Martin Pollack, „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”

Juliusz Kurkiewicz

Teksty zebrane w nowej książce Pollacka nie układają się w przekonujący obraz hybrydycznej epoki, o której opowiadają

Jeszcze 1 minuta czytania

Po dwóch wybitnych książkach Martina Pollacka - „Ojcobójcy” oraz „Śmierci w bunkrze” – oczekiwania wobec tego austriackiego pisarza wzrosły. Głównym osiągnięciem Pollacka nie była jedynie przenikliwa genealogia faszyzmu (temat w końcu nienowy), ale talent do budowania trzymającej w napięciu narracji, zacierającej linie demarkacyjne między literaturą piękną i reportażem. Ci, którzy czekali na kolejną książkę w podobnym stylu doznają zawodu. „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” to po prostu zbiór artykułów z wieloletniej kariery dziennikarskiej autora, przypominający, że świetny pisarz jest niestety również zarabiającym na chleb rzemieślnikiem, któremu zdarzają się teksty lepsze i gorsze.

Martin Pollack, „Dlaczego rozstrzelali
Stanisławów”
. Przeł. Andrzej Kopacki,
Czarne, Wołowiec, 200 stron,
w księgarniach od 23 marca 2009
Artykuły zebrane w książce powstały na przestrzeni blisko trzech dekad – od lat 80. do dziś. Pollack, urodzony w roku 1944 i należący do pokolenia buntowników przeciw hipokryzji zaangażowanych w faszyzm ojców i dziadków, nie przestaje – w pozytywnym sensie – jątrzyć. Wraca do tematu zagłady Żydów i Cyganów, historii polskich robotników przymusowych, pokazuje dzisiejszą sytuację mniejszości narodowych w Austrii, padających ofiarą przeprowadzanej w białych rękawiczkach akcji wynaradawiającej. W książce jest sporo ukłonów stronę Polski (Pollack studiował w Warszawie i przez wiele lat powracał do nas jako korespondent „Spiegla”), jak choćby ironiczne, migawkowe portrety polskich inteligentów, po 1989 roku rozczarowanych realiami kapitalizmu, który odebrał im poczucie własnej wartości. Są też rodzajowe obrazki z komunistycznego akademika i reminiscencje z czasu wojny w byłej Jugosławii.

Niestety, teksty zebrane w książce nie do końca układają się w przekonujący obraz hybrydycznej epoki, o której opowiadają. Trudno odmówić im światopoglądowej słuszności, ale czasem trudno też się nimi przejąć czy nawet poważniej zaciekawić. Wyjątkami są reportaże o tropiącym hitlerowskiego zbrodniarza polskim Żydzie Julianie Leszczyńskim i o Ruszczuku (mieście Eliasa Canettiego). A także świetny tekst o początkach słoweńskiej grupy rockowej Laibach, obnażający achillesową piętę komunizmu – śmiertelny lęk przed śmiesznością.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.