Kartridż z gorylem

Jagoda Gawliczek

Lektura powieści „Dzieci” Jacka Paśnika przypomina scrollowanie mediów społecznościowych wypełnionych duchologicznym kontentem

Kartridż z gorylem

Jeszcze 2 minuty czytania

Kartridż z gorylem

„Dzieci” Jacka Paśnika to rodzaj sentymentalnego spaceru przez Polskę okresu transformacji ustrojowej, wypełniona przedmiotami i architekturą sprzed lat. Książka w teorii ma wszystkie cechy opowieści o wchodzeniu w dorosłość. Mamy tu sznurowanie pierwszych butów, szczenięce miłości czy pocałunki na szkolnej dyskotece. Jednak przygody bohaterów są raczej pretekstem do pokazywania przedmiotów i kodów architektonicznych gęsto wypełniających przestrzeń. To one organizują akcję, nie odwrotnie.

Gdy główny bohater, Teodor, idzie do szkoły, niewiele dowiadujemy się o jego emocjach. Zamiast tego otrzymujemy wykaz przedmiotów, które go otaczają: nowo zakupiony komputer, śniadaniówka „z ulubioną postacią z kreskówki”, koszulka polo, sportowe buty, samochód ojca. W klasie większość kolegów i koleżanek klasyfikuje odpowiednio jako „Kuby” i „Klaudie”, tak jakby stanowili jednorodną masę pozbawioną wyróżników. Naprawdę ciężko się w tej historii do kogoś przywiązać. Nie pomaga to, że komunikacja między postaciami wpada w sztampę. Paśnik przypisał poszczególnym bohaterom charakterystyczne powiedzonka: „kawał chłopa po ojcu”, „pójdę z torbami”, „tylko ciebie mamy”. Mogło chodzić o zrytmizowanie prozy albo próbę nadania postaciom wyróżniających cech. Wyszło tak, jakby były androidami odtwarzającymi kwestie ze ściśle ograniczonej puli.

Jacek Paśnik, „Dzieci”. W.A.B., 256 stron, w księgarniach od kwietnia 2022

Jedną z niewielu ciekawszych postaci jest pan Józek, opłacany przez rodziców Teodora jako jego dochodzący opiekun. W dzieciństwie chłopca nawiązuje się między nimi nić nieśmiałej czułości, być może dlatego, że pan Józek prywatnie jest również strażnikiem (fetyszystą?) przedmiotów. Jego własny syn wyjechał z Polski, nie planując wrócić, a pokój pełen zabawek i pomocy szkolnych stanowi domowe muzeum. Któregoś dnia Teo wkracza do tej kapsuły czasu, by drżącymi dłońmi badać faktury, kolory i zapachy obiektów z minionej epoki.

Andrzej Marzec w „Widmontologii” stawia tezę, która precyzyjnie wyjaśnia koncept „Dzieci”: „współczesną, a zarazem niewspółczesną kulturę można by nazwać rzeczywistością ciągu dalszego, gdyż nie chcąc tworzyć nowości, nie jest też w stanie się rozstać z własną przeszłością”. Cyfrowe archiwa dostępne na wyciągnięcie ręki tworzą wrażenie, że wszystko już było, więc szukanie nowości może wydawać się bezcelowe. Pozostaje eskapistyczne grzebanie w śmietnikach przeszłości. W 2016 roku Paśnik, wówczas 18-latek, założył fanpage „Dzieci NEO”. Poświęcił tę stronę tropieniu retro smaczków – trochę jak w „Duchologii polskiej” robiła to Olga Drenda (której zresztą blurb można znaleźć na okładce „Dzieci”). Pasją duchologów i ducholożek są artefakty, typografia, meble czy muzyka epoki pomiędzy latami 1989 a 1999. Do przedmiotów podchodzą z antropologicznym zacięciem, próbując zrozumieć ich wpływ na codzienność. Marzec mógłby ich nazwać „nawiedzonymi przez widma” – tęsknią do chwil, których nie przeżyli i które prawdopodobnie w ogóle się nie wydarzyły.

Faktycznie, lektura powieści Paśnika przypomina scrollowanie mediów społecznościowych wypełnionych duchologicznym kontentem. Autor stara się z pietyzmem oddawać realia życia czasów transformacji ustrojowej i pierwszych dekad kapitalizmu w Polsce. Nie umiem rozliczyć go z precyzji – w nieco pozacieranych planach czasowych momentami ciężko było mi się połapać, a zatem i przypisać do nich konkretne produkty. Poprzestańmy na tym, że zmiana kartridża z gorylem na rogalika pakowanego próżniowo brzmi jak wiarygodne następstwo czasowe.

Ciekawe, że gdy w „Dzieciach” przychodzi czas na instalację łącza internetowego, autor opisuje je z mieszanką poetyckości i erotyzmu: „Z internetem pierwsze kontakty przed jego założeniem miałem nieśmiałe, powolne i poszatkowane; widywaliśmy się rzadko, później coraz częściej, w życiu moim i rówieśników namieszał jak nic innego. Najpierw korzystałem z niego macankowo i pokątnie, na pececie w szkolnej bibliotece albo gdzieś u rodziny…”.

To tym bardziej zaskakujące, że kiedy Paśnik pisze o relacjach między ludźmi, jest bardziej powściągliwy. Nie jestem pewna, czy oddawanie pierwszeństwa przedmiotom to świadomy wybór autora czy raczej skutek nieumiejętności stworzenia pełnokrwistych postaci. Takie wątpliwości budzi jedna z ostatnich scen książki. Kiedy rytm historycznej rekonstrukcji dociera do czasów współczesnych i wyczerpuje się pula przedmiotów, które noszą w sobie duchologiczny potencjał, dopiero wówczas – tak jakby tracące moc widma ustąpiły miejsca emocjom – następuje poruszająca rozmowa dorosłego Teodora z jego partnerką. Właśnie wtedy Paśnik tworzy zaskakująco gęstą scenę, w której konfrontują się doświadczenia bohaterów, trudności w przepracowaniu traumy i rozpadająca się miłość. Szkoda, że nie pozwalał sobie na to częściej.

Opowiadanie o tożsamości poprzez przedmioty to ciekawy koncept i źródło potencjalnej przyjemności. Szkoda, że w „Dzieciach” wyliczanka gum turbo, gumiaków i gatunków oranżady splotła się z zaledwie widmowymi postaciami. Mnie popsuło to całą zabawę.

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki SopotJedenasta edycja odbędzie się w dniach 18-21 sierpnia 2022 roku, a motywem przewodnim będzie literatura irlandzka.

 

 

 
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).