Przedmioty obojętne na dotyk
fot. Bambi Coco

8 minut czytania

/ Teatr

Przedmioty obojętne na dotyk

Katarzyna Niedurny

„84061” Pawła Soszyńskiego i „sweet & romantic” na podstawie „Testoćpuna” Preciado – o dwóch spektaklach wokół przeżywania śmierci

Jeszcze 2 minuty czytania

Aktorki i aktorzy patrzą gdzieś nad naszymi głowami. Jakby mieli dostęp do świata, który dla nas, widzów, jest niedostępny. My mamy foyer Teatru Dramatycznego, ustawioną na środku muzealną gablotę, a w niej numerek obozowy. I jeszcze wyświetloną na małym ekranie informację, że to fałszywka zakupiona nieświadomie przez Tymoteusza na targu w Kijowie. Dla nich najważniejsze jest światło, które wydobywa się zza drzwi dużej sceny, i w tym kierunku nas prowadzą.

Tak zaczyna się czytanie performatywne dramatu „84061” Pawła Soszyńskiego, opublikowanego w wydanym niedawno przez Krytykę Polityczną zbiorze „Teo. Dramaty”. Na widowni udziela się wrażenie smutku i nostalgii, na które pracuje kilka elementów spektaklu – operowe arie, gra lekko nieobecnych myślami aktorów, którzy powoli podają tekst i co jakiś czas zastygają w pomnikowych pozach. Taka atmosfera – delikatnej melancholii – od dawna towarzyszy przedstawieniom reżyserki Klaudii Hartung-Wójciak. Mogliśmy poczuć ją zarówno w krakowskim „Wymazywaniu” – jednym z motywów przewodnich są tu stare rodzinne fotografie – jak i w bydgoskim spektaklu „Ach, jeżeli przyjdę dać, tak okrutne, moje ostatnie pożegnanie”, który opowiada o nieprzepracowanej żałobie i uczuciu nieobecności. 

Także w tym czytaniu nieobecność jest pojęciem kluczowym. Punkt wyjścia tekstu stanowi bowiem prywatna historia autora, który na targu w Kijowie kupił za pokaźną kwotę numer obozowy. Ten zaś okazał się fałszywką – pochodzącą prawdopodobnie z planu filmowego. Tekst opowiada zarówno o kupnie przedmiotu i towarzyszących mu motywacjach, niepewności znaczenia fałszywej pamiątki, jak i o okrucieństwach wojny, zabarwionych seksualnymi fantazjami „8406”, reż. Klaudia Hartung-Wójciak, czytanie performatywne na podstawie „Teo. Dramaty” Pawła Soszyńskiego, wydawnictwo: Krytyka Polityczna„84061”, reż. Klaudia Hartung-Wójciak, czytanie performatywne na podstawie „Teo. Dramaty” Pawła Soszyńskiego, wyd. Krytyka Politycznarodem ze świata BDSM. Soszyński zaprasza do tej opowieści wiele postaci: Ifigenię, która wnosi do tekstu temat żałoby, więźniów z obozów koncentracyjnych, kota Behemota. Tego ostatniego – bo kluczowy dla tej opowieści targ mieścił się przy domu Bułhakowa. Diabelska postać z „Mistrza i Małgorzaty” wyróżnia się na tle reszty. Pytania, jakie zadaje, są kłopotliwe, podważają m.in. czystość intencji Tymoteusza, znaczenie prawdy. Jego dystans i cynizm tworzą zaś kontrapunkt dla melancholijnej atmosfery czytania. Podobnie jak opisy orgii, seksualnego podniecenia i kontrowersyjnego erotyzmu w samym tekście kontrastują z obrazami wojennego okrucieństwa.

O innej nieobecności przypominają także przedmioty – leżący w gablocie numer, charakterystyczne swetry, w jakie ubrani są aktorzy, czy znoszone na scenę kwiaty. Nie możemy zapomnieć o tym, że ktoś ten numer kupił, że ktoś nosił podobne swetry, zaś kwiaty są symbolem pamięci, nie tylko wobec bohaterów dramatu. Półtora roku temu zmarł autor, Paweł Soszyński. Data czytania zaś to data jego urodzin. Materialność gestów tego upamiętnienia tworzy dziwne napięcie z odczuwanym przez część publiczności osobistym brakiem. Żałoba jest przecież jak wyciąganie ręki do ciała, które pamiętasz, a którego nie możesz dotknąć. Zostaje tylko tekstura ubrania, zużyte klawisze komputerowej klawiatury. Przedmioty obojętne na dotyk.

 

fot. Bambi Coco

Popularny kilka lat temu serial „Pozostawieni” opowiadał o nagłym i niewytłumaczalnym zniknięciu dwóch procent populacji, o losach tych, którzy muszą ułożyć sobie życie po tragedii, niemożliwej do wyjaśnienia i niepozostawiającej ciał – dowodów śmierci. Konflikt wytwarzał się tam między tymi, którzy chcą iść dalej – niektórzy z nich zamawiali kukły przypominające bliskich, które mogą pochować – a sektą w białych ubraniach, której wysłannicy przypominali o losach zaginionych swoją niemą obecnością. Tu również przeszłość została zamknięta w geście, materialnym przedmiocie: pomniku czy kukle.

