W książce nie ma krzyków  – Anna Langfus
Anna Szternfinkiel-Rajs (Anna Langfus) / fot. Paul Grosjean, archiwum Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”

W książce nie ma krzyków
– Anna Langfus

Joanna Ostrowska

W 1962 roku Polska Agencja Prasowa podała informację następującej treści: „Największa nagroda literacka Francji – nagroda Goncourtów została przyznana Polce, Annie Langfus za książkę pt. «Les Bagages de Sable»”

Jeszcze 4 minuty czytania

„Aby przełożyć na słowa grozę losu Żydów w czasie wojny,
musiałam stworzyć dzieło literackie. Był to trudny krok”
Anna Langfus

W 1966 roku na łamach czasopisma literackiego „Kamena” ukazał się reportaż autorstwa Romualda Wiśniewskiego pod tytułem „Śladami Anny Langfus”, który miał być przede wszystkim tekstem „pogrobowym”. Został zamówiony po niespodziewanej śmierci pisarki w tym samym roku. Autor artykułu wspomina trudności, jakie napotkał na samym początku „pracy badawczej” nad biografią Langfus. Pisze, że zgodził się napisać artykuł o polskiej laureatce Goncourtów już w 1962 roku na zamówienie francuskiej gazety „Liberation”, która zażądała takowego od Polskiej Agencji Prasowej. Kobiet o tym imieniu i nazwisku było jednak kilka. Na ślad właściwej reporter trafił dopiero dzięki pomocy prof. dr. Michała Voita, którego pacjentka przyjęła po wojnie nazwisko Langfus, po swoim drugim mężu.

Wiśniewski próbował jak najwierniej odtworzyć losy Anny Langfus-znanej pisarki. Koncentrował się na jej przedwojennym życiu w Lublinie, gdzie uczęszczała do szkoły im. Unii Lubelskiej. Pisał o pierwszym małżeństwie z Jakubem Rajsem, o wyjeździe na studia do Belgii (Wyższa Szkoła Włókiennicza w Verviers) i w końcu o okresie wojny. Powojnie w Lublinie, przed wyjazdem do Francji, to tylko kilka luźnych informacji o powrocie do domu, doświadczeniu teatralnym w Studium Dramatycznym Karola Borowskiego i Eleonory Frenkiel-Ossowskiej. Powody emigracji są dla reportera raczej nieznane. „Anna Sternfinkiel-Rajs była wtedy wyjątkowo piękną kobietą i miała wielu adoratorów, lecz nie zwracała na nich uwagi. Nie garnęła się też do szerokiego towarzystwa. Miała swoje grono przyjaciół i wśród nich się obracała. Niezwykła uroda nie ułatwiała jej życia. Przeciwnie. Spotykała się z wyrazami zazdrości ze strony niektórych koleżanek, a nawet złośliwymi plotkami. Być może to było jednym z powodów, że w roku 1946 wyemigrowała do Francji, gdzie poślubiła nijakiego Langfusa”. Uroda jako powód emigracji w 1946 roku wydaje się niepoprawnym żartem, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę liczbę Żydów emigrujących z Polski po pogromie kieleckim. Jak zły omen uroda pojawia się ponownie w podsumowaniu artykułu, które stanowi dowód niechęci autora do mocnych puent: „Jedna z najpiękniejszych kobiet w Lublinie pojechała do Paryża, by podbić go nie swoją urodą, lecz piórem”.

Anna Szternfinkiel (Anna Langfus),
ok. 1939 / fot. Hartwig Edward, archiwum
Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”
Zarówno postać Anny Langfus, jak i jej twórczość zostały w Polsce praktycznie całkowicie zapomniane. Autorka – Żydówka urodzona w Polsce, emigrantka we Francji – pisała tylko i wyłącznie po francusku. Od 1956 roku, kiedy ukazała się jej pierwsza powieść „Sól i siarka”, minęło już ponad pięćdziesiąt lat. Pierwszy przekład Langfus na polski to wydanie wspomnianego debiutu pod dość dyskusyjnym tytułem: „Skazana na życie” w tłumaczeniu Hanny Abramowicz z roku 2008. Ani nagrodzona nagrodą Goncourtów powieść „Bagaże z piasku”, ani ostatnia książka „Skacz, Barbaro” dotychczas nie ukazały się na polskim rynku wydawniczym. Zapomnieć o Annie Langfus nie pozwala jedynie niezależny ośrodek kultury Brama Grodzka – Teatr NN w Lublinie. Dzięki staraniom tej instytucji twórczość Langfus, wspomnienia o niej, fotografie, dokumenty, opracowania i recenzje zostały zgromadzone w czymś na kształt wirtualnego archiwum, które jest powszechnie dostępne.

