„Zagubieni w miłości”,
reż. Patrice Chereau

Błażej Hrapkowicz

„Zagubieni w miłości” to kontynuacja autorskiego stylu twórcy znakomitej „Królowej Margot” – swego rodzaju ponowoczesnego romantyzmu, w którym psychologizm koegzystuje z perspektywą cielesną i moralną

Jeszcze 1 minuta czytania

W twórczości Patrice’a Chereau zagubieni w miłości są niemal wszyscy, ale oryginalny tytuł jego najnowszego filmu trafniej opisuje skalę, na jakiej reżyser rozciągnął rozwichrzone emocje bohaterów. Francuskie „persecution” oznacza natręctwo, naprzykrzanie się, prześladowanie. To wyczerpujące podsumowanie „Zagubionych w miłości”. Swoim zwyczajem przyglądając się instynktom i uczuciom, które są dlań kluczem do zrozumienia człowieka, Chereau wznosi miłosną konstrukcję, w której namiętność i zaborczość stanowią dwie strony jednego medalu.

Ustalił to w „Kodzie nieznanym” Michael Haneke, potwierdza Chereau – francuskie metro (choć pewnie nie tylko) jest bombą z opóźnionym zapłonem, uwalniającą przemoc, która jednak nie obala tyranii obojętności. Z małymi wyjątkami. Oplutą przez wyrostka Juliette Binoche zainteresował się współpasażer; za uderzoną przez żebraczkę kobietą w prologu „Zagubionych w miłości” biegnie Daniel (Romain Duris). Nie po to, żeby pomóc, uspokoić, pocieszyć, lecz z zamiarem dalszego prześladowania. Dlaczego pani dostała w twarz, a nie ktoś inny? Co jest w pani takiego irytującego? Czy ma pani jakieś wyjaśnienie? Daniel jest zafascynowany mechanizmem przemocy i sam ucieka się do jej werbalnej formy, dręcząc upokorzoną kobietę. Ostrze zwróci się przeciwko niemu, gdy padnie ofiarą intensywniejszego „persecution” – pożądania.

Daniela zaczyna nękać mężczyzna, któremu wpadł w oko podczas feralnego epizodu w metrze. Grany przez Jeana-Huguesa Anglade desperat uporczywie wyznaje mu miłość, oddaje się voyerystycznym przyjemnościom, włamuje do mieszkania, leży nagi i pijany na łóżku wybranka. Danielowi pogłębia się z tego powodu rozstrój nerwowy, ale we własnym związku postępuje zaskakująco podobnie. Sonia (Charlotte Gainsbourg) często wyjeżdża w sprawach zawodowych, a kiedy już widuje partnera, wciąga ją błędne koło bynajmniej nie harmonijnego związku. W sinusoidzie ulotnej bliskości i kolejnych stopni oddalenia chwile szczęśliwe zdarzają się rzadziej, niźli seanse kłujących, najeżonych trudnymi do okiełznania uczuciami rozmów. Daniel jest ich prowodyrem, konferansjerem i jedynym właściwie interlokutorem; na różne sposoby, bez ustanku przekonuje Sonię o swojej miłości, którą jego zdaniem ona – wyważona i racjonalna – odrzuca. Bowiem nie zazdrość czy pragnienie władzy powodują bohaterem, lecz chęć udowodnienia – Soni, ale przede wszystkim sobie – że mu zależy. Że istotnie, niewątpliwie i ostatecznie – kocha.

Kino Chereau jest kinem namiętności par excellence. Fabularnie – bo akcja i postaci rozwijają się w ich uścisku; filozoficznie – ponieważ namiętność to w filmach Chereau kategoria absolutna, wymykająca się etycznym kodeksom i moralnym impulsom; estetycznie – gdyż struktura namiętności dyktuje formę. „Zagubieni w miłości” opowiadani są w porządku achronologicznym, w którym akt porzucenia linearności jest gestem niewiary w klasyczne pojęcie czasu – wprowadzające ład, który nie może objąć nieprzewidywalnych, efemerycznych emocji. Jean-Luc Godard mawiał, że film musi mieć początek, środek i zakończenie, ale niekoniecznie w tej kolejności. W filmach Chereau miłość, namiętność i pożądanie (które niejedno mają imię) muszą się pojawić, ale kiedy zaczyna się jedno, a kończy drugie oraz co katalizuje tę metamorfozę – zawyrokować niepodobna.

„Zagubieni w miłości”, reż. Patrice Chereau.
Francja 2009, w kinach od 2 lipca 2010
„Zagubieni w miłości” to kontynuacja autorskiego stylu twórcy znakomitej „Królowej Margot” – swego rodzaju ponowoczesnego romantyzmu, w którym psychologizm koegzystuje z perspektywą cielesną i moralną. Oswobodzona ze statywu, ruchliwa kamera obserwuje negocjowane i chwiejne związki wykręcane pragnieniami ciała i płynne dylematy etyczne. Królestwem namiętności nie rządzi u Chereau cynizm, nihilizm ani socjobiologia, tylko miłość – krucha lub niewzruszona, zaborcza bądź nieśmiała, zawsze zagrożona, nigdy przebadana.

Bodaj najbardziej znany film Francuza – „Intymność” – był analizą damsko-męskiej relacji: precyzyjną, jednakże do pewnego stopnia niekonkluzywną, poświęcającą wnioski dla koronkowej artystycznej wizji. „Zagubieni w miłości” – mimo achronologii i operatorskich drgawek – przypominają drobiazgowo zaaranżowany z pobocznych postaci gabinet luster, w których główny bohater i jego problemy odbijają się oślepiająco wyraźnie. Jeśli gdzieś tkwi słabość filmu Patrice’a Chereau, to właśnie w tym, że po projekcji zdecydowanie za dużo wiemy. Koda nie wychodzi na dobre kinu, które opowiada o sprawach wiecznie otwartych.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.