Na jej miejscu
Tamara Duda

8 minut czytania

/ Literatura

Na jej miejscu

Rozmowa z Tamarą Dudą

Gromadziłam informacje, czytałam donieckie wiadomości, fora. Rozmawiałam z ludźmi, którzy wyjechali z Donbasu, zbierałam ich wspomnienia. Chciałam, żeby to była bardzo uczciwa książka – mówi autorka „Córeczki”

Jeszcze 2 minuty czytania


DMYTRO ŁAZUTKIN: Na czym polega dzisiejsze znaczenie książki „Córeczka”? Czy ta książka pomaga zrozumieć, dlaczego wojna wciąż trwa?

TAMARA DUDA: Ostatnie dwa miesiące bardzo nas wszystkich zmieniły. I wiele książek zostało odłożonych na później. Ale często słyszę, że „Córeczka” nie straciła na aktualności. Przeciwnie, okazała się potrzebna właśnie teraz, zabierają ją ze sobą uchodźcy, jest czytana w schronach. Czytelnicy mówią, że ta powieść pomogła przygotować się na trudności, które ich spotkały, uratowała przed zagubieniem, niepewnością.

To paradoksalne, ale dla wielu osób wojna z Rosją rozpoczęła się w lutym 2022 roku. Dla mnie trwa ona od ośmiu lat. Oczywiście teraz ma inny zasięg. Kiedy pisałam o działaniach wojennych w Doniecku, nawet sobie nie wyobrażałam, że cały ten koszmar będzie tak blisko. Ale Ukraińcy wyciągnęli wnioski z 2014 roku. Nikt nie chce współpracować z wrogiem – nawet na terytoriach okupowanych ludzie odrzucają ich „pomoc humanitarną”, ich udogodnienia i posady. Ukraina nie okryła się hańbą, nie uległa. Wierzę, że zwyciężymy – jeśli otrzymamy z Zachodu pomoc w postaci uzbrojenia.

Każdy autor musi znaleźć własny styl opowieści. Pani się udało. Jak przebiegały te poszukiwania?
Kiedy zaczynałam pisać, ważne było dla mnie osiągnięcie dwóch celów. Po pierwsze, chciałam, żeby czytelnicy zobaczyli wiosnę w Donbasie 2014 roku oczami tej dziewczynki, mojej bohaterki. I uczciwie odpowiedzieli na pytanie: co my zrobilibyśmy na jej miejscu? Poza tym chciałam, żeby ludzie zrozumieli, z kim mamy do czynienia. Bo nasz wróg jest sprytny, pozbawiony zasad, okrutny i pomysłowy, i każdy z nas musi wiedzieć, jak można mu się przeciwstawić. Dlatego pisałam tak, żeby mnie samej czytało się to interesująco.

Odrzucałam wszystko, co zbędne. Pracowałam dość długo, półtora roku. Przez pierwsze sześć miesięcy gromadziłam informacje, czytałam donieckie wiadomości z tego okresu, tamtejsze fora. Rozmawiałam z ludźmi, którzy wyjechali z Donbasu, zbierałam ich wspomnienia. Chciałam, żeby to była bardzo uczciwa książka. Jej bohaterowie są dla mnie realnymi osobami. Rozumiałam, że jeśli tego nie napiszę, nikt o nich nie będzie wiedział, o Tani, o Borysowiczu. Dla mnie są oni nawet bardziej niż prawdziwi.

Tamara Duda, „Córeczka”. Przeł. Marcin Gaczkowski, Kolegium Europy Wschodniej, 320 stron, w księgarniach od marca 2022Tamara Duda, „Córeczka”. Przeł. Marcin Gaczkowski, Kolegium Europy Wschodniej, 320 stron, w księgarniach od marca 2022Dlaczego na okładce ukraińskiego wydania jako autorka widnieje Tamara Horicha Zernia (Nasiono Orzecha)?
Tak wyszło, że przegrałam pewien przyjacielski zakład i musiałam zmienić profil na Facebooku, wymyślając jakiś pseudonim. Nigdy nie sądziłam, że to takie trudne. Nasiono orzecha to obraz z ukraińskiej pieśni. Dla mnie jest to symbol tego, co znajduje się we wnętrzu i jest chronione przez bezpieczną skorupkę. Potem wiele osób we wspólnocie wolontariackiej zaczęło mnie tak nazywać – albo Nasiono Orzecha, albo w skrócie Orzech.

A dlaczego nie użyła pani własnego nazwiska?
Uznałam, że rzeczywista osoba autorki będzie odciągać czytelników od fabuły. Na fotografię i notę biograficzną na okładce też się nie zgodziłam. Wydawało mi się, że to wszystko jest niepotrzebne. Co więcej, moja główna bohaterka nie ma imienia, bo pomyślałam, że może to utrudniać czytelnikowi wczucie się w jej przeżycia i zbliżenie do niej.

