Jeden z bohaterów sztuki Arnolda Benetta stwierdził, że jeśli malarz odniósł pierwszy sukces portretem policjanta, publiczność oczekuje, że będzie produkował policjantów do końca swych dni. Gdy w latach 30. A.A. Milne – już po oszałamiającym sukcesie „Kubusia Puchatka” i napisaniu kilku sztuk dla dorosłych – opublikował autobiografię, ze zrozumiałych względów rozwinął myśl Benetta. Uczynił to w sposób następujący: „Jeśli malarz przestanie malować policjantów, aby malować wiatraki, wzrok krytyka pozostanie do tego stopnia sparaliżowany dawną ideą, że nawet na wiatrak będzie patrzył jak na coś, co ma wznoszące się i opadające ramiona. Popatrzcie, to jakby wiatrak kierował ruchem ulicznym – stwierdzi. (…) Jeden z krytyków uznał, że bohater mojej ostatniej sztuki to «Krzyś, który dorósł»”.
J.K. Rowling, która dziecięcym cyklem o „Harrym Potterze” odniosła na przełomie XX i XXI wieku podobny sukces, jak Milne „Kubusiem” prawie wiek wcześniej, znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji. Milne tworzył przed erą internetu i wszechwładzy marketingu. Ona tworzy w czasach, gdy książkę sprzedaje się tak samo, jak nowy model elektronicznego gadżetu. Równoległe premiery w kilkudziesięciu krajach, nocne kolejki przed sklepami tuż przed wpuszczeniem produktu na rynek, otaczająca go tajemnica i rzadkie kontrolowane przecieki – sposób, w jaki wchodziły na rynek kolejne tomy przygód Harry’ego do złudzenia przypomina marketing pewnej znanej firmy z Kalifornii. A efekty są równie mordercze – łącznie prawie 500 milionów sprzedanych egzemplarzy. Jeden z największych sukcesów w historii literatury. Powszechnej.
J.K.Rowling „Trafny wybór”. Przeł. Anna
Gralak, Znak, Kraków, 512 stron,
w księgarniach od listopada 2012Choć biadolenie nad trudnym położeniem J.K. Rowling może się wydawać naiwne i śmieszne, muszę przyznać, że zazdroszczę jej niektórych dylematów (czy rozebrać wartą prawie dwa miliony funtów rezydencję, po to, by powiększyć przydomowy ogródek?), ale innych – znacznie mniej. Do końca życia będzie słyszeć, że każda jej kolejna książka to jednak nie „Harry Potter”, do ostatniego tchnienia będą jej powtarzać, że to, co napisała najlepszego, ma już dawno, dawno za sobą.
Gdy wiosną tego roku gruchnęła wiadomość, że we wrześniu 2012 ukaże się jej pierwsza powieść dla dorosłych, cynicy doradzali, że jeśli tak bardzo ma dość sławy i chce być oceniana po prostu za nową książkę, a nie za „nową książkę na tle «Harry’ego Pottera»”, to niech opublikuje ją pod pseudonimem. Oczywiście była w tym zawarta ukryta sugestia, że przecież nie zrezygnuje z marki Rowling, która przynosi jej złote góry, nawet jeśli sprzedawany pod nią produkt jest z tombaku.
Rowling jedzie do Mugglemarch
Pisarka odparła, że rozważała taką możliwość, ale tożsamość autora i tak wcześniej czy później wyszłaby na jaw, a ona nie chciała rezygnować ze swej integralności. Może jestem naiwny, ale jej wierzę. Przecież do końca swych dni mogłaby kąpać się w szampanie, zarządzając jedynie Potterowym biznesem. W dodatku jest osobą nieśmiałą i ponoć bardzo wrażliwą na krytykę, więc naprawdę pokazała, że ma jaja, wystawiając się pod ostrzał.
Który oczywiście nastąpił. W wersji najłagodniejszej stwierdzano, że to niezła książka, w której „czuć echa Harry’ego Pottera”, że „przedstawieni w niej dorośli to Mugole”, a cała uwaga, tak jak w „Harrym”, koncentruje się na nastolatkach. Obyczajowe drastyczności (np. szczegółowy opis, jak to nastolatek zakłada prezerwatywę, po czym „wchodzi” w szkolną koleżankę) uprawniały do efekciarskich tytułów w rodzaju „Harry Potter idzie na całość”. W wersji mniej przyjaznej stwierdzono po prostu, że „Trafny wybór” to słabizna, w której nie zostało nic z magii „Harry’ego”.
Teraz muszę się do czegoś przyznać. Nie czytałem „Harry’ego Pottera” i nie oglądałem żadnego z opartych na nim filmów. Tak wyszło. Natomiast przeczytałem „Trafny wybór”. Zaskoczenia są dwa: że ta powieść jest tak dobra i że jest tak pesymistyczna. Jedyny sprawiedliwy w Sodomie zostaje tu uśmiercony w jednej z pierwszych scen. Sodoma to niewielkie angielskie miasteczko Pagford, sprawiedliwy – lokalny społecznik Barry Fairbrother (nazwisko znaczące!). Po jego nagłej śmierci w radzie miejskiej ma zostać uzupełniony tytułowy „tymczasowy wakat” (tak brzmi tłumaczenie oryginalnego tytułu), co może zmienić układ sił w zamożnym Pagford, doprowadzając do odłączenia od niego zamieszkiwanej przez tak zwany margines dzielnicy mieszkań komunalnych i zamknięcia miejscowego ośrodka dla narkomanów.
