Świat bez sędziego  i bez sądu
fot. Magdalena Hueckel

Świat bez sędziego
i bez sądu

Joanna Tokarska-Bakir

W świecie, w którym nie można sprowokować nieba, Warlikowski prowokuje swoich widzów. Nie chcieliście przepraszać za Jedwabne? Dobra, teraz żyjcie bez przebaczenia

Jeszcze 3 minuty czytania

Ta historia składa się z precyzyjnego splotu tekstów: antycznych z „Orestei” Ajschylosa i „Alkestis” Eurypidesa, fragmentów opowiadań Hanny Krall, „Żywotów zwierząt” Johna Coetzee'ego i „Łaskawych” Jonathana Littella. O intencji reżyserskiej, demontującej wszystkie moralne bezpieczniki, najwięcej mówią wstawki z Littella. Faktycznie to on pociąga za sznurki, Warlikowski dzieli się z nim władzą nad spektaklem. To bardzo dziwne uczucie słuchać, jak jego bohater, esesman von Aue, przemawia ustami Agamemnona, a następnie ustami żołnierza izraelskiego, wnuka polskiej Żydówki ocalałej z Zagłady.

Agamemnon mówi tak: „Jestem winny, wy nie jesteście, to świetnie. Ale przecież musicie umieć powiedzieć sobie, że na moim miejscu robilibyście to samo (…). Jeżeli urodziliście się w kraju lub w epoce, w której nikt nie zabija waszych żon i dzieci, chwalcie Boga i idźcie w pokoju. Ale w głowach niech na zawsze pozostanie wam ta myśl: macie może więcej szczęścia ode mnie, ale nie jesteście lepsi” (Jonathan Littell, „Łaskawe”, przeł. M.Kamińska-Maurugeon, Kraków 2008, s. 47).

„(A)pollonia”, reż. Krzysztof
Warlikowski
. Nowy Teatr w Warszawie,
premiera 16 maja 2009
Syn ocalałej, izraelski żołnierz mówi tak: „Dziewczyna rzęziła, zastygła w bezruchu, jej ładne usta drżały, jak gdyby chciała coś powiedzieć, nie odrywała ode mnie wielkich, zdziwionych oczu, pełnych niedowierzania, oczu zranionego ptaka i to spojrzenie wbiło się we mnie, rozpruło mi brzuch, wysypała się ze mnie strużka trocin, stałem się zwyczajną kukłą i nie czułem nic, a jednocześnie pragnąłem z całego serca pochylić się i zetrzeć ziemię i pot z jej czoła, pogładzić ją po policzku, powiedzieć, że już dobrze, że teraz będzie lepiej, a zamiast tego konwulsyjnie strzeliłem jej prosto w głowę” (Littell, „Łaskawe”, s. 140).

Rozejście się intencji z czynami, a więc to, nad czym rozpacza nie całkiem zły, nieprawdziwy von Aue, stało się losem zupełnie dobrej, prawdziwej Sprawiedliwej, Apolonii Machczyńskiej (pierwowzór: Hanna Krall, „Pola”, z tomu: „Tu już nie ma żadnej rzeki”, Warszawa 1998). Bohaterka, przenośny i dosłowny, indywidualny i zbiorowy „przedmiot metafizyczny“ spektaklu, chciała ocalić 26 Żydów, ale uratowała tylko jedną Ryfkę. Chciała uratować cały świat, tymczasem zgubiła siebie, swoje nienarodzone dziecko, innemu dziecku odebrała matkę, a mężowi – żonę. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego wszystkiego nie zaksięgowali dziś trzeźwo po stronie „winien”. Konkretnie zaś księguje to w ten sposób „jeden z nas”, syn Apolonii, odbierający za nią medal Sprawiedliwych, wyrzucający matce swoje samotne dzieciństwo i to, że choć „miała nas”, wolała jednak Żydów. Zupełnie jak liczne dzieci realnych Sprawiedliwych, wyrzucające rodzicom, że odziedziczyły po nich same kłopoty plus raz do roku przesyłkę z pomarańczami z Izraela.