Ale czytelnicy i tak się dowiedzieli, kim naprawdę jest autorka.
To prawda, okazało się, że praca pisarki to nie tylko pisanie, ale też liczne prezentacje. Musiałam więc wyjść do publiczności, chociaż nigdy nie marzyłam o statusie pisarki. Zależało mi na tym, żeby napisać książkę, opowiedzieć tę historię.

Ukazanie się „Córeczki” zmieniło podejście do literatury o wojnie. Czy pani to zauważyła?
Wydaje mi się, że po mojej książce wiele osób zrozumiało, że można o tym pisać nie tylko „na baczność”, ale też w różnych gatunkach, nie ograniczając się. Tak naprawdę dobre jest moim zdaniem to, że zaczęły pojawiać się wojenne fantasy, wojenne romanse, wojenne kryminały. Poza tym pokazaliśmy, że książka o wojnie może odnieść sukces rynkowy – kupują ją nie tylko ludzie z wąskiego kręgu osób związanych z wojskiem czy wolontariatem, jest polecana, omawiana, zabierana w podróż.

Każdy Ukrainiec i Ukrainka szukają własnego miejsca w tej wojnie. Czy pani znalazła swoje miejsce, swoją rolę?
Byliśmy do tej wojny moralnie gotowi. Mój mąż poszedł do obrony terytorialnej, a ja wywiozłam dzieci i skupiłam się na wolontariacie – zajmujemy się głównie zaopatrzeniem medycznym i pomocą humanitarną. Gromadzimy fundusze na wsparcie dla żołnierzy.

Tamara Duda

Ur. 1976, ukraińska dziennikarka i tłumaczka, autorka dwóch powieści wydanych pod pseudonimem Tamara Horicha Zernia. W latach 2014–2016 pracowała jako wolontariuszka w strefie działań wojennych na wschodzie Ukrainy. Debiutancka „Córeczka” zapewniła Dudzie prestiżową nagrodę ukraińskiej redakcji BBC za najlepszą książkę beletrystyczną 2019 roku. Powieść znalazła się także wśród trzydziestu najważniejszych utworów prozatorskich niepodległej Ukrainy według Ukraińskiego Instytutu Książki. W 2022 roku otrzymała najważniejszą ukraińską nagrodę kulturalną im. Tarasa Szewczenki.

Czy próbowała pani odpowiedzieć sobie na pytanie, jak można wyjaśnić bestialstwa rosyjskich żołnierzy?
W najmniejszym stopniu nie zaskoczyło mnie ich okrucieństwo. W istocie to samo robili przecież osiem lat temu. Fakt, w mniejszym wymiarze. Ale i bestialskie traktowanie jeńców, i gwałty na ludności cywilnej, i przejawy sadyzmu – to wszystko było, tylko mniej o tym mówiono, bo Rosjanie zabili wtedy wielu świadków. Ludzie zwyczajnie przepadli, zniknęli. Dla mnie było jasne, że oni wszystko zaleją krwią, jeśli nie zostaną powstrzymani siłą. Oni różnią się od nas, od Europejczyków. Przez dziesięciolecia mieli prane mózgi za pośrednictwem telewizji. Dla nich zbrodnia to normalność. Na tym wyrosły całe pokolenia.

W tym momencie ważne jest dla pani, by opowiedzieć historię z całą jej bezlitosną prawdą, czy może do zrozumienia bieżących wydarzeń potrzebny jest jakiś dystans czasowy? Czy wie już pani, jak opowiedzieć o tej wojnie?
Mam nadzieję, że przeżyjemy. Teraz wszystkie moje myśli koncentrują się właśnie na tym. I na oczekiwaniu na męża, który poszedł walczyć. To bardzo trudny stan – ciągłego napięcia, niepokoju. Niczego teraz nie piszę, nie potrafię. Na pewno jednak obecne wydarzenia, obecne wstrząsy wpłyną na to, co będziemy pisać, jak będziemy rozmawiać między sobą i ze światem.

Pani książka „Córeczka” ukazuje się w polskim przekładzie. Jakiej reakcji spodziewa się pani po odbiorcach z kraju, który bardzo żywo reaguje na wojnę w Ukrainie?
Myślę, że gdyby tak się złożyło, że to my znaleźlibyśmy się na ich miejscu – zrobilibyśmy wszystko, żeby pomóc. Ukraina ponosi teraz ogromne ofiary. Jestem pod wrażeniem Polaków, tego, jak włączyli się do tej pracy, oni walczą teraz z Rosjanami z nie mniejszą zawziętością niż my. I jesteśmy im wdzięczni. Teraz wielu naszych znajomych wraca do domu i ciepło wspomina troskę, której zaznali w Polsce. Cieszę się, że „Córeczka” została przetłumaczona na polski.

Przeł. Katarzyna Kotyńska

Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu European Cultural FoundationInstytutu Goethego w Warszawie, Krakowskiego Biura Festiwalowego, a także Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia – instytucji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – które zawiesiło konkursy na dofinansowanie projektów polsko-rosyjskich, a przeznaczone na nie fundusze przekazuje obecnie na wsparcie projektów związanych z Ukrainą.

logo