Colin Thubron, „Po Syberii”

Bartosz Staszczyszyn

Wielka książka Colina Thubrona o Rosji. Bez poczucia wyższości, sentymentalizmu i złudzeń. Za to z poetycką siłą

Jeszcze 2 minuty czytania

Jeśli po lekturze „Cienia jedwabnego szlaku” ktoś miał wątpliwości, czy Colin Thubron słusznie zaliczany jest przez Brytyjczyków do najwybitniejszych twórców ich powojennej literatury, „Po Syberii” powinno rozwiać wszelkie wątpliwości. Książka daje nam bowiem to, co w literaturze podróżniczej rzadko udaje się połączyć w spójną całość: intelektualną przenikliwość i gawędziarską swadę, erudycję i poczucie humoru. Pisarz, od wielu lat zakochany w Azji, tym razem zabiera nas w podróż przez gigantyczne przestrzenie Syberii.

Colin Thubron, „Po Syberii”. Przeł. Dorota
Kozińska, Czarne, Wołowiec, 380 stron,
w księgarniach od 25 sierpnia 2011
„Cisza tej pustej przestrzeni jest ciszą wymuszonego zapomnienia” – pisze  i opowiada nam o tym świecie przemilczanym, jakby nieistniejącym, zawieszonym między Europą i Azją, między Rosją, Chinami, Mongolią, Japonią; czasami caratu, komunizmu i współczesnością.

Pięćdziesięciokilkuletni Anglik wchodzi w tę rzeczywistość bez poczucia wyższości. W jego myśleniu o Rosji, jej mieszkańcach i historii nie ma postkolonialnych kompleksów ani misjonarskiego żaru. Thubron nie daje się zwieść urokowi Syberii. Patrzy podejrzliwie, konfrontując podręcznikową wiedzę z obrazem przed oczami. Świadomie czyni siebie jednym z bohaterów książki. Tym, którego traktuje z najbardziej zjadliwą ironią i ostro smaga witką krytycyzmu.

Dzięki autoironii wyłapuje w swych zapiskach wszystkie fałszywe tony. Gdy na rzecznym statku płynie w górę Jeniseju, gorzko zauważa, że podróż po tej monumentalnej rzece zweryfikowała jego „dziecinne rojenia, w duchu prozy Conrada”. Co i rusz spostrzega, że jego notatkami zaczyna rządzić romantyczny żywioł, zachęcający do kreślenia uproszczonego, antropomorficznego obrazu Azji wyposażonej w serce, łono i pamięć.

Próbuje przy tym zachować trzeźwość – podchodzić na tyle blisko, by poczuć zapach Syberii, ale nie dać się otumanić jej narkotycznym oparom. Chce dotrzeć do sedna tej krainy i „choć przez chwilę być świadkiem, jak Syberia dźwiga się z ruin po komunizmie”. Ale nie poświęca prawdy na rzecz metafory, ani bolesnej szczerości na rzecz łatwej literackiej urody.

Nie znaczy to wcale, że jego Syberia nie jest piękna. Choć autor „Cienia…” nieufnie traktuje elementy postkomunistycznej cepelii, potrafi też dostrzec ich tragiczne piękno i symboliczną siłę. Odwiedzając historyczne miejsca, przypomina ich krwawą historię. Wizyta w Jekaterynburgu, w kamienicy, gdzie przed wieloma laty zamordowano cara Mikołaja II, staje się dla niego przyczynkiem do rozważań, jak szybko i nieubłaganie toczy się koło rosyjskiej historii. A że Thubron jest wybitnym opowiadaczem i erudytą – jego książka gęsto inkrustowana jest anegdotami, a historyczne i literackie wycieczki okazują się równie ciekawe, co spotkania z mieszkańcami upadłych miasteczek, betonowych metropolii i rozpadających się leśnych osad.

Z jego literackich i historycznych peregrynacji śladami Lenina, Dostojewskiego, Rasputina, Sołżenicyna, Ginzburg i Szałamowa wyłania się obraz Syberii jako miejsca wiecznego wygnania. Ten surowy krajobraz „to jest rosyjskie Gdzie Indziej”, miejsce, gdzie „zsyłano bakcyle trawiące ciało państwa: przestępców, sekciarzy, dysydentów”. W drugiej połowie XVII wieku, po rozłamie w Kościele prawosławnym, to tutaj ruszyła fala dysydentów religijnych, a gdy w 1973 roku karę śmierci zastąpiono wyrokiem dożywotnich robót, skazańcy trafiali na Syberię z najbłahszych powodów (karano między innymi za prowadzenie wozu bez użycia lejców i zażywanie tabaki). Już trzysta lat przed powstaniem stalinowskiego Gułagu Syberia było miejscem, gdzie wyrzucano skazańców, włóczęgów, heretyków. „Ogrom regionu umożliwiał kwarantannę od zła”. To tu w 1928 roku przesiedlano Żydów, by przy granicy z Chinami stworzyć im kolonię, która byłaby odpowiedzią na dążenia syjonistów i pozwoliłaby przesiedlić bezrobotnych Żydów z europejskiej części Rosji.

