Kasandra

8 minut czytania

/ Film

Kasandra

Barbara Kosecka

Narracja „Jestem Greta” unika naukowych czy politycznych dywagacji i sporów. Jest obserwacją w biegu, przynoszącą dyskretny, nieoczywisty portret bohaterki

Jeszcze 2 minuty czytania

Reżyser dokumentu „Jestem Greta” miał szczęście, które prawdopodobnie sprzyja tylko najlepszym: zaczął realizować film o Grecie Thunberg, zanim ktokolwiek mógł przewidzieć, jak sławna się stanie. Dopiero później film, ukończony tuż przed wybuchem obecnej pandemii, rozrósł się do międzynarodowej koprodukcji o jednej z najważniejszych postaci w światowym ruchu ekologicznym. W sierpniu 2018 roku Nathan Grossman rozpoczął zdjęcia do dokumentalnej miniatury o 15-letniej córce znajomych, która postanowiła urządzić „szkolny strajk dla klimatu”. W pierwszych, pięknie oświetlonych cyzelowanych ujęciach widzimy bohaterkę z jej nieśmiertelnymi warkoczykami, jak siada na trotuarze przed szwedzkim parlamentem i rozkłada tekturową tabliczkę ze słynnym odręcznym napisem „Skolstrejk för klimatet”, a na przygniecionym kamieniem stosiku piętrzą się pracowicie spisane ulotki. Mało kto Gretę zauważa: najbardziej dociekliwym dziewczynka wyjaśnia, że chce przed wyborami zwrócić uwagę Szwedów na fakt, że ich rząd nie przestrzega postanowień porozumienia paryskiego.

Pamiętam z dzieciństwa strach przed wojną atomową. Telewizja, gazety, szkolne pogadanki – zewsząd sączyły się wypowiadane z namaszczeniem nuklearne przestrogi. Dorośli pozwalali, by naszą dziecięcą wrażliwość rozjeżdżał walec w kształcie gigantycznego atomowego grzyba: od upiornych wizji chorób, które dotkną skażone radioaktywnie ciała, jeszcze gorsza była wizja nieodwracalności katastrofy. Bohaterka „Jestem Greta” żyje w takim właśnie koszmarze, tyle że jest to koszmar klimatyczny. Thunberg nie wykształciła umiejętności, w którą z wiekiem się uzbrajamy: ignorowania informacji, które są nie do zniesienia. Grossman przytacza historię z dzieciństwa Grety, gdy obejrzała popularnonaukowy film o zmianach wywołanych przez człowieka na Ziemi, który stał się zarzewiem trwających wiele miesięcy stanów depresyjnych, niechęci do kontaktu ze światem, zaburzeń mowy i odżywiania. Dopiero uświadomienie sobie, że w sprawie katastrofy klimatycznej można nie tylko się zamartwiać, lecz także podjąć inicjatywę, pozwoliło jej wrócić do życia, a następnie przekształcić przygnębienie w podziwu godną – może nawet niepokojącą? – determinację.

Z jednej strony metodyczne drążenie szczegółu, połączone z fenomenalną pamięcią i nieprzeciętną inteligencją, a z drugiej niezdolność do wyborów dyktowanych pragmatyzmem w dużej mierze wiążą się z chorobą Aspergera. Grossman wychwytuje moment, gdy na pytanie dziennikarza: „Podobno cierpisz na Aspergera”, bohaterka odpowiada bez najmniejszej konfuzji: „Owszem, choć nie powiedziałabym, że «cierpię»”. Greta mówi o swojej kondycji z humorem, jako o „supermocy”. „Ludzie są zwierzętami stadnymi, a w stadzie każdy ma swoją rolę. Moją rolą jest ostrzeganie świata przed niebezpieczeństwem”. Gdy w jednej z pierwszych scen filmu starsza pani protekcjonalnie poucza nikomu jeszcze nieznaną strajkującą uczennicę, że powinna raczej siedzieć w szkole i zdobywać wiedzę – Greta odpowiada rzeczowo i bez chwili zastanowienia: „Po co się uczyć, skoro nie mamy przyszłości?”.

„Jestem Greta”„Jestem Greta”, reż. Nathan Grossman

Niedługo potem akcja nastolatki nabierze rozpędu, pojawią się dziennikarze, powstanie Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, a organizatorzy szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach zadzwonią, by w imieniu Antónia Guterresa zaprosić Szwedkę do udziału w konferencji. W ciągu kolejnego roku, aż do wygłoszenia przez bohaterkę słynnego przemówienia w siedzibie ONZ w Nowym Jorku we wrześniu 2019 roku, niezliczone sytuacje przed kamerą Grossmana – oficjalne i prywatne, w tłumie i w zaciszu hotelowych pokoi, w aulach i na pokładzie oceanicznego jachtu – pokażą, jak nieprzeciętną postacią jest Greta Thunberg. Drugim, poniekąd przeźroczystym bohaterem dokumentu Grossmana jest Svante Thunberg, ojciec Grety, który towarzyszy jej w klimatycznym tournée. W kontekście jego nieustannej dyskretnej obecności tym mocniej zarysowuje się niezależność Grety. To córka ocenia sytuacje i podejmuje decyzje, obsztorcowując ojca, gdy na przykład zaniepokojony obsesyjnym korygowaniem drobiazgów w przemówieniach próbuje się wtrącać. Równocześnie nie ma wątpliwości, że bez widocznego w filmie oddania i cierpliwości Svante jego córka nie mogłaby tak aktywnie zaangażować się w swój ruch.