Z różnych porównań do „Harry’ego” ujęło mnie tylko jedno – jeden z amerykańskich krytyków nazwał powieść Rowling „Mugglemarch”. To aluzja do powieści „Miasteczko Middlemarch” (1871) brytyjskiej pisarki George Eliot, tej od „Młynu nad Flossą”. A powieść ta to zbiorowy portret miasteczka – w literaturze angielskiej odrębny gatunek, do którego sięgnęła również Rowling.
Wśród miejscowych strasznych mieszczan z Pagford nie ma ani jednej postaci budzącej jednoznaczną sympatię. Za to pojawiają się takie tematy jak przemoc w rodzinie, seksualne frustracje dorosłych, seks nieletnich, narkomania, korupcja, molestowanie seksualne, a wszystko kończy się samobójstwem zgwałconej przez dealera narkotykowego nastolatki. A jednak książkę czyta się kapitalnie – satysfakcji dostarcza sprawnie skonstruowana historia, która działa niczym pozytywka nieubłaganie wygrywająca skomplikowaną, ale fascynującą melodię.
Rowling wali na oślep, czytelnik się cieszy
Przymierze Rowling z jej czytelnikami nosi znamiona sadomasochistycznego paktu – Rowling lubi zadawać ból swoim bohaterom, a my lubimy o tym czytać. Innymi słowy – jej powieść to we współczesnej literaturze, w której mało co jest na serio – rzadkie ucieleśnienie ducha epickiego. Funkcję Erynii spełniają zagubieni nastolatkowie, kt&´rzy na internetowych forach, używając hakerskich metod, depczą reputację swych rodziców. Zemsta dotyka winnych i niewinnych. Spirala odwetu i resentymentów kręci się coraz szybciej, by w końcu całkiem wymknąć się spod kontroli. Siły zła są pewne siebie i coraz bardziej wszechmocne, siły dobra – chimeryczne i wodzone na pokuszenie.
Jaki będzie ostateczny rezultat tego meczu? Najlepszym przykładem gry, jaką Rowling uprawia na naszych nerwach, jest scenka pod koniec powieści, gdy jedna z najbardziej podłych postaci niemal zostaje uśmiercona. Obleśny właściciel delikatesów pada na ziemię, ma zawał. Jego pretensjonalna żona dzwoni po karetkę, a gdy odkłada słuchawkę, orientuje się, że z rozpędu podała zły adres. Jest za późno? Miecz Demoklesa niemal spada na głowę otyłego Howarda. A potem, w jednej kolejnych scen, dowiadujemy się, że jednak przeżył.
Jednocześnie pod powierzchnią tej manichejskiej walki dostrzegamy subtelniejszą sieć związków i zależności. Niektórzy z najwstrętniejszych pagfordczyków, powołujących się na sięgającą wiele pokoleń wstecz przynależność do middle class, to w rzeczywistości dzieci klasy robotniczej w przebraniu. A niektórzy z klientów ośrodka dla narkomanów to dawni mieszkańcy Pagford, którzy ulegli deklasacji. Przynależność klasowa manifestuje się na rozmaite, nieraz zaskakujące sposoby. Pogarda dla słabszych może być wyrazem klasowego lęku. Obrona ich praw bywa wyrazem poczucia wyższości. A wszystkie determinacje społeczne wchodzą w złożone związki z psychologicznymi. No i z grą przypadków oczywiście.
Rowling, chodź nad Wisłę
„Trafny wybór” to świetny pretekst do porównania polskiej i zachodniej literatury pop, co dla pierwszej wypada po prostu druzgocąco. Czytając polskich autorów popularnych, łatwo dojść do wniosku, że pop to byle jak sklecona fabuła jadąca na najprostszych emocjach plus konserwatywne przesłanie, by odbiorcy przypadkiem nie urazić. Klasyczny polski pop ma płeć. To albo opowieść o tym, jak panią zostawił mąż, ale to dobrze, bo pani znajdzie sobie innego pana, przystojniejszego i bogatszego; albo o tym, jaki pan jest fajny, bo uprawia seks z czym popadnie, a co popadnie jest szczęśliwe (warunek jest jeden – co popadnie musi mieć wydatny biust, żadne perwersje nie wchodzą w grę!).
Tymczasem Rowling pokazuje, że pop to oryginalność w ramach sprawdzonego gatunku i sprawny warsztat (zapanować nad przecinającymi się losami około dwudziestu postaci to naprawdę nie bułka z masłem). I że można w tym gatunku przekazać społeczne przesłanie o chciwości i pogoni za społecznym statusem, które są końcem wszelkiej wspólnoty, i unieszczęśliwiają zarówno tych, którzy znaleźli się na szczycie społecznej drabiny, jak i tych na samym dnie.