaś uważał, że to Lem nie rozumie języka filmu. Pośród tego zamętu głos Andrzeja Stasiuka brzmi  jak deklaracja rozejmu. Pisarz twierdzi, że reżyser Dariusz Jabłoński ustawił kamerę dokładnie tam, gdzie rodziły się „Opowieści galicyjskie”, tworząc adaptację bez „twórczej zdrady”. I tak mogło być w istocie, gdyż Jabłoński dojrzał to, co autor pierwowzoru – Europę Środkową.

Stasiuk jest jednym z głównych orędowników rzeczonej kategorii, toteż „Wino truskawkowe” w gruncie rzeczy niczego nie problematyzuje. Natychmiast ustala przestrzeń Europy Środkowej, otwierając ją panoramicznymi ujęciami przepastnego krajobrazu, usłanego polami i lasami. Centrum Starego Kontynentu to prowincja. Oddychająca urokiem przyrody, kojąca szumem górskiego potoku, ale przytłoczona ciężarem historii i ludzkiego grzechu. Sielanka i mrok wsi spokojnej, wsi wesołej.

„Wino truskawkowe”, reż. Dariusz Jabłoński.
Polska, Słowacja 2008, w kinach od 8 maja 2009
Uniwersum, jakie stworzył za Stasiukiem Jabłoński, sytuuje się tyleż w namacalnym, zmysłowym konkrecie, co w mitologicznym „wiecznym teraz”. Obcy, który wkracza w hermetyczne środowisko (dubbing Jiříego Macháčka to – nawiasem mówiąc – okropieństwo), przechodzi inicjację w eklektyczną kulturę. Europę Środkową definiują tutaj dualizmy: ciała i duszy, empirii i metafizyki, magii i religii. Wszelkie antynomie wygładza jednak aura nieokreślonej „słowiańskości”: osobliwie chwiejnej, pogańsko-katolickiej, stopionej z krwawą przeszłością zaborów.

Można się oczywiście zżymać, że zanadto wątpliwy to amalgamat: irracjonalny, podatny na krytykę, będący – rzekłby pewnie Ludwik Stomma – złudzeniem. Aliści pod ręką Jabłońskiego wypada przekonująco – jeśli nie od strony intelektualnej, to artystycznej. „Wino truskawkowe” czerpie z estetyki realizmu magicznego i – wyjąwszy chwile, gdy wywija sakralną maczugą – uwodzi świetlnymi refleksami, bawi soczystymi epizodami, porusza czułe struny moralnych niepokojów. Rezerwuar klasycznych tematów – miłość, zbrodnia, wina, pokuta – posłużył do wykreowania jednorodnej wizji, w której piękno, także erotyczne, naznaczone jest  śmiercią. Dyskretnie obecną, akceptowaną, bo naturalną. Bardzo iwaszkiewiczowską.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.