Widzimy ją na polu w ludowym kostiumie. Na głowie piękny ma wianek, ostry makijaż, seksowną ludową sukienkę. Pląsa w zbożu, robiąc lipsing piosenki Cleo i Donatana w wykonaniu Dżastiny Dżary „My, Słowianki, wiemy, jak użyć mowy ciała. Wiemy, jak poruszać tym, co mama w genach dała. To jest ta słowiańska krew. To jest ta uroda i wdzięk!” – słyszymy, patrząc na taniec Kim Lee, najsłynniejszej polskiej drag queen, o wyraźnych azjatyckich rysach, która z rozbrajającym uśmiechem na twarzy podważa kategorie kobiecości i męskości, słowiańskości, seksualności. Czyli robi to, co robiła przez całe swoje artystyczne życie.
Królowa polskiego dragu zmarła na COVID 18 grudnia. Ostatni miesiąc swojego życia spędziła, leżąc pod respiratorem w stanie śpiączki farmakologicznej. Słowo „śmierć” dziwnie nie pasuje ani do serdecznego i uśmiechniętego Andy’ego Nguyena, ani do pełnej życia Kim Lee – jego dragowej twarzy. Nie znałyśmy się dobrze. Dwa lata temu przeprowadzałam z nią wywiad, potem byłam u niej na małej imprezie, nastąpiły kontakty telefoniczne, SMS-owe – zawsze w konkretnym interesie. Kiedy w sierpniu przeprowadziłam się do Warszawy, chciałam do niej napisać, że jestem – zapomniałam; kiedy w grudniu przeprowadziłam się do mieszkania blisko jej legendarnej garderoby, ponownie chciałam się odezwać. Tym razem nie zdążyłam. Jestem jednak głęboko pewna, że zmarł piękny, żyjący pełnią życia człowiek.
Kim Lee zadebiutowała na scenie 18 lat temu. Do świata dragu weszła przez przypadek – przebrała się na prywatnej imprezie, ktoś ją zauważył, polecił, dostała się na deski klubów, zajmując się głównie drag show i boyleską. Od tego czasu pojawiała się także w filmach, serialach, teatrze i teledyskach. Miejscem, w którym jej kariera przybierała postać materialną, była garderoba schowana w podziemiach jednego z pawilonów handlowych, za której drzwiami zaczynał się inny świat: świat spotkań, artystycznych wydarzeń, imprez. Tam za główną dekorację służyły jej fotografie oraz robione samodzielnie stroje. Jak policzył w 2013 roku magazyn „Replika”, było to: 471 sukienek, 38 peruk, 49 par butów, 56 nakryć głowy, 41 par rękawiczek, 7 parasolek, 18 boa, 7 peleryn, kilka kilogramów biżuterii. A wszystkiego ciągle przybywało. Kim Lee uważała, że odpowiednie stroje na scenę są kluczowe. To coś innego niż zwyczajne sukienki, raczej pełnoprawny element występu, który w trakcie powinien przyciągać wzrok, rozwijać się i transformować. Nie można przecież zaczynać i kończyć, wyglądając tak samo.
Wzrok przyciągała również sama Kim Lee, stając się inspiracją dla artystów. Wzorowane na niej postaci pojawiły się między innymi w „Imigracjach” Kai Malanowskiej oraz w „Ościach” Ignacego Karpowicza, który uczynił z drag queen jedną z głównych postaci książki. Kim Lee pojawiła się zresztą na deskach Teatru Soho w realizowanym na podstawie powieści spektaklu w reżyserii Pawła Misiewicza. Występowała także w opartym na jej biografii przedstawieniu „Kim” w reżyserii Elżbiety Depty w TR Warszawa. Na tym nie kończy się lista jej aktywności.
Poza codziennym życiem Andy’ego, w którym nikt pewnie nie rozpoznałby królowej polskiego dragu, i indywidualną karierą poświęcała się również pracy na rzecz środowiska drag queen w Polsce. Uczestnicząc w konferencjach, udzielając wywiadów, prowadząc warsztaty, szerzyła wiedzę o dragu. Była sceniczną matką innych królowych, wprowadzając je w tajniki zawodu. Od 2009 roku organizowała Ogólnopolski Festiwal Drag Queen. Była to okazja do spotkania się całego środowiska, zmierzenia się ze sobą, przyciągnięcia na scenę nowych osób. Na początku października odbyła się jego ostatnia prowadzona przez Kim Lee edycja.
