Publiczne pudrowanie nosa
Hotel Centralny należący do rodziny Alexa, 1939, fot. L. Hartwig, Copyright © Marek Pluta

Publiczne pudrowanie nosa

Joanna Ostrowska

Początkowo błędnie zaszufladkowałam mojego bohatera, Alexa, jako „homoseksualistę”. W polskim dyskursie publicznym historia osób transpłciowych, niebinarnych, wymykających się klasycznym kategoriom, jest nadal niewidoczna

Jeszcze 8 minut czytania

 
Pawłowi Soszyńskiemu

„Alex” to pewna wypadkowa. Imię mojego bohatera zapisane w aktach brzmi zupełnie inaczej, ale w przypadku tej historii warto zaryzykować i je zmienić. Trudno bowiem pisać o kimś, kto był odmienny-queerowy, używając imienia i nazwiska powielanego z lubością w aktach prześladowców. Mamy do czynienia z osobą wymykającą się standardowym, binarnym schematom płciowym, więc należy wystrzegać się decydowania o tożsamości płciowej i orientacji psychoseksualnej. Alex bez skrępowania nosił buty na wysokim obcasie i makijaż. Publicznie performował swoją odmienność. Mówił o sobie w rodzaju męskim i stosował określenie „homoseksualista”, ale wiemy to na podstawie dokumentacji policyjnej i sądowej. Być może w życiu codziennym używał form żeńskich albo mieszanych, miał pseudonim, lokalną ksywkę albo mówił o sobie „ciota” (zresztą w zgodzie z „ciotowską interwencją” opisaną przez Kamila Karczewskiego). Niewykluczone również, że mówiąc o „homoseksualizmie”, Alex miał na myśli transpłciowość.

Pod koniec XIX i na początku XX wieku pragnienie homoseksualne było nadal często łączone z odmiennością płciową, mimo protestów Instytutu Seksuologii Magnusa Hirschfelda. W tamtym czasie, obok imion Toni i Gert, Alex był jednym z najpopularniejszych wyborów dla osób określających się jako trans. Forma neutralna imienia pozwala na rozszczelnienie narracji i poszerzenie perspektywy. Pisząc o Alexie, unikam nacechowanych silnie słów „mężczyzna” i „on”. Nie stosuję też wymiennych form żeńskich, czasowników w obu formach ani form neutralnych z „x” („Alex byłx”). Na potrzeby tej queerowej opowieści sprawdzam wersję hybrydalną: neutralne imię i formy męskie, które były używane przez mojego bohatera. Moje językowe dylematy uznaję za punkt wyjścia do tej opowieści.

W polskim dyskursie publicznym historia osób transpłciowych, niebinarnych, wymykających się klasycznym kategoriom jest nadal niewidoczna. Odrzucana na mocy zgubnego przeświadczenia, że te „nowoczesne teorie” nie mają nic wspólnego z środkowoeuropejską rzeczywistością. Jednak legalne procedury zmiany imienia, certyfikaty dla osób trans – dowody osobiste chroniące ich w szpitalach i na posterunkach policji, a także pierwsze tranzycje – to, wbrew naszemu polskiemu mniemaniu, wynalazki już z lat 20. i 30. Zresztą niektóre z tych dokumentów przetrwały do dziś. Koncepcje różnych tożsamości płciowych, próby wychodzenia poza binarne kategorie czy po prostu bogata queerowa prasa docierały także na ziemie rozbiorowe, a później na tereny II Rzeczpospolitej. Nie wypada udawać, że osób z Polski to nie dotyczyło.

Zmora źródeł zapisanych przez prześladowców, ich językiem, towarzyszy mi od początku pracy badawczej nad queerhistorią Europy Środkowo-Wschodniej. Mierzę się z dokumentacją sądową, policyjną, obozową, pojawiają się też raporty medyczne, często psychiatryczne. Mozolne zagłębianie się w kolejne sprawy karne wiąże się przede wszystkim z rozczytywaniem setek stron, na których „podejrzani” próbują przetrwać. Znają schematy odpowiedzi w trakcie zeznań tuż po aresztowaniu. Wiedzą, co trzeba powiedzieć przed sądem, a o czym lepiej nie wspominać.

Gdyby zebrać w całość wszystkie zeznania i listy Alexa z czterech procesów karnych na przestrzeni ponad dekady, powstałby podręcznik lawirowania – instrukcja potencjonalizowania własnej biografii w zetknięciu zarówno z niemieckim okupantem, jak i z przedwojennym polskim wymiarem sprawiedliwości oraz powojenną władzą ludową. Kontry brak. Alex nie zostawił świadectwa, nie prowadził dziennika, nie zwierzał się najbliższym. Nie zachowała się (albo nadal nie udało mi się jej odnaleźć) jego prywatna korespondencja. Setki stron dokumentów prześladowań, bogata kolekcja kolejnych stopni upokorzenia to jedyny odnaleziony ślad – zaledwie powidok fascynującej nienormatywnej biografii.

