Turnicki z platformy

16 minut czytania

/ Ziemia

Turnicki z platformy

Rozmowa z Anną Albin i Katarzyną Hromek

Spotkałam się z całą masą pozytywnych reakcji mieszkańców Pogórza Przemyskiego na aktywistów z blokady. Ludzie zapraszali nas do swoich domów, na prysznic czy posiłek. Z dopowiedzeniem: „Tylko nikomu nie mówcie”

Jeszcze 4 minuty czytania

DOMINIKA TWOREK: Jako aktywistki Inicjatywy Dzikie Karpaty walczycie o utworzenie parku narodowego na terenie Pogórza Przemyskiego, blokując zaplanowaną przez Lasy Państwowe wycinkę drzew. Co takiego widzicie w tym fragmencie Puszczy Karpackiej?

KATARZYNA HROMEK: Dzikość. Tamtejsza przyroda została w bardzo niewielkim stopniu przekształcona przez człowieka. Uwielbiam spacerować zwłaszcza po tych częściach lasu, które od wielu lat pozostawały nietknięte ludzką ręką i obserwować zachodzące tam różne naturalne procesy. Takie miejsca można spotkać też w pobliskich Bieszczadach, ale turnickie lasy wyróżnia bogactwo gatunkowe drzew. Oprócz dominujących w górach buków czy jodeł napotkamy jawory, jesiony, a także czereśnie, czeremchy, dzikie lipy, graby. Kiedy wkraczam w jar, czuję się jak w leśnej rafie koralowej. 

ANNA ALBIN: W powalonej, rozkładającej się korze drzewa widać nie tylko niezliczone gatunki grzybów, mchów i porostów, ale też całe bogactwo zwierząt: wijów, prosionków czy chrząszczy, jedzących martwe drewno. A przy takiej jednej kłodzie można spędzić pół godziny, odkrywając kolejne warstwy jej bioróżnorodności.

fot. Inicjatywa Dzikie Karpatyfot. Inicjatywa Dzikie Karpaty

Teren postulowanego przez nas Turnickiego Parku Narodowego obfity jest również w rzadkie, zagrożone i objęte ochroną rośliny, jak ciemiężyca, pokrzyk wilcza jagoda, obrazki alpejskie czy różne gatunki storczyków. W okolicy rośnie ostrożeń siedmiogrodzki – gatunek, który w Polsce występuje tylko na Pogórzu Przemyskim i nigdzie indziej. No i ptaki! Tuż przy samej blokadzie możemy spotkać puszczyki uralskie czy sóweczki – to najmniejsze sowy Europy. Kilkukrotnie widziałam też orła przedniego, a to jeden z rzadszych drapieżnych ptaków lęgowych w naszym kraju.

KATARZYNA HROMEK: Tak, ptaków jest naprawdę bardzo dużo. Ja spotkałam też rysia, żbika, jelenie na rykowisku czy wilczyce z bawiącymi się młodymi. Ogromne wrażenie. 

Jak Turnicki zmienia się wraz z porami roku?

KATARZYNA HROMEK: Pierwszy raz przyjechałam tam wiosną ubiegłego roku, gdy zaczęła się blokada. I od razu się zakochałam. W majowe poranki, gdy las parował, puszcza przypominała tropikalną dżunglę. To było niesamowite. Latem, w upalne dni ogromną przyjemność sprawiały mi zimne kąpiele w leśnych strumykach.

ANNA ALBIN: W czerwcu, za sprawą kumaków, które miały swoje gody w kałużach – a te były wszędzie wokół – nad blokadą ciągle unosił się ich śpiew. Piękna była również zima, otwarte krajobrazy, wśród których można było zobaczyć dziesiątki kopytnych zwierząt: saren czy jeleni.

Jakie są wasze relacje z przyrodą podczas blokady?

KATARZYNA HROMEK: Bardzo bliskie. Na blokadzie ochraniamy drzewa, umieszczając w ich koronach platformy, na których śpimy i trzymamy wartę. Szczególnie zapadła mi w serce pierwsza noc na jednej z platform umieszczonych w głębi lasu. Rankiem obudził mnie bardzo wyraźny śpiew ptaków. Słyszałam odgłosy zwierząt, które poruszały się pod platformą. Poczułam się dużo bliżej istot, które mieszkają w tym lesie.

