Fotografia przedstawia żołnierza w niemieckim mundurze. Mężczyzna pręży się przepisowo, na głowie hełm, prawa ręka wyciągnięta w geście faszystowskiego pozdrowienia, usta otwarte w półuśmiechu. Wokół niego trójka dzieci z kwiatami w rękach. Alegoria ekstatycznego szczęścia. Nazista, nie da się ukryć, jest wybitnie fotogeniczny. Fotografię zrobiono w roku 1944 podczas wojskowej parady w Brukseli.
Kim jest ten pozdrawiający nas ze zdjęcia przystojny mężczyzna o łagodnym wejrzeniu? To Léon Degrelle, belgijski żołnierz w służbie nazistowskiej armii. Przed wojną aktywny działacz polityczny, lekko faszyzujący przywódca ruchu społecznego o katolickich korzeniach. W maju 1940 roku zostaje internowany przez belgijskie władze. Po wyjściu z więzienia szuka swojego miejsca w polityce. Jest wyraźnie zafascynowany Hitlerem. Po inwazji Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku jego kariera przyspiesza gwałtownie. Wstępuje do antybolszewickiego Legionu „Walonia”, wcielonego najpierw do Wehrmachtu, a następnie do Waffen-SS. Na wojnę idzie jako zwykły strzelec, ale szybko awansuje, aż do objęcia w roku 1944 dowództwa nad Legionem. Lojalność wobec nazistowskiej władzy zostaje wynagrodzona, przychodzą profity: odznaczenia, promocje, spotkania z Hitlerem, nieformalne mianowanie na przyszłego namiestnika Führera w Belgii w ramach powojennego porządku. Przegrana przez Niemcy wojna udaremnia te plany. Degrelle rejteruje z pola walki w maju 1945 roku. Po wojnie instaluje się we frankistowskiej Hiszpanii. Choć ciąży na nim, wydany w Belgii, zaoczny wyrok śmierci, do końca swoich dni prowadzi dostatnie, nieukarane życie. Umiera w swojej ogromnej posiadłości w Maladze w roku 1994.
2.
Jonathan Littell, „Suche i wilgotne. Krótka
wyprawa na terytorium faszysty”. Przeł.
Magdalena Kamińska-Maurugeon, posłowie
Klaus Theweleit, Wydawnictwo Literackie,
Kraków, 144 strony, w księgarniach
od 29 maja 2009Wspomnianą fotografię, obok dziesiątków innych, znaleźć można w krótkiej, acz niezwykle treściwej rozprawce Jonathana Littella, poświęconej rekonstrukcji psychologicznego tła nazizmu. Jej egzemplarycznym bohaterem będzie właśnie Léon Degrelle. Autor stara się pokazać całość poprzez analizę części, wzorem dobrej pracy laboratoryjnej proponuje więc wnikliwe studium przypadku. Nieduża gabarytowo książeczka nosi nieco zagadkowy tytuł: „Suche i wilgotne. Krótka wyprawa na terytorium faszysty”. Śledząc jej główne wątki, spróbujmy zapomnieć na chwilę o Littellu – autorze głośnych „Łaskawych”. To nam ułatwi skupienie się na meritum jego wywodów, a do samej powieści – spokojnie – jeszcze powrócimy na koniec.
Podstawowym narzędziem interpretacji staną się dla pisarza fundamentalne rozpoznania poczynione w nieco zapoznanym studium niemieckiego socjologa Klausa Theweleita „Männerphantasien” („Męskie fantazje”), wydanym w roku 1977. Rzecz poświęcona jest analizie struktury faszystowskiej osobowości. W swojej rozprawie, pisanej przy wykorzystaniu psychoanalitycznego instrumentarium, Theweleit poddał drobiazgowej analizie blisko dwieście powieści, pamiętników i dzienników pozostawionych przez niemieckojęzycznych weteranów pierwszej wojny, by wydestylować z nich portret modelowego „mężczyzny żołnierza” (zamiennie określanego przezeń mianem „faszysty”). Faszyzm, warto zaznaczyć, nie jest tu rozumiany jako forma rządów czy ustrój gospodarczy. To w pierwszym rzędzie pewna organizacja osobowości, swoisty typ struktury mentalnej. To również metoda kreacji sztucznej rzeczywistości, porządkowanie i usensownianie jej wedle arbitralnie wprowadzonych kategorii.