Sól i siarka, czyli „Skazana na życie”

Wydana we Francji „Sól i siarka” miała stanowić świadectwo kobiety-Żydówki, która przeżyła Holocaust. Sama Langfus wspominała debiut: „Próbowałam, pisząc, uwolnić się od zbyt trudnego osobistego doświadczenia i, chociaż doświadczenie to było nieodłącznie związane z tragedią zbiorową, myślałam, z pewną naiwnością, przynajmniej na początku, że dotyczy ono tylko mnie, oczywiście z właściwą każdemu pisarzowi, tkwiącą gdzieś w świadomości myślą, że tym pewniej wyrażę prawdę ogólną, z im większą uwagą odniosę się do swej własnej, szczególnej prawdy”. Ta „naiwność” jest charakterystyczna dla tekstu Langfus.

Okładka pierwszego wydania powieści
Anny Langfus „Le Sel et le soufre”,
Gallimard, 1961
Niespełna dwudziestoletnia młoda mężatka z dobrego domu, która po zaliczonej sesji na pierwszym roku studiów wraca do Polski na wakacje, zostaje dość niespodziewanie zmuszona przez wojnę, by zostać w kraju. Niedojrzała, niedorosła Maria buntuje się przeciwko okupacyjnej rzeczywistości, wierząc że świat jej dzieciństwa i młodości przetrwa. Uważa, że „w gruncie rzeczy ta wojna to sprawa dorosłych”. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego niania, z którą spędziła całe swoje życie, musi opuścić getto w Lublinie i zostawić ją samą. Buntuje się przeciwko mężowi. Z jednej strony chce opuścić dzielnicę zamkniętą i uciec, z drugiej – za wszelką cenę pragnie zostać z rodzicami, bo taki jest los córki: „Niech dziecko powie wszystkie głupoty, które plączą mu się po główce, ale niech się nie denerwuje, mogłoby mu to zaszkodzić. Nie denerwuj się kochanie [mówi mąż Jakub – J.O.]. Przecież widzisz, opiekuję się tobą. Zostaniemy wszyscy razem i razem zdechniemy. Grzecznie, nie denerwując się. Kładzie czarną od sadzy rękę na moim ramieniu”.

Narratorka powieści, a zarazem główna bohaterka Maria, to rzecz jasna alter ego samej autorki. Opisywany przez nią holocaustowy żywot pokrywa się w większości przypadków z biografią Langfus, która w trakcie wojny straciła rodziców i pierwszego męża, Jakuba Rajsa. Z getta w Lublinie Maria ucieka do getta warszawskiego. Następnie ukrywa się po aryjskiej stronie, nawiązuje kontakt z AK, potem próbuje przetrwać w kryjówce w lesie. Na swojej drodze spotyka niemieckiego oficera, który pomaga jej i jej mężowi. W końcu w wyniku denuncjacji trafia do więzienia. Wyzwolenie pojawia się wraz z Armią Czerwoną.

Wojenno-holocaustowa relacja Langfus powstała, zgodnie z opinią autorki, w wyniku „presji przeszłości”: „z tej wojny wyszłam obarczona doświadczeniem zbyt trudnym, bym mogła wrócić do normalnej egzystencji. Pisanie stało się dla mnie sposobem, by się go pozbyć i być może, byłam wystarczająco naiwna, by wierzyć, że ciężar książki wystarczy, by przywrócić równowagę między przeszłością, a teraźniejszością”. „Sól i siarka” miała być powieścią-podsumowaniem, w której przeżycia wojenne autorka zamyka w literackiej fikcji. Koniec końców problem fikcji i Holocaustu stał się tematem, który towarzyszył jej przez całe życie.

Spotkanie Anny Langfus z Ziomkostwem Lubelskim w Izraelu (1963) / „Kol Lublin” (Voice of Lubliner), Tel Aviv,
nr 4, listopad 2005, archiwum Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”

Krzyku nie można wydrukować!

W 1963 roku Anna Langfus – w trakcie forum Światowej Organizacji Kobiet Syjonistek – wygłosiła referat pod tytułem „Krzyku się nie drukuje”. Odwołując się do swoich własnych doświadczeń pisarskich, opierając się na powieściach „Sól i siarka” i „Bagaże z piasku”, próbowała samodzielnie osadzić własną twórczość w kontekście literatury holocaustowej. Tytuł wystąpienia był zarazem cytatem z treści. Langfus podejmowała kwestie nieprzekładalności doświadczenia holocaustowego: „Gdzież [w książce – J.O.] są docierające do uszu krzyki, gdzie rany i krew, gdzie strach i rozpacz w oczach ofiar, gdzie obecność śmierci?”. Jednocześnie bardzo radykalnie opowiadała się po stronie powieści, nie dokumentu (za przykład podała „Dziennik Anny Frank”), jako gatunku, który właśnie dzięki fikcji ma szanse przynieść jej, jako autorce wyzwolenie od wspomnień.

