KATARZYNA NIEDURNY: W poniedziałek ukazało się publiczne oświadczenie Zespołu Aktorskiego TR Warszawa, w którym została opisana trudna sytuacja instytucji. Zwracacie państwo uwagę na problemy organizacyjne, odejście z pracy ludzi od lat związanych z teatrem. Jak wygląda sytuacja w TR Warszawa?
JAN DRAVNEL: Jako pracownicy TR-u czujemy się bezradni. Narasta chaos komunikacyjny, kryzys organizacyjny... Mamy poczucie, że pracujemy w korporacji, w której nikt nie słucha naszych argumentów, a nie w teatrze, który ma być otwartym i przyjaznym miejscem. Na papierze wszystko się zgadza, ale w tym sezonie odbyły się tylko dwie premiery. Wpisane w repertuar spektakle były odwoływane, bo raz nie było akustyka, który został wcześniej zwolniony, innym razem był problem z pracownikami wideo (jeden już odszedł, drugi był na wyjeździe, a trzeci nie znał spektaklu).
MARIA MAJ: Zgubił się główny cel, któremu służyła ta scena, czyli wspólna praca nad tworzeniem spektakli. W tej sytuacji trudno skoncentrować się na graniu. Mam wrażenie, że instytucja obecnie istnieje głównie po to, żeby zaspokajać potrzeby administrowania i budowania struktur, które same w sobie stają się celem, utrudniając przy okazji ludziom pracę. Najprościej rzecz ujmując: teatr nie ma gospodarza. Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za co i kto powinien zajmować się sprawami sceny oraz pracujących na niej ludzi. Niejasny podział kompetencji jest sporym problemem.
NATALIA KALITA: Efektem są odejścia pracowników od wielu lat współtworzących teatr. Na ich miejsce weszli ludzie nieznający instytucji, pochodzący z zupełnie innych miejsc i estetyk. Nowa struktura organizacyjna doprowadziła do kompletnej dezorganizacji. Zmienił się również język wypracowywany przez nas od lat.
Piszecie państwo w oświadczeniu, że w ostatnich dwóch latach zwolniło się wiele osób pracujących w tej instytucji od kilkunastu, kilkudziesięciu lat.
JAN DRAVNEL: Między innymi Anna Rochowska, pracująca przez 26 lat w dziale edukacji. A przecież gdyby nie jej działania, nie doszłoby do jednej z dwóch premier w tym sezonie – „Autokorekty” Jakuba Skrzywanka, która powstała na bazie warsztatów prowadzonych z nastolatkami. Tymczasem ona odchodzi, a dyrekcja nic nie robi, żeby ją zatrzymać.
MARIA MAJ: Dział edukacji zawsze był w naszym teatrze niesłychanie ważny, pomagał komunikować się z publicznością, pokazywał, jak czytać robione przez nas, nieraz trudne, spektakle. Dlatego na pewno ostatecznym punktem, który spowodował, że wszyscy, niezależnie od poglądów i temperamentu, zgodziliśmy się na protest, było odejście Ani.
NATALIA KALITA: Dodam jeszcze, że Ania dostała w tym roku Nagrodę im. Haliny Machulskiej za swoje osiągnięcia. Nawet na Wikipedii naszego teatru jest napisane, że TR prowadzi najbardziej prężny dział edukacji w Polsce, a przecież to Ania jest rozpoznawaną w całym środowisku przedstawicielką tego działu. Jej odejście to dla nas wielka strata.
Wskazują państwo w swoim oświadczeniu na konkretną cezurę – sytuacja w teatrze zaczęła się pogarszać dwa lata temu. Co się wtedy stało?
MARIA MAJ: Właściwie dwa lata temu problem zaczął się wzmagać, ale kłopoty zaczęły się po rozpoczęciu pracy przez obecną dyrektorkę, Natalię Dzieduszycką. W mojej opinii to osoba, która nie bardzo rozumie, czym jest teatr, a zaczęła wprowadzać swoje porządki. Nie orientuję się, w jakim stopniu brał w tym udział Grzegorz Jarzyna. Wiem jednak, że nowa struktura się nie sprawdza – powoływani są różni pełnomocnicy tworzący nieformalny zarząd teatru. A za całość teatru nikt nie czuje się odpowiedzialny. Powoduje to duży chaos. W trakcie ostatniego konkursu my, jako zespół, wspieraliśmy Natalię i Grzegorza, wierząc, że będzie wspaniale. Wszystko poszło w niewłaściwym kierunku. Dyrekcja pracuje głównie na to, by utrudniać nam pracę.
