Karnawałowa rewolucja
zdj. Miyazma. Wikipedia Commons

Karnawałowa rewolucja

Rozmowa z Tonym Gatlifem

„Kręciłem «Oburzonych» z wielkim zaangażowaniem, bo obawiam się, że kryzys doprowadzi do wybuchu nienawiści” – mówi Tony Gatlif, autor filmu, który zostanie zaprezentowany podczas Planete+ Doc Film Festival

Jeszcze 2 minuty czytania

BŁAŻEJ HRAPKOWICZ: Filmem, który najlepiej podsumowuje pańską twórczość, jest chyba „Exils”   opowieść o wygnańcach poszukujących swoich korzeni. Z kolei bohaterką „Oburzonych” jest imigrantka podróżująca po Europie. Co najbardziej pana pociąga w tego typu postaciach?
TONY GATLIF
: Sam nie mogę nigdzie zagrzać miejsca i ciągle podróżuje. Jestem szczęśliwy tylko wtedy, kiedy się przemieszczam. Ale nie mam na myśli podróży w sensie romantycznym, tylko w znaczeniu bardzo przyziemnym. Potrzeba ciągłego ruchu jest częścią mojej tożsamości.

A dlaczego podróżuje bohaterka „Oburzonych”? Jedynie z powodów ekonomicznych?
Ekonomia jest oczywiście bardzo ważna. Bohaterka przybywa do Europy w nadziei, że znajdzie pracę i pieniądze, aby wykarmić rodzinę, którą zostawiła w Afryce. W jej głowie narodziła się wizja dostatniej Europy, ale okazuje się, że Europa właśnie się rozpada. Dodatkowym problemem jest płeć bohaterka to osiemnastoletnia kobieta, dlatego napotyka większe trudności niż mężczyźni. Pierwszym krajem, który odwiedza, jest Grecja. Zdjęcia pochodzą z maja 2011 roku, kiedy rozpoczął się tamtejszy kryzys. Bohaterka jest neutralną obserwatorką nie krytykuje tego, co widzi, po prostu patrzy. Podobnie w Paryżu zamiast podziwiać wieżę Eiffla i piękną architekturę, obserwuje społeczne protesty.

Ciekawe jest to, że bohaterka dosłownie wygnaniec spotyka rdzenne Europejki i rdzennych Europejczyków, którzy znaleźli się na wygnaniu we własnym kraju ze względu na ekonomiczne wykluczenie.
Zgadza się, dlatego właśnie chciałem zrobić ten film. Zawsze tak było raz jesteś uprzywilejowany, innym razem wykluczony, to sinusoida. Jednak to, co przydarzyło się ludziom w Hiszpanii czy Grecji, jest nie do pomyślenia i może doprowadzić do wielkiej katastrofy. Kręciłem „Oburzonych” z wielkim zaangażowaniem, bo – jako człowiek otwarty na innych – obawiam się, że kryzys doprowadzi do wybuchu nienawiści.

„Oburzeni” będą oczywiście interpretowani w kategoriach politycznych. Jakie jest pańskie stanowisko wobec kryzysu?
Absolutnie kontestuję system, w jakim obecnie żyjemy. Kieruje nim wielka ekonomiczna władza, czyli banki, które wzbogacają się kosztem większości społeczeństwa. Kocham ludzi i nie chcę widzieć, jak cierpią, więc jestem przeciwny takiemu porządkowi ekonomicznemu.

Przypomniałem sobie piosenkę z „Exils”, w której możemy usłyszeć słowa: „Ci, którzy żyją bez demokracji”. Doskonale opisuje ona bohaterów „Oburzonych” i dzisiejszy system polityczny, w którym demokracja jest fasadowa, bo steruje nią ekonomiczna władza.
Nakręciłem „Exils” siedem lat temu, to było pewne ostrzeżenie z mojej strony. Już wtedy chiałem udzielić głosu ludziom, którzy tego głosu nie mają. Ci ludzie teraz pytają: gdzie się podziała demokracja? Czas ich wysłuchać. To motyw, który pojawia się we wszystkich moich filmach.