Anna Langfus z rodziną i sąsiadami, Nagroda
Goncourtów, 1962
/zbiory Henryki Heinzdorf,
archiwum Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”
Fikcję traktowała bardzo jednoznacznie, zaznaczając, że sam wybór formy literackiej, innej niż wspomnienia, oznacza zniekształcenie „prawdy”: „Wiedziałam, że prawda w tym przypadku mogła być, bardziej niż gdzie indziej, nieprawdopodobna, i że musiałam łagodzić, cieniować pewne fakty, aby relacja stała się czytelna. Jakiż obłąkańczy umysł wymyśliłby to, co działo się w piwnicach gestapo? (…) Rzeczywistość ma prawo do złego gustu. Fikcja – nie. Chciałam powiedzieć prawdę, lecz wiedziałam, że całej prawdy powiedzieć się nie da i że muszę jej część pozostawić w cieniu”. W rozważaniach pisarka siłą rzeczy powraca do starych rozróżnień, zgodnie z którymi literatura to albo fakt, albo fikcja, a styl pisania charakteryzuje wybór między metaforą a obiektywizmem. Hayden White w tekście „Realizm figuralny w literaturze świadectwa” wskazuje na identyczne rozróżnienie, którym kierował się Primo Levi, potępiając „każde pisarstwo mówiące o Holocauście, które naznaczone jest «pokrętnością» i wszelkiego rodzaju «retorycznymi» nadużyciami”. W konsekwencji White udowadnia, że tekst Primo Leviego „Czy to jest człowiek” bez względu na deklaracje autora stanowi jedno z najważniejszych świadectw Holocaustu, właśnie dlatego, że odtwarza „obozowe odczucia” za pomocą poetyckich wypowiedzi. W przypadku Langfus emocje wspomnień zostają również zanegowane: „Nie ma [pisarz, pisarka – J.O.] wyolbrzymiać relacjonowanych przez siebie faktów, lecz znaleźć dla nich skromne miejsce między słowami, tak, by żyły. Musi trzymać na wodzy własne uczucia, własne oburzenie, własną złość. Groza ma własny język i głos ludzki będzie zawsze zbyt słaby, by go oddać”.

fot. archiwum Ośrodka „Brama Grodzka 
– Teatr NN”
Lektura tekstów Langfus pozostawia nas jednak z zupełnie innym wrażeniem: „Słońce rozjaśnia świętych na witrażach. Idziemy w ciszy drogą krzyżową. Jezus patrzy na nas swymi licznymi twarzami o oczach wielkich od cierpienia. Wokół niego drwiący kaci. Ale stoi też tu Maria Magdalena i ściera z jego włosów krew i plwociny. A ja sobie myślę, że na zewnątrz jest za dużo tych, którzy są w agonii i którym nawet kurwa nie okaże litości”.

Krew nieba

Próby odzyskania twórczości pisarskiej Anny Langfus opierają się przede wszystkim na porównaniach do innych znanych nazwisk związanych z literaturą obozowo-holocaustowo-wojenną. Przekonanie, że recepcja zapomnianej pisarki odbywa się poprzez zestawienia z „ważnymi autorami”, to jeden z mechanizmów uzupełniania białych plam polskiej literatury, który mija się z celem.

Powody nieistnienia twórczości Langfus w polskiej świadomości literackiej paradoksalnie najlepiej, choć w odniesieniu do innego autora, wyjaśnia Jan Goślicki w przedmowie do książki Piotra Rawicza „Krew z nieba”: „Mimo przemożnego sukcesu w Paryżu, «Krew nieba» czekała aż czterdzieści lat na polski przekład, wystarczająco długo, żeby parę pokoleń czytelników zdolnych pojąć stawkę, o którą powieść gra, poumierało, powyjeżdżało lub powariowało. Czy tak być musiało? (…) Trafiały się dłuższe okresy, w których wydawano książki (na krótką metę) o niebo dla władzy niebezpieczniejsze. Myślę, że raczej utrącił ją jakiś urazowy autor recenzji wewnętrznej, która potem ciągnęła się za nią jak smród. Co do paryskiej «Kultury», w której poza tym Rawicza chętnie drukowano, zapewne rozstrzygnęły pryncypia, szlachetne bez wątpienia, bo zapobiegające dolewaniu oliwy do polsko-ukraińskiego ognia: stąd gotowość do poświęcenia dzieła ponad wątpliwość wybitnego. (…) W grę (…) wchodzić tu też mogła pewna, nie podobna zaprzeczyć, tradycja w myśleniu polskim o kulturze, troska o zjadacza chleba, którego w nadziei na recycling w anioła, należało chronić przed literaturą nadmiernie zbrutalizowaną”. Jedyna przetłumaczona na język polski powieść Langfus, dotycząca okupacji i Holocaustu, to świadectwo, które bardzo wcześnie, już w drugiej połowie lat 50. nie było wolne od stwierdzeń: „ten, który cierpiał niekoniecznie jest świętym”.