Opowieść o Alexie jest płynna, zawieszona między kolejnymi procesami i rozpisana na kolejne wersje epizodów biograficznych. Od połowy lat 30. był zmuszony opowiadać o sobie na różne sposoby. Czasem rozwijał niektóre wątki, innym razem celowo, bądź nie, gubił poszczególne zdarzenia. Nigdy jednak nie ukrywał swojej odmienności. Ta queerowa biografia nie jest więc w pełni czytelna, raczej – za Ariellą Aïshą Azoulay – „uobecnia wyparte potencjalności i umożliwia ich kontynuowanie w wytworzonym polu zjawisk historii imperialnej”. Można byłoby napisać opowieść o Alexie tak, aby pasowała do obowiązującej wizji homoseksualnego pragnienia w środku Europy w pierwszej połowie XX wieku. Mógłby być symboliczną figurą Polaka skazanego na mocy paragrafu 175 niemieckiego kodeksu karnego penalizującego relacje intymne osób tej samej płci. Sama zresztą uległam pokusie „wszechwiedzącego oka” historyczki i początkowo błędnie zaszufladkowałam tego bohatera. Prawie straciłam go przez to z pola widzenia.

Wskazówka

Wyruszamy na poszukiwanie naszych queerowych korzeni. Spróbujemy opisać homo-, trans- i bidziedzictwo, bo wiemy, że queer jest też specyficznie polski.
„Hom-e. Nienormatywne historie Polski” to cykl, w którym przybliżamy kulturę polską od strony tęczy. Historyczki i reporterów zachęcamy do pogłębionych kwerend w archiwach, badaczy kultury i krytyczki do odważnych reinterpretacji. Osoby LGBTQ+ walczyły na frontach wojen, współtworzyły ruch Solidarności, stały w kolejkach po pralki, szukały szczęścia. Są częścią naszej historii. Ich duma jest naszą wspólną dumą.

Cykl dedykujemy naszemu zmarłemu we wrześniu 2021 roku przyjacielowi, współredaktorowi „Dwutygodnika”, Pawłowi Soszyńskiemu, który był pomysłodawcą, siłą napędową i twórcą tego projektu, dobrym duchem wielu queerowych historii.

Na pierwszą część dokumentacji archiwalnej dotyczącej Alexa trafiłam w 2020 roku, przeglądając zespół akt Sądu Niemieckiego w Warszawie. Była to jedyna zachowana teczka sprawy karnej osoby sądzonej na mocy paragrafu 175 niemieckiego kodeksu karnego w tym sądzie w czerwcu 1944 roku. Przeglądając dokumenty pod kątem wyboru bohaterów do mojej książki „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”, odniosłam błędne wrażenie, że w tym przypadku mam do czynienia z osobą homoseksualną.

Przez lata poszukiwań kolejnych biografii udało mi się zgromadzić setki historii. Niektóre z nich ograniczały się wyłącznie do drobnych zapisków i danych osobowych zatrzymanych, co zresztą nie działało na ich niekorzyść. W końcu chodziło o stworzenie czegoś w rodzaju „mozaiki losów”. W przypadku innych osób udawało się odtworzyć dość skomplikowane biografie. Nie da się jednak ukryć, że część historii była bliźniaczo podobna. Większość z nich miała przecież swoje źródła w aktach sądów wojennych pieczołowicie katalogujących osoby podejrzane o zachowania nienormatywne. Schemat „klasycznej opowieści” wygląda następująco. Zatrzymany za „pederastię” vel „na mocy paragrafu 175” trafiał do aresztu. Następnie odbywał się proces, po którym zostawał ślad w postaci wyroku opisującego „czyny nierządne uwiedzionych i uwodzących mężczyzn”.

Mimo usilnych prób uniknięcia selekcji zebranych życiorysów, tworząc strukturę książki „Oni”, pominęłam historię Alexa. Potraktowałam tę opowieść jako „jedną z wielu”, reprezentowaną już przecież przez kilka innych biografii opisanych w książce. Wspomniałam o nim w jednym jedynym przypisie, tytułując go „skazany na mocy paragrafu 175”. Popełniłam błąd. Zadziałałam kategorycznie i schematycznie. Oceniłam zebrane dowody z perspektywy stricte prześladowczej. Ograniczyłam biografię tej osoby do wojennego epizodu – zapieczętowałam jej przeszłość.

