Dźwięk migawki
fot. Natalia Kabanow

15 minut czytania

/ Teatr

Dźwięk migawki

Rozmowa z Natalią Kabanow

„Spektakl z jednej strony jest pewną formą plastyczną, dźwiękową, z drugiej ideą. Dla mnie zdjęcie, które mówi o spektaklu, to zdjęcie, które pokazuje ideę, zawarte w nim relacje i emocje” – rozmowa z fotografką teatralną

Jeszcze 4 minuty czytania

KATARZYNA NIEDURNY: W Teatrze Polskim, skąd pochodzi większość twoich zdjęć, zatrudniona jesteś jako grafik. W którym momencie zaczęłaś być także fotografem?
NATALIA KABANOW: Rzeczywiście od ponad 10 lat pracuję w Teatrze Polskim we Wrocławiu jako grafik, robię plakaty, strony internetowe i właściwie cały layout związany z występowaniem tej marki w sferze publicznej. Pierwsze zdjęcia, jakie w teatrze robiłam, były mi potrzebne do tej działalności. Wybrałam się na próbę przedstawienia „Sen nocy letniej” w reżyserii Moniki Pęcikiewicz, żeby zdobyć materiał obrazkowy do strony internetowej – takiej zajawki, która miała promować spektakl. Zrobiłam plakat do tego przedstawienia, na którym pokazałam kalejdoskop nagich ciał aktorów, strona internetowa też miała być kalejdoskopem, ale chciałam do niego użyć innych motywów. Zrobiłam zdjęcia z prób, spodobały się i od tego czasu zaczęłam być brana pod uwagę także jako fotograf. Pierwsze przedstawienie, które fotografowałam już samodzielnie, to była „Szosa Wołokołamska”.

Jak wygląda twoja praca? Jak na fotografa teatralnego jesteś w specyficznej sytuacji, bo cały czas jesteś w środku zdarzeń. Zazwyczaj do robienia zdjęć zatrudniane są osoby z zewnątrz, które przyjeżdżają tylko na próbę generalną.
Moja sytuacja rzeczywiście jest komfortowa. Zawsze jestem na pierwszej próbie. Tam poznaję koncepcję spektaklu. Później zdarza mi się fotografować próby robocze. Jeśli w dodatku robię do spektaklu plakat, to rozmawiam z reżyserem, bądź dramaturgiem, scenografem. Mam sporą wiedzę o przedstawieniu na starcie i na ogół nie mogę się doczekać efektu finalnego. To, że znam idee, sprawia, że jestem wyczulona na pewne sensy, choć zawsze czeka na mnie jakaś niespodzianka.

Natalia Kabanow

Malarka, graficzka, fotograficzka, absolwentka Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego. W latach 1996–2001 studentka i asystentka w pracowni grafiki warsztatowej prof. Stanisława Ficnera. Prezentowała swoje prace między innymi na Biennale Grafiki Studenckiej, w Club der polnischen Versager w Berlinie i w Browarze Mieszczańskim we Wrocławiu. Od kilku lat graficzka Teatru Polskiego we Wrocławiu i „Notatnika Teatralnego”, odpowiedzialna za wizerunek teatru i pisma. Autorka scenografii do filmu „Made in Poland” Przemysława Wojcieszka.

Zdarza mi się również fotografować spektakle, których nie znam. To jest zupełnie inna praca, bo nie wiem, czego się spodziewać. To też ciekawe doświadczenie. Kiedy jednak mam szansę na trzy próby, to na tej ostatniej z czystym sumieniem mogę się pobawić, skupić na drugim planie, na detalach, które mnie intrygują.

Na co zwracasz uwagę przy dokumentacji, a co jest dla ciebie ważne na fotografiach z trzeciej próby generalnej?
Gdy robię dokumentację, staram się stworzyć zdjęcia, które będą technicznie dobre, reprezentatywne dla spektaklu, na których widać wszystko, tzn. scenografię i wszystkich aktorów. Wynika to z doświadczenia. Zdarzyło mi się na przykład, zanim jeszcze zaczęłam robić zdjęcia w teatrze, że zgłosił się do Polskiego magazyn, któremu wywiadu udzielała jedna z naszych aktorek. Uznała jedną z granych ról za kluczową dla niej, tymczasem nie było jej na żadnej fotografii dokumentującej spektakl, był to epizod, ale dla niej bardzo ważny. Rozumiem to i nie pomijam nikogo.

