„Żołnierze! Degradują niewinnego człowieka! Niech żyje Francja! Niech żyje armia!” – przejmująco krzyczy kapitan Dreyfus w pierwszej scenie „Oficera i szpiega” Romana Polańskiego. Odtwarzającego Dreyfusa Louisa Garrela trudno poznać w kostiumie i charakteryzacji. W tej krótkiej scenie wznosi się na wyżyny aktorskiego kunsztu. Grymasem twarzy, drżeniem ciała oddaje wszystkie afekty kłębiące się w Dreyfusie: upokorzenie, urażoną dumę, poczucie absolutnej niesprawiedliwości, gniew, pragnienie, by w tym wszystkim zachować jakieś minimum godności.
Jednak armia III Republiki bardziej niż oficerski stopień chce odebrać Dreyfusowi właśnie godność. Ceremonia degradacji odbywa się na dziedzińcu akademii wojskowej. Generał poważnym głosem odczytuje wyrok, podczas gdy jego adiutant zrywa z Dreyfusa oficerskie insygnia i łamie na kolanie jego oficerską szablę. Wszystkiemu przyglądają się stojący na baczność oficerowie. Tylko jeden z nich – ciężko chory na syfilis szef wojskowego kontrwywiadu pułkownik Sendherr – nie może powstrzymać nerwowych drgawek. Zza ogrodzenia wszystkiemu przygląda się wzburzony tłum, wykrzykujący antysemickie hasła.
Ta scena to Polański w najwyższej formie – w tym stuleciu nie nakręcił lepszej. Wraca w niej centralny motyw jego twórczości: wyobcowanej, naznaczonej przez odmienność jednostki, pochwyconej w działania społecznego układu, który stawia sobie za zadanie upokorzyć ją, odebrać jej godność, naznaczyć piętnem. A jednak odtwarzając sobie później tę scenę w pamięci, zadajemy sobie pytanie: kto właściwie krzyczy „degradują niewinnego człowieka”? Dreyfus czy Polański? Czy Polański, posługując się historycznym kostiumem, nie mówi tu tak naprawdę o sobie – jak robił to w różnych kostiumach od czasu studenckich „Dwóch ludzi z szafą”?
Człowiek i dzieło
To pytanie wydaje się tym bardziej wymowne, że od początku nad „Oficerem i szpiegiem” ciąży „sprawa Polańskiego” – wszystkich oskarżeń o przemoc seksualną, jakiej reżyser miał się dopuścić w przeszłości. „Sprawa Polańskiego” przesłoniła „sprawę Dreyfusa” na tegorocznym Festiwalu w Wenecji, gdzie film trafił do konkursu głównego. Wybór krytykowano, zarzucając, że w ten sposób festiwal celebruje i wybiela twórcę, na którym ciążą bardzo poważne zarzuty. Dyrektor artystyczny Wenecji, Alberto Barbera, bronił swojej decyzji, argumentując, że festiwal to miejsce obcowania ze sztuką, nie wystawiania ocen moralnych. „Mam nadzieję, że będziemy dyskutować o jakości filmu, nie o Polańskim i jego problemach z hrabstwem Los Angeles” – mówił. Przewodnicząca jury, argentyńska reżyserka Lucretia Martel, miała więcej wątpliwości. Na otwierającej festiwal konferencji prasowej przyznała, że ma problemem z rozdzieleniem dzieła i biografii autora. Zwłaszcza wtedy, gdy ciążą na nim tak poważne oskarżenia – czy można naprawdę o nich zapomnieć, oceniając film? Później trochę złagodziła stanowisko, broniła prawa filmu do udziału w konkursie i zapewniała, że oceni go, zachowując pełen obiektywizm.
Ostatecznie wenecka premiera „Oficera i szpiega” została przyjęta trzyminutową owacją, a film wyjechał z festiwalu z dwiema nagrodami: jury i krytyków filmowych. Jednak nie tylko Martel miała wątpliwości – pojawiły się one także we Francji. Mimo ciążących na nim w Stanach oskarżeń Polański zawsze mógł liczyć na wsparcie francuskich elit politycznych i artystycznych. Całą sprawę Samanthy Geimer Francuzi często zbywali jako przykład niewydolności amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości i purytańskich obsesji Amerykanów. Kontrowersje, jakie wywołała obecność „Oficera i szpiega” w kinach nad Sekwaną, pokazują, że to wsparcie przestaje być oczywiste.