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, choć takie „błędy” są nie do uniknięcia. Tym razem jednak prześlepiłam istotną wskazówkę, która była dosłownie na wyciągnięcie ręki – na pierwszej stronie teczki Alexa. Wystarczyło zobaczyć dwa zapiski pochodzące z rejestru wcześniejszych wykroczeń i je sprawdzić. W trakcie śledztwa kontrolowano zawsze, czy aresztowany był dotychczas karany. A jeśli tak, to na mocy jakich paragrafów. W zapiskach dotyczących Alexa pojawiają się dwie sprawy karne. Pierwszy proces odbył się w Lublinie w latach 1936–1937, drugi – w Warszawie w 1942 roku. Mój bohater był więc sądzony już przed wojną i skazany na mocy artykułu 245 przedwojennego polskiego Kodeksu Makarewicza (zarażenie chorobą weneryczną) na rok więzienia. W trakcie procesu próbowano wykorzystać przeciwko niemu także artykuły 236 (uszkodzenie ciała lub rozstrój zdrowia) i przemilczany w Polsce artykuł 207 (tzw. zawodowa prostytucja osób tej samej płci). Rzeczywiście od 1932 roku polskie prawo nie penalizowało relacji intymnych osób tej samej płci, ale jeśli zachodziła „konieczność” zatrzymania osób uznanych za homoseksualne, można było sięgnąć właśnie po paragraf 207. Zysk z „zawodowej prostytucji” rozumiano wtedy bardzo szeroko. Dwa wojenne procesy stanowią zatem w przypadku Alexa kontynuację prześladowań i jednocześnie wstęp do sprawy powojennej.

Fragment kenkarty Alexa ukradzionej polskiemu koledze. (źródło: Archiwum Dokumentacji Osobowej i Płacowej w MilanówkuFragment kenkarty Alexa ukradzionej polskiemu koledze (Archiwum Dokumentacji Osobowej i Płacowej w Milanówku)

Wizytówka

Alex podawał dwie daty urodzenia. Różnica dotyczyła dnia. Miesiąc i rok były stałe – sierpień 1906 roku. Urodził się w Kraśniku w rodzinie z niemieckimi korzeniami. Jego ojciec Rudolf mówił płynnie po niemiecku. Matka Aniela pochodziła z polskiej arystokracji. Cała rodzina należała do parafii ewangelickiej w Lublinie, dokąd przeprowadzili się przed I wojną światową. Alex był pierworodnym synem. Miał dwie siostry – Janinę i Zofię, oraz brata Bogdana. Adres zameldowania rodziny to plac Łokietka 5 w Lublinie, gdzie mieścił się Hotel Centralny prowadzony przez seniora rodu.

W wieku dwudziestu lat Alex ukończył gimnazjum Vetterów i wyjechał na studia handlowe do Antwerpii. Szkoły nigdy nie skończył ze względu na problemy finansowe rodziców. Wrócił do Polski w 1928 roku i już w listopadzie został powołany do wojska (Szkoła Podchorążych Rezerwy w Tomaszowie Lubelskim). W biografii powojennej te dwa fakty podane są w odwrotnej kolejności, ale nie ma to większego znaczenia. Na przełomie lat 20. i 30. rozpoczął kolejne studia – tym razem w Wyższej Szkole Handlowej w Poznaniu. Następnie niespodziewanie wrócił do Lublina i zapisał się do szkoły muzycznej. Często bywał w Warszawie, gdzie brał lekcje gry na fortepianie. Mówił o sobie, że jest z zawodu kupcem albo muzykiem. Trudno zresztą spisać wszystkie jego zajętości i pomysły na życie. Był w ciągłym biegu, aż do 1935 roku, kiedy trafił do szpitala psychiatrycznego, a niecały rok później do więzienia. W tym samym czasie zmarł jego ojciec Rudolf, więc można przypuszczać, że to wtedy majątek podzielono między spadkobierców. Alex otrzymał 1/8 Hotelu Centralnego wciąż kontrolowanego przez jego matkę. Pokój numer 1 miał być zawsze do jego dyspozycji.

Od połowy 1937 roku był znów na wolności i najprawdopodobniej został w Lublinie aż do końca 1939 roku. Od tego momentu oficjalnym właścicielem hotelu został jego młodszy brat Bogdan, choć na krótko. W trakcie II wojny światowej matka i siostra Alexa, Zofia, zostały w Lublinie. Trudno dziś ustalić, jakie były dalsze losy reszty rodzeństwa. Zofia pracowała w Bibliotece im. Hieronima Łopacińskiego. W 1944 roku, kiedy Armia Czerwona wyzwoliła Lublin, miała trzydzieści lat. Matka Aniela zmarła dwa lata po wyzwoleniu i została pochowana w grobie rodzinnym w Lublinie.

W tekście wszystkich życiorysów sporządzonych w latach 1935–1947 Alex pisał wprost o swoich doświadczeniach seksualnych w gimnazjum i później na studiach w Belgii i w Polsce. Wspominał, że wtedy odnalazł siebie. Słowo „homoseksualizm”, używane w różnych formach, często zapisywane przez protokolantów z błędami ortograficznymi, mogło być dla niego pewnym wytrychem – pojęciem, dzięki któremu nie musiał za każdym razem opisywać szczegółowo swojej tożsamości płciowej i orientacji psychoseksualnej. Gdyby nie pewien tajemniczy donos, być może jego losy potoczyłyby się zupełnie inaczej.