Także gotowa książka jako przedmiot wydaje się idealnym pomnikiem cementującym żałobę. Oznacza skończoną pracę, zamknięty kształt. Jednocześnie działa w niej siła przeróżnych potencjalnych odczytań. Szczególnie jeśli mamy do czynienia z dramatem, dobrze podkreśla to forma performatywnego czytania – z definicji niegotowego, niewpisanego w repertuar, efemerycznego spotkania, prowokującego do myślenia o dalszych ciągach.

*

Paul B. Preciado łączy w „Testoćpunie” naukowy wywód o „biopolityce w dobie farmakopornografii” z fragmentami intymnego pamiętnika. Wydarzeniem uruchamiającym pisanie jest śmierć przyjaciela – adresata książki, pisarza Guillaume Dustana. Zbiega się ona w czasie z decyzją Preciado o rozpoczęciu terapii hormonalnej przy użyciu nielegalnie zdobytej substancji. Efektem nie ma być nadanie sobie jednoznacznie określonej tożsamości – raczej zanurzenie się w nigdy niekończącym się procesie. To doświadczenie zostaje połączone z dedykacją „dla wszystkich zmarłych”, dzięki której gest pisarza ma dodatkowe znaczenie, jest w nim widoczna praca performatywnie rozumianej żałoby. Śmierć bliskiego staje się doświadczeniem, po którym ciało już nie może pozostać takie samo.

fot. Joanna Gałuszkafot. Joanna Gałuszkafot. Joanna Gałuszka
fot. Joanna Gałuszka

Pierwsza scena spektaklu „sweet & romantic” w reżyserii Wery Makowskx i Jakuba Zalasy w TR Warszawa jest wprost wyjęta z „Testoćpuna”. Grająca główną rolę Justyna Wasilewska w rytm głośnej muzyki wykonuje wpisaną w książkę partyturę ruchów – wciera w siebie testosteron, dokleja delikatne wąsy, przypina uprząż z ogromnymi dildami. Preciado opisał, jak myśląc o przyjacielu, wykonywał te gesty przed kamerą. Odgrywany na scenie rytuał przerywa wejście matki. sweet&romantic, reż. Werx Maksowski i Jakub Zaleski, TR Warszawa, premiera: 23 lutego„sweet & romantic”, reż. Wera Maksowskx i Jakub Zalasa. TR Warszawa, premiera 23 lutego 2023Zespół twórców spektaklu inspirował się lekturą „Testoćpuna”, w fabułę zostały wplecione fragmenty książki. Tu również punktem wyjścia jest nieprzepracowana żałoba, chociaż o samym zmarłym nie dowiadujemy się zbyt wiele. Grana przez Wasilewską postać odmawia kontaktu ze światem, nie chce przyjąć pomocy od nieco nadopiekuńczej matki (Małgorzata Trofimiuk) i zaprzyjaźnionego dilera (Rafał Maćkowiak), skupiając się na przyjmowaniu hormonu. Ożywienie następuje w momencie spotkania z reżyserką (Maria Wójtowicz) i wspólnej pracy nad filmem. To także początek romansu, zakończonego pokazem nagrania, które prowadzi do kłótni. Postać zażywająca testosteron w filmie zostaje ukazana jako sztucznie stworzony potwór. Opowiedziana na scenie historia jest zanurzona w estetyce z końców internetu – dziwnych, budzących fascynację i zażenowanie filmików, które nie wiadomo dlaczego oglądamy o trzeciej w nocy.

Każda z postaci dostaje na scenie swoje pięć minut. Maćkowiak wygłasza monolog o trudnej sytuacji mężczyzn w patriarchalnym i postpatriarchalnym świecie. Trofimiuk o konieczności odgrywania matek na scenie i zamknięciu w jednym emploi. I chociaż aktorzy tworzą przekonujące role, coś w tym spektaklu jednak zgrzyta. Najciekawsze sceny wymykają się fabule, są zanurzone w teledyskowej estetyce. Źle ogląda się połączenie linearnej, psychologicznie zagranej opowieści z fragmentami „Testoćpuna” czy celowo kiczowatymi rozwiązaniami. To tak, jakby na scenie spotkały się dwa rodzaje teatru (jeden z nich lekko już zakurzony) i nie wiedziały, jak się połączyć. 

Seksualność i cielesność traktowane są w spektaklu w TR Warszawa jako narzędzia przeciw bezruchowi żałoby, a stojące na scenie łóżko zmienia się z miejsca rozpaczy w miejsce życia. Podobnie działa pobudzone do dodatkowego ruchu testosteronem ciało, które buduje opowieść o martwym przyjacielu, czy wojenna krzywda połączona z erotycznymi obrazami. Napięcie między ruchem a stagnacją powołuje sceniczne postaci i widzów do życia.