NATALIA KALITA: Na wiele pytań Natalia i Grzegorz odpowiadają: nie wiem, nie ja jestem za to odpowiedzialny. Dodam również, że powołanie nieformalnego zarządu zwiększyło znacznie hierarchiczność struktury w teatrze. Nasza dezorientacja pokazuje jednak, że jest to sztuczna struktura.
Jeśli dobrze rozumiem treść oświadczenia, od dawna próbowaliście podjąć kroki naprawcze w teatrze, ale one nie skutkowały, co doprowadziło do publicznej formy protestu.
NATALIA KALITA: Przez ostatni rok odbywały się spotkania przedstawicieli związku zawodowego z miastem. Sygnalizowaliśmy na nich niepokojącą sytuację w teatrze. Odbywaliśmy również rozmowy z dyrekcją w obecności mediatora: zarówno z Grzegorzem, jak i Natalią. Nie przyniosły żadnych rezultatów. A był to szeroki głos, bo w naszych związkach działa około sześćdziesięciu procent pracowników, ze wszystkich działów. Wotum nieufności wobec dyrekcji było więc bardzo duże.
„Największą siłą i wartością TR Warszawa zawsze był Zespół. Dział techniczny, zespół edukacji, zespół aktorski, zespół asystencko-inspicjencki, dział produkcji, dział planowania i eksploatacji, dział rozwoju publiczności, dział administracyjny, księgowość – wszyscy wspólnie przez lata tworzyliśmy wysoką jakość artystyczną tego miejsca. WSPÓLNIE”. Oświadczenie aktorów i aktorek TR Warszawa można przeczytać tutaj.
JAN DRAVNEL: Powodem naszego protestu jest ogromne zmęczenie tym, że w obrębie instytucji nasze działania nie przynosiły efektów.
MARIA MAJ: Musieliśmy zmobilizować się niezależnie od tego, kto ma jakie poglądy. Każdy musiał zrezygnować z czegoś, żeby się zjednoczyć i zdecydować na publiczny protest, który jest dla nas niesłychanie bolesny. Jesteśmy ludźmi pracującymi na emocjach i ta sytuacja okropnie nas niszczy.
Czy możecie podać przykłady sytuacji, które przeszkadzały wam w codziennej pracy?
JAN DRAVNEL: Mieliśmy grać spektakl „Serce” Wiktora Bagińskiego, który chwilę wcześniej zdobył nagrodę na krakowskim festiwalu Boska Komedia. To był styczeń i przedstawienie było grane przy pełnej publiczności. Takich tłumów dawno nie widziałem na Marszałkowskiej. Tymczasem okazało się, że nie możemy grać drugiego spektaklu w secie, ponieważ wypowiedziano umowę akustykowi i wysłano go na przymusowy urlop, żeby zapłacić mu mniej przed odejściem. Drugi z akustyków, który znał spektakl, był na wakacjach. Odwołaliśmy pokaz, bo nauczenie się w kilka godzin przedstawienia i potrzeb aktorów, którzy w nim grają, nie jest proste. Pisaliśmy maile do wszystkich w teatrze i pytaliśmy, jak to możliwe, że nikt nie wziął tego pod uwagę przy planowanych zmianach kadrowych, że nikt nie zauważył, że nie mamy akustyka. Dyrektorka zwróciła się do ówczesnego kierownika technicznego z prośbą o wyjaśnienia. On złożył wypowiedzenie, pisząc, że nie jest odpowiedzialny za zwolnienia przeprowadzone pod naciskiem dyrekcji. Teatr został więc nie tylko bez kompetentnego akustyka, ale także bez kierownika technicznego. W teatrze każdy dział jest ważny, a praca nas wszystkich składa się na spektakl.
Co wydarzyło się od momentu opublikowania oświadczenia? Rafał Trzaskowski w „Gazecie Wyborczej” zapowiedział, że w TR Warszawa we wrześniu rozpisany zostanie konkurs na dyrekcję. Czy to satysfakcjonujące rozwiązanie?
