Mit nienaruszony
fot. M.Grabowski

Mit nienaruszony

Marta Bryś

W swoim nowym spektaklu Grabowski wprowadza na scenę Chopina-pomnik i Szopena-człowieka. Niestety, wywrotowy potencjał tego zestawienia grzęźnie w gagach i banałach

Jeszcze 2 minuty czytania

Jesteśmy świadkami przewartościowania kanonu autorytetów, które objęte były swoistym immunitetem, bezrefleksyjną czcią. Nie wchodząc w ocenę argumentów, wystarczy wspomnieć żarliwą debatę wokół książki Artura Domasławskiego, któremu nie szczędzono zjadliwych komentarzy, czy trwający obecnie ostry spór wokół książki Agaty Tuszyńskiej „Oskarżona Wiera Gran”, której zatrzymania nakładu i wycofania ze sprzedaży domaga się syn Władysława Szpilmana. W obu przypadkach nie chodzi o kompromitację Kapuścińskiego, Szpilmana czy Gran, ale zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwo odmawiania autorytetom ludzkich zachowań, bezkrytyczne stawianie ich na piedestale w służbie narodowej moralności. W tej atmosferze postać Chopina jest szczególnie „atrakcyjna” dla wszelkich artystycznych operacji krytycznych, ponieważ w powszechnej świadomości funkcjonuje on jako własne popiersie – bezosobowy, za to niewątpliwie wielki człowiek.

fot. M.Grabowski „Chopin kontra Szopen”/ Narodowy Stary
Teatr, www.stary.pl


Na scenariusz spektaklu „Chopin kontra Szopen” składa się wiele elementów biograficznych – historia romansu z George Sand i romantyczna podróż do Hiszpanii, ciężka choroba, wieloletnia przyjaźń z Julianem Fontaną oraz historia Karoliny Czernickiej, która prawdopodobnie sfałszowała listy Chopina do Delfiny Potockiej, a później próbowała ogłosić tę korespondencję jako oryginalną. Grabowski wprowadził na scenę dwóch bohaterów – Chopina (Krzysztof Zawadzki) i Szopena (Marcin Kalisz). Ten pierwszy w obowiązkowej peruce, fraku, grany szerokim gestem, bardziej deklamuje niż mówi, deklaruje niż czuje. Szopin to dla odmiany młody chłopak w jeansach i swetrze, nieco pogubiony, poddawany na scenie procesowi odbrązowienia – to jemu lekarze ściągają koszulkę do badania, on pluje krwią, wreszcie to on, a nie Chopin, protekcjonalnie traktuje oddanego przyjaciela Fontanę (Leszek Piskorz), wydając kolejne rozkazy, informując o swoich zachciankach, zrzucając nań odpowiedzialność za sprzedaż kolejnych utworów.

Mamy więc dwie, wykluczające się wizje: Chopin jako pomnik, zimny i niedostępny oraz „swojski”, zwyczajny, zagubiony młody chłopak. Niestety, w spektaklu wizje te istnieją obok siebie, nie zagrażając sobie nawzajem.

Spektakl otwiera scena akademii ku czci – przy fortepianie siedzi dziewczynka  w galowym stroju, obok mężczyzna i kobieta z powagą recytujący wiersze „W Żelazowej Woli” i „Zaczarowany fortepian”. Grabowski ironicznie pokazuje, jak utrwalono pozycję Chopina jako wielkiego Polaka i w jaki sposób, jego zdaniem, nie powinno się o nim opowiadać. Trudno odmówić reżyserowi racji, choć sama diagnoza nie należy do najbardziej szokujących. Skompromitowana jest również badaczka Pani Chopinolog (Monika Jakowczuk), wiecznie za biurkiem, nad herbatą w szklance, zaczytana w tomach poświęconych życiu kompozytora. Ujmując tę postać w sposób skrajnie groteskowy Grabowski zdaje się również odrzucać dyskurs naukowy, historiograficzny, jako jedną z alternatywnych dróg odkrycia „prawdy” o Chopinie.

