Sontag. Reaktywacja

Dariusz Czaja

Z rozrzewnieniem czytamy u Sontag o inflacji obrazów, czy o pojawianiu się dużej ilości książek o fotografii. Jak inaczej zdania te znaczą dzisiaj, po ponad trzydziestu latach od wydania książki!

Jeszcze 1 minuta czytania

W trzydzieści sześć lat od oryginalnego wydania, w dwadzieścia trzy lata od edycji polskiej, ukazuje się ponownie tłumaczenie (przejrzane, nieco poprawione) książki Susan Sontag „O fotografii”. To chyba pierwsza na taką skalę próba uchwycenia ejdetyki fotograficznej, a zwłaszcza ustalenia miejsca obrazów fotograficznych w pęczniejącej ikonosferze świata współczesnego. Bardzo dobrze się stało, że wydawnictwo Karakter – niewielkie (osobowo), wielkie (inwencyjnie) – postanowiło wydać raz jeszcze tekst, który przez lata był u nas jedynym sensownym kompendium wiedzy na temat fotografii. Podkreślam szczególnie daty wydania, jako że czas, jaki upłynął od momentu edycji amerykańskiej i polskiej, wydatnie wpływa na dzisiejszą lekturę książki.

Susan Sontag, „O fotografii”. Karakter,
Kraków, 256 stron, w księgarniach od
października 2009
„O fotografii” to zbiór osobnych esejów i wypisów na temat fotografii spiętych wspólną okładką. To nie jest systematyczna refleksja na temat sztuki fotografii czy historyczne studium na temat jej form dawnych i współczesnych, ale raczej swobodne rozważania o różnych odmianach i sposobach zastosowania fotografii. Rzecz pisana jest w stylistyce dygresyjnej, zezwalającej na rozmaite odjazdy od tematu głównego. To żywo pomyślany i z biglem napisany esej, nade wszystko o kulturowym wymiarze fotografii, o jej uwikłaniu w kulturę, zawłaszczeniu przez nią, a czasem wykorzystaniu. Gdyby trzeba było dla tych rozważań znaleźć stosowną etykietę, może określenie „antropologia fotografii” byłoby tu najbardziej stosowne.

W latach osiemdziesiątych eseje Sontag czytało się pod kątem pożytków poznawczej natury. Dostarczała ona poręcznego i – jak nam się wtedy zdawało – adekwatnego języka do opisu fenomenu fotografii. Jej książka pełna jest złotych myśli, stylistycznie bliskich aforyzmowi („Dzisiaj wszystko istnieje po to, by znaleźć się na fotografii” etc.), toteż świetnie nadawała się jako walizka cytatów na wszelkie niemal okazje. I w istocie, przez badaczy piszących o fotografii, wycytowana została niemal do końca.

Dzisiaj czytamy ją chyba głównie ze względów nostalgicznych. Język interpretacyjnych konceptów, których książka dostarczała w szerokim wyborze, zdążył się nieco ucukrować i spowszednieć. Naturalnie, nie jest to winą Sontag. Przeciwnie: zjawisko to świadczyć może o tym, że „O fotografii” udało się narzucić funkcjonalny i zrozumiały język opisu obrazów fotograficznych, że jej retoryka trafiała w zamierzony cel. Ale tego języka nie sposób już dzisiaj sztucznie konserwować.

Od tamtego czasu nie tylko język opisu fotografii się zmienił, przybyło nowych konceptów (by wspomnieć tylko tezy z „Camera lucida” Barthes’a – książkę, którą również trzeba wydać raz jeszcze, ale w nowym tłumaczeniu!), również i sam język fotografii się wzbogacił. A obraz fotograficzny nabył jeszcze innych funkcji. Z rozrzewnieniem czytamy u Sontag zdania o inflacji obrazów, czy o pojawianiu się dużej ilości książek o fotografii. Jak inaczej zdania te znaczą dzisiaj, po ponad trzydziestu latach od wydania książki!

Jeśli i dzisiaj „O fotografii” jest mimo wszystko książką poruszającą i żywą, to dzięki jej językowi i przyjętej egzystencjalnej perspektywie. Sontag nie pisze wychłodzonym analitycznym stylem. To nie komentarz fachowca (ekspozycja, czas naświetlania, filtry etc.). Książka wolna jest od technicznego żargonu. W zamian za to dostajemy dobrze umocowane obserwacje i tezy o subwersywnej roli fotografii na świecie zachodnim. O tym, jak fotografia nie tylko pomnożyła świat, ale i w sposób istotny wpłynęła na to, jak postrzegamy dzisiaj ludzi, zwierzęta, przyrodę i rzeczy. Więcej: jak zmieniła ona nasz sposób bycia w świecie.

Aktualność książki Sontag polega, jak mi się zdaje, na jednej zasadniczej tezie, która powraca pod jej piórem wielokrotnie: ambiwalencji obrazów fotograficznych. Nietrudno zauważyć, że niemal wszystko, co Sontag pisze o fotografii, oscyluje między fascynacją i obrzydzeniem. Poetyka sic et non organizuje tę narrację. W jej wykładzie fotografia ambiwalencją stoi: odsłania rzeczywistość, ale i ją fałszuje; utrwala jakiś fragment świata, ale i bywa perswazyjna w próbach narzucenia nam wybranej perspektywy; zatrzymuje w kadrze realną śmierć i cierpienie, ale czyni z nich nieprzyzwoity spektakl; tworzy świat magii, ale i taniej iluzji itp. itd.

Ta melancholia dwuznaczności przenikająca jej dzieło dotyka i nas dzisiaj. Pewnie z jeszcze większa siłą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.