Ars Electronica, Linz, 31 sierpnia – 6 września 2011
Coraz częściej można spotkać interdyscyplinarne formy działań artystycznych, które sięgają po narzędzia z obszaru szeroko pojętej nauki, eksperymentalnych badań biomedycznych, czy zaawansowanych laboratoriów technologicznych. Na tegorocznym festiwalu Ars Electronica dominowały działania hybrydyczne, które wgryzały się coraz mocniej nie tylko w tkankę świata wirtualnego, ale także przeciwnie – w żywe mięso Innego, w strukturę życia pod mikroskopem. Artysta-naukowiec to oczywiście żadne novum, zwłaszcza w obszarze sztuk nowo-medialnych. A jednak aktywności twórcze, poszukujące swojego ujścia w nietypowych kolaboracjach naukowo-technicznych, uwodzą – z jednej strony rzetelnością naukową, z drugiej nieskrępowaną fantazją, wymuszającą często przesunięcie granic tego, co wyobrażalne w społecznym habitusie. „Radykalność”, jako cecha skądinąd już dość mocno wyczerpana przez sztukę opartą na szoku, odzyskuje tu swoją gęstość i mięsistość, staje się wielowymiarowa.
Kwintesencją tego typu działań jest nagrodzona tegoroczną Golden Nica w kategorii Hybrid Art praca francuskiego duetu „Art Orienté Objet” (Marion Laval-Jeantet i Benoit Mangin), „May the horse live In me”.
Zrealizowany i zarejestrowany w Lublanie eksperymentalny performance polegający na… transfuzji końskiej krwi do ciała artystki, poza wzbudzeniem ogromnej kontrowersji, stawia ważkie pytanie o możliwości naszego doświadczenia i granice ustanawiane pomiędzy światem zwierzęcym a ludzkim. Początkowo przetoczona miała być krew pandy, jednego z zagrożonych wyginięciem gatunków. Akt ten to protest przeciwko absurdalnej – wedle artystów – zasadzie, zgodnie z którą ustanawia się spis gatunków zagrożonych, mających podlegać ochronie. Ciało artysty ma stać się ciałem substytutowym dla świata, który ginie. Skoro i tak ludzkość określa dowolnie, kto ma szanse przetrwać, dlaczego nie miałaby stać się „przechowalnią” wybranego przez siebie gatunku, dlaczego nie może powstać np. człowiek-panda? Z przyczyn prawnych nie udało się dokonać eksperymentu z tym zwierzęciem. Ostatecznie pandę zastąpił koń, który prócz tego, że jest w miarę odległym gatunkiem od człowieka, co było też istotne dla samego eksperymentu, przywodzi na myśl możliwość wskrzeszenia idei… mitologicznego centaura. Pierwszą reakcją organizmu artystki była wysoka gorączka. Efekty działania biochemicznej reakcji zmieszanych krwi rozpoczęły się dwa dni po eksperymencie i trwały następne dwa tygodnie. Poczucie ogromnej mocy połączone z przeraźliwym lękiem, wykraczające zupełnie poza przeciętne ludzkie doznania mieszały się podobno z niekontrolowaną typowo końską płytko-sennością… Artystka budziła się po godzinie snu w poczuciu obcości i siły zarazem. Wyczerpanie przyszło nagle – kilkudniowy ciągły sen był koniecznością. Ten rodzaj praktyki artystycznej (zbliżony w kontekście eksperymentowania z własnym ciałem do praktyk Stelarca czy Orlan) jest interesujący przede wszystkim ze względu na zastosowaną tu transgresje gatunkową, na rozmywanie się jednoznacznie ustalonych limitów doświadczania tego, co ludzkie i zwierzęce na poziomie makro i mikro-relacji.