fot. M.Grabowski „Chopin kontra Szopen”/ Narodowy Stary
Teatr, www.stary.pl

Inny poziom narracji wprowadzają postaci Prezentera (Krzysztof Zarzecki) i Prezenterki (Marta Ojrzyńska), którzy prowadzą widza przez kolejne epizody z życia Chopina, zapowiadają sceny, przybliżają daty i miejsca zdarzeń. Istnieją pomiędzy rzeczywistością Chopina i Szopena, Pani Chopinolog i pozostałych postaci. Ich funkcja w spektaklu jest zresztą niejasna – mają być trochę gospodarzami wieczoru, trochę narratorami opowieści, ale w efekcie są jedynie aktorską ironiczną puenta do scen.

Trudno zrozumieć wiele decyzji reżyserskich Grabowskiego, tym bardziej, że w spektaklu daje on wielokrotnie do zrozumienia, że dostrzega możliwości krytycznego spojrzenia na konstruowanie pozycji Chopina w narodowej świadomości. Nawet jeśli wprowadza intrygujące postaci, to za chwilę je porzuca, przerywa monologi w połowie, kreując na scenie chaos. Bez konsekwencji pozostaje opowieść o Karolinie Czernickiej, która ogłosiła, że jest w posiadaniu erotycznej korespondencji między Chopinem a Delfiną Potocką. Paulina odczytuje fragment rzekomego listu, w którym, poprzez niezbyt wyszukane metafory, Chopin miał porównywać akt seksualny do aktu twórczego. Przaśny humor sceny jest dla Grabowskiego ważniejszy od informacji, że Czernicka zapadła na chorobę psychiczną utożsamiając się zarówno z Chopinem, jak i jego kochanką, co potencjalnie mogłoby przybliżyć współczesnemu odbiorcy pozycję Chopina w ówczesnym świecie artystycznym czy świadomości społecznej. Postać Czernickiej interpretacyjnie nie wychodzi poza ramy nieszkodliwej fanki, opętanej seksualną obsesją.

fot. M.Grabowski „Chopin kontra Szopen”/ Narodowy Stary
Teatr, www.stary.pl

Najbardziej paradoksalną decyzją jest jednak wprowadzenie na scenę postaci Gombrowicza (Krzysztof Stawowy), który w krótkim monologu w scenie pogrzebu Chopina próbuje obnażyć potrzebę wybierania moralnych autorytetów, w ostrych słowach ocenia, że obsesyjne stawianie pomników wynika z kompleksów i zbiorowej niepewności, braku poczucia własnej wartości. Z niezrozumiałych powodów Prezenter ucisza go i Gombrowicz schodzi ze sceny w połowie zdania. W tym geście Grabowski nieświadomie ujął własną strategię przemilczania potencjalnie wywrotowych tematów, w zamian za utrzymywanie spektaklu w obrębie politycznej poprawności. Myśląc o reżyserskiej karierze Grabowskiego, sceniczny gest uciszenia Gombrowicza wpędza w konfuzję.

Trudno więc powiedzieć, co jest przedmiotem spektaklu – wyszydzeniu ulega bowiem nie tylko samo myślenie o kompozytorze, czy jego sceniczna reprezentacja, ale i wszelkie strategie narracyjne. Spektaklowi brak wyrazu, śladu ryzyka czy zmagania się z postacią Chopina. Nawet tytułowy konflikt między dwoma wyobrażenia jawi się dość mgliście – aktorzy ledwie zarysowują swoje postaci, a stawiane co chwilę przez reżysera puenty skutecznie uniemożliwiają zbudowanie dwóch sprzecznych ze sobą wizji. O ile Zawadzkiemu łatwo przychodzi aktorski patos i deklamacja, o tyle Kalisz wydaje się całkowicie bezradny wobec marnego tekstu i braku zadań aktorskich. Zamiast wypowiedzi artystycznej, wyszło reżyserskie podśmiechiwanie się.

„Chopin kontra Szopen”, reż. Mikołaj Grabowski. Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, premiera 23 października 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.