fot. Magdalena Hueckel Wymowna jest ta „(A)pollonia” – Polonia z alfa-privativum, Polska zaprzeczona, zła matka, nie-prawdziwa Polka po prostu. Polka, co nie tylko zechciała Niemca, ale i Żydami nie pogardziła. Co zepsuło się w tej historii, że nie można czerpać z niej otuchy, tylko rozpacz i złość? Rozważmy okoliczności. Miejsce ukrycia 25 Żydów pod stodołą zdradziła Niemcom Żydówka, zauważona przez polskie dzieci i wydana Niemcom przez ich rodziców. Żydówce obiecano, że wydając tamtych ze stodoły, uratuje własne dzieci. Czy wynika z tego dla nas jakaś nauka? Myślimy: „strzeż się prób” (za Adolfem Rudnickim, „Złote okna”), próby są diabelskie. Myślimy: gdy zawodzi jedno ogniwo, cały gmach się chwieje. Tylko które to było ogniwo? Ogniwo „Żydówka”? Ogniwo „polskie dzieci i ich rodzice”? Ogniwo „Niemcy”?

Pytania dalsze. Kto powinien wynagrodzić synowi utratę matki, która umarła za kogoś innego? Jak wynagrodziłby, gdyby umarła za Polaków, nie za Żydów? I jeszcze: skoro Polacy nie udźwignęli zobowiązania, to czy Ryfka na pewno je uniosła? Czy zbiorowość, która odnosi korzyść z indywidualnej ofiary, dziedziczy też płynące z niej obowiązki? I która to właściwie jest zbiorowość? Czy poświęcenie indywidualne przelicza się w ogóle na kategorie zbiorowe? A skoro tak, czy taka ofiara nie zmienia się w do ut des, w naszych oczach dawno przecież skompromitowane? Ale właściwie dlaczego do ut des uważamy dziś za skompromitowane? I tak dalej.

Recenzentka „Gazety Wyborczej” napisała po spektaklu: Pola poświęciła się za ojca. Może to raczej ojciec nie poświęcił się za córkę? I jeszcze: na jakiej podstawie sądzimy, że ojciec powinien był umrzeć, skoro takich rzeczy od ludzi wymagać nie wolno? Komu jednak wolno? Spektakl naprowadza na trop nieprzyjemnych odpowiedzi.

Zamysł Warlikowskiego polega na podstępnym wrzuceniu nas w bajeczny czas, gdy słowa takie jak „prawa”, „miara” i „plan” miały jakiś sens. Efekt? Sądząc po przydomkach – Apotropejos („ten, który odwraca zło”), Katharsis („ten, który oczyszcza z winy i nieczystości”) – faktycznym macherem tego spektaklu jest bóg. Apollo. Ten, który „nie mówi, ani nie skrywa, tylko daje znak”. Jaki to znak? Dwunastą pracę Heraklesa, uporządkowanie tego wszystkiego, widz wykonuje po spektaklu. We własnej głowie.

fot. Magdalena HueckelGdyby dla kogoś było to dziś w Polsce czytelne (jak nie jest), można by cały ten dramat ująć w jedno zdanie Maussa/Huberta z ich dziewiętnastowiecznego dzieła „Esej o naturze i funkcji ofiary”. Istotą ofiary, piszą autorzy, jest „komunikacja między światem świętym a światem świeckim za pośrednictwem żertwy, to znaczy rzeczy zniszczonej podczas ceremonii” (H. Hubert, M. Mauss, „Esej o naturze i funkcji ofiary”, przeł. Lech Trzcionkowski, Kraków 2005 [1899], s. 118). Ofiara (skądinąd podobnie jak kara, którą wymierzają Erynie) przywraca w świecie równowagę, wszystko jedno z jakiego powodu zaburzoną. Zasadniczo „żertwą” są w tym układzie kobiety: Ifigenia, Alkestis i Apolonia; inni to tylko ofiarnicy i pośrednicy. Tak było do początku wieku XX. Dziś wszystko się odwróciło. W epoce posttraumatycznej, zwanej epoką praw człowieka, o status ofiary (żertwa gdzieś przepadła) ubiegają się już wszyscy jak leci: Agamemnon – ofiarnik, Klitajmestra – mścicielka, jej syn Orestes, także mściciel; osierocony Admet, mąż Alkestis, osieroceni wredni teściowie; osierocony syn i ojciec Apolonii, drugi syn, który wpadł do studni w poszukiwaniu psa, a na ostatek pewnie i pies. (Nie od rzeczy też byłoby pamiętać o Ryfce). Każdy dziś pretenduje do roli ofiary. Czy nie dlatego coraz mniej jej wierzymy? Nadmiar tradycyjnie przechodzi w brak, inflacja przybliża kres figury.

