Pytania naiwne, a przez to smutne
fot. Krzysztof Bieliński

6 minut czytania

/ Teatr

Pytania naiwne, a przez to smutne

Katarzyna Niedurny

W spektaklu „Złota skała. Opowieść o Robercie Brylewskim” Laszuka najlepszy jest finał, w którym cała naiwność teatralnej sytuacji – spotkanie starego i młodego artysty – zaczyna nakręcać jej rzeczywiście tragiczny wymiar

Jeszcze 2 minuty czytania

Wyobraź sobie, że spada na ciebie żyrandol. Żyrandol jest duży, nie masz szansy przeżyć, jednak wszechświat przed śmiercią daje ci wyjątkową szansę na spotkanie z tobą z przeszłości. Czy jest coś, co chciałbyś dziś powiedzieć sobie młodemu? – pyta grająca w spektaklu „Złota skała. Opowieść o Robercie Brylewskim” Anna Wojnarowska. I czy to, co powiesz, cokolwiek zmieni?

3 czerwca 2018 roku umiera Robert Brylewski – muzyk, kompozytor, wokalista, autor tekstów, lider takich zespołów jak Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael czy Armia. Dla wielu postać kultowa, ikoniczna. Okoliczności jego śmierci są bardzo zawiłe. Mężczyzna zostaje ciężko pobity przez przypadek. Napastnik pod wpływem alkoholu bierze go za intruza w mieszkaniu swojej matki. Brylewski z ciężkimi obrażeniami trafia do szpitala, jest operowany, po czasie wychodzi. Kiedy przywożą go do szpitala, jest już w stanie śpiączki. Prawdopodobnie są to powikłania po wcześniejszym pobiciu. Nigdy się nie wybudza. To przypadek czy przeznaczenie? – pytają ze sceny artyści. A jednocześnie dają Brylewskiemu szansę na spotkanie z sobą z młodości, wypowiedzenie tego jednego zdania, danie sobie tej kluczowej rady.

Na tylnej ścianie sceny wiszą dwie ogromne płaskorzeźby przedstawiające młodego i starego Roberta. Wyglądają jak rekwizyt z filmu o Indiana Jonesie i jakiejś zapomnianej świątyni w sercu dżungli. To wrażenie pogłębia jeszcze wypowiadane wielokrotnie przez aktorów zdanie: „oto świątynia Roberta Brylewskiego”. Otwierające się usta rzeźb umożliwiają obu wcieleniom artysty rozmowę i snucie refleksji na tematy ostateczne. Głos podkładają im stojący bliżej publiczności na proscenium aktorzy, którzy poza tym szczególnym rodzajem dubbingu śpiewają przy akompaniamencie muzyków (Artura Lipińskiego, Teodora Oltera, Łukasza Wójcickiego) piosenki Brylewskiego, m.in. „Centralę”, „Telewizję”, „Mam dość”. Wykonują do tego mechaniczne układy, abstrakcyjne ruchy, podobne do tych znanych z innych spektakli Grzegorza Laszuka. Pojawiające się w materiałach promocyjnych zdanie: „Oto prawdziwe punky reggae party z egzystencjalnym namysłem w tle”, można rozumieć odnośnie do tej przestrzeni bardzo dosłownie.  

Cztery lata przed śmiercią Robert Brylewski umieścił na swoim profilu na Facebooku wpis, który odbił się szerokim echem w mediach. Artysta napisał wtedy: „Nie idźcie moim śladem. Po ponad 30 latach grania tzw. muzyki alternatywnej w kraju zwanym Polska dziś nie stać mnie na jedzenie, papierosy, nie mówiąc o prezentach dla dzieci. Moje wpływy za wydanie kilkudziesięciu płyt w ojczyźnie są tak żałośnie mizerne, że radzę szczerze zastanowić się nad wyborem drogi życiowej. Przepraszam wszystkich za ten żałosny wpis, nie życząc sobie jednocześnie żadnych propozycji pożyczek czy też darowizn. GABBA-GABBA-HEY!!!”. Inspiracja tym wpisem jest w spektaklu Laszuka oczywista.

„Złota skała. Opowieść o Robercie Brylewskim”, reż. Grzegorz Laszuk. Teatr Studio, premiera 20 września 2019„Złota skała. Opowieść o Robercie Brylewskim”, reż. Grzegorz Laszuk. Teatr Studio, premiera 20 września 2019Wygląda to mniej więcej tak: młody Brylewski akurat jara, kiedy przychodzi do niego stary. Nie dość, że nie rozpoznaje w nim siebie, to jeszcze nie chce w ogóle rozmawiać. Bo czy ktoś w tym wieku może mieć mu coś ciekawego do powiedzenia? W odpowiedzi na to ten drugi dziwi się, jak tak można, przecież on chce go przestrzec przed tym, co się wydarzy. To, co mówi, jest niejasne, dziwne, pełne niedopowiedzeń. Jak proroctwo. Jak piosenki Brylewskiego. W czasie tej rozmowy, a także w wypowiedziach aktorów (mających charakter równie refleksyjnych monologów) poruszane są więc tematy anarchizmu, gorzkich rozliczeń z dawnymi ideałami, stawiane są pytania o sens uprawiania sztuki i walki o własne ideały.

Wszystko to estetycznie i ideowo bardzo proste. Powiedziałabym nawet, że myślowo ten spektakl jest dość banalny. Stary z młodym się nie dogada, dawne ideały szybko umierają, rzeczywistość weryfikuje ostro to, w co wierzyliśmy. Do tego kilka piosenek, nie zawsze do końca wiadomo, dlaczego akurat w tym momencie granych. Przy tym treść spektaklu jest raczej hermetyczna, to rzecz dla fanów Brylewskiego, którym radość może dawać rozwiązywanie zagadek w tekście, odnośników, do których zrozumienia potrzebna jest znajomość biografii artysty. Jest tak chociażby z tytułową Złotą Skałą – nazwą wytwórni płytowej założonej i prowadzonej przez Brylewskiego, która pojawia się w spektaklu w kilku kontekstach. Trudno powiedzieć, czy to wszystko do czegoś prowadzi.

W końcu jednak pojawia się finał tej historii, który w każdej tragedii zwiastuje scena rozpoznania. Młody muzyk w końcu zaczyna dostrzegać siebie w starszym mężczyźnie. „Już wiem, kim jesteś” – mówi i nie wydaje się z tego powodu specjalnie zadowolony. Również proroctwo, które słyszy, nie jest zbyt optymistyczne: runie Złota Skała, przyjdą ciężkie czasy. Młody Brylewski pyta jeszcze: czy to się musi wszystko tak skończyć? To najbardziej przejmujący moment tego spektaklu, w którym cała naiwność teatralnej sytuacji zaczyna nakręcać jej rzeczywiście tragiczny wymiar. Bo my, widzowie teatralni, wiemy już, że cokolwiek się zdarzy i czegokolwiek się nie zrobi, przepowiednia zawsze musi się spełnić.