ANNA ALBIN: Dla mnie bardzo intensywne było uczucie dysonansu: mamy do czynienia z niepodważalnie unikalnym lasem o wielkiej wartości przyrodniczej, który jednocześnie jest wycinany. Pamiętam, jak zimą poszłam do jednego z przeznaczonych do wycinki wydzieleń leśnych. To był wspaniały las, na który składało się z dziesięć gatunków drzew, między innymi: graby, buki, jodły, dęby i dzikie czereśnie. I te piękne ogromne dęby, które szły pod piły. Wszędzie indziej byłyby hołubione, a tu szły na stratę. 

Czułam smutek i złość. Przy czym wolałabym, by częściej była to złość, bo jest uczuciem pchającym do działania. Wiele też we mnie rozgoryczenia, że choć duża część polskiego społeczeństwa wspiera ochronę starych lasów, to nie widać dużej zmiany w zarządzaniu nimi.

fot. Inicjatywa Dzikie Karpatyfot. Inicjatywa Dzikie Karpaty

Czy w waszym poczuciu blokada wycinki to działanie radykalne?

ANNA ALBIN: Radykalne jest raczej tempo niszczenia naszego dziedzictwa przyrodniczego. A nasz bezprzemocowy protest ma na celu zwrócenie uwagi na problem unicestwiania tego, co jest wspólne i ważne dla każdego i każdej z nas. Lasy Państwowe są przecież publiczne. Staramy się też, żeby nasze działania nie były wymierzone bezpośrednio w czynności pracowników leśnych, na przykład nie wchodzimy na wycinki podczas trwania prac. Wiemy, że decyzje o wycince lub ochronie lasu podejmowane są „na górze” – w Lasach Państwowych i instytucjach ochrony środowiska.

Minął już rok, odkąd działacie, a wycinki wciąż trwają. Nie został utworzony na tym terenie ani park narodowy, ani nawet rezerwat ochrony ścisłej. Organizacja blokady to masa pracy i poświęceń. Czy nie łapie was poczucie bezsensu?

KATARZYNA HROMEK: Tak, wycinki dalej są prowadzone, a plany wycinki co do miejsc, w których jesteśmy, zostały przeniesione na inne. Jednocześnie widzę, że coraz więcej osób wie o Turnickim. Samo użycie tego słowa w wyszukiwarce Google diametralnie wzrosło, jeszcze kilka lat temu zainteresowanie tym tematem było na tym samym, bardzo niskim poziomie. Nasza akcja narysowała klif na wykresie statystyk.

Czyli blokada ma raczej wymiar symboliczny, niż chroni puszczę przed wycinką?

Anna Albin Anna Albin – biolożka ze specjalizacją w partycypacyjnej ochronie przyrody, edukatorka Ogrodu Botanicznego UW. Związana z kolektywem edukatorskim Nauka Ukorzeniona, działającym przy Domu Przyrody i Kultury w Teremiskach.ANNA ALBIN: Ja bym tak nie powiedziała. Blokada broni wydzieleń, które są niezwykle wartościowe: starych powykręcanych buków czy dziuplastych drzew najróżniejszych kształtów. Należy pamiętać, że zmiana, którą postulujemy, to proces i nie wszystko można osiągnąć od razu.

W ciągu minionego roku pojawiały się momenty niepewności i wątpliwości, czy ciągnąć to dalej?

KATARZYNA HROMEK: Tak, zastanawialiśmy się, czy mamy na to siły. Zwłaszcza że duża część naszej ekipy angażuje się też w pomoc w kryzysie humanitarnym na polsko-białoruskiej granicy czy w działanie na rzecz uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy, więc znacznie zmniejszyły się nam zasoby. Wielu z nas doznało również aktywistycznego wypalenia.

Zimą udało wam się zorganizować barak do mieszkania.

ANNA ALBIN: Barak to luksusowe rozwiązanie, które bardzo ułatwiło nam przetrwanie. Zdecydowanie najciężej miała ekipa z przełomu jesieni i zimy, jeszcze śpiąca pod namiotami. Było zimno, padał deszcz, a leśna wilgoć zwiększała uczucie chłodu. W tym okresie na blokadę przyjeżdżało zdecydowanie mniej osób niż latem. Tym bardziej wyrazy uznania dla osób, które w tych cięższych miesiącach spędziły tam dużo czasu.