Michael Burton, „Astronomical Bodies” /
projekt mapy: Miquel MoraBadania naukowo-laboratoryjne prowadzą również do ustalenia początków istnienia, do próby odpowiedzi na pytanie: Jak to wszystko się zaczęło? Właśnie to hasło przewodziło tegorocznej edycji Ars Electronica. Bezpośrednio do wiodącego tematu nawiązywała między innymi praca Michaela Burtona „Astronomical Bodies”, która u podstaw działań artystycznych wykorzystywała reakcje chemiczne. Przed zaistnieniem życia na ziemi, jak się okazuje, były obecne wszystkie pierwiastki chemiczne do tego potrzebne, oprócz określonej formy fosforu, który istniał jedynie w postaci nierozpuszczalnej. Jak to się stało, że pierwiastek ten jest obecnie m.in. nośnikiem energii chemicznej używanej w metabolizmie komórek organizmu, składnikiem RNA, DNA czy kości i zębów? Jak dowodzą naukowcy z University of Ledds reaktywna forma fosforanu przybyła na kulę ziemską w erze tak zwanego „bombardowania” Ziemi meteorytami. Idąc tym tropem, naukowcy dowodzą, że nie tylko nasza planeta, ale i również całe uniwersum jest „bio-frendly”. A zatem, wykorzystując meteoryty jako potencjalnie powszechny sposób dystrybucji mechanizmów życia, moglibyśmy wspomóc powstawanie życia we wszechświecie. Michael Burton, we współpracy z Terencem Kee, zrealizował projekt, który polega na odzyskiwaniu fosforu z uryny i wysyłaniu go w kosmos. Za pomocą specyficznie skonstruowanego fartucha z komorami na przedzie Burton krystalizuje fosfor do postaci podobnej do tej, która występuje przy kamicy nerkowej. Tak przygotowane „man-made” kamienie meteorytowe są gotowe do wysłania na „Europę”, czyli na czwarty co do wielkości księżyc Jowisza…
Tuur Van Balen, „Pigeon d’or” / fot. Pieter BaertJeśli pozostaniemy w obszarze działań hybrydycznych, na polu badań „pod mikroskopem”, lub w strefie wykorzystywania produktów ubocznych metabolizmu – perspektywę postrzegania zmienia także praca Tuura Van Balena – „Pigeon d’or”. Wyobraźmy sobie tym razem, że miasto to jeden wielki organizm metaboliczny, w którym odchody stanowią jedną ze składowych systemu. Czy można choć część tej fazy metabolicznej spożytkować, inaczej niż wysyłając ją w kosmos? Okazuje się, że tak. W laboratorium biologii syntetycznej powstała bakteria, która dodana do pokarmu dla gołębi zmienia ich odchody w… detergent i na dodatek jest zupełnie nieszkodliwa dla ptaków. Tuur Van Balen w ramach instalacji artystycznej skonstruował geometryczno-przestrzenny obiekt, który daje się zawiesić przy oknie domu lub samochodu. Za jego pomocą można łatwo wykorzystać efekt przemiany gołębich odchodów.
Julian Oliver i Danja Vasiliev, „Newstweek” /
http://newstweek.comIntrygująca praca „Newstweek” – już nie na poziomie mikroświata komórkowego, ale na poziomie wirtualnym – uderza w najczulszy punkt tego, co aktualne. Media, a zwłaszcza mediatyzowana przestrzeń wirtualna, coraz mocniej podlegają niewidzialnej na pierwszy rzut oka manipulacji i kontroli. Terytorium, które miało być ostoją demokracji, coraz częściej poddane jest ścisłej inspekcji. Unaoczniają to w swoim projekcie Julian Oliver i Danja Vasiliev. Praca, która otrzymała nagrodę Golden Nica w dziedzinie Interactive Art, to urządzenie przypominające wyglądem wtyczkę elektryczną. Podłączone do bezprzewodowej sieci lokalnej może realnie wpłynąć na treść czołówek i wiadomości portali medialnych wyświetlanych w danym obszarze wi-fi – umożliwia zdalne edytowanie wybranych newsów. Zmienione treści komunikatu są odczytywane przez wszystkich potencjalnych użytkowników laptopów, telefonów komórkowych czy tabletów na danym terytorium WLAN (Wireless Local Area Network). Oddolny system „naprawiania faktów” przypomina klasyczny akt sytuacjonistyczny: odzyskać to, co skradzione, przez zafiksowany na kontroli system i to jeszcze za pomocą jego własnej strategii. Dodatkowo, jak dobry hackerski wirus, projekt ma charakter open source’owy. Jeśli czujesz się manipulowana/y i chciałabyś/chciałbyś mieć wpływ na kreowanie błędów w systemie, odwiedź stronę newstweek.com, gdzie znajdziesz pełną instrukcję jak tanio i szybko skonstruować takie urządzenie w oparciu o Linux OS!