Mundurowa i ksiądz

Pogromczyniami ciot w międzywojennej Polsce miały być kobiety policjanci. Mundurowe z Wydziału Śledczego miasta Lublina zdecydowanie należały do tych, które trzymały rękę na pulsie życia moralnego miasta w latach 30. Helena Rzezakowa była jedną z dwóch funkcjonariuszek przeprowadzających wywiady środowiskowe dotyczące spraw związanych z „czynami lubieżnymi”, przestępstwami seksualnymi i innymi zachowaniami uznanymi za niemoralne. Do 1929 roku mieszkała w Warszawie i pracowała jako opiekunka do dzieci albo gospodyni domu. Miała doskonałe referencje jako osoba godna zaufania, sumienna i pracowita. W 1920 roku broniła Warszawy w Ochotniczej Lidze Kobiet.

Pod koniec kwietnia 1936 roku sporządziła raport przeznaczony bezpośrednio dla kierownika Wydziału i Wiceprokuratora. Sprawa dotyczyła nie tylko Alexa, ale również innych osób wskazanych w złożonym do prokuratury tajemniczym donosie. Trudno powiedzieć, kim były inne „wymienione osoby” – tekst donosu nie zachował się. Rzezakowej udało się ustalić jedynie, że Alex: „dopuszcza się czynów nierządnych z nieletnimi chłopcami, których werbuje do hotelu Centralnego, którego jest zarządzającym, gdzie w pokoju nr 1 odbywają się orgje, w czasie których (…) gra rolę kobiety, przebierając się w stroje kobiece, które przechowuje w tymże pokoju”. Oprócz czynności seksualnych mundurowa wspominała o podejrzeniu zarażenia chorobą weneryczną w ostatnim stadium oraz ponownie podkreślała: „Charakterystycznem jest (…), że ma on stale malowane usta, włosy fryzowane po kobiecemu, a nawet noszona przez niego jesionka ma damski krój”.

Cztery dni po złożeniu raportu rozpoczęto serię przesłuchań. Wezwano kilkunastu świadków, zarówno osoby, które przyznały się do relacji intymnych z Alexem, jak i jego współpracowników z hotelu i autorkę raportu policyjnego. W teczce tej sprawy piętrzą się liczne dokumenty. W większości zeznań pojawiają się nawiązania do damskiego szlafroka, butów na wysokim obcasie i delikatnego kobiecego głosu. „Nieletni chłopcy” z raportu Rzezakowej byli w wieku 15–18 lat. Większość z nich znała Alexa – nie był anonimowy. Niektórzy mówili wprost, że chodziło o to, żeby „wykiwać frajera i wyciągnąć z niego forsę, póki się da”. Otrzymywali jednak tylko drobne kwoty. Spotykali się w centrum miasta, często na ulicy Królewskiej blisko Bramy Krakowskiej oraz w okolicach kin Rialto i Corso. Młodzi mężczyźni trafiali następnie do Hotelu Centralnego zarządzanego przez Alexa i brali udział w zakrapianych imprezach. Właściwie w każdym opisie spotkań pojawia się informacja o butelce wódki, kanapkach z szynką, cukierkach, gruszkach i innych smakołykach. Ewidentnie zarządzający hotelem miał gest. Potrafił się bawić, a jego przyjęcia były znane w całym mieście. Można przypuszczać, że pojawiali się tam również inni niewymienieni z nazwiska goście, o których nie wypadało albo wręcz nie wolno było wspominać. Jeden ze świadków rzucił mimochodem, że trafił tam na boksera Borkowskiego. Wątku nie pociągnięto.

Śledczy byli bardzo dociekliwi nie tylko w sprawie serwowanych dań i alkoholu. W trakcie zeznań dopytywali o najdrobniejsze szczegóły relacji intymnych, choć de facto nie służyło to śledztwu. Z dzisiejszej perspektywy można uznać, że opisane historie to raczej przykład barteru seksualnego, opartego na pewnej zależności. Prawie trzydziestoletni, niezależny finansowo człowiek mógł sobie pozwolić na organizowanie przyjęć, orgietek i zabaw, w których brały udział osoby z zupełnie innej klasy społecznej. Choć nie zawsze, młodzi mężczyźni z dobrych domów również odwiedzali Hotel Centralny.

Jego odmienność nie była tajemnicą w lubelskiej rzeczywistości. Dosłownie cztery dni po ogłoszeniu wyroku Sądu Okręgowego w Lublinie dziennik żydowski „Lubliner Tugeblatt” opublikował krótki artykuł o sprawie Alexa, który „stał się bardzo popularny w mieście dzięki swojemu niezwykłemu wyglądowi i sposobowi zachowania się na ulicy i między ludźmi”. Miał próbować za wszelką cenę „wywrzeć wrażenie bycia kobietą. Takie były jego maniery, uśmiech, ubranie, nie wstydził się też wcale wyciągać publicznie puderniczki i niczym kobieta przypudrowywać twarz. Do teatru zwykł przychodzić w damskim żakiecie”. Autor artykułu zaznaczał, że przez ostatnie dwa lata „ludzie opowiadają o nim tylko pikantne rzeczy. Zwykło się go widywać w towarzystwie młodzieńców i to też prowokowało”.

