Myśli nowoczesnego Polaka

Myśli nowoczesnego Polaka

Jarosław Kamiński

Miciński najchętniej (i najciekawiej) pisał o palących kwestiach intelektualnych, tworząc portrety ważnych dla niego filozofów. Myśl objawiała mu się „w ludzkim mięsie”, poprzez konkretnego człowieka

Jeszcze 3 minuty czytania

Bolesław Miciński (1911-1943) martwił się przede wszystkim o własne zbawienie. A że na poważnie miał obsesję piekła, interesowało go, co jest warte poznanie w najważniejszych dla człowieka sprawach. Umarł w wieku 32 lat, nie pozostawiając po sobie wielkiego dzieła. Większość dorobku pisarskiego stanowiły recenzje i rozprawy filozoficzne. Parę jego tekstów historycy literatury zaliczyli jednak do klasyki polskiego eseju. Kiedy czytałem je po raz pierwszy wiele lat temu, powalały erudycją płynącą z solidnego osadzenia w tradycji literatury europejskiej. W zakamuflowany sposób mówiły o sprawach ostatecznych – śmierci i poszukiwaniu prawdy – co zawsze dodaje literaturze powagi . I usypia czujność czytelnika. Ku mojemu zdziwieniu, czytane po latach, po zdrapaniu z nich warstwy, którą umownie nazwę  klasycystycznym lukre, „Podróże do piekieł”, „Dyliżans filozoficzny” czy „Portret Kanta” mają dużo bardziej drapieżną i wywrotową wymowę niż wydawało mi się na pierwszy rzut oka. Stanowią refleksję, w formie poetyckiego eseju, nad pozycją intelektualisty w świecie, nad wartością jego roszczeń do bycia odkrywcą i depozytariuszem Prawdy.   

Myślę, że można wobec autora „Podróży do piekieł” użyć słowa, którym Wergiliusz określał Eneasza – pius. Nie tylko dlatego, że wierzył, a raczej pragnął wierzyć w Boga. Pietas, pobożność, Micińskiego, jak bohatera „Eneidy”, przejawiała się w uwielbieniu swojego rodu i małej ojczyzny z której pochodził. Życie na Podolu dla autora „Podróży do piekieł” równało się ideałowi szczęścia. Jego fundamenty wydawały się niepodważalne. Cóż można kwestionować w egzystencji skupionej na drobnych, codziennych czynnościach, prowadzonej w harmonii ze światem i z troską o bliźniego? Brzmi to złudnie, szczególnie gdy pamięta się o napięciach społecznych i narodowościowych na Podolu, ale tak wspomina się często swoje dzieciństwo. Rewolucja  bolszewicka zmiotła tamten świat z powierzchni ziemi, i rodzina Micińskich wylądowała najpierw w Odessie, a potem w Warszawie. Bolesław studiował historię sztuki i filozofię, co doprowadziło go do asystentury u wielkiego historyka estetyki – profesora Władysława Tatarkiewicza. Miciński należał do znawców, a do pewnego stopnia i wyznawców teorii Czystej Formy awangardysty Witkacego. A przecież zarazem uważał się za konserwatystę i publikował w pismach prawicowych.

Lata 30., kiedy autor „Portretu Kanta” pisał swoje najważniejsze eseje, świetnie określają słowa Mariana Zdziechowskiego: „w obliczu końca”. Polska znajdowała się między dwoma totalitaryzmami. Demokracja liberalna wyczerpała się. Kapitalizm doprowadził do porażających nierówności ekonomicznych. Praca człowieka straciła wymiar indywidualny.  Standaryzacja produkcji masowej skutkowała sformatowaniem życia. Człowiek zdawał się potrzebny światu wyłącznie jako konsument.  Alienacja okazywała się faktem nie tylko dla marksistów. Nic dziwnego, że dla intelektualistów, zarówno prawicowych, jak i lewicowych, rewolucja wydawała się nieunikniona. Można było jedynie zastanawiać się, jaki będzie jej kolor: czerwony czy brunatny. 

Bolesław Miciński, „Pisma zebrane”, t. 1 
„Podróże do piekieł. Eseje”
. Biblioteka Więzi,
Warszawa, 272 strony, w księgarniach od lutego 2012
Miciński odczuwał boleśnie czasy końca. Dawał tego świadectwo w emocjonalnych listach i dużo bardziej zdystansowanych tekstach prozatorskich. „Podróże do piekieł” były pierwszą eseistyczną książką Micińskiego. Co to za podróże i do jakich piekieł? Szczerze mówiąc, trudno przedstawić projekt książki jasno i wyraźnie. Myśl Micińskiego zapętla się, przeskakuje z epoki do epoki, od bohatera do bohatera, a następnie znów powraca do zdawałoby się zamkniętych wątków. W rozumowym odbiorze nie pomaga wielokrotna lektura, po prostu trzeba poddać się narracji i obrazom. W eseju pojawiają się wielcy wędrowcy literatury europejskiej: Odyseusz,  Eneasz, Robinson Crusoe, a nawet Pickwick. Każdy z nich na swój sposób ryzykując życie, oddając się rozkoszom i niebezpieczeństwom, wikłając w przygody na lądzie i morzu, odkrywał  fundamenty świata. Zmieniały się epoki, zmieniali podróżnicy. Do bohaterów literackich dołączyły postaci historyczne, jak Julian Apostata czy Kartezjusz, którzy odbywali nie mniej pasjonujące i niebezpieczne wędrówki do wnętrza swojego umysłu. Z każdą kolejną podróżą przestrzeń piekieł powiększała się, a świat zdawał się coraz mniej różnić od marzenia sennego.  