Co doprowadziło do tej zmiany? Na pewno ruch #MeToo, który umieścił w centrum debaty medialnej problemy przemocy seksualnej w przemyśle filmowym. Debata wokół #MeToo i wysuwane w niej oskarżenia umieściły w „czyśćcu” takich artystów jak komik Louis C.K. czy Woody Allen, przypomniały też sprawę Polańskiego. Osiem dni przed francuską premierą filmu (13 listopada) francuski portal Mediapart opublikował materiał, w którym aktorka Adèle Haenele (młoda arystokratka z „Portretu kobiety w ogniu”) oskarżyła reżysera Christophe’a Ruggię o to, że molestował ją w trakcie pracy nad filmem „Les diables” (2002). Miała wtedy dwanaście lat. Oskarżony kategorycznie zaprzecza, sprawa jednak znów wskazała na problem z przemocą seksualną we francuskim przemyśle filmowym. Dwa dni po materiale Mediapart kolejna kobieta – francuska modelka i fotografka Valentine Monnier – oskarżyła Polańskiego o gwałt, który miał się wydarzyć w 1975 roku.
W rozumieniu francuskiego prawa karnego sprawa sprzed prawie 45 lat jest przedawniona – inaczej wygląda to jednak przed trybunałem opinii publicznej. Od filmu Polańskiego zdystansowali się politycy związani z administracją Macrona. Marlène Schiappa, pełnomocniczka ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, oraz rzeczniczka prasowa rządu, Sibeth Ndiaye, zapowiedziały, że nie wybierają się do kina. W mediach społecznościowych pojawiły się żądania, by film nie trafił na ekrany. Protestującym udało się zakłócić premierę i zablokować jeden z pokazów filmu w Dzielnicy Łacińskiej. Jedna z organizatorek protestu, Chloé Madesta, przekonywała, że zakup biletu na „Oficera i szpiega” to w zasadzie „współudział w przestępstwie”. Francuska publiczność nie podzieliła tej argumentacji – film miał najlepsze otwarcie nad Sekwaną ze wszystkich filmów Polańskiego od czasu „Piratów” i do dziś radzi sobie w kinach bardzo przyzwoicie.
W imię prawdy
„To dowodzi, że zarzuty wobec Polańskiego interesują tylko mniejszość na marginesie ciągle bardzo patriarchalnego społeczeństwa” – tak sukces „Oficera i szpiega” skomentowała francuska feministyczna filmoznawczyni Iris Brey. Jakkolwiek niewielka byłaby to mniejszość, jej głos coraz trudniej jest opinii publicznej ignorować. Pokazuje to choćby fakt, jak bardzo, oglądając „Oficera i szpiega”, wszyscy zastanawiają się nad „sprawą Polańskiego” – choć obraz porusza ważny historyczny temat, którego kino francuskie, poza fabularnymi rekonstrukcjami kluczowych momentów afery autorstwa George’a Mélièsa z 1899 roku, nigdy nie podjęło w fabule.
Wróćmy więc do pytania z początku: co znaczy okrzyk Dreyfusa „degradujecie niewinnego” z pierwszej sceny? Czy Polański porównuje się do ofiary antysemityzmu w armii III Republiki? W Wenecji w materiałach prasowych „Oficera i szpiega” znalazł się fragment wywiadu, jaki z Polańskim przeprowadził autor literackiego pierwowzoru „Gorzkich godów”, Pascal Bruckner. Pisarz pyta reżysera: „Czy jako Żyd, który przetrwał Holocaust, filmowiec prześladowany w komunistycznej Polsce, poradzisz sobie ze współczesnym neofeministycznym makkartyzmem, który ściga cię po całym świecie, próbując zablokować pokazy twoich filmów, oraz doprowadził do usunięcia cię z Amerykańskiej Akademii Filmowej?”. Reżyser odpowiada: „Praca nad takimi filmami jak ten bardzo mi pomaga. Czasami odnajduję w nim własne doświadczenia – widzę tę samą determinację, by zaprzeczać faktom i potępiać mnie za czyny, których nie popełniłem”.
„Oficer i szpieg”, reż. Roman Polański, Francja, Włochy 2019, w kinach od 27 grudnia 2019 Te słowa nie zostały dobrze przyjęte, krytycy cytowali je ze zdumieniem w raczej dalekich od entuzjazmu pierwszych recenzjach „Oficera i szpiega” z Wenecji. Sam Polański wycofał się później z podobnych porównań. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z 21 grudnia nazywa już porównania swojej sytuacji do tej Dreyfusa „absurdalnymi”. Film dokonuje podobnej ucieczki od takich porównań: po przejmującej scenie degradacji Dreyfus niemal zupełnie znika z ekranu, centrum filmu staje się kampania o jego uniewinnienie.
