24 lutego ukraiński teatr wszedł w nową rolę: broni, walczy, ewakuuje, zbiera fundusze, karmi, pociesza, ale i ponosi nieodwracalne straty. Teatry stały się schronieniem dla tymczasowo przemieszczonych osób, budynki – schronami. Wśród instytucji schronisk był też Doniecki Teatr Dramatyczny w Mariupolu, w którym w pierwszej połowie marca, kryjąc się przed ostrzałami, przebywało około tysiąca trzystu osób. 16 marca rosyjski bombowiec zrzucił na teatr bombę, w wyniku wybuchu i zniszczeń zginęło około trzystu osób. Usiłuję zamienić obraz zburzonego teatru w symbol, ale brakuje mi metafor, aby przekształcić tę rzeczywistość w bardziej artystyczną materię, gest czy choćby oświadczenie. Na razie niech pozostanie niczym nieprzesłoniętą katastrofą, do której nie da się mieć dystansu ani nie można się zbliżyć.
W tej nowej rzeczywistości trudno znaleźć czas na refleksję. Natłok potrzeb i nadzwyczajnych sytuacji wymaga natychmiastowego działania, a myśli ograniczają się do prostych zadań logistycznych: możesz nosić – nosisz, masz samochód – wieziesz, jesteś w niebezpieczeństwie – uciekasz, widzisz kogoś w niebezpieczeństwie – ratujesz. Dawne zespoły, zależnie od okoliczności, albo rozsypują się w poszukiwaniu ratunku czy możliwości pomocy, albo gromadzą się dla wspólnego działania.
Obserwując pracę teatrów i migracje artystów i artystek między terenami bieżących działań wojennych, rozmawiałam z tymi, którzy wciąż aktywnie zajmują się teatrem we Lwowie, Kijowie i Charkowie.
Z Olhą Puzhakovską, dyrektorką i kierowniczką artystyczną lwowskiego Teatru Dramatycznego im. Łesi Ukrainki, rozmawiamy o tym, jak jej teatr przemienił się w centrum pomocy humanitarnej. Przed lutowym atakiem rosji na Ukrainę był to czołowy, nowoczesny lwowski teatr. W 2017 roku kierownictwo objęła Olha Puzhakovska, stworzyła młody zespół i profesjonalną ekipę menedżerską. Nowy repertuar, nastawiony na współczesną dramaturgię ukraińską, zdobył wierną, głównie młodą publiczność. Już na początku wojny zespół teatru zorganizował się i zaczął udzielać pomocy. W części pomieszczeń urządzono schronienie dla osób przemieszczonych, które przyjeżdżają do Lwowa ze wschodu, południa i centralnej części Ukrainy. Mała scena stała się magazynem pomocy humanitarnej, gdzie pracownicy i pracownice teatru sortowali rzeczy i wysyłali dalej na wschód. Zespół, przy wsparciu wolontariuszy, koordynuje również regularne połączenia autobusowe z Polską, szyje kominiarki dla wojskowych, przygotowuje posiłki i rozdaje je potrzebującym na dworcu, prowadzi zbiórkę funduszy dla wojska, odwiedza rannych żołnierzy w szpitalu, przechodzi kursy ratownictwa taktycznego i strzelania.
Pod koniec marca miejski Zarząd Kultury zwrócił się do lwowskich teatrów z prośbą o wznowienie przedstawień. Niektóre wracają już do zwykłej działalności, ale zespół Teatru im. Łesi Ukrainki wciąż dyskutuje o tym, jaka powinna być jego funkcja, a także rewiduje politykę repertuarową. Olha komentuje: „Wszystkie projekty, realizowane przez teatr, muszą zostać na nowo przemyślane, bo rzeczywistość zmieniła się radykalnie. Za jedno z najistotniejszych zadań naszego teatru uważamy wymazywanie kultury rosyjskiej. Na przykład niepokoi nas rosyjski reżyser Kiriłł Sieriebriennikow – to niedopuszczalne, by otwierał Festiwal Teatralny w Awinionie, po prostu niedopuszczalne. Wspólnota europejska musi zrozumieć, że udzielając głosu rosyjskim twórcom, wspiera imperialną kulturę rosyjską. W tym celu teatr w Ukrainie powinien jednoczyć się i mieć własnych lobbystów”.
Zespół teatru stopniowo planuje nowe projekty, które stanowią reakcję na wojnę i będą wsparciem we wspólnym przeżywaniu traumy, a także prowadzenie międzynarodowej dyplomacji kulturalnej. Jak mówi Olha Puzhakovska, te inicjatywy są oddolne, wychodzą od aktorów i aktorek. Kierownictwo artystyczne zastanawia się także, jak teatr może stworzyć mechanizmy współpracy z artystami i artystkami, którzy przyjechali do Lwowa z innych miast.