Nic dziwnego, że ostatecznie i pozycja samego wędrowca-odkrywcy została zakwestionowana. Symbolem podróży do wnętrza samego siebie był dla Micińskiego Kartezjusz. Twórca filozofii podmiotu popadł w rozpacz, tracąc poczucie pewności, że dysponuje jakąkolwiek wartościową wiedzą o świecie, o sobie, o sprawach ostatecznych. Na rozpaczy nie chciał skończyć. Stworzył metodę, która miała doprowadzić go do uzyskania niepodważalnej wiedzy. Z jednym wyjątkiem – etyki – dla której do końca nie potrafił zbudować trwałych podstaw. Jeśli nawet oddzielił jawę od snu, pewność od iluzji, musiał zgodzić się w tym obszarze na tymczasowość. Uznanie względności zasad etycznych otworzyło Kartezjuszowi drogę do pogodzenia się ze sobą i światem. „W ten sposób odnalazł niebo”, podsumował jego drogę autor „Podróży do piekieł”. Czytelnik eseju pozostaje z mniej optymistycznym wrażeniem. Filozof jedynie odroczył na moment powrót do piekieł niepewności. A od uznania tymczasowości zasad etyki tylko krok do uznania  konwencjonalności wszystkiego. Sam Kartezjusz nie zrobił tego kroku, choć pewnie niepokoił się groźbą takiej możliwości. Wykonali go jego późniejsi czytelnicy.

Miciński powtarzał w listach, że żaden system filozoficzny nie posiada pełni prawdy. On sam nie dysponował językiem, którym mógłby opowiedzieć o tym doświadczeniu, nie popadając w banał eklektyzmu. I dziś jeszcze sceptyk albo eklektyk uchodzi za konformistę, kogoś, kto boi się mieć swoje zdanie. Z pełną świadomością ryzyka Miciński wybrał na bohatera „Dyliżansu filozoficznego” twórcę filozofii eklektycznej, Victora Cousina. Poprzez nieco pocieszną postać miłośnika wszystkich książek bez względu na poglądy, które wyrażały, opowiedział o nieadekwatności narzędzi intelektualnych wobec skomplikowanej rzeczywistości ludzkiej. Co zrobić z faktem, że człowiek jest złożony z wielu ludzi? „W istocie: L'homme est complexe. Jest nie tylko «jezuitą» i «karbonariuszem», reakcjonistą i liberałem: jest idealistą i pozytywistą, i mistykiem, i sceptykiem równocześnie”. Czy to oznacza, że wszystkie systemy filozoficzne są fałszywe? Przeciwnie – są prawdziwe, ale do pewnego stopnia. Dopiero system systemów oddałby  w pełni komplikację świata oraz człowieka i mógłby okazać się prawdziwy. 

 Jak widać, Miciński najchętniej (i najciekawiej) pisał o palących kwestiach intelektualnych, tworząc portrety ważnych dla niego filozofów. Myśl objawiała mu się „w ludzkim mięsie”, poprzez konkretnego człowieka. Wybierał najmroczniejsze momenty z życia somatycznego intelektualisty, aby dotrzeć do miejsc, w których jego myśl zatracała się w ciele, bledła,  przestawała logicznie wynikać ze zbudowanego wcześniej systemu.

Bolesław Miciński, „Pisma zebrane”, t. 2 
„Treść i forma. Artykuły i recenzje”
. Biblioteka
Więzi, Warszawa, 300 stron,
w księgarniach od lutego 2012
W „Portrecie Kanta” opowiadał o późnym okresie życia filozofa, kiedy ten tracił już poczucie rzeczywistości. Na nic zdała się powtarzalność codziennej rutyny – pobudka o piątej, do siódmej fajka i filiżanka herbaty, praca na uniwersytecie, bilard w cukierni, obiad ze znajomymi, potem samotny spacer i tak dalej, z niewielkimi odstępstwami, przez całe dziesięciolecia. Dla obserwatora wydałaby się zapewne dowodem licznych manii autora „Krytyki czystego rozumu”. Dla Kanta w interpretacji Micińskiego była jedynym uzasadnieniem istnienie świata i jego samego. Utrata świadomości równała się utracie wszystkiego. Nie tylko w potocznym sensie, również i filozoficznym. W systemie Kanta kategorie świadomości konstruowały świat. „Wieczorna mgła płynie po szybach, przenika szczeliny okien i gęstnieje w fałdach firanki. Cienie plączą się po ścianach, rozwiewają, krzyżują i ciemnieją. Cienie nasiąkają złotem ram, zielenią jedwabiu i wiśniowym połyskiem biurka. Cienie suną po lśniącej posadzce, pełzną po ćwiartkach papieru, sięgają dłoni, obrzeżają ciemnym konturem suche palce, tężeją w oczodołach, leżą na zapadłych policzkach i znaczą czernią linię ust”. Jak nazwać to coś, co trzyma myśl w szachu, co nie pozwala jej na wypowiedzenie triumfalnego: „wiem, czym jest świat, i jakie jest jego przeznaczenie”? Czy wystarczy powiedzieć, że chodzi o zbliżającą się indywidualną śmierć, czy chodzi o coś więcej, mroczną zasadę życia, którą wypieramy ze świadomości, a która wraca, gdy słabnie rozum?