W dokumencie Grossmana nie brakuje scen ukazujących bohaterkę nieheroiczną – płaczącą, poirytowaną albo chichrającą się jak małe dziecko. Kulminacją tego wątku jest przejmująca scena nagrywania wiadomości dla rodziny na pokładzie Malizii II – wyścigowego jachtu pełnego wszelkich możliwych niewygód, z ciasnotą, wyjącym wiatrem, deszczem i rozbijaniem się o wielometrowe fale (o cyzelowaniu ujęć nie ma mowy), na którym nastolatka w towarzystwie dwóch członków załogi, ojca i Nathana Grossmana, spędziła 14 dni w drodze do Nowego Jorku. „Czy naprawdę muszę to wszystko brać na siebie?” – płacze wyczerpana podróżą, rozgoryczona brakiem realnego politycznego odzewu na jej akcje, tęskniąca za domem i ukochanymi psami, z którymi nie da się rozmawiać przez Skype’a.


„Jestem Greta”, reż. Nathan Grossman„Jestem Greta”, reż. Nathan Grossman. Szwecja 2020, w kinach od 17 września, premierowo na festiwalu Millennium Docs Against Gravity od 3 września 2021Bezpośrednio po tej podróży Greta wygłasza w auli ONZ emocjonalne przemówienie, w którym wyrzuca międzynarodowej elicie: „Jak śmiecie! Okradliście mnie z moich marzeń i z mojej młodości!”. I podczas gdy widoczne zdenerwowanie Thunberg podczas przemówienia stało się pożywką dla wielu krytycznych, a nawet niewybrednych komentarzy, film Grossmana buduje pogłębiony, przejmujący kontekst dla tamtej stresującej sytuacji. Złożyły się na nią nie tylko trudy podróży i rozłąka z bliskimi, lecz także zmęczenie nieustającym afrontem ze strony międzynarodowych graczy. Nie chodzi o protekcjonalne komentarze przywódców w rodzaju Trumpa czy Putina, lecz o systemowy bezwład międzynarodowych organizacji: w „Jestem Greta” wiele z nich sprawia wrażenie sympatycznych zjazdów starych znajomych, dla których słynna Szwedka jest jedynie maskotką. Tak, można stracić cierpliwość, i istotnie Grecie zdarzają się kąśliwe komentarze, dowodzące jej retorycznego talentu: „Gdyby kryzys klimatyczny dało się zażegnać zamianą herbacianych torebek na fusy albo decyzją o niejedzeniu mięsa raz w tygodniu – nie mielibyśmy do czynienia z kryzysem”.

Narracja „Jestem Greta” nie ześlizguje się w familiarną, ocieplającą wizerunek koleinę; równocześnie unika naukowych czy politycznych dywagacji i sporów. Jest obserwacją w biegu, przynoszącą dyskretny, nieoczywisty portret bohaterki, bez pociesznych scenek z dzieciństwa czy kokieteryjnych zwierzeń do kamery, z drugiej zaś strony – bez gadających głów, wypowiadających tę czy inną mądrą opinię. Oczywiście, polityka jest areną niezliczonych wpływów i kompromisów, a decyzje proekologiczne często będą w kontrze do proekonomicznych. Jasne, że łatwiej dobrze sytuowanym Szwedom żyć ekologicznie niż Afryce wcielać program odnawialnych źródeł energii. Lecz nie o roztrząsanie racji tu chodzi – tę część Grossman zostawił publicystycznym produkcjom w rodzaju nakręconej przez BBC serii „Greta Thunberg. Rok, by zmienić świat” pokazywanej u nas przez BBC Earth. „Jestem Greta” nie jest filmem o naukowej racji Grety Thunberg. To przede wszystkim film o racji wyższego rzędu, o racji słabszego i nieuprzywilejowanego: Dawida mierzącego się z Goliatem, ostatniego sprawiedliwego wobec tłumu konformistów, Kasandry nawołującej do opamiętania i niepomnej na szyderstwa i groźby. Ponieważ biblijny Dawid przybiera postać nieprzeciętnie rozwiniętej intelektualnie, równocześnie kruchej, bezbronnej i zadziwiająco pozbawionej kokieterii nastolatki – instynktownie chciałoby się chronić ją przed brutalnością tego świata. A jednak to ta dziewczynka staje w naszej obronie.