Syberia Thubrona wciąż pozostaje miejscem życiowych wyrzutków, zamieszkanym przez wykolejeńców, outsiderów, ludzi przegranych i wydziedziczonych. W syberyjskich przemysłowych miasteczkach, gdzie pod warstwą pyłu walają się kości dawnych wygnańców, mieszkają dziś ofiary systemowych przemian, zagubione w świecie i daremnie szukające jakiegokolwiek oparcia. „Dworce są punktem zbornym wyrzutków. Drobni przestępcy, pijacy, uchodźcy, żebracy – jedni niespełna rozumu, inni okaleczeni w wypadkach przemysłowych – tłoczą się w stalinowskich holach i przedsionkach” – notuje Thubron. To z nimi spędza większą część swoich podróży. Pisze o miastach, w których po pierestrojce zmieniono nazwy ulic, odsyłając w niepamięć „dawnych ulubieńców bolszewików – Łunaczarskiego, Kujbyszewa, Różę Luksemburg”. A jednak pytani o drogę mieszkańcy wciąż podają dawne nazwy skwerów, alej i placów. Bo na syberyjskiej prowincji historia się nie skończyła. Epoki trwają połączone wspólnym mianownikiem – egzystencjalną pustką, codzienną bylejakością, odrzuceniem.

Choć nie przysyła się tu skazańców, mieszkańcy kolejnych odwiedzanych miast są więźniami. Naukowcy pracujący w zaniedbanym, a niegdyś kwitnącym Akademogrodzie; archeolog, którego teorii o Syberii jako kolebce ludzkości nikt nie traktuje poważnie; staruszka, która za niewinność trafiła do obozu pracy, lecz nie ma pretensji ani do komunistycznego systemu, ani do Stalina… Thubron przyciąga takich właśnie bohaterów. Z ich losów skleja obraz zapomnianej Rosji, w której tyle samo jest rozpaczy, co absurdu. Aby je pogodzić, bohaterowie Thubrona wprowadzają się w osobliwy stan autohipnozy – prócz alkoholu wlewają w siebie pustą nadzieję i w ten sposób zakłamują rzeczywistość.

Świat, o którym pisze brytyjski autor, przypomina ten z prozy Czechowa – nad codziennością smutnych bohaterów unosi się mdły zapach frustracji i cierpienia pozbawionego doniosłości. Aby znieczulić nieco t egzystencjalny ból, mieszkańcy syberyjskiego Gdzie Indziej snują więc na przemian eskapistyczne i mesjanistyczne teorie. Wedle jednych Rosja ma być zbawcą ludzkości, i miejscem, w którym odrodzi się prawdziwa religijność, dla innych jest tymczasowym więzieniem. Szlachetny intelektualista marzy o wyjeździe na Zachód, a spotkana przez Thubrona nastolatka ucieka od rzeczywistości, w zapamiętaniu słuchając amerykańskich piosenek. Ci, którzy nie mają już siły marzyć, wyglądają końca świata. „Czekamy na koniec światłości, który zaskoczy wszystkich oprócz nas. (…) Ciemność może nas tylko oczyścić” – mówi staroobrzędowiec, jeden z tych, dla których Apokalipsa byłaby najwłaściwszym rozwiązaniem życiowych dylematów.

Pisząc o mieszkańcach zapomnianej prowincji, Thubron stara się ich zrozumieć. Choć nie jest sentymentalny, czasem ulega smutnemu pięknu ich opowieści. Także dlatego jego książka okazuje się poruszającym obrazem Rosji, której nie znamy. Bo Syberia Thubrona jest gargantuiczna i zarazem zminiaturyzowana. Da się sprowadzić do serii małych, intymnych portretów, do paru rozmów i niespełna czterystu stron podróżnych zapisków. Te ostatnie składają się na książkę wyjątkową, jedną z najlepszych o współczesnej Rosji, jakie mogliśmy czytać po polsku. Wielka w tym zasługa Doroty Kozińskiej, w której znakomitym przekładzie ją poznajemy.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).