„Oburzeni”, reż. Tony Gatlif, zdj. Planete+ Doc Film Festival

Kręci pan wciąż ten sam film, jak autor filmowy w klasycznym wydaniu?
Mam wrażenie, że autorzy filmowi uważają, iż nikt nie zrozumiał, co chcieli powiedzieć w pierwszym filmie i dlatego ciągle się powtarzają. Trzeba zaakceptować fakt, że kiedy film jest ukończony, należy już do widzów, a nie reżysera. Ale oczywiście jeśli sądzimy, że nie wyraziliśmy się dostatecznie jasno, warto robić kolejne filmy.

„Oburzeni” łączą fabułę z dokumentem. Główną bohaterkę gra aktorka, ale materiały z Grecji czy Hiszpanii to zdjęcia dokumentalne. Jaką artystyczną korzyść dostrzegł pan w zderzeniu tych poetyk?
Uzyskałem w ten sposób natychmiastowy, bezpośredni dostęp do portretowanych wydarzeń. Można odnieść wrażenie, że wszystko dzieje się na naszych oczach jesteśmy obserwatorami zdarzeń, które nie powtórzą się w tym kształcie. To jest bardzo trudne do uchwycenia nawet w dokumencie, nie mowiąc już o fabule. W reportażu autor biernie stoi za kamerą, w przypadku dokumentu zazwyczaj potrzeba wielu przygotowań przed zdjęciami, a ja starałem się stworzyć „kino momentu”. Świetnie współgra to z elementami fikcyjnymi. Dopiero teraz takie podejście jest technicznie możliwie, mamy bowiem kamery, których można używać spontanicznie i bardzo szybko sfilmować to, co widzimy. Tak powstaje nowy styl.

Pańskie kino zawsze było ludyczne, pokazywało karnawał i zabawę jako istotne zjawiska kulturowe. Podobnie jest w „Oburzonych” to karnawał polityczny, w którym złość idzie pod rękę z radością.
To jedyna możliwa strategia oporu. Nie można dziś robić rewolucji na wzór bolszewików czy nawet maja 1968 roku trzeba się bawić, tańczyć, śpiewać, zorganizować karnawał właśnie, a jednocześnie dbać o mocny przekaz, jak w haśle „Kapitalizm zabija”. Szkoda mi ludzi z rejonów wyzwolonych przez upadek Muru Berlińskiego, którzy teraz uświadamiają sobie, że kapitalizm nie działa, bo jest systemem, który przynosi więcej szkody niż dobrobytu. Tak długo marzyli o zachodniej cywilizacji i demokracji, żyjąc w czasach komunizmu, a teraz czeka ich rozczarowanie.

W 1989 roku kapitalizm był w Polsce sprzedawany jako El Dorado, a już  w pierwszych latach III RP koszty społeczne transformacji ustrojowej okazały się gigantyczne.
Nie możemy zaakceptować ani komunizmu, ani kapitalizmu. Musimy znaleźć trzecią drogę, ale nikt obecnie nie wie, jak ona powinna wyglądać. Być może trzeba zacząć od szacunku dla człowieka i zlikwidować banki, które działają zupełnie jak komunistyczna nomenklatura kieruje nimi egoistyczna chęć gromadzenia bogactw.

Eric Cantona stwierdził, że powinniśmy wycofać wszystkie pieniądze z banków wtedy niechybnie upadną.
Problem w tym, że jeśli wycofamy nasze pieniądze z banków, staną się bezwartościowe. To niebezpieczna gra, jak poker, a banki naprawdę umieją w nią grać.

W „Oburzonych” kluczowa jest dla mnie scena, w której bohaterka nagle dołącza do protestujących. To moment narodzin politycznej świadomości.
Tak, jej świadomość rodzi się w zabawie, w karnawale właśnie. Aby dołączyć do protestujących, musi złożyć pewien dar to ważny symbol, bohaterka nie mówi w ich języku, zatem dar jest sposobem komunikacji. To bardzo prymitywny, wręcz zwierzęcy gest, który przekazuje ważną myśl protestujący muszą mieć wsparcie ludzi, w imieniu których się buntują. Taka jest polityczna rzeczywistość, którą chciałem pokazać w filmie.

W ostatniej scenie bohaterka rozpaczliwie wali pięściami w metalowe drzwi, dźwięk roznosi się po okolicy, ale widzimy tylko puste ulice. Czy to wizualna figura obojętności?
To symbol społeczeństwa, które zwraca się przeciwko swoim członkom, przeciwko ludzkości w ogóle. Ale film kończy się napisem: „Wszystko będzie dobrze”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.