Barak wciąż stoi, jest w nim sucho, ciepło i przyjemnie. Udało nam się go ładnie urządzić, mamy działającą kuchnię, śpimy w łóżkach. Regularnie wpadają ludzie i przywożą nam chleb, weki, wegańskie słodycze lub po prostu chcą pogadać i nas poznać. W baraku jest naprawdę bardzo miło i nie jest to w żadnym razie survival! A dla żądnych większych wrażeń pozostają podniebne platformy.

A jak z bezpieczeństwem? Na początku zostaliście przecież zaatakowani.

ANNA ALBIN: Rzeczywiście, w maju 2021 roku, na samym początku protestu. Na blokadę, w nocy, podjechał samochód, z którego wysiadł agresywny mężczyzna i zaczął ganiać nasze koleżanki z kijem bejsbolowym. Jedna z nich się przewróciła i wtedy napastnik uderzył ją w nogi. Dziewczyna obroniła się gazem pieprzowym. Skończyło się tym, że mężczyzna wyładował swoją agresję na samochodzie jednej z aktywistek – porozbijał szyby, lusterka, wgniótł karoserię. Gdy policja go znalazła, okazało się, że był poszukiwany już dwoma listami gończymi. To była naprawdę straszna historia, która – na szczęście – nigdy się nie powtórzyła. Generalnie na blokadzie czujemy się bezpiecznie.

fot. Inicjatywa Dzikie Karpatyfot. Inicjatywa Dzikie Karpaty

„Aktywizm musi być przekonujący, radosny, piękny. Inaczej jest to tylko bezproduktywne czarnowidztwo” − twierdzi Julia Fiedorczuk. Zgadzacie się?

ANNA ALBIN: Tak, te słowa współgrają z tym, jak ja staram się działać. Oczywiście, czasem jest ciężko, ale chcę robić rzeczy, dzięki którym czuję satysfakcję. I jednocześnie bardzo ważne jest dla mnie szukanie momentów nagrody. Zadowolenia z siebie. W aktywizmie przyrodniczym rzadko się to zdarza.

Katarzyna Hromek Katarzyna Hromek – pedagożka, animatorka, edukatorka seksualna i ekologiczna. Aktywistka działająca w Inicjatywie Dzikie Karpaty, Fundacji Ocalenie, Grupie Granica oraz w Stowarzyszeniu Dom Przyrody i Kultury. KATARZYNA HROMEK: A ja odbieram te słowa bardziej symbolicznie niż dosłownie. Bo dla mnie ważne jest również, żebyśmy mogli być razem smutni. Sytuacje, kiedy widzimy piękny las, który chwilę później zostaje wycięty, a przyroda w nim całkowicie zdewastowana, są po prostu smutne. Mam świadomość, że robimy coś bardzo trudnego i ważnego, a akcje przeżyte przy pozytywnej energii bardzo w tym pomagają. We wspólnych działaniach istotna jest też wzajemna życzliwość i uważność.

Czy aktywizm jest z istoty pochłaniający, czy może udaje się wam oddzielić go od reszty życia?

ANNA ALBIN: Choć mamy z Kasią zupełnie różne sytuacje życiowe, obie jesteśmy bardzo zapracowane, a momentami nawet przepracowane. Ja mam stałą, etatową pracę, a aktywizm to moja „praca po godzinach”. W zeszłym roku tworzyliśmy mapę „Turnicki Turystycznie”, nie mam pojęcia, z czego czerpałam energię do działań. Potrafiłam miesiącami wychodzić rankiem do pracy, wieczorami zajmować się ogarnianiem spraw, moim psem, a o godzinie 21 zasiadałam do pracy nad mapą, którą kończyłam czasem o 3 w nocy. I tak dzień w dzień. Ale to daje niesamowitą satysfakcję. Cały czas rozwijamy ten projekt. Wkrótce będziemy wydawać zaktualizowaną wersję mapy, organizować spacery po zaznaczonych na niej miejscach i różne inne wydarzenia. Cieszę się, że cały czas przynosi to coś dobrego.