Ta najdłużej ukazująca się w Lublinie gazeta w języku jidysz była jedynym medium prasowym, które odnotowało proces Alexa. Endecki „Głos Lubelski” sprawę przemilczał, choć – oprócz nieheteronormatywności – można było zahaczyć oskarżonego także o niemieckie pochodzenie ojca. Natomiast dla autora tekstu w „Lubliner Tageblatt” sprawa musiała być priorytetowa, w końcu od 1928 roku redakcja dziennika znajdowała się na ulicy Królewskiej 13, dosłownie kilkadziesiąt metrów od Hotelu Centralnego.

To właśnie ta widoczność w lubelskiej rzeczywistości najprawdopodobniej uruchomiła machinę policyjno-sądową. Pierwszy raport dotyczący Alexa sporządziła Helena Rzezakowa, ale o „pogłoskach o zboczeniach homoseksualnych” doniósł prokuratorowi ks. Kazimierz Gostyński – proboszcz kościoła Matki Bożej Zwycięskiej w Lublinie. Być może to on był autorem tajemniczego donosu ze stycznia 1936 roku. Swoje zeznanie złożone w maju zakończył słowami: „[Alexa] ani osobiście, ani też z widzenia nie znam”. Jak widać, nie miało to większego znaczenia.

Terapia

W trakcie rozprawy Alexowi udowodniono wyłącznie zarażenie chorobą weneryczną jednego z kochanków. Wyrok ogłoszono na początku listopada – rok więzienia (więzienie na Zamku w Lublinie). Wszelkie domysły dotyczące przemocy seksualnej i wykorzystywania „małoletnich” zostały przez sąd odrzucone. Alex wyszedł na wolność w maju 1937 roku. W więzieniu prosił o podręczniki do nauki języków i materiały piśmienne. Pisał listy do sędziów, walczył o kasację wyroku, próbował prosić o złagodzenie wymiaru kary. Takie działanie będzie charakterystyczne także w następnych sprawach karnych Alexa. Pod koniec listopada 1936 roku napisał: „Gdyby przeszkodę ku zmianie środka [zapobiegawczego – J.O.] stanowić miał zarzut nałogowości, oświadczam, że wstrząs psychiczny wywołany następstwami (…) dotychczasowego mojego postępowania wyleczył mnie raz na zawsze z homoseksualizmu co potwierdzić może policja”. Wtedy po raz pierwszy i ostatni próbował bronić się, przyjmując narrację prześladujących, podając w wątpliwość swoją orientację psychoseksualną.

Jednym z materiałów dowodowych w trakcie procesu były opinie lekarzy ze szpitala psychiatrycznego w Chełmie. Alex trafił tam już w styczniu 1935 roku z powodu nieustępującego bólu głowy, ale też z objawami zaawansowanej kiły. Prawie półtora roku przed aresztowaniem spędził tam trzy miesiące. Z lekarzem rozmawiał wprost o swojej orientacji psychoseksualnej. W trakcie wywiadu powiedział: „Ja się muszę przyznać p. doktorze to przykre, że jestem homoseksualistą”. Później kilka wspomnień o pierwszych partnerach, o wyjeździe do Antwerpii, dzięki któremu mógł wreszcie być sobą, ale też: „Ja prowadzę tego rodzaju życie, że muszę sobie co roku dawać krew do zbadania”. Oprócz alkoholu w opisie lekarza pojawia się także wspomnienie o narkotykach branych w sposób „nieoględny”. Psychiatra opisał też wygląd zewnętrzny Alexa. Zwrócił uwagę na „bujne, ondulowane włosy; wylakierowane i wymanikierowane paznokcie”. Do szpitala Alex przyjechał z walizką i małym neseserkiem, miał mówić „głosem afektowanem” i zachowywać się „jak zdenerwowana kobieta”. Żądał siatki do włosów, lusterka i pilniczka do paznokci, których mu niestety nie dostarczono, co wywołało ataki gniewu. Opuścił szpital pod koniec marca 1935 roku.

Prawie trzy dekady wcześniej Magnus Hirschfeld umieścił w swojej książce „Die Transvestiten: Untersuchung über den Erotischen Verkleidungstrieb” fragment listu osoby znanej jako Jenny, Johanna i John, pochodzącej z Austro-Węgier, która ostatecznie wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Gdyby nie rodzina, biografia Jenny/Johanny/Johna byłaby zupełnie inna:

I was born in 1862. I did not want any trousers and put up such a fuss, and since my sister was one year older I could wear her clothes until Mother died in 1868. My aunts then forced me to wear boys clothing. I clearly remember that I always only wanted to be a girl, and my relatives and acquaintances would tease me.

Urodziłam się w 1862 roku. Nie chciałam żadnych spodni i robiłam z tym tyle zamieszania, a ponieważ moja siostra była o rok starsza, mogłam nosić jej ubrania aż do śmierci matki w 1868 roku. Wtedy ciotki zmusiły mnie do noszenia ubrań chłopięcych. Pamiętam wyraźnie, że zawsze chciałam być tylko dziewczynką, a krewni i znajomi dokuczali mi.

