Grany w warszawskiej Zachęcie „PokaZ” Teatru 21 to emancypacyjny freak show, w którym osoby pełniące kiedyś role obiektów przejmują kontrolę nad sytuacją. Gapienie się przestaje być tam oznaką władzy uprzywilejowanej części społeczeństwa, a staje się wyzwaniem, które zostaje mu rzucone.
Publiczność siada pod ścianami, na środku sali stworzona zostaje przestrzeń performansu. Aktorzy i aktorki proszą widzów, by powiedzieli, co widzą, patrząc na nich. Podają kolejne słowa – mniej lub bardziej abstrakcyjne – dzielną kobietę, wspaniałą osobę, rękę, nogę, pośladki, włosy. W tym zadaniu tkwi oczywiście pułapka. Istnieją przecież słowa, które przychodzą nam do głowy jako pierwsze, a których niewypowiedzenie na głos tworzy na scenie napięcie: kobieta na wózku, Down, niepełnosprawny, karlica. Wyzwanie zostaje rzucone: powiecie to? Dobrze wiemy, że głośno nie powiemy.
Pułapka zostaje zaprojektowana specjalnie na nas. Jest środek tygodnia, przyszliśmy na „PokaZ” Teatru 21 odgrywany w warszawskiej Zachęcie. Jesteśmy bardzo kulturalnymi ludźmi. Jesteśmy poprawni, mili, współczujący. Nikogo nie chcemy urazić, nie chcemy wytykać palcem, nie będziemy się gapić, robić z nikogo dziwowiska. Alternatywą jest nieobecne spojrzenie – zdolność kontrolowanego niewidzenia tego, który przyciąga nasz wzrok, a jednocześnie powoduje konsternację. Tymczasem „Gap się!” to hasło przewodnie drugiego sezonu Centrum Sztuki Włączającej. „Jako grupa teatralna od lat pracująca na scenie z «obrazami nie do przyjęcia» i w tym sensie świadoma wagi spojrzenia, które obdarza uwagą i nie ucieka od niechcianych widoków, postanowiliśmy zająć się mechanizmami patrzenia, powodami widzenia i niewidzenia” – pisze na swojej stronie Teatr 21.
Każdy z obecnych na scenie performerów i performerek tworzy własny „obraz nie do przyjęcia”. Spektakl problematyzuje to pojęcie, grając w kolejnych luźno związanych ze sobą scenach, opowieściach i rozmowach z oczekiwaniami widowni, a zarazem ze zestandaryzowanym, pełnym stereotypów społecznym imaginarium.
Helena Urbańska jest studentką aktorstwa. Rysą na jej wizerunku, często punktowaną przez pedagogów szkoły, jest bycie aktorką niedostatecznie kobiecą. Jak opowiada – jeden z nauczycieli poprosił ją o założenie sukienki. Po perypetiach związanych ze znalezieniem stroju, Helena przychodzi wreszcie do niego w sukience w kwiaty. Czy może być coś bardziej kobiecego? Niestety, tym razem problemem okazują się tenisówki. Aktorka do profesora musi wrócić jeszcze raz w bardziej odpowiednim obuwiu. W czasie spektaklu Helena outuje się jako lesbijka. Zadane przez nią wielokrotnie publiczności pytanie o to, która z aktorek w Polsce dokonała publicznego coming outu, pozostaje bez odpowiedzi.
Pomagają jej pozostali obecni na scenie aktorzy i aktorki, instruując ją przy wykonywaniu „uwodzicielskich” póz. Sytuacja zaczyna się jednak komplikować, gdy te same ruchy przejmuje Aleksandra Skotarek, aktorka z zespołem Downa, która chce się dowiedzieć, jak uwodzić mężczyzn. Ten sam zestaw środków scenicznych nie pasuje już do jej społecznie akceptowalnego wizerunku. Ze strefy komfortu wybija widzów pokazanie piersi, czy opowieść o jej seksualności, które podważa najczęściej funkcjonujący w mediach wizerunek osób z zespołem Downa – uśmiechniętych dzieci.
Justyna Lipko-Konieczna „PokaZ”, reż. Justyna Wielgus. Teatr 21, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, premiera 2 grudnia 2019Inną historię opowiada jeżdżąca na wózku tancerka Diana Bastos Niepce. Kobieta w czasie spaceru ze swoimi psami zaczęła sprzątać ich kupy. Po chwili podeszła do niej obca osoba, zachwycając się jej obywatelską postawą wykazywaną pomimo niepełnosprawności. Po chwili poprosiła ją także o możliwość zrobienia zdjęcia i opisania jej „wzruszającej i motywującej” historii na Facebooku. Aktorka odmówiła.
Znacznie lepiej odnalazła się w rozmowie o ulubionych pozycjach seksualnych z Michałem Pęszyńskim, aktorem z zespołem Downa. Seria pytań o to, kiedy ostatni raz uprawiali seks, ilu mieli partnerów, jaka jest ich ulubiona pozycja, zakończona zostaje ironiczną sceną przeprosin za przekraczanie granic, za stawianie publiczności w niekomfortowej sytuacji. Poniosło nas – mówią, choć w podtekście pojawia się sarkastyczne „przepraszamy, że nie jesteśmy tacy jak chcecie”. Chwilę potem, jakby w odpowiedzi na tę scenę, wprowadzony zostaje wątek użalania się nad sobą i performowania swojego nieszczęścia. Diana pokazuje, w jaki sposób staje się „pokrzywdzoną niepełnosprawną”, gdy stara się w urzędach o przynależne jej świadczenia. Katarzyna Żeglicka mówi, że udaje ataki padaczki, kiedy czuje się zagrożona. Użalanie się nad sobą staje się funkcjonalne, to także mechanizm używany przez dużą część zapytanej o to publiczności.
W pewnym momencie swoją historię opowiada również Katarzyna Żeglicka, która kiedyś jako młoda dziewczynka wystawiona została na wzrok lekarzy i studentów medycyny. W czasie wykładu omawiana była budowa jej kości, dziewczyna musiała więc stać „na scenie” w bieliźnie, odmawiając całkowitego rozebrania się – do czego chcieli zmusić ją lekarze. Stała się obiektem, który przed ich oczami odsłonić miał wszystkie tajemnice, pokazać ciało nagie, aż do kości. Wzrok naukowców stał się wtedy narzędziem władzy, które sprowadziło kobietę do roli przypadku medycznego, odbierając jej podmiotowość do tego stopnia, że oglądający pozwalali sobie, stojąc przed nią, na żarty z jej anatomii. W „PokaZie” Katarzyna również prezentuje swoje ciało – nosi na sobie czarny prześwitujący kostium. Kilkakrotnie tematyzuje tę lekko tylko przykrytą nagość. Wynika ona ze świadomej decyzji aktorki, która w ten sposób chce funkcjonować na scenie. Zmienia to całkowicie stosunek władzy budowany przez wzrok patrzącego na obiekt, między publicznością i aktorką nawiązuje się relacja, w której to Katarzyna decyduje o tym, co zobaczymy.
„PokaZ”, debiut reżyserski Justyny Wielgus, wciąga widownię w przemyślaną, inteligentną grę z oczekiwaniami. Odważny i bezkompromisowy spektakl staje się kalejdoskopem „obrazów nie do przyjęcia”.