KATARZYNA HROMEK: W moim przypadku aktywizm zajmuje większą część życia. Zarobkowo pracuję tylko tyle, ile muszę, by wystarczyło mi na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Poza tym angażuję się w wiele oddolnych inicjatyw. Działam od projektu do projektu. Obecnie pomagam uchodźcom z polsko-białoruskiej granicy, pracuję z ukraińskimi dziećmi. Dziś, kiedy włączam się w akcje związane z Turnickim, to odpoczywam, ten temat jest dla mnie mniej stresujący, choć wciąż palący. Ale na początku – gdy zaczynała się blokada – było inaczej. Pracowałam wtedy w Szkole Demokratycznej w Krakowie i połowę tygodnia spędzałam tam, a drugą połowę na blokadzie. Czasami czułam, że to dla mnie za dużo. Marzyłam, żeby zatrzasnąć za sobą drzwi do pracy i tam zostawić wszystkie problemy. Ale tak nie potrafię. 

Zarówno kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy, jak i wojna u naszych sąsiadów przyćmiły temat ochrony przyrody w Polsce.

ANNA ALBIN: Tak, te kwestie zeszły na dalszy plan, trudno się temu dziwić. Choć sytuacja na polsko-białoruskiej granicy sama w sobie ma wpływ na przyrodę. W Puszczy Białowieskiej budowany jest przecież mur. To ostatni stary, tak wspaniały las nizinny Europy, a my przedzielamy go murem. Przyroda kompletnie poszła w odstawkę.

Fragment mapy „Turnicki Turystycznie”Fragment mapy „Turnicki Turystycznie”

KATARZYNA HROMEK: My sami – jako Inicjatywa Dzikie Karpaty – długo zastanawialiśmy się, jak reagować w naszej sprawie, skoro w Ukrainie rozpętała się wojna. Na jakiś czas wyciszyliśmy działania w mediach społecznościowych. Ale ostatecznie doszliśmy do wniosku, że musimy kontynuować akcję, bo zatrzymanie się i pozostanie w bezradności nikomu dobrze nie zrobi.

ANNA ALBIN: Zwłaszcza że obie te kwestie, czyli wojna w pobliskim kraju i niszczenie przyrody stwarzają zagrożenie dla ludzi. Różnica polega na tym, że wojna jest tu i teraz, a dewastacja środowiska naturalnego to narastający kryzys klimatyczny, kryzys bioróżnorodności, zagrożenie powodziami. Póki co odczuwamy je w małym stopniu, ale będziemy odczuwać coraz bardziej.

Społeczność Pogórza Przemyskiego zjednoczyła się w pomocy uchodźcom z Ukrainy. Żałujecie, że temat parku nie jest dla nich tak istotny?

KATARZYNA HROMEK: Nie czuję o to żalu i rozumiem, że dla każdego co innego jest ważne w danym momencie. Jednocześnie wierzę, że świadomość ekologiczna wzrasta. Mam poczucie, że nasze apele trafiają do coraz większej liczby osób. Nie wszyscy znają lasy projektowanego Turnickiego Parku Narodowego i siłą rzeczy nie mają pojęcia o skali wycinek w tych dziewiczych miejscach. Dawniej nie było technologii, które pozwalałyby na wycinanie lasów w takim tempie jak obecnie. Wycinki były prowadzone zimą, gdy było to znacznie mniej szkodliwe dla leśnej gleby.

Chciałabym, żeby temat ochrony Puszczy Karpackiej był dla wszystkich tak ważny jak dla mnie i żebyśmy słuchali w tym polu naukowców, a równocześnie wiem, że do zmian potrzeba czasu. Wiem, że działania Inicjatywy Dzikie Karpaty w tym procesie są bardzo istotne. Może nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo ważne jest to, co robimy.

Jak radzicie sobie z hejtem? Co czujecie, przejeżdżając przez wioski, gdzie na ogrodzeniach wiszą obrażające was banery, na przykład „Ekoterroryści precz”?