Podejrzani

Mundurowe odnotowały nazwisko Alexa nie tylko w Lublinie, ale też w Warszawie jeszcze przed wybuchem wojny. W zachowanym „Skorowidzu osób podejrzanych” Komendy Głównej Policji Państwowej w Warszawie (Ref. Kobiecy) wśród prawie osiemdziesięciu nazwisk osób określonych przez warszawskie mundurowe jako „pederaści” dwukrotnie wymieniono dane osobowe mojego bohatera. Po raz pierwszy stał się on obiektem zainteresowania władz w 1934 roku, a następnie w roku wybuchu wojny. Trudno powiedzieć, czy przed, czy po wrześniu 1939 roku.

Skorowidz przypomina policyjny notatnik, w słupkach skrupulatnie zapisywano alfabetycznie nazwiska osób „niepewnych”. Każda z nich miała narażać społeczność stolicy na niebezpieczeństwo poprzez swoje „niemoralne” zachowania. Po każdym nazwisku w nawiasie zapisywano „kategorię”: „sutener”, „handel kobietami”, „pornografia” i „gwałt”. Na końcu każdego słupka, również jako przestępstwa seksualne, umieszczano „pederastię” i „miłość lesbijską”. Każdą linijkę podsumowywała sygnatura dokumentacji wraz z datą założenia teczki itp. Najprawdopodobniej to jakże cenne archiwum życia codziennego stolicy z połowy lat 30. nie przetrwało do dnia dzisiejszego. Została tylko lista nazwisk wyznaczająca mapę kolejnych życiorysów. Oprócz Alexa na kartkach skorowidzu można odnaleźć nazwiska Józefa Czapskiego, Bladego Piotrusia czy Pawła Hertza. Każdy był określony jako „peder.”. Wśród nich znajduje się również Józef Tomczyk – współpracownik i przyjaciel Alexa.

Warszawskie lekcje gry na fortepianie odbiły się we wspomnianym skorowidzu. Alex wspominał, że odwiedzając Warszawę, spotykał się i bywał z przyjaciółmi. Informował o koncertach, zakrapianych imprezach i licznych wycieczkach. Pisał tylko o mężczyznach, ale nigdy nie podawał imion i nazwisk. Na samym początku wojny, po zbombardowaniu Hotelu Centralnego w rodzinnym Lublinie, opuścił matkę i rodzeństwo i wyjechał do stolicy. W powojennych zeznaniach twierdził, że miał wtedy sporo gotówki, dzięki czemu udało mu się nabyć m.in. lokal gastronomiczny na ulicy Bielańskiej 20 (Börsenstrasse 20). Nie była to restauracja, a raczej maleńkie pomieszczenie przypominające bufet, w którym pracowało dwóch kelnerów – wspomniany Józef Tomczyk (ur. 1918) i Jan Kirylak (ur. 1914). Wszyscy trzej poznali się w Café-Bar-Varieté Marlene w Alejach Jerozolimskich 6, która miała być – zgodnie z informacjami nazistowskiej policji kryminalnej – „miejscem spotkań lokalnych pederastów”. Nazwiska całej trójki musiały pojawiać się w relacjach innych zatrzymanych, zresztą wspomniany skorowidz był najprawdopodobniej wciąż wykorzystywany przez polskich funkcjonariuszy pracujących nadal w policji kryminalnej.

Bufet na Bielańskiej zamknięto 23 grudnia 1940 roku. Niecałe dwa tygodnie wcześniej aresztowano Tomczyka, tuż przed Wigilią – Kirylaka i Alexa. Całą trójkę oskarżono na mocy paragrafów 175 i 175a, insynuując, że barek miał być kolejnym nielegalnym lokalem na mapie okupacyjnej Warszawy przeznaczonym dla „homoseksualistów”. Wszystkich podejrzanych skazano na co najmniej piętnaście miesięcy więzienia. Alex otrzymał najwyższy wyrok ze względu na to, że kilka tygodni przed zatrzymaniem podpisał folkslistę. Wszystkich skierowano do więzienia na Mokotowie (Deutsche Strafanstalt Warschau), zaznaczając wyraźnie, aby nie mieli ze sobą kontaktu. Po odsiedzeniu kary powinna ich przejąć policja kryminalna. Żaden z nich nie trafił do obozu koncentracyjnego, choć taka była standardowa praktyka: osoby skazane kilkukrotnie na mocy paragrafu 175 najczęściej – na mocy aresztu zapobiegawczego – po odsiedzeniu kary trafiały do kacetów już bez wyroku sądu, były zbyt „niebezpieczne” dla ogółu społeczeństwa. Alex, Józef i Jana musieli być poddawani regularnej kontroli policji kryminalnej. Ich wzajemne relacje przetrwały wojnę. W powojennej dokumentacji Alexa jedną z osób mających poświadczyć na jego korzyść w kolejnym procesie o zdradę był właśnie Jan Kirylak.