Kiedy jestem na trzeciej generalnej, wracam do motywów, które najbardziej mi się podobały w spektaklu, a nie były może tak bardzo istotne dla całości, fotografuję drugie, trzecie plany, mogę wtedy poeksperymentować.

Zdarzają się również spektakle wyzwania, na których od pierwszej próby muszę kombinować i których właściwie zdokumentować się nie da. Tak było z „Burzą” Krzysztofa Garbaczewskiego. Wszystko w niej jest czarne: scenografia jest czarna, kostiumy są czarne, a na całości wyświetlana jest czarno-szara ruchoma projekcja. W takich warunkach bardzo trudno jest zrobić technicznie poprawne zdjęcie. Dlatego jestem zadowolona, że i tak udało mi się ustrzelić kilka fot, które były nawet prezentowane na wystawie. Ale to jeden z tych spektakli, na które chciałabym wrócić i jeszcze pofotografować.

Czasem się zastanawiam, co zdjęcie właściwie mówi o spektaklu. Przecież to jest zupełnie inne medium i trzeba tu dokonać pewnego przekładu na inny język. Chociażby dlatego, że fotografia się nie rusza, nie wydaje dźwięków.
Spektakl z jednej strony jest pewną formą plastyczną, dźwiękową, z drugiej ideą. Dla mnie zdjęcie, które mówi o spektaklu, to zdjęcie, które pokazuje ideę, zawarte w nim relacje i emocje. Niekoniecznie musi w oczywisty sposób wizualnie odwzorowywać spektakl. „Mitologie” Pawła Świątka na podstawie „Mitologii” Rolanda Barthes’a, to ciekawy przykład. Pięknie ubrane aktorki poruszają się po wybiegu modowym, wypowiadając bardzo mocne słowa. Właściwie już na pierwszej z prób sfotografowałam wszystko. Nie było tam żadnych drugich planów, to, co wizualne, podane było jak na tacy. Miałam jednak pewien niedosyt. Pomyślałam wtedy, że trzeba zrobić zdjęcia na backstage'u. Tak jak na pokazach mody. Szczególnie że kulisy Sceny na Świebodzkim są raczej brzydkie. Mogłam tam robić fotografie w oldschoolowym anturażu. Brudy przygotowań ideologicznie pasowały do treści przekazywanej przez aktorów słowami. Dziś te migawki funkcjonują jako zdjęcia ze spektaklu, mimo że nie oddają perspektywy widza.

Natalia Kabanow / fot. Oskar SadowskiNatalia Kabanow / fot. Oskar Sadowski

Dobrym przykładem jest również „Tęczowa trybuna” Moniki Strzępki. Jest to spektakl, który dzieje się w świecie piłki nożnej, kibiców. A jednak spośród fotografii, które zrobiłam i ja, i reżyserka za najbardziej reprezentatywne uznałyśmy zdjęcie przedstawiające Michała Chorosińskiego przebranego za Courtney Love. Wygląda na nim jak anioł, upadły, albo niosący zagładę. Jest w nim jakaś szczególna emocja.

Jak wybierasz takie zdjęcia, które przekazujesz potem do teatru?
Zawsze mam z tym duży kłopot. Zazwyczaj proszę kogoś o pomoc, szczególnie że teraz ten wybór powinien dokonywać się bardzo szybko. Już po pierwszej generalnej dobrze mieć zdjęcia, a jeśli spektakl jest głośny medialnie, jak np. „Dziady” Zadary, to media chcą mieć zdjęcia już trzy dni przed premierą. To jest kłopotliwe, bo trzeba fotografować coś, co nie jest jeszcze gotowe. Zawsze bardzo mnie to stresuje. Wolę poczekać, aż aktorzy będą na stówę w roli, aż będą gotowe światło, scenografia, kostiumy.

Przypomina mi się, jak ktoś z redakcji „Didaskaliów” opowiadał mi, że publikują już mało zdjęć ze spektakli Krystiana Lupy, bo wszystkie wyglądają tak samo: przestrzeń i stół. Przy okazji „Wycinki” odnaleziono wreszcie coś innego. Twoje zdjęcie, które przedstawiało Piotra Skibę i Martę Ziębę, trafiło na okładkę.
To ciekawe, bo myślę sobie, że chętnie wróciłabym na „Wycinkę”. Fotografowałam ją tylko na jednej próbie, która zresztą nie odbyła się w całości. Spektakle przedpremierowe były otwarte dla widowni i biletowane, a dla Lupy te pokazy odgrywały rolę prób generalnych, próbowałam robić zdjęcia, ale widownia była bezlitosna, nie pozwalała mi na dźwięki migawki. Dwa razy próbowałam i dwa razy mnie wyrzucano. Tym bardziej ucieszyłam się z tej okładki.