ANNA ALBIN: Narracja o tym, że społeczność lokalna jest przeciwko naszym działaniom, to nie jest jedyna prawda. Często jest to głos, który słychać najgłośniej – jest to spowodowane między innymi działaniami lobby drzewnego, które jest w tej okolicy bardzo mocne. Ale prawda jest taka, że wielu mieszkańców i mieszkanek zauważa, że oparcie lokalnego rozwoju głównie na pozyskaniu drewna nie przynosi regionowi wysokich zysków i szerokich perspektyw. Coraz więcej młodych ludzi wyjeżdża z Pogórza.

fot. Inicjatywa Dzikie Karpatyfot. Inicjatywa Dzikie Karpaty

Podczas pracy nad mapą dużo jeździłam po okolicznych wsiach i rozmawiałam z mieszkańcami. Łamało mi się serce, bo kilkukrotnie usłyszałam, że osoby, które chciałyby oficjalnie poprzeć nasze działania, są zastraszane. Spotykają się na przykład z groźbami, że nie będzie im sprzedawane drewno opałowe, że będą mieli różne problemy. Działa tam „leśna mafia” wyciszająca głosy osób, które się z nimi nie zgadzają.

Jednocześnie słyszymy głosy sprzeciwu i strach przed powołaniem Turnickiego Parku Narodowego. Walczymy o to, aby ochrona przyrody mogła iść w parze z zadbaniem o mieszkańców. Do tego jednak potrzeba zmian w prawie i uruchomienia mechanizmów wsparcia finansowego, aby gminom opłacało się mieć na swoim terenie park narodowy. Ważne jest również, żeby przynajmniej do części projektowanego parku mieszkańcy mieli swobodny dostęp, mogli spacerować czy zbierać grzyby. Turnicki Park Narodowy objąłby też tylko 30 procent obecnego terenu nadleśnictw, co oznacza, że na pozostałych 70 procentach gospodarka leśna byłaby kontynuowana, a więc większość miejsc pracy przy wycince i obróbce drewna pozostałaby bez zmian.

KATARZYNA HROMEK: My – jako IDK – postulujemy sprawiedliwą transformację. Bo ochrona przyrody nie powinna być w Polsce karą, a szansą. Spędzając czas na blokadzie, skupiałam się na budowaniu relacji z lokalną społecznością. Brałam udział w otwarciu działalności domu ludowego czy lokalnych koncertach, więc miałam wiele okazji, żeby zobaczyć, jak mieszkańcy Pogórza Przemyskiego reagują na aktywistów z blokady. I nigdy nie doświadczyłam nieprzyjemności. Wręcz spotkałam się z całą masą pozytywnych głosów. Ludzie zapraszali nas do swoich domów, na prysznic czy posiłek. Z dopowiedzeniem: „Tylko nikomu nie mówcie”.

Warto przyjechać na blokadę?

KATARZYNA HROMEK: Na blokadzie panuje świetna atmosfera. Jesteśmy bardzo zgrani jako grupa i otwarci na nowe pomysły. A możliwych działań jest tak dużo, że każdy się odnajdzie. To odpoczynek od pracy przed komputerem. Można coś zbudować, pomajsterkować, nauczyć się wspinać na drzewa, spać na platformie. I – oczywiście – poczuć niezwykłą dzikość Turnickiego, doświadczyć jego magii. Nieustannie dostajemy też wsparcie od innych osób. Doświadczenie takiego życia we wspólnocie jest bardzo rozwijające i wzmacniające.

Wyjazd do Turnickiego może być lekarstwem na depresję klimatyczną czy solastalgię, czyli smutek, niepokój związany z przemianami klimatycznymi?

ANNA ALBIN: Na pewno daje poczucie sprawczości. Czasem odnoszę wrażenie, że z naszego Facebooka można wyczytać lekko depresyjny przekaz, że jeździmy tam i stoimy ze smutną miną przy drzewach. Ale wcale tak nie jest! Dzięki fajnym osobom, które są w to zaangażowane, to naprawdę przyjemny czas. A nawet jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, żeby przyjechać na blokadę, to turystyczny wyjazd do Turnickiego jest również swego rodzaju aktywizmem. Bo jeśli obdarzymy uczuciem jakiś teren, to naturalnie będziemy chcieli o niego dbać i go chronić.