Dla Theweleita faszysta to ktoś „jeszcze-nie-całkiem-narodzony”. Z całą pewnością nie osobowość psychopatyczna. Faszysta w jakimś sensie nigdy nie oddzielił się od matki, nigdy nie zbudował mocnego, samodzielnego Ja. Skonstruował sobie natomiast Ja zastępcze. Przy pomocy fanatycznej dyscypliny i ćwiczeń fizycznych stworzył Ja uzewnętrznione, rodzaj pancerza, który skutecznie oddziela go świata. To właśnie ta zewnętrzna zbroja skutecznie trzyma w ryzach wewnętrzne, bezforemne Ja, przykrywa jego impulsy i pragnienia. Ale ów pancerz nie jest niestety hermetyczny, stąd też Ja faszysty czasem pęka w sytuacjach kryzysowych. Ta potencjalna płynność skryta w jego opancerzonym wnętrzu jest dla niego największym zagrożeniem.
Jonathan Littell, fot. Benjamin LoyseauW swojej pracy Littell aplikuje analizy Theweleita na dwa sposoby. Po pierwsze, przyswaja uwagi badacza na temat mentalnego wymiaru faszyzmu, po drugie, podstawowym źródłem analizy czyni nie abstrakcyjne „mechanizmy totalitarnej władzy”, ale jeden konkretny tekst. Głównym materiałem interpretacyjnym jego rozważań stanie się monumentalna „La Campagne de Russie 1941–1945” („Kampania rosyjska 1941–45”), książka napisana przez Degrelle’a zaledwie kilka lat po wojnie. W swoim studium Littell stara się sprawdzić, czy model wypracowany przez Theweleita na ograniczonym przecież czasowo i językowo materiale, może pretendować do uniwersalności.
„Kampania rosyjska” zajmuje wysokie miejsce w dwudziestowiecznej literaturze batalistycznej. To wszakże nie tylko dzieło żołnierza ze swadą opisującego wojenne lata, który plastycznie odmalowuje słowem kolejne bitwy i potyczki, ale także utwór będący usprawiedliwieniem wyborów ideowych autora. To jednocześnie tekst jawnie autokreacyjny, pisany z myślą o stworzeniu własnej legendy. Littell ani przez chwilę nie traktuje go jako dokumentu historycznego. Widzi w nim raczej zwierciadło wiernie odbijające wyposażenie mentalne autora. Stara się więc wniknąć w wewnętrzną architekturę książki, odsłonić jej pojęciową organizację. Podgląda zwłaszcza język Degrelle’a, raz po raz łapie go za słowa, pokazując ich rolę w kreacji fantazmatycznej rzeczywistości. Zobaczmy, do jakich konkluzji prowadzi detaliczna analiza języka belgijskiego faszysty.
3.
Na początek mała, acz wielce instruktywna, próbka retoryki Degrelle’a: „Wojna w Rosji była walką barbarzyńcy z człowiekiem cywilizowanym. Barbarzyńca stawiał swój szałas gdzie bądź, jadł, co mu wpadło w ręce. Człowieka cywilizowanego hamowały przyzwyczajenia, potrzeba wygody, poczucie obowiązku i nieznajomość natury. (…) Ciągnęło się za nami przez odległe kraje kalectwo cywilizacji; horda dzikich kotów, która deptała nam po piętach, poruszała się z łatwością i barbarzyńską siłą: dzikus wygrywał z ciężarówką, bo udawało mu się wślizgnąć tam, gdzie ciężarówka wjechać nie mogła”.