Swoje teksty Miciński tkał z obrazów, niejasnych, niełatwo poddających się interpretacji. Refleksja filozoficzna przechodziła łagodnie w tekst poetycki. Wybór języka poezji to dla każdego filozofa decyzja egzystencjalna. Oznacza powrót energii, której Platon tak się obawiał, że musiał wyrzucić poetów z najlepszego państwa. Ich obecność oznaczała zagrożenie „manią”, szałem twórczym, którego efektem nie była nauka odkrywająca prawdy ogólne, ale jednostkowa wizja, nieprzekazywalna nikomu, choć często prowadząca do przemiany całego życia.

„Obrazy” Micińskiego uwodzą, ale nie udają, że głoszą jakąś ostateczną prawdę. Unikają jednoznaczności, nie dowodzą niczego i w ten sposób organicznie wyrażają przesłanie autora: prawda to kwestia decyzji. Podejmujemy ją, gdy wyczerpani „podróżą do piekieł” nie mamy siły iść dalej. Nie ma co udawać, że jej powodem był świat albo genialna idea naszego Nauczyciela, ideologa czy intelektualisty.

Znał wszystkich i pewnie dlatego publikował niemal wszędzie. Czy musiał akurat w „Prosto z mostu”? Tygodnik redagowany przez Stanisława Piaseckiego, związanym był z nacjonalistyczną Organizacją Narodowo-Radykalną. Owszem, na początku istnienia pisma, publikowało w nim wielu wybitnych autorów z różnych parafii (choć raczej nie żydowskiego pochodzenia, z wyjątkiem samego redaktora naczelnego), choćby Konstanty Ildefons Gałczyński, Jerzy Andrzejewski, Aleksander Świętochowski. A także publicystów, którzy po wojnie odgrywali znaczące role w kulturze PRL-u – Jan Dobraczyński, Jerzy Waldorff czy Alfred Łaszowski. Ze względu na coraz radykalniejszy nacjonalizm i antysemityzm pisma, Miciński przestał publikować w „Prosto z mostu”. Pisał o tym z niesmakiem, ale i żalem w liście do Jarosława Iwaszkiewicza. Szkoda, że kiedy wybuchła wojna i z całą jaskrawością mógł przekonać się o konsekwencjach nacjonalizmu i totalitaryzmu, nie podjął się (przynajmniej w żadnym z opublikowanych w zbiorze esejów) analizy uwikłania polskich intelektualistów w te idee. Wprawdzie sam Miciński ich nie wyznawał, ale z pewnością przyglądał się w redakcji „Prosto z mostu” postępom choroby. Może nie zdążył – zmarł na emigracji w 1942 roku.

W 1927  roku ukazała się we Francji „Zdrada klerków” Juliena Bendy. Książka stałą się biblią intelektualistów, którzy zaangażowanie w politykę uznawali za zdradę swojego powołania. Jeśli Miciński należał do jakiejś partii, to właśnie apolitycznych klerków. W swoim pisarstwie unikał komentarzy do współczesnych wydarzeń. Nawet gdy jednego ze swoich bohaterów określił mianem „przeciętnego czytelnika gazet”, miał na myśli kogoś takiego jak Sancho Pansa, a nie realnego mieszkańca ulicy Stalowej. 

Szkoda. Pozycja intelektualisty powinna być pierwszą, którą się kwestionuje. Nieustannie. Nie tylko w historycznych postaciach jak Kartezjusz czy Kant, ale również w nowszych wersjach. Sprawa jest aktualna do dzisiaj. Wystarczy przypomnieć przebieg debat o Smoleńsku, Jedwabnem czy „złotych żniwach”. Intelektualistom, choć uczestniczyli w nich z zaangażowaniem, zawsze udawało się stać z boku. Będąc z ludem i dla ludu – wychodzili poza lud. Nie dlatego, że okazywali się outsiderami, raczej dlatego, że umiejscawiali się „wyżej i inaczej”. Zastanawia nieobecność autorefleksji intelektualistów na temat własnej pozycji w społeczeństwie oraz jej prawomocności. I to w czasach, kiedy kwestionuje się wszystko, podejrzewając słusznie, że nic nie jest takie, za jakie chce uchodzić.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.