Polański i jego scenarzysta Robert Harris, autor powieściowego pierwowzoru „Oficera i szpiega”, stawiają w centrum nieoczywistą postać: nie Zolę, nie adwokatów Dreyfusa, nie jego małżonkę Lucie, ale pułkownika Picquarta – wojskowego, który po Sandherze obejmuje kierownictwo kontrwywiadu wojskowego. Na tym stanowisku, podążając tropem nowego potencjalnego zdrajcy, odkrywa, że Dreyfus padł ofiarą serii pomyłek i uprzedzeń wysoko postawionych oficerów i generalicji. Picquart jest zdeterminowany, by naprawić ten błąd – by armia uznała swoją pomyłkę i ukarała właściwego zdrajcę.
Fabularny schemat filmu organizuje śledztwo Picquarta. Co popycha go, by wbrew przeciwnościom i oporowi przełożonych wyjaśnić sprawę do końca? Z pewnością nie prywatne relacje z Dreyfusem. Znali się wcześniej służbowo, ich wzajemne stosunki pozostawały bardzo chłodne. Nie jest to też sprzeciw wobec antysemityzmu – „wiemy, co pan myśli o tzw. narodzie wybranym”, powtarzają Picquartowi przełożeni, zachęcający go, by ukręcił łeb sprawie. Nie kieruje też nim polityczna identyfikacja z republikańską lewicą, która wzięła na sztandar sprawę Dreyfusa – nie wydaje się człowiekiem, który zaprzątałby sobie głowę partyjną polityką. Jedyne, co napędza jego śledztwo, to głębokie przywiązanie do prawdy.
Jeśli miałbym czytać „Oficera i szpiega” w biograficznym kluczu, to widziałbym w nim – bardziej niż próbę porównania się reżysera z Dreyfusem – fantazję o tym, że także w sprawie Polańskiego znajdzie się jakiś Picquart. Ktoś, kto bez podejrzenia o żadne osobiste sympatie wobec Polańskiego, o żadne związane z nim interesy, ponad wszelką wątpliwość wykaże, że oskarżenia przeciw niemu to pomówienia, a za żądaniami kary kryje się manipulacja i zła wola.
Zapomnij, to Chinatown
Żaden Picquart nie jest jednak w sprawie Polańskiego możliwy. Nie tylko dlatego, że w przeciwieństwie do Dreyfusa Polański złamał prawo przynajmniej w sprawie Samanthy Geimer, ale także dlatego, że trudno powiedzieć, by działania historycznego Picquarta faktycznie zamknęły sprawę Dreyfusa. Podziały, jakie ujawniły się przy okazji afery Dreyfusa, pulsowały we francuskiej polityce aż do drugiej wojny światowej. Oskarżająca Dreyfusa Francja wzięła swój odwet na III Republice, tworząc kolaborujące z III Rzeszą państwo Vichy. Gdy po jego upadku jeden z głównych ideologów międzywojennej antysemickiej prawicy, Charles Maurras, otrzymał wyrok za kolaborację, miał skomentować to słowami: „To zemsta Dreyfusa!”.
Afera Dreyfusa w dużej mierze stworzyła francuską politykę pierwszej połowy XX wieku, konsolidując prawicę i lewicę. Tę pierwszą wokół kultu armii, nacjonalizmu, Kościoła, antysemityzmu, nieufności do polityki parlamentarnej i po cichu artykułowanego przekonania o potrzebie rządów silnej ręki. Tę drugą wokół republikańskich instytucji i uniwersalizmu, świeckości, antyklerykalizmu. W filmie w ogóle nie widać kształtowania się tych podziałów. Całe buzujące pole politycznego sporu o Dreyfusa miga zaledwie w kilku scenach.
W jednej z nich Picquart odwiedza czołowych obrońców Dreyfusa, łącznie z Zolą, który zainspirowany rozmową z oficerem pisze swój słynny tekst „Oskarżam”. Specjalista od afery Dreyfusa, historyk Vincent Duclert, napisał na łamach „Liberation”, że takie spotkanie było „historycznie niemożliwe”. Prawdziwy Picquart był według niego głęboko konserwatywnym oficerem, który zawsze trzymał się daleko od związanych z lewicą „dreyfusardów”. Picquart chciał rehabilitacji Dreyfusa, ale takiej, która pozwoli armii wycofać się honorowo z oskarżeń. Zdaniem Duclerta to Picquart był jednym z czołowych wojskowych, dzięki którym rehabilitacja Dreyfusa mogła się dokonać przy braku istotnych, systemowych reform w armii – na przykład reformy działających całkowicie uznaniowo trybunałów wojskowych.