Ten fragment wyraziście pokazuje fundamentalną rolę języka w ideologicznym preparowaniu rzeczywistości. Żeby móc skutecznie i sensownie funkcjonować, faszysta musi skonstruować świat, w którym przyszło mu działać. Jego w ł a s n y świat, nieprzemakalny na ingerencje z zewnątrz. Musi nadać mu elementarną strukturę („zazwyczaj robi to, zabijając”, komentuje Littell), ale także językowi, który posłuży do jego opisu. Spójrzmy pod tym kątem na przytoczony fragment.
Cały passus wsparty jest wyraźnie na opozycji dzikie – cywilizowane. My (armia niemiecka) reprezentujemy świat kultury i cywilizacji, oni (armia radziecka) to przedstawiciele natury, dzikości i widocznej gołym okiem barbarii. Dla faszysty metafora nigdy nie jest tylko metaforą. Bardzo często metafora ukonkretnia się. Żołnierze radzieccy nie byli jedynie podobni, jak chce język, do „hordy dzikich kotów”, oni naprawdę byli postrzegani jako emanacja dzikiej natury. Faszysta (człowiek-faszysta) walczy tedy nie z wrogiem w ludzkiej skórze, ale ze stworzeniami, które wciąż trwają w stanie nietkniętej przez cywilizację zwierzęcej dzikości. Język nie tylko kreuje rzeczywistość – ekspresyjne i metaforyczne formy dobrze się nadają do tego celu – ale równie skutecznie zakłamuje prawdę o niej. Jak na ironię, w czasie, o którym pisze Degrelle (lata 1943–44), armia niemiecka straciła praktycznie cały nowoczesny sprzęt (zastąpiony przez konie i wozy), armia radziecka z kolei uchodziła wówczas za najbardziej zmechanizowaną armię na świecie! A zatem całe to zgrane stereotypowe przeciwstawienie (cywilizacja-barbarzyństwo) jest w tym kontekście nie tylko fałszywe, ale zakrawa wręcz na groteskę. Oczywiście, Degrelle doskonale wie, jaka jest rzeczywistość, ale dla spójności swojej wizji świata, bez trudu poświęca empiryczną prawdę. Na tym przykładzie świetnie też widać pewną osobliwość: otóż to nie tyle on używa języka, ile właśnie ów język w istocie go tworzy. Tekst przestaje mieć tylko funkcje opisowe i referencyjne, zaczyna działać jako pancerz ochronny konsolidujący wewnętrzny świat „mężczyzny żołnierza”. Ale Littell działa jak wytrawny psychoanalityk: czujnie wyłapuje i eksponuje te momenty, w których język szczególnie zdradza Degrelle’a, w których dochodzi do głosu jego skrywane podświadome Ja, w których mówi on o sobie więcej, niż by chciał. To z tych elementów buduje szkic do portretu faszysty.
4.
Świat przedstawiony „Kampanii rosyjskiej” oparty jest na kilkunastu intensywnie pracujących w całym tekście opozycjach binarnych. Littell z wprawą rasowego strukturalisty wydobywa je na powierzchnię, odsłaniając ich kreacyjną funkcję znaczeniową: suche i wilgotne, sztywne i rozlane, twarde i miękkie, nieruchome i rojne, bezwłose i kudłate, matowe i lśniące, gładkie i kleiste itd. Zatrzymajmy się na chwilę przy opozycji suche-wilgotne. Zrozumienie funkcji tego przeciwstawienia w tekście daje bowiem istotny wgląd w osobowość typu faszystowskiego. Pozwala też pojąć, dlaczego znalazło się ono w tytule studium Littella.