Dawnym bogom też zdarzało się powątpiewać w etykę ofiary. Stąd w tragicznych mitach obfitość happy endów, doklejanych post factum ku pokrzepieniu serc. Jak ten o Izaaku, ponoć w ostatniej chwili ocalonym przez Anioła. Albo ten o Hiobie, ofierze zakładu z szatanem, na starość wynagrodzonej w bydle i potomstwie. A także ten o Ifigenii w Taurydzie (pisze o niej Eurypides), uratowanej przez Artemidę spod ofiarnego noża i obróconej w kapłankę. W zamian za ocalenie miała składać wszystkich cudzoziemców w ofierze – ale to szczegół!

Słowem: i ofiara, i ofiarnik budzą uzasadnioną nieufność. Długo utrzymywał się szacunek dla jedynej czystej ofiary, ofiary bez wzajemności, zdaniem Huberta/Maussa zarezerwowanej wyłącznie dla Boga. Wraz z postępami zeświecczenia zakwestionowano także i tę pozycję. Kierując się humanitarnymi przesłankami – nikogo nie wolno zmuszać do bohaterstwa – nasza wyemancypowana epoka „uniepotrzebnia męczeństwo” (Norwid), demontując ostatnie bastiony poświęcenia. Denerwujące „społeczeństwo ofiar” zmienia się w podebrane „społeczeństwo ryzyka”.

(A)pollonia” pokazuje, jak się żyje w świecie bez ofiar, prawdziwych i zastępczych. Bez świętych i na wieki potępionych, bez poczucia winy ciągnącego się przez generacje, bez zbiorowej odpowiedzialności. „Nie będzie sądu! Nie ma sędziego!” – krzyczy Elisabeth Costello, wtórując cadykowi z Kocka (H. Krall, „Narożny dom z wieżyczką”, z tomu: „Hipnoza”, Warszawa 1989, s. 103). Nie można sprowokować nieba. Można jednak sprowokować widzów. Nie chcieliście przepraszać za Jedwabne? Dobra, teraz żyjcie bez przebaczenia.

Nie wszystko przekonuje mnie w tym spektaklu, ale przekonuje mnie jego skuteczność. „(A)pollonia” szydzi ze wszystkich pozycji, kompromituje każdego sędziego, ale w końcu kompromituje też samą kompromitację. Gdy wsłuchamy się w monolog Heraklesa-tricstera-sędziego-sądu-najwyższego-państwa-Izrael, zobaczymy, że jego błazeńskie wykrzykniki stopniowo cichną, a pytania stają się prostsze. „Nie na oślep wnioskujemy o rzeczach najważniejszych”.

fot. Magdalena HueckelW oglądanie spektaklu każdy angażuje własne stawki. Mnie najbardziej zabolało wyszydzenie monologu o ubojniach, porównanych do Treblinki, do czego przed laty przekonał mnie wcale nie Martin Heidegger, ale właśnie „Żywoty zwierząt” Coetzee'ego (przeł. A. Dobrzańska-Gadowska, Warszawa 2005). Zachowując urazę do reżysera, po namyśle jestem jednak zmuszona z nim się zgodzić. Mówiąc o cierpieniu, Costello miałaby tyle racji, że dla widza nie zostałoby jej już ani odrobiny. Widz musiałby się zbuntować. Warlikowski zna swoją publiczność. Dopiero gdy „święta racja” rozłączy się ze „słuszną formą”, ma szansę zostać usłyszana.

Na koniec chcę jeszcze powiedzieć o Palestyńczykach. Także i ta decyzja reżysera wydaje mi się słuszna, niestety. Nie tylko dlatego, że podoba się ona publiczności (czego nie sposób nie zauważyć). Także dlatego, że każdemu żołnierzowi naprawdę może przytrafić się coś, co przytrafiło się von Aue, który chciał dziewczynę pocieszyć, a zamiast tego strzelił jej w głowę. Może się to zdarzyć także żołnierzowi jedynej armii, która dzwoni do kogoś na komórkę, gdy zamierza zbombardować jego dom. Wprawdzie osobiście byłabym bardziej zadowolona, gdyby podobne zdanie wypowiadał w spektaklu nie Izraelczyk, tylko na przykład powstaniec warszawski, albo żołnierz AK z Kielecczyzny, ale na to, by ktoś je w Polsce powiedział ze sceny, musimy jeszcze trochę poczekać.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.