Rzeczywiście we Lwowie formułuje się teraz niezwykłe środowisko kulturalne i artystyczne. Nieoficjalny status „stolicy kulturalnej”, który miasto zawsze sobie przyznawało, zyskuje nowe znaczenie – liczba obecnych tu działaczy i działaczek jest wprost niezwykła. Do Lwowa przyjechał między innymi Artem Vusyk, reżyser i aktor z Charkowa, współzałożyciel znanego charkowskiego teatru niezależnego Nieft. Sposób działania teatru Nieft doskonale pokazuje, jak funkcjonuje alternatywny obieg teatralny, charakterystyczny dla niezłomnego Charkowa: zespół powstał z inicjatywy artystów i artystek, którzy w 2018 roku zaczęli pracować razem, bez wsparcia instytucjonalnego, w małym wynajętym pomieszczeniu. Przez cztery lata dorobili się dziesięciu sztuk w repertuarze oraz szeregu projektów i stali się jedną z najważniejszych grup teatralnych w kraju. Charkowska reaktywność i gotowość do pracy w warunkach dalekich od ideału zadziałały i teraz.
We Lwowie Artem Vusyk zainicjował utworzenie nowego Teatru Warta, który ulokował się w małej piwnicy, o powierzchni około 40 metrów, „Dziki dom” na ul. Starojewrejskiej 22. 24 marca odbyło się pierwsze spotkanie dla osób chcących dołączyć do społeczności. Wśród nich byli nie tylko aktorzy i aktorki, ale też menedżerowie mediów społecznościowych i finansiści, czyli właściwie cała grupa potrzebna do stworzenia instytucji teatralnej. Na prośbę Artema Vusyka uczestnicy i uczestniczki przygotowali osobiste wypowiedzi o pierwszym dniu wojny. Z nich powstał inauguracyjny spektakl Teatru Warta, zatytułowany „Pierwszy dzień wojny”, którego premiera odbyła się trzy dni po zawiązaniu się zespołu – w Międzynarodowym Dniu Teatru, 27 marca. Od tamtej pory co sobotę i niedzielę teatr gra po dwa–trzy przedstawienia dziennie. Wśród widzów jest wiele osób przemieszczonych, które niedawno przyjechały do Lwowa. Teatr już przygotowuje kolejne projekty: w planach jest przedstawienie kukiełkowe dla dzieci, praca z kobiecymi głosami wojny i opera na temat wiadomości bieżących. Póki trwa aktywna faza wojny, zespół zamierza pracować regularnie. Artem mówi, że kiedy teatr Nieft wznowi działanie po jego powrocie do Charkowa, zamierza pracować w obu miastach i nie porzuci Warty.
Vusyk opowiada o pracy twórczej podczas wojny:
Przez pierwszy tydzień wojny, w Charkowie, byłem w stuporze. Dopiero kiedy przyjechałem do Lwowa, zacząłem dochodzić do siebie. Ciągle myślałem o napisaniu dramatu, ale wahałem się, czy warto teraz zajmować się sztuką. Walczyłem też z dylematem, że jestem mężczyzną, ale nie walczę, bo jestem niezdolny do służby. Później uznałem, że to sztuka jest moim narzędziem walki. To nie było łatwe. Bardzo pomaga nasza grupa, w której wszyscy się wspierają i przypominają sobie, po co to robimy. Do rozmowy często włączają się widzowie, którzy pod koniec przedstawienia dzielą się własnym doświadczeniem przeżywania wojny i potrzebują bezpiecznego środowiska ekspresji. Stworzyliśmy już platformę, na której prowadzimy otwarte warsztaty, ludzie mogą tam zajrzeć i wspólnie szukać miejsca dla siebie w nowych okolicznościach. Rozumiem, że lwowianom jest trudno słuchać języka rosyjskiego, którym posługuje się wielu przemieszczonych ze wschodu, ale ludzie, którzy przyjeżdżają z innych miast, także i tutaj są u siebie, w swoim kraju. To okazja, by jeszcze silniej się zjednoczyć i umacniać wspólne wartości. A to, jak ludzie w Ukrainie jednoczą się teraz, żeby wzajemnie sobie pomagać, zwyczajnie mnie zachwyca.