Wchodzisz czasem do aktorów na scenę?
Dostałam ostatnio taką propozycję, ale mam wrażenie, że to nie ma sensu. Aktorzy grają w końcu do przodu, do widza. Poza tym czuję, że nie powinnam tam wchodzić, że zaburzałabym ich relacje. Na scenie byłam tylko raz, w czasie spektaklu „KLINIKEN / miłość jest zimniejsza...”. Tam jest taki moment, w którym wychodzą wszyscy: aktorzy, pracownicy techniczni –  tego dnia był tam też reżyser Łukasz Twarkowski i scenograf Piotr Choromański – odgrywają imprezę, więc tu pasowałam, mogłam nawet robić zdjęcia z flashem, co w „normalnych warunkach” jest nie do pomyślenia. Kiedyś w czasie „Snu nocy letniej” aktorzy zaproponowali mi, żebym w trakcie spektaklu weszła na scenę. Jednak duża, otwarta przestrzeń sceny Teatru Polskiego jest nie dla mnie. W „Kliniken...” byłam za szybą. Nie widziałam widowni i dlatego mogłam czuć się w miarę swobodnie. Zresztą nawet w czasie prób mam jakiś problem ze swoją obecnością. Zawsze ubieram się na czarno, żeby mnie nie było widać i stresuje mnie dźwięk migawki. Zdaję sobie sprawę, że to rozprasza.

„Burza”, reż. K. Garbaczewski; „Wycinka”, reż. K. Lupa; „KLINIKEN”, reż. Ł. Twarkowski / fot. Natalia Kabanow

Czy aktorzy reagują na twoją obecność?
Czasem tak. Na przykład kiedy mówią monolog, który w trakcie spektaklu ma być skierowany do publiczności, czuję, że sama staję się publicznością. Lubię to. Kiedyś zdarzyło mi się być na próbie improwizacji, Ewa Skibińska zaczęła mi wtedy, trochę dla żartu, pozować do zdjęć. Powiedziała mi później, że moja obecność uruchomiła w niej coś, co pasowało jej do roli i zafunkcjonowało w spektaklu.

Zawód fotografa teatralnego jest coraz bardziej zauważany. Ty jakiś czas temu miałaś swoją wystawę „Wysoka czułość”, Instytut Teatralny wydał album ze zdjęciami Magdy Hueckel, odbył się również konkurs na najlepszą fotografię teatralną.
Oczywiście widzę to i cieszę się. Myślę, że jest to wynik coraz lepszych możliwości technicznych aparatów. Na początku zdjęcia teatralne były pozowane. Robiono wtedy specjalne światło, a przebrani aktorzy udawali, że grają. Później długo jeszcze możliwości techniczne, a raczej ich brak, stanowiły wyzwanie dla fotografów, choć nie twierdzę, że ograniczenia nie są kreatywne. Powstało wtedy wiele przepięknych zdjęć metodą analogową, które bardzo cenię. Właściwie to uwielbiam stare fotografie i mam nadzieję, że znajdę czas na kliszę, w sumie to od tego kiedyś zaczynałam. Myślę, że pojawiła się także potrzeba wyjścia poza dokumentację. Magda Hueckel i Krzysztof Bieliński ruszyli mocno tą dziedziną. Dla mnie to ważni twórcy, szczególnie Bieliński. Kiedyś totalnie zafascynowało mnie to, co robi.

Sądzę, że kolejnym ważnym powodem popularności fotografii jest ciągle wzrastająca rola obrazów. Żyjemy w rzeczywistości obrazkowej, zdjęć jest wszędzie mnóstwo. W zasadzie każdy z odpowiednim sprzętem może wykonać poprawną fotografię. Dlatego coraz bardziej chodzi o indywidualne podejście do tematu zdjęć i oddanie czegoś więcej. Gdyby chodziło tylko o rzemieślniczą dokumentację, nudziłoby mnie to.