*
W czasie naszej rozmowy Andy wielokrotnie próbował opisać swoją relację z Kim Lee. Wskazywał na to, że tworzył ją od podstaw i przez dużą część życia był „w roli”. Mówił: „najtrudniej jest być sobą, nie będąc sobą, tworzyć postać, ale autentyczną. (...) Kim Lee jest więc taka jak ja, ale jednocześnie inna”. Podkreślał, że ma ona wiele jego cech, niektóre z nich są przesadzone, wyolbrzymione, tworząc ją, korzystał z niewidocznej na co dzień części osobowości. Opowiadał o tym, że dzięki niej może wyjść z ograniczeń, które nakładały na niego tradycyjne wychowanie, kompleksy. „Ostatnio jako Andy byłem epizodystą w serialu «1983» Agnieszki Holland. Dobrze zarobiłem, wszystko świetnie poszło, ale nie czułem się zbyt dobrze. W innej scenie tego samego serialu grałem postać jako Kim Lee w domu uciech. Mam z tego o wiele większą satysfakcję zawodową. Poczułem wtedy, że dopiero ta postać pomaga mi wydobywać z siebie nowe umiejętności. Może dlatego, że w niej wszystko jest takie przesadzone. Kim ma większy polot niż męska część mnie”. Żałował, że w teatrze dostawał zawsze jako Andy rolę drag queen. Chciał być zatrudniony jako Kim Lee do innej roli kobiecej.
Jednocześnie podkreślał, że Kim Lee stwarza się dopiero w odpowiednich warunkach, na scenie, w czasie występu. Kluczowym dla niego momentem transformacji było nakładanie peruki. Wraz z nią powstawała Kim Lee, będąca częścią Andy’ego, ale nie nim samym. Między tymi dwiema osobami była olbrzymia bliskość, ale i dystans.
*
Jak to jest być kimś innym? Kim bym była, gdybym miała inną płeć? Jak funkcjonowałabym w nowej roli społecznej? Czy byłabym inną osobą, gdybym inaczej wyglądała? W sprawdzaniu nowych tożsamości jest coś podniecającego. Pewnie dlatego przebieranie się, odgrywanie ról jest jedną z popularniejszych fantazji erotycznych. Fascynująca wydaje się możliwość poznania nowej twarzy partnera, a także odkrycie zaskakujących cech i jakości w sobie. Dlatego wydaje mi się dziwne, że nie próbujemy tego co chwilę, że nie umawiamy się ze sobą na spotkania w męskiej wersji, w wersji najbardziej zdragowanej kobiecości, w pozycji poważnej matrony. Że nie ma przyzwolenia na szukanie nowych twarzy i odkrywanie czegoś w sobie w ten sposób. Niekoniecznie po to, żeby w tej wersji pozostać, raczej sprawdzić, co z postaci mogę zabrać do swojej codzienności, wykorzystać w tworzeniu rozszerzonej wersji podstawowego „ja”. Dziwi, że większość nie korzysta z opcji, z której skorzystał Andy: zbudowania na swoim zdragowanym, pomalowanym, przetransformowanym ciele postaci, która jednocześnie byłaby mną i kimś innym, która weszłaby w świat bez tego wszystkiego, co w naszej normalności na nas ciąży, zatrzymuje w bezruchu, jest źródłem ograniczeń i kompleksów.
Mam wrażenie, że prowadzone przez Andy’ego w Kim Lee życie pozwalało mu osiągnąć pełnię, której inaczej by nie zdobył. Odwaga wyjścia poza kulturowe, płciowe, cielesne, genderowe granice pozwoliła mu stworzyć siebie w całości. Ze wszystkimi konsekwencjami tego wyboru. Może więc to jest dobry czas, żeby popatrzeć w lustro na siebie w dragu i zobaczyć, czego się dowiemy i co z tego wyniknie? Żeby upamiętnić wybór Andy’ego. Wybór Kim Lee.