Autor/narrator/bohater „Kampanii rosyjskiej” niczego nie lęka się tak bardzo jak błota. Degrelle: „Ten kto nie uświadomi sobie znaczenia błota w kwestii rosyjskiej, nigdy nie zrozumie, co działo się przez cztery lata na europejskim froncie wschodnim (…)”. Wbrew pozorom, to nie jest po prostu rutynowa uwaga na temat uciążliwości, które spotykały niemieckiego żołnierza na froncie rosyjskim. Błoto opisywane w książce nie jest tylko tym, czym jest w istocie: ziemią nasiąkniętą wodą. Błoto – a imię jego: legion – jest tu figurą bezkształtnego zła, zagrażającego śmiertelnie uporządkowanemu światu nazisty. Błoto jest dla niego nawet większym wrogiem niż równie zmitologizowany Czerwony. Bolszewik, to prawda, jest dziki, jest eksponentem Natury, ale można go pokonać cywilizacyjną ogładą. Z wszechogarniającym błotem, z jego wodnistą konsystencją wygrać nie sposób. A to podejrzenie naprawdę wprawia faszystę w stan przerażenia. Lęka się on bowiem wszystkiego, co zawiera w sobie wilgoć. Dlaczego? Dlatego, że on sam, jego fantazmatyczne Ja jest suche, twarde, sprężyste, falloidalnie sztywne. A wilgoć i woda to żywioły (próżno dodawać: kobiece żywioły!), które skutecznie mogą unicestwić jego tożsamość. Charakterystyczne: faszysta nie ginie, nie poddaje się, on – tonie. Przeraża go nie sama śmierć, ale to, że jego twarda, stalowa konsystencja zostanie w niej rozpuszczona. Wstrząsa nim tak naprawdę przekonanie o dokonującym się poprzez śmierć upłynnieniu jego cielesności, sama możliwość, że uformowane, wytresowane i wytrenowane ciało przemieni się finalnie w płynną maź.
Littell, mimo posługiwania się interpretacyjną ramą dostarczoną przez niemieckiego socjologa, nie drapuje się w szaty akademika. Jego studium to analityczny rozbiór, ale i świetnie napisany tekst, pozbawiony zwyczajowego dystansu i chłodu badacza. Littell ani przez chwilę nie przestaje być pisarzem, a jego wypady „na terytorium faszysty” przenika raz po raz wyraźna ironia, zwłaszcza w tych fragmentach, w których odkrywa w osobowości Degrelle’a rysy upiornej groteski.
5.
„Suche i wilgotne” to książeczka, którą można przeczytać choćby tylko ze względu na pomieszczone w niej obserwacje i wnioski. Ma ona bowiem niezaprzeczalną wartość poznawczą, obojętnie, czy wszystkie ustalenia Littella są równie przekonujące. Bez względu jednak na podnoszone wątpliwości, jego fundamentalne rozpoznanie dotyczące roli języka w zachowaniu, utrwaleniu i scaleniu wciąż zagrożonego przez okoliczności zewnętrznego Ja faszysty, zdaje się nie do podważenia. O detalach można rzecz jasna dyskutować, choć aprobatywne posłowie Theweleita powinno nieco ostudzić krytyków.
Ale kto wie, czy lektura rozprawki nie stanie się jeszcze bardziej wzbogacająca, jeśli potraktujemy ją jako intelektualne zaplecze „Łaskawych”, więcej: jako klucz do pewnych zagadek. W świetle tego skromnego studium, niektóre zarzuty formułowane pod adresem cegły Littella stają się dość problematyczne, a zarówno psychologiczny portret głównego bohatera, jak i wewnętrzna logika całości tylko zyskują na znaczeniu. „Suche i wilgotne” polecam szczególnie czytelnikom, którzy uparcie relegowali „Łaskawe” w obszar czystej fikcji i charakterologicznego nieprawdopodobieństwa. Poddaję też pod rozwagę gazetowym recenzentom, którzy zatłukli tę książkę prewencyjnie, najczęściej jej nie czytając, jak również tym, którzy umieścili ją pośród dzieł poronionych, zanim udało im się cokolwiek z niej zrozumieć.
To tylko sto stron, a w środku jeszcze dużo obrazków. Bez obaw, dacie radę…
1939:
Retoryka zbrodni
Błoto w „Suchym i wilgotnym” Littella to nie tylko ziemia nasiąknięta wodą, ale figura bezkształtnego zła, zagrażającego śmiertelnie uporządkowanemu światu nazisty
Jeszcze 3 minuty czytania