Aparatem cyfrowym możesz też robić znacznie więcej zdjęć niż analogowym. Wojciech Plewiński wspomina w dodatku o problemie, który za sobą niósł ograniczony dostęp do filmów. Musiał wtedy najpierw uczestniczyć w próbach, szkicując sobie sceny, a potem zdecydować, na które z nich wykorzystać klisze.
Moje pierwsze wejście na próbę to też tworzenie takiego ogólnego szkicu. Wykonuję go jednak aparatem, w trochę innym celu. Robię dużo ogólnych planów, żeby wiedzieć, co dalej, by nie dać się zaskoczyć. To one pomagają mi się orientować w tej przestrzeni, gdy przychodzę na próbę za drugim razem. Dzięki nim mogę przemyśleć, na co warto zwracać uwagę. Na początku ciągle coś przegapiałam, skupiałam się na jakimś elemencie i nagle okazywało się, że coś ciekawszego działo się zupełnie gdzie indziej.

Jesteś także grafikiem, powiedz mi, jak pracujesz nad plakatami do spektakli?
Zawsze staram się rozmawiać z reżyserem, twórcami przedstawienia, by poznać ideę spektaklu. Lubię również zobaczyć projekt scenografii, żeby poczuć klimat. Niektórzy artyści mówią całkiem abstrakcyjnie, zaś inni operują konkretem. Jeśli chodzi o plakat, ważne dla mnie jest to, w jakim kierunku plastycznym idzie spektakl. Fotografując próbę, nawet bardzo roboczą, mam możliwość przypatrywania się pracy twórczej, słuchania rozmów między reżyserem i aktorami. Jest to dla mnie ważne źródło inspiracji. Potem zamieniam te wszystkie informacje w projekt, który konsultuję z reżyserem, szefem teatru, marketingiem. Jednak najważniejsze jest dla mnie zdanie twórców. Moja praca przede wszystkim musi się łączyć z tym, co powstanie na scenie.

Próby: „Dziady III”, reż. M. Zadara; „Tęczowa trybuna”, reż. M. Strzępka / fot. Natalia Kabanow

Ostatnio o jednym z twoich plakatów, tym ze spektaklu „Śmierć i dziewczyna” Eweliny Marciniak, było całkiem głośno. Twój projekt został ocenzurowany przez Facebooka, a później stał się częścią dużej afery.
To była bardzo specyficzna sytuacja. Ani dla mnie, ani dla teatru nie było to miłe. Pamiętam, jak napisał do mnie kolega, że mój plakat jest na pierwszej stronie portalu gazeta.pl w kontekście skandalu. Dla mnie to był kompletny absurd, nie przyszło mi do głowy, że ten plakat może ktoś czytać jako plakat promujący pornografię. Wydaje mi się, że to, co zrobiłyśmy z Gosią Gorol, ..która jest na zdjęciu, jest delikatne. Oczywiście, chciałam zrobić coś wyrazistego, bo ten spektakl jest mocny, ale na zasadzie żartu, niedomówienia. Na przykład wybrałyśmy do zdjęcia cielistą bieliznę, bo czarna wydawała się nam zbyt ostentacyjna, była w niej wulgarność, której kompletnie nie wpisałam w ten projekt. Wśród moich propozycji, które przedstawiłam Ewelinie Marciniak, były mocniejsze rzeczy, jak sama określiła „na granicy dobrego smaku”, i nawet przez chwilę była taka myśl, żeby jeden z tych projektów wykorzystać, ale stwierdziłyśmy, że nie chcemy iść w tym kierunku, że wolimy działać na wyobraźnię. A tymczasem z ludźmi stały się jakieś bardzo dziwne rzeczy. To ciekawe, że w Polsce cały czas tak reaguje się na seksualność. Niby nam się wydaje, że jesteśmy tacy wyzwoleni, a jednak mamy tematy tabu, które wzbudzają agresję.

A czy aktorzy, którzy rozbierają się w trakcie spektaklu, mają problem z tym, żebyś robiła im zdjęcia?
Nikt mi nigdy nie powiedział, że nie mam tego robić. Ale jest też tak, że teatr nie publikuje takich zdjęć na stronie internetowej. Jeśli je udostępniam na przykład na potrzeby „Notatnika Teatralnego”, to tylko za zgodą aktorów. Myślę, że aktorzy czują się bezpiecznie, wiedzą, że nie zrobię niczego przeciwko nim. Przez chwilę po aferze z plakatem, kiedy już minęło moje uczucie przerażenia, chciałam pociągnąć temat nagości i intymności w teatrze, który niezwykle mnie interesuje i zrobić o tym wystawę. Galeria Socato, z którą współpracuję, planuje jednak obecnie pokaz moich zdjęć teatralnych niekoniecznie związanych z tym aspektem. Chciałabym jednak kiedyś wrócić do tematu nagości i poświęcić jej jakiś silniej autorski projekt. To jeden z moich planów na przyszłość.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.