Afisz z Café-Bar-Varieté Afisz z Café-Bar-Varieté „Marlene”, gdzie Alex poznał Józefa i Jana (źródło: Polona)

Z tych strzępków informacji, urwanych fragmentów można ulepić kolejną opowieść o queerowej wspólnocie, w której najpewniej dominowali mężczyźni, cioty. Jak wiele innych, funkcjonowała w poprzek podziałom klasowym i na przekór odległościom na mapie Polski. Społeczność przedwojennych odmieńców musiała jakoś się odnaleźć w rzeczywistości wojennej. Czas maskowania trwał, ale powstawały też nowe, niepozorne miejsca spotkań oraz wspólne wersje historii na wypadek zatrzymania („Przecież w polskim kodeksie karnym homoseksualizm nie był karany!”). Z czasem niektóre relacje pomagały też zbudować siatkę osób ratujących Żydów z getta warszawskiego, w której byli przedwojenni bliscy znajomi. Oprócz donosów działało wsparcie – także w okresie powojennym, kiedy ponownie trzeba było dostosować się do nowej, także brutalnie heteronormatywnej, rzeczywistości.

Zdrajca i złodziej

W styczniu 1943 roku Alex opuścił więzienie i ukrywał się u warszawskich znajomych. Po wojnie twierdził, że właśnie wtedy zaczął zajmować się nielegalnym handlem bazarowym. Nigdy nie wyjaśnił, co miał przez to na myśli. Ponownie zatrzymano go w marcu 1944 roku – po raz drugi z zarzutem z paragrafu 175. Wspomniana wcześniej wskazówka, dzięki której wróciłam do biografii Alexa, pochodzi właśnie z akt tej sprawy karnej.

Nie da się ukryć, że podpisanie folkslisty pod koniec 1940 roku w przypadku Alexa było dość wątpliwym sposobem na przetrwanie w wojennej rzeczywistości. W powojennych życiorysach wspominał, że zrobił to, aby pomóc matce i siostrze żyjącym nadal w Lublinie. Jednak pod koniec 1943 roku zaczął pracować dla jednostki Wehrmachtu stacjonującej w Warszawie jako tłumacz. O tym fakcie milczał – tej opowieści nie próbował nawet przetwarzać. Zatrzymano go, ponieważ rzekomo inicjował relację seksualną z jednym z niemieckich żołnierzy. Oskarżenie wniósł „uwodzony” mężczyzna, choć z opisu sprawy wynika, że ta sytuacja mogłaby być bardzo różnie interpretowana.

Budynek na Bielańskiej 20 [Börsenstrasse], w którym znajdował się bufet prowadzony przez Alexa - 1940 rokBudynek na Bielańskiej 20 [Börsenstrasse], w którym znajdował się bufet prowadzony przez Alexa, 1940 rok
fot. AP w Warszawie/fotopolska.eu

Przerażony konsekwencjami Alex próbował uciekać z Generalnego Gubernatorstwa na tereny włączone do Rzeszy. Złapano go w trakcie nielegalnego przekraczania granicy i odesłano do Warszawy. Sąd skazał go na trzy lata więzienia. Alex twierdził, że w Warszawie przebywał do wybuchu powstania warszawskiego – ponownie w więzieniu na Mokotowie. Później miał być przetransportowany do obozu przejściowego w Zakroczymiu. Kolejne kilkanaście miesięcy to seria podróży z Krakowa do Warszawy w celach handlowych – aż do listopada 1945 roku.

Nowe adresy i nowi ludzie, wśród których pojawiali się również muzycy – Alexowi takie towarzystwo przypadło do gustu, dzięki niemu mógł wrócić do przygrywania na fortepianie. Pisał o wyjazdach z „grupą artystyczną”. W trakcie jednego z takich wypadów do Szczecina ukradł kenkartę znajomemu Polakowi, odtąd miała być jego dowodem tożsamości. Podmienił zdjęcie i został Mieczysławem – Polakiem bez epizodu folksdojcza, który mógł bezpiecznie poruszać się po kraju, handlując odzieżą. Wpadł niespodziewanie ponad pół roku później, zatrzymany przez funkcjonariuszy UB w Wałbrzychu po bójce w stanie nietrzeźwym. Rutynowa kontrola wykazała, że Alex jest poszukiwany. Zarzut kradzieży nie był tak istotny jak podpisanie folkslisty. Po aresztowaniu trafił do więzienia w Dzierżoniowie, później – po raz trzeci – do więzienia mokotowskiego. Na mocy dekretu o odpowiedzialności karnej za odstępstwo od narodowości w czasie wojny 1939–1945 otrzymał karę dwóch lat więzienia. Wyszedł na wolność 30 lipca 1948 roku.

W trakcie tej ostatniej sprawy karnej, rozgrywającej się już przed Sądem Okręgowym w Warszawie, również przywoływano wcześniejsze procesy Alexa. Już dwa lata po wojnie prokuraturze udało się ustalić, że ponad dekadę wcześniej toczyło się przeciwko niemu pierwsze postępowanie. Przywołano też dokumentację sprawy z 1942 roku. Polscy urzędnicy pisali wprost: „sądzony za homoseksualizm”. Alex nie zaprzeczał. W liście do prezydenta Bieruta z prośbą o złagodzenie wymiaru kary prosił jedynie o możliwość powrotu do pracy na rzecz nowej ojczyzny. Oprócz kolejnych listów do sądu i prokuratury w teczce Alexa przetrwała także skradziona kenkarta z doklejonym zdjęciem. Był to jedyny, ale jakże cenny dowód w tej sprawie.

