Portret rodzinny we wnętrzu

Bartosz Staszczyszyn

Bohaterowie Junota Diaza skazani są na prozę życia. Ich bezimienne żywoty stają się dla nas czymś istotnym, mimo że od początku mamy wrażenie, że już nie żyją

Jeszcze 2 minuty czytania

Nagrodzona Pulitzerem powieść Junota Diaza łączy to, co połączyć trudno – genderowy esej o kulturze męskości z poruszającym rodzinnym dramatem i historycznym freskiem o kilku dekadach z dziejów Dominikany. „Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao” czyta się jak połączenie powieści Mario Vargasa Llosy z „Władcą pierścieni” Tolkiena, a literackie danie, którym raczy nas pisarz, uwodzi rytmem i stylistyczną różnorodnością.

Junot Diaz, „Krótki i niezwykły żywot
Oscara Wao”
. Przeł. Jerzy Kozłowski, Znak,
Kraków, 272 strony, w księgarniach
od 19 maja 2009
Oscar nie jest zwyczajnym chłopcem. Już w szkole podstawowej staje się pośmiewiskiem ze względu na swą monstrualną nadwagę. Z wiekiem jest tylko gorzej. Chłopak mógłby pewnie żyć ze swoją sylwetką, gdyby nie fakt, że pochodzi z Dominikany. Tu nie ma miejsca dla nieatrakcyjnych mężczyzn. Kto rodzi się chłopcem, musi być playboyem, a jego matrymonialny życiorys ma obfitować w erotyczne podboje. Dojrzewający Oscar próbuje więc sprostać oczekiwaniom cioć i sąsiadek, odnotowując liczne i piekielnie bolesne sercowe porażki. „Krótki i niezwykły żywot…” jest ich przygnębiającym indeksem. Historia tytułowego bohatera wydawałaby się więc banalna, gdyby nie fakt, że dla Junota Diaza jest jedynie punktem wyjścia do opowieści o tym, jak kultura deformuje jednostkę.  Latynoski model męskości jest tu zaledwie jedną z form zniewolenia człowieka przez ramy kultury. Podobne bariery przełamują także inni bohaterowie powieści – matka Oscara, imigrantka samotnie wychowująca dwójkę dzieci, i jego siostra, zbuntowana nastolatka, która chce wyrwać się z hiszpańskojęzycznego getta w New Jersey.

W jednym z wywiadów autor książki przyznawał, że wychowywał się w świecie zdominowanym przez kulturę super macho, a dopiero literatura go sfeminizowała, uwrażliwiła na problem płciowej dyskryminacji. W jego powieści próżno jednak szukać ideologicznych manifestów. „Krótki i niezwykły żywot…” zbudowany jest z poruszających portretów psychologicznych, subtelnie kreślonych i umiejętnie rozbudowywanych. I choć główny bohater powieści oraz jej narrator są mężczyznami, najpiękniejsze u Diaza są portrety kobiet. Palma pierwszeństwa wśród powieściowych heroin należy się bezsprzecznie matce Oscara, Belicii Cabral. Poznajemy ją jako dziedziczkę jednej z najstarszych rodzin na Dominikanie, by wraz z nią odbyć podróż do przygnębiających slumsów New Jersey. Majestatycznie piękna, boleśnie doświadczona przez życie, jest surowa i zarazem czuła, opiekuńcza i wyrozumiała. W powieści Diaza jej obraz podobny jest do piety – wzruszająco ludzkiej i bolesnej. Obok Belicii widzimy zawsze dwie inne kobiety – La Inkę, daleką krewną, która przed laty uratowała jej życie, i córkę Lolę marzącą jedynie o tym, by uciec jak najdalej od swojej matki i getta zamieszkanego przez imigrantów z Antyli.

Chęć ucieczki jest zresztą stanem wspólnym dla wszystkich bohaterów powieści Diaza. Oscar chce uwolnić się z więzów otyłego ciała, a także zmienić ciążącą mu reputację prawiczka i nieudacznika. Jego siostra próbuje wyjechać do Irlandii, by zostać muzą Bono z zespołu U2. Nawet powieściowy narrator pragnie uwolnić się od swoich słabości – natury prymitywnego macho i coraz groźniejszego seksoholizmu. Także matka tytułowego bohatera przed laty marzyła o opuszczeniu przeklętej Dominikany zarządzanej przez tyrana Trujillo. Chęć ucieczki jest więc u Diaza stanem ducha przypisanym każdemu człowiekowi. „Życie jest gdzie indziej” – zdają się myśleć bohaterowie powieści. Dla niektórych miejscem, którego szukają, staje się Ameryka, zmitologizowana kraina wiecznej szczęśliwości, dla Oscara zaś – książki science fiction i fantasy, w których może wyobrażać sobie samego siebie jako wolnego od osobistych traum. Diaz nie pozostawia jednak złudzeń – jego bohaterowie skazani są na prozę własnego życia. W „Krótkim i niezwykłym żywocie…” wolność jest bowiem pozorem, marzeniem, które trzyma przy życiu, ale które nigdy nie będzie mogło się spełnić.  Od życia „…nie ma ucieczki. Nigdy. Jedynym sposobem, żeby się wydostać, jest wejście do środka”, napisze Diaz, a owo wejście w środek życia dla jego bohaterów okaże się doświadczeniem wyjątkowo okrutnym.

Bolesna jest także rzeczywistość historyczna, o której pisze autor. Intymny portret rodziny rozdzieranej przez mniejsze i większe tragedie w „Krótkim i niezwykłym żywocie…” kreślony jest na tle historycznych zmian następujących na Dominikanie. Dzięki opowieści Belicii cofamy się do czasów, gdy na Kubie trwa rewolucja Fidela Castro i Che Guevary, a dominikański reżim Trujillo wprowadza w kraju rządy terroru. Trujillo, dyktator o niskiej inteligencji i niezwykle wysokim libido, na gorącej wyspie jest niczym Sauron we „Władcy pierścieni”. Jego moc zniewala wielu mieszkańców Dominikany, którzy nawet nie dostrzegają, że okoliczny świat powoli pochłaniany jest przez mrok bezprawia. U Diaza historię Dominikany widzimy z perspektywy słabej, dziejowo nieistotnej jednostki. I choć przed naszymi oczami rozpościera się widok wyspy rządzonej przez despotycznego tyrana, nie jest to obraz całkowicie pozbawiony urody. W „Krótkim i niezwykłym żywocie…” owo „Alcatraz Antyli” opisane jest bowiem z dystansem i ironią, za to bez cienia publicystycznej jednoznaczności.

„Jakie znaczenie mają krótkie, bezimienne żywoty… dla Galactusa?”, pyta Diaz, cytując „Fantastyczną czwórkę”, klasyczny komiks Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Bezimienne żywoty, które opisuje w swej powieści, stają się dla nas czymś istotnym, mimo że od pierwszych stron książki towarzyszy nam przeczucie, iż bohaterowie albo już nie żyją, albo też zaraz na zawsze się z nimi rozstaniemy. Diaz nie celebruje ich śmierci, nie skupia na niej uwagi czytelnika. Ważniejsza jest sama historia bohaterów, seria poruszających obrazów z ich życia. Stale tu obecna świadomość śmierci ma jednak nie lada znaczenie – dodatkowo potęguje ich drapieżność i emocjonalną siłę. Powieść Junota Diaza jest bowiem obrazem utkanym z krótkich, lecz bardzo krwistych opowieści. Stylistycznie różnorodny, inteligentny i przewrotny debiut Dominikańczyka okazuje się dziełem zaskakująco dojrzałym i samoświadomym.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).