Ta zachowawczość Picquarta, wbrew jego wizerunkowi nieoglądającego się na nic bojownika o prawdę, objawia się dopiero w ostatniej scenie „Oficera i szpiega”. Przywrócony do armii Dreyfus odwiedza Picquarta – teraz ministra wojny w rządzie Clemenceau. Prosi o zaliczenie mu pobytu na zesłaniu do służby i o wynikający z wysługi lat awans. Picquart nie chce spełnić prośby, zasłania się różnymi wymówkami, mówi o sytuacji politycznej i konieczności współpracy z dawnymi przeciwnikami. Panowie żegnają się, każdy idzie w swoją stronę, Dreyfus wyraźnie niepocieszony. „Zapomnij, Jake, to Chinatown” – chciałoby się powtórzyć za innym filmem reżysera.
I być może „zapomnij, to Chinatown” mówi Polański tym filmem samemu sobie także w odniesieniu do własnej „sprawy”. „Chinatown” oznaczałoby tu splot niedających się obalić oskarżeń, ataków pełnej złej woli prasy, zabagnionej sprawy w amerykańskim sądzie, z której nie widać żadnego dobrego wyjścia. Problem w tym, że dla sporej części publiczności takie stawianie sprawy będzie głęboko nieuczciwie. Dla nich „zapomnij, to Chinatown” to raczej słowa, jakie słyszą ofiary przemocy seksualnej od ludzi z podobną pozycją jak Polański. Gdyby środowiska wzywające do bojkotu filmu Polańskiego wybrały się nań do kina, w działaniach tuszującej własne pomyłki i uprzedzenia armii dostrzegłyby zapewne analogię do mechanizmów normalizowania seksualnej przemocy i uciszania jej ofiar.
Spór tych „dwóch Chinatown” na długi czas będzie blokował recepcję filmów Polańskiego i ograniczał ją do dyskusji o przeszłości reżysera, jego winach i adekwatnej karze. Mimo zawężenia spojrzenia na pole społeczne i polityczne „Oficer i szpieg” mógłby się stać – jako pierwszy pełny metraż o aferze Dreyfusa – okazją do rozliczenia francuskiego antysemityzmu, dyskusji o ciemnych stronach III Republiki, a być może także o współczesnym, już niekoniecznie wyrażającym się w antysemityzmie, systemowym rasizmie francuskiego państwa. Także w Polsce, choć niezwiązany z naszą historią, „Oficer i szpieg” mógłby poruszyć jej istotne struny. Warszawski pokaz prasowy filmu zorganizowano w rocznicę zamachu Narutowicza w Zachęcie – to bardzo ciekawy zbieg okoliczności, bo ta sama formacja umysłowa, która we Francji odmawiała uznania niewinności Dreyfusa, w Polsce odmówiła wyboru „żydowskiego prezydenta” i stworzyła atmosferę nagonki, w której doszło do mordu. Zestawiony na przykład ze „Śmiercią prezydenta” Kawalerowicza obraz Polańskiego mógłby otworzyć dyskusję na temat umiejscowienia polskiego antysemityzmu w przestrzeni podobnych ideologii Europy pierwszej połowy XX wieku. Żadna taka dyskusja nie wydaje się dziś jednak możliwa.
„Sprawa Polańskiego” jest częścią innej dyskusji, toczącej się od lat w przemyśle filmowym: na temat bezpieczeństwa pracujących w nim kobiet, prawa do wolności od przemocy seksualnej i poniżającego traktowania, wreszcie pozycji w kluczowych dla tego przemysłu strukturach. Ta dyskusja utrudnia dziś Polańskiemu normalne funkcjonowanie jako artyście. Być może, jeśli przemysł filmowy stanie się kiedyś bardziej równościowym i mniej przemocowym miejscem, gdy Polański nie będzie się kojarzył z ciągle istniejącymi nierównowagami władzy i przywileju między płciami, gdy zniknie problem adekwatnej weryfikacji oskarżeń i kary, o „Oficerze i szpiegu” i jego innych dziełach będziemy mogli podyskutować po prostu jak o ważnych filmach. Do tego wszystkiego potrzeba jednak czasu – by zamknąć ranę Dreyfusa, Francja potrzebowała prawie pół wieku.