Z Antoniną Romanovą, reżyserką, aktorką, performerką, aktywistką LGBT+ z Kijowa, udaje mi się odbyć wideorozmowę. Antonina pochodzi z Krymu, z Symferopola, ale w 2014 roku, po aneksji półwyspu przez rosję, była zmuszona do wyjazdu, groziło jej aresztowanie. Na początku pełnowymiarowej inwazji Antonina wstąpiła do kijowskiej Obrony Terytorialnej. Od tamtej pory jest na służbie, nieustannie na placówce, rozmawia ze mną w przerwie między dyżurami. Przeskakujemy po tematach, wątki się rwą, realia jej życia są radykalnie inne od wszystkiego, co dzieje się w miastach, nawet w Kijowie. Już od miesiąca nie była w domu, niedawno złożyła przysięgę wierności narodowi ukraińskiemu.
Pomiędzy zdaniami w wypowiedzi Antoniny były zawieszenia głosu, moja niezdolność do sformułowania jakichkolwiek pytań, jej pokorne zmęczenie:
Zupełnie nie umiem wyobrazić sobie powrotu do twórczej pracy. Nie wiem, jak mogłabym dokończyć rozpoczęte projekty, bo miałam próby do kilku przedstawień równocześnie. Nawet jeśli wojna skończy się teraz, nie wyobrażam sobie powrotu do pracy nad nimi, a tym bardziej zaczynania nowych. Wydaje mi się, że nie będę już pracować w teatrze.
Przed pełnowymiarową inwazją jako aktorka brałam udział w próbach do przedstawienia o zbrodniach Stalina, według sztuki Jewreinowa w niemieckim teatrze. Już wtedy powtarzałam, że trzeba mówić o zbrodniach, do których dochodzi obecnie zamiast cytować Jewreinowa. Dziś byłoby to jeszcze dziwniejsze. W kwietniu wznowiono próby do spektaklu, ale ja tam nie wrócę. Polityka Niemiec wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej też mnie nie cieszy: wezwania Scholza, by nie znęcać się nad rosyjskimi żołnierzami, Nord Stream 2 czy kolumna samochodów w Berlinie z flagami rosji podają w wątpliwość sens współpracy z Niemcami.
Na placówce znaleźliśmy dzieła zebrane Stanisławskiego i pomyśleliśmy, że można by zrobić performans – palenie tomów Stanisławskiego. Ale tutaj niczego nie wolno palić, nawet latarek nie zapala się niepotrzebnie.
Kuzynka, wolontariuszka, przywiozła mi moje ukulele, ale nie gram na nim z kilku powodów: po pierwsze, nie rozumiem, jak można teraz coś grać i śpiewać, a po drugie, tutaj, na pozycjach, nie wolno emitować głośnych dźwięków.
Rozmawiamy o kompleksie ocalenia. Antonina mówi, że czuje się winna, bo jest w bezpieczniejszym miejscu niż żołnierze, a wśród nich także wojskowi LGBTQ+, którzy znajdują się w gorących punktach, zwłaszcza w Mariupolu. Na moje typowe słowa wsparcia, którymi wszyscy nieustannie uspokajamy się nawzajem, odpowiada: „Ze mną wszystko w porządku, rozumiem, co to za emocje i skąd się biorą. Wszystko w porządku, ja po prostu pracuję. Ekoaktywistka, aktywistka LGBTQ+, weganka, feministka, artystka we mnie zamilkły. Teraz po prostu jestem na służbie”.
Kiedy usiłuję pozbierać w całość i nazwać to, co dzieje się obecnie z osobami z sektora teatralnego, nieustannie wracam do słów Antoniny. Może, niezależnie od gotowości kontynuowania działań twórczych, nie mają odpowiedzi, jak i jaką sztukę tworzyć podczas wojny. Ładując na samochód pomoc humanitarną dla Charkowa, grając przedstawienia w schronach, wciąż i wciąż zbierając pieniądze na wszystko, od plastikowych widelców do kamizelek kuloodpornych, udzielając schronienia, pocieszając, opowiadając światu o tym kalejdoskopie niewyobrażalnych koszmarów i niesamowitych ludzkich odruchów, stając na straży z bronią w rękach, teatr w Ukrainie po prostu pracuje, jest na służbie.
12 kwietnia 2022
Przełożyła Katarzyna Kotyńska
Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu European Cultural Foundation, Instytutu Goethego w Warszawie, Krakowskiego Biura Festiwalowego, a także Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia – instytucji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – które zawiesiło konkursy na dofinansowanie projektów polsko-rosyjskich, a przeznaczone na nie fundusze przekazuje obecnie na wsparcie projektów związanych z Ukrainą.