NATALIA KALITA: Formalnie nie mamy zapewnienia, że konkurs się odbędzie. Ciągle na nie czekamy, bo jednak deklaracja w gazecie to za mało, nie jest wiążąca. Dyrekcja nie prowadzi z nami rozmów na ten temat.
JAN DRAVNEL: Grzegorz jedynie wysłał nam maila, że on o niczym nie wiedział, że serce mu krwawi, że chce z nami rozmawiać. Ale to u nas w teatrze stara historia. Wychodziły brudy, zmieniał się dyrektor, Grzegorz zostawał i deklarował, że on o niczym nie wie. A przecież do konkursu startował razem z Natalią, deklarował później pełne poparcie dla jej sposobu prowadzenia teatru i z racji zajmowanego stanowiska ponosi pełną odpowiedzialność za obecną sytuację.
Grzegorz Jarzyna jest w różnych funkcjach w TR Warszawa od 1998 roku i jest z tą instytucją silnie kojarzony. Czy wyobrażacie sobie ten teatr bez niego?
JAN DRAVNEL: Akurat na ten temat zdania są podzielone.
MARIA MAJ: Grzegorz nigdy nie tworzył tego miejsca sam, ale ze współpracownikami. Jasne, dobierał ich i zapraszał do współpracy, ale teatru nigdy nie tworzy jeden człowiek.
NATALIA KALITA: Mam głębokie poczucie, że to nie jest teatr Grzegorza Jarzyny, ale teatr całej wspólnoty, wszystkich pracujących w teatrze zespołów.
Jaki jest dla was teraz najlepszy możliwy scenariusz?
NATALIA KALITA: Może jednak zacznę od najgorszego. Mam obawy, że jeśli jeszcze przez rok będziemy pod tą dyrekcją, to teatr po prostu się rozpadnie. Najgorszy możliwy scenariusz? Odejście kolejnych osób.
JAN DRAVNEL: A ja może zacznę robić listę marzeń. Chciałbym nowoczesnego stylu zarządzania, w którym jako zespół mamy realny wpływ na to, co się dzieje. Chciałbym również, żeby rolą menedżera nie było tylko oszczędzanie na innych, ale też pozyskiwanie finansów i ich dobry podział. Bo przecież sztuka nigdy nie będzie na siebie zarabiać. Teraz jest taka polityka repertuarowa, że gramy głównie duże spektakle w ATM- ie (hali telewizyjnej – przyp. red.), które przyciągają ludzi, bez potrzeby inwestowania w reklamę. Reszta tytułów nie jest grana, bo statystyki się nie zgadzają i teatr nie zarabia.
MARIA MAJ: Ja najbardziej chciałabym jasnego podziału kompetencji i odpowiedzialności. A także silnego działu edukacji, który pomoże budować współpracę między nami i publicznością, a tym samym przyciągać ludzi na eksperymentalne spektakle.
Dlaczego TR Warszawa jest instytucją, o którą warto walczyć?
MARIA MAJ: Ktoś kiedyś powiedział, że teatr powinien robić jeden człowiek, a jeśli nie jeden – to grupa przyjaciół. W teatrze ważne są dla nas relacje. Przez lata wypracowaliśmy wspólny język, który odróżnia nas od innych instytucji. Nie musimy przy każdej produkcji uczyć się go od nowa, mamy bazę, z której wspólnie wychodzimy. Chcemy ją ocalić. W tej całej trudnej sytuacji cieszę się, że rozmawiamy o teatrze, o tym, czym jest i jaka jest jego istota.
JAN DRAVNEL: Jesteśmy jedynym teatrem, który ma w nazwie słowo „Warszawa”. Dużo jeździmy po świecie i robimy reklamę, wszędzie, gdzie gramy. Miasto powinno o nas dbać.
MARIA MAJ: To, że jeździmy po świecie, jest wynikiem wypracowanej przez Grzegorza międzynarodowej linii naszego teatru. Odnosimy ogromne sukcesy, ale to jest już efektem naszej bardzo ciężkiej pracy i pracy wszystkich działów. A nie jesteśmy w stanie jej wykonywać bez poczucia bezpieczeństwa i wsparcia. Warto o nas walczyć, żeby nie zmarnować tego, co udało nam się przez lata zbudować.