W ramach cyklu Młoda Scena Michał Kmiecik, wschodząca gwiazda polskiej dramaturgii, przygotował adaptację „Zbrodni i kary”. Dość szczególną. Nie tylko brak tu linearnej narracji, a z fabuły zostają strzępy – wyrwane z kontekstu sceny i postacie, ale i sam zamiar wystawienia adaptacji powieści Dostojewskiego artyści Dramatycznego wydają się z czasem porzucać wobec wagi wyzwania, jakie stanowi społeczna misja teatru. Zamiast odpowiadać na pytanie „Kto zabił Alonę Iwanowną?” – zdaje się mówić Kmiecik – teatr powinien pytać „Kto zabił Jolę Brzeską?”.
Zanim o Jolancie Brzeskiej – parę zdań o Michale Kmieciku, lat dwadzieścia, który jest autorem osadzonego w realiach prowadzonej przez polski rząd batalii o dopalacze „Wesela” (półfinalista Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w zeszłym roku) oraz antykorporacyjnej „Śmierci pracownika”, nagrodzonej na konkursie dramaturgicznym „Metafory rzeczywistości”, organizowanym przez Teatr Polski w Poznaniu. Młody wrocławianin jest także reżyserem dwóch spektakli: „Until Lions Have Their Historians...”, wystawionego w czerwcu w ramach festiwalu „Walka Czarnucha z Europą” w Dramatycznym, oraz przygotowanego na Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu wieczoru „Karabiny pana Youdego. Dobry człowiek z Hubei”. Niezły dorobek jak na studenta pierwszego roku filozofii! O Kmieciku mówi się jako o przedstawicielu „oburzonych”, czy też „pokolenia umów śmieciowych” w polskim teatrze. Teatr – jego zdaniem – nie ma być miejscem elitarnej rozrywki. Ma mówić o rzeczywistości tu i teraz, w wyrazisty, mocny sposób.
„Kto zabił Alonę Iwanowną?”, reż. Michał
Kmiecik. Teatr Dramatyczny w Warszawie,
premiera 25 lutego 2012Przedstawienie w Dramatycznym jest krótkie, błyskotliwe, bardzo śmieszne, ma wyrazisty rytm i dobrze się ogląda, chociaż można się pogubić w karuzeli cytatów i kulturowych (oraz pop-kulturowych) odniesień. Przesłanie jest jednak jasne, a styl Kmiecika – bezpretensjonalny. Dowiadujemy się, że aktorzy pracują nad adaptacją „Zbrodni i kary”, ktoś przedstawi nam biogram Dostojewskiego (o którym mówi się „ten Rusek”) i wytłumaczy, co to znaczy katorga („ciężka praca za niską płacę”). Ale za chwilę okaże się, że grany przez Dobromira Dymeckiego Raskolnikow ma inne problemy (musi zarabiać, w ogóle nie zamierza nikogo pozbawiać życia) i powstanie kwestia, kto ma zabić Alonę Iwanowną. Małgorzata Maślanka jako Alona Iwanowna przechadza się zatem po scenie z siekierą, czekając na swojego zabójcę, a przez scenę przewija się tłum kandydatów. Jest wśród nich Marmieładow (Piotr Siwkiewicz), skarżący się na upokorzenia, jakich „ten Rusek” kazał mu doświadczać (łącznie z tym, że mu córkę zrobił prostytutką). Pojawi się Anders Breivik, szaleniec-morderca z wyspy Utoya (w związku z obecnością jego twarzy na afiszu – jakby na zamówienie reżysera – zgłosiła wątpliwości ambasada Norwegii) i Lars von Trier, zwierzający się ze swojej fascynacji postacią Hitlera (brawurowa scena Dariusza Niebudka). Pojawi się też Marek M. (Waldemar Barwiński), osławiony warszawski „kamienicznik”, odzyskujący od miasta kamienice w imieniu dawnych właścicieli, skupujący roszczenia, brutalnie rozprawiający się z lokatorami, by „przywrócić miastu jego dawną atmosferę”, a potem odzyskaną własność wyburzyć i w jej miejsce postawić lśniący, szklany biurowiec.
Marzeniu Alony Iwanowny wyjdzie w końcu naprzeciw grany przez Krzysztofa Ogłozę Wujaszek Wania, który postanawia odreagować swoje życiowe niepowodzenia (a w szczególności nieudolność przy próbie zabicia Sieriebriakowa). Tym razem osiągnie stuprocentową skuteczność, uśmiercając w finale wszystkich. Przywołana zostanie także „Melancholia” von Triera, śmierć Amy Winehouse i okupacja Baru Prasowego – zdarzenia, które mocno określają w różnych wymiarach nasze tu i teraz.
Aktorzy funkcjonują na granicy prywatności, opowiadają o swoich zarobkach i problemach, z którymi muszą zmagać się na co dzień. Jak u Franka Castorfa, raczej zwracają się wprost do widowni niż do siebie nawzajem, przerywają sobie i przeszkadzają, starając się przyciągnąć naszą uwagę. Bardzo to brechtowskie (to powinowactwo z wyboru, jak zresztą inne inspiracje Kmiecika, zostaje ujawnione w tekście – przywołuje się gościnne występy Volksbühne w Dramatycznym z dwoma Brechtowskimi tytułami w czerwcu zeszłego roku). Niezwykle mocno także narzuca się skojarzenie z duetem Demirski-Strzępka. Kmiecik cytuje wprost swoich mistrzów, wykorzystując ich formę niczym ready-made.
Ton serio podniesie przywołana przez Kmiecika sprawa Jolanty Brzeskiej, działaczki ruchu lokatorskiego, mieszkanki kamienicy wykupionej przez Marka M., która zginęła w niejasnych okolicznościach rok temu. Jej spalone ciało znaleziono w Lesie Kabackim i, jak do tej pory, nie udało się ustalić, czy Brzeska dokonała samospalenia, czy padła ofiarą samosądu z rąk swoich wierzycieli. Niemniej tak spektakularna śmierć wzmocniła jeszcze jej rolę patronki ruchu lokatorskiego, jego świętej męczennicy. Po premierze dziewczyna z widowni w bluzie z kapturem i w białej masce Guya Fawkesa, która stała się symbolem ruchu Anonymous, wdarła się na scenę, by zaprosić na organizowane przez ruch lokatorski obchody pierwszej rocznicy śmierci Brzeskiej (działaczka zginęła 1 marca zeszłego roku). Nie wiemy, czy to ostatnia scena spektaklu, czy już efekt jego społecznego rezonansu. Jakkolwiek by było – taka koda musiała ucieszyć Kmiecika dowodząc, że teatr jest – czy też może być – ważnym ośrodkiem społecznej debaty.
Wątpliwość mam jedną: czy jeśli styl rozmowy Demirskiego i Strzępki z widownią ulegnie kanonizacji, nie zabije to jego autentyczności, nie uczyni papierowym i martwym? Kmiecik, jak każdy wybitny uczeń, będzie musiał porzucić swoich nauczycieli.