Mieczysław vel Alex ze zdjęcia ma zaczesane do tyłu lśniące włosy, które zakładał za ucho; wysokie czoło, długi nos i wąskie usta. Patrzy niepewnie w obiektyw. Jest ubrany w garnitur, pod krawatem i w płaszczu. Nie znamy daty powstania zdjęcia, ale zgaduję, że pochodzi z przedwojnia. Ważniejsza od tego, co widzimy na twarzy Alexa, jest zachowana forma dokumentu – podarte rogi przyklejanego na siłę zdjęcia, niezdarnie odbita pieczątka, ślady korekty tożsamości wymuszonej sytuacją powojenną.

W ciągu licznych, często nakładających się na siebie skryptów biografii Alexa jednym z dominujących motywów jest brak wstydu. Nie ma tu ukrywania odmienności, zamykania jej w sferze prywatnej. Wręcz przeciwnie, po każdym kolejnym epizodzie prześladowczym Alex próbuje stworzyć sobie namiastkę życia po swojemu i wśród swoich, bez względu na sytuację polityczną.

Część jego okupacyjnych wyborów może nadal budzić wątpliwości, ale zbyt niebezpieczne byłoby ich przemilczanie. Trudno udawać, że jako ofiara był bez skazy. Ale gdyby nie akta pewnej sprawy karnej z 1944 roku, pudrowanie nosa na lubelskich przedwojennych ulicach dla wielu byłoby, być może, nadal nie do wyobrażenia.

*

Co się wydarzyło po wyjściu z więzienia w 1948 roku? Alex miał czterdzieści dwa lata, wyjechał do Lidzbarka Warmińskiego. Ożenił się z Heleną, która nigdy nie przyjęła jego nazwiska. Nie mieli dzieci. W październiku 1968 roku niespodziewanie wyprowadzili się z Warmii do Piastowa pod Warszawę. Ta data może nie być przypadkowa. Najemcą nowego domu była żona. Alex mieszkał tam krótko – zmarł w marcu 1971 roku w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Helena – rok później.

Opowieść o Alexie to wciąż otwarty rozdział, w którym każda kolejna postać, adres zamieszkania, nazwa nocnego lokalu, nazwisko powojennej żony czy decyzja o przeprowadzce stanowią wskazówkę do dalszych poszukiwań – do mnożenia epizodów, komponowania kolejnych scenariuszy. Ostatecznie przecież mapowanie queerowej historii – lub jej braku – to nie tylko przypowieść o straconym potencjale, ale przede wszystkim relacja o ujarzmianiu archiwum, w którym podobno nie ma odmienności. Nie ma, czy raczej miało jej nie być.

Za pomoc w odzyskiwaniu biografii Alexa i jego bliskich dziękuję następującym osobom: Magdalena Kozłowska, Kamil Karczewski, Zofia Jakóbczak, Adam Kopciowski, Paulina Pająk, Jan Ratajewicz, Marta Jaszczyńska, Andrzej Lasocki, Renata Szulc-Rosenberg, Magdalena Łuczyn, Maja Heban, Grzegorz Piątek.

W pracy nad tekstem korzystałam m.in. z: Ariella Aïsha Azoulay, „Historia potencjalna. Bez narzędzi pana, bez narzędzi w ogóle”, tłum. A. Szczepan, „Teksty Drugie” 2021/5; Anna Hájková, „Sexual Barter in Times of Genocide: Negotiating the Sexual Economy of the Theresienstadt Ghetto”, „Signs” 2013/38/3; Rainer Herrn, „«In der heutigen Staatsführung kann es nicht angehen, daß sich Männer in Frauenkleidung frei auf der Straße bewegen». Über den Forschungsstand zum Transvestitismus in der NS-Zeit”, w: „Homosexuelle im Nationalsozialismus. Neue Forschungsperspektiven zu Lebenssituationen von lesbischen, schwulen, bi-, trans- und intersexuellen Menschen 1933 bis 1945” (red. M. Schwartz, 2014); „Others of My Kind: Transatlantic Transgender Histories” (red. A. Bakker, R. Herrn, M.T. Taylor, A.F. Timm, 2020); Susan Stryker, „Transgender History. The Roots of Today’s Revolution” (2017) oraz z dokumentacji Archiwum Akt Nowych w Warszawie, Archiwum Dokumentacji Osobowej i Płacowej w Milanówku, Archiwum Państwowego w Lublinie, Archiwum Państwowego w Warszawie oraz Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie i we Wrocławiu.

 

Projekt realizowany przy wsparciu Ambasady USA w Polsce / The project is supported by the U.S. Embassy in Poland

Logo Ambasady USA w Polsce

This article was funded by a grant from the United States Department of State. The opinions, findings and conclusions stated herein are those of the author and do not necessarily reflect those of the United States Department of State.