Anna Langfus na lotnisku w Tel Awiwie, 1963 / zbiory Henryki Heinzdorf, archiwum Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”

Brak patosu, idealizowania ofiar, demonizowania sprawców; postacie „uczciwych Niemców” i polscy kolaboranci – to tylko niektóre figury i strategie pamiętania, które przez długi czas wydawały się być niewygodne i „niebezpieczne” dla polskiego czytelnika. Z drugiej strony delikatne, ale jednak wspomnienia o goleniu głów, gwałtach, wojennej prostytucji, czy po prostu opisy zniszczonego, sponiewieranego ciała ludzkiego/kobiecego, które Langfus wręcz kultywuje w ostatniej części debiutanckiej powieści, też prawdopodobnie nie byłyby łatwe do zaakceptowania.

Anna Langfus (Anna Regina Szternfinkiel) (1920-1966)

Była powieściopisarką i dramaturgiem, autorką tekstów o Zagładzie i dramacie ocalałych. Jako jedna z pierwszych poruszała te kwestie w literaturze. Po wojnie mieszkała w Paryżu, zyskała uznanie jako pisarka francuskojęzyczna. Jej utwory zostały przetłumaczone na kilka języków. W 1962 r. za powieść Bagaże z piasku otrzymała najważniejszą francuską nagrodę literacką, Prix Goncourt. W Polsce twórczość Anny Langfus jest prawie nieznana. 19 lutego 2008 r. dzięki oficynie Prószyński i S-ka, na półki ksiegarskie trafiło pierwsze polskojęzyczne wydanie książki Anny Langfus – „Skazana na życie” („Le sel et le soufre”) w przekładzie Hanny Abramowicz. Ten prozatorski debiut pisarki to autobiograficzna relacja z czasów okupacji, ujęta w formę powieściowej fikcji. We Francji książka ukazała się w 1960 r. W 1961 r. uhonorowana została szwajcarską Nagrodą im. Charlesa Veillona (dla najlepszej powieści francuskojęzycznej). Inicjatywa wydania powieści Anny Langfus, w ponad czterdzieści lat po śmierci pisarki, zrodziła się w Ośrodku "Brama Grodzka-Teatr NN", gdzie od kilku lat zespół – we współpracy z Jeanem-Yvesem Potelem, francuskim pisarzem i wykładowcą uniwersyteckim, byłym radcą kulturalnym Ambsasady Francji w Warszawie – zajmuje się odkrywaniem biografii i twórczości lublinianki.

Więcej tutaj.

Wspomniany wyżej Piotr Rawicz pojawia się w tekście o Annie Langfus nie tylko ze względu na trafny komentarz autora przedmowy do jego powieści. Pisarz i pisarka tworzyli w tym samym czasie w Paryżu i mieli okazję się poznać. Po spotkaniu pozostał wywiad, w którym zderzają się dwa zupełnie inne, i w Polsce praktycznie nieznane, spojrzenia na literaturę holocaustową. Zachowawcza Langfus, borykająca się z kwestią zderzenia fikcji i wojennej przeszłości, kontra Rawicz, dla którego wojna była dowodem na istnienie Boga i tematem literackim poza granicami wrażliwości. 

Siostrzenica Langfus, Henryka Heinsdorf, wspomina ciotkę z okresu paryskiego jako osobę chorowitą i słabą, która jak każdy miewała lepsze, bądź gorsze dni. Mówi, że do końca myślała o czasach wojny, choć rzadko o nich rozmawiała. Oprócz strasznego pesymizmu, Heinsdorf przywołuje dni, które ciotka spędzała w łóżku, paląc papierosy i pisząc. Sama pisarka w jednym z wywiadów przyznała się do lenistwa. Marzyła o tym, żeby zrezygnować ze wstrząsów, które przeżyła, „nawet za cenę milczenia”. Zapewne była urodziwa, ale „nikt się nie spodziewał, że ona dostanie nagrodę, bo te wszystkie książki były takie strasznie smutne. Ja [Henryka Heinsdorf – J.O.] pamiętam, że tego dnia ona po prostu się nie spodziewała”.

Autorka korzystała z materiałów zgromadzonych na stronie Ośrodka „Brama Grodzka –Teatr NN”. Ze strony Ośrodka pochodza także fotografie użyte w tekście.
 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.