Julian Palacz, „Algorythmic search for love” /
http://palacz.at
Wśród prac wyróżnionych w tej samej kategorii (Interaktive Art) lekkością i pomysłowością uwodzi praca Juliana Palacza „Algorythmic search for love”. W czasach kolekcjonowania informacji i danych cyfrowych, kiedy przeciętny użytkownik komputera ma własną filmową i muzyczną bazę, projekt ten wydaje się być idealnym rozwiązaniem na zabijanie czasu (o niebo przyjemniejszym niż Facebook) i do tego poprawia nastrój. Projekt Palacza to program, w którym za pomocą wybranego słowa klucza można wyszukać wszelkich możliwych sekwencji filmowych, w których dane słowo się znajduje. Potem wystarczy śledzić kilkusekundowe fragmenty scen, w których to bohater lub bohaterka powtarza wybraną przez nas sentencje, np. „gdzie jesteś?”. Im większa baza filmowa tym większy fun.
Na uwagę zasługuje również rosnący w siłę pawilon młodych – „U19 free style computnig”. Z roku na rok coraz więcej zdolnych nastolatków dorastających w cyberkulturze proponuje swoje rozwiązania artystyczno-technologiczne. Przeciętny piętnastolatek uczestniczący w festiwalu na co dzień dla rozrywki programuje, animuje, tworzy instalacje dźwiękowe czy świetlne, a także buduje high-tech obiekty. Na konkurs w tej kategorii wpłynęło około 600 prac, z czego najmłodszy uczestnik miał zaledwie lat 10…
Pipilotti Rist „Nothing”
/ fot. Aleksandra HirszfeldWyjątkowo ciekawa okazała się w tym roku także wystawa Cyber Arts 2011 w budynku OK. Nagrodzone i wyróżnione w głównym konkursie Ars Electronica prace były poprzeplatane eterycznymi, bazującymi na doznaniach zmysłowych pracami, zainspirowanymi głównie sferą przestrzeni powietrza i wody. Prócz znanej skądinąd pracy Pipilotti Rist „Nothing” – maszyny produkującej ogromne bańki mydlane, niezwykle odświeżająca dosłownie i w przenośni była instalacja „Cloud parking” Fujiko Nakaya, która produkowała mleczną mgłę – rozkosznie było się w niej zatopić i zagubić.
Nie wszystko w tym roku było udane, do porażek trzeba zaliczyć wystąpienie amerykańskiej Tesla Orchestra. Ludyczny, rodem ze średniowiecznego jarmarku show muzyczno-świetlny zadziwiał topornym przekazem, nadmiarem wizualnych krzycząco-kolorowych wizualizacji i brakiem choćby najmniejszej dozy finezji.
Większość tegorocznych projektów kładła jednak nacisk na poszerzanie zakresu swobody w myśleniu o możliwościach doświadczania siebie i świata. W pracach z dziedziny nowych mediów coraz rzadziej chodzi jedynie o artystyczny statement, o opór czy krytykę, a coraz częściej o wbicie się w tkankę społeczno-światopoglądowych przekonań i – co najważniejsze – o diametralną zmianę perspektywy patrzenia.