W „Gniewie tytanów” Hades, wraz z żywiącym uraz do ojca Zeusa, Aresem, sprzymierzają się z uwięzionym w otchłaniach Tartaru, strąconym tam przed wiekami Kronosem. Wspólnie mordują Posejdona i wtrącają w niewole Zeusa. Odbierają mu nie tylko miotającą pioruny włócznię, ale także wszystkie boskie moce, przekazując je Kronosowi. Kronos – który wygląda jak zbudowany z węgla i lawy wulkaniczny kolos – planuje wyzwolić się z Tartaru, uwolnić Tytanów, zniszczyć olimpijskich bogów, ludzkość i ziemię. Na ratunek światu i uwięzionemu w Hadesie ojcu wyrusza jego poczęty ze śmiertelniczką syn Perseusz, który po zabiciu morskiego potwora Krakena (!) wiedzie spokojny żywot skromnego rybaka. W wyprawie towarzyszą mu królowa Andromeda i syn Posejdona, Agenor. Oczywiście Perseusz wypełnia misję, a na koniec zdobywa jeszcze serce i rękę Andromedy. Po drodze w bratobójczym pojedynku z Perseuszem ginie Ares, a Hades wybacza bratu wszystkie winy z przeszłości, zmienia front i sprzymierza się z Zeusem przeciw przerażającemu Kronosowi, który raz jeszcze usiłuje pożreć swoje dzieci.
„Gniew tytanów”, reż. Jonathan Liebesman.
USA 2012. W kinach od 30 marca 2012„Gniew tytanów” jest sequelem „Starcia tytanów” z 2010 roku, które z kolei było remakiem filmu z 1981 roku. W wersji z 2010 roku pomieszanie mitycznych wątków poszło o wiele dalej niż w wersji sprzed trzech dekad. Tak jak w „Gniewie”, w „Starciu” mamy wątek demonicznego Hadesa, Persueszowi w walecznej wyprawie po głowę Meduzy towarzyszy tym razem Io (przeklęta przez bogów klątwą życia wiecznego za odrzucenie zalotów Posejdona), która na końcu filmu zostaje jego małżonką.
Nawet widz, który ostatni raz spotkał się z mitologią przy okazji szkolnej lektury Parandowskiego, od razu dostrzeże, że coś tu jest nie tak. Wszystko pomieszane ze wszystkim, z pochodzącym ze skandynawskiej mitologii Krakenem na czele. Oba filmy o Perseuszu sfotografowano w technice 3D. Ma się wrażenie, że cały wysiłek twórców poszedł w produkcję efektownych, wykorzystujących trójwymiar scen walk, wybuchów, bitew, pogoni, ucieczek i pościgów, oddziałujących na widza w sposób bardziej charakterystyczny dla lunaparku niż kina.
Bohater o tysiącu twarzy
Film Jonathana Liebesmana jest jednak interesującym przykładem tego, w jaki sposób we współczesnym kinie popularnym może funkcjonować grecka mitologia. Podobnie jak w „Starciu tytanów” sprzed dwóch lat, starożytny mit staje się bardzo swobodnie traktowanym źródłem postaci, motywów, cytatów, fantastycznych stworzeń.
Jeśli przyjrzeć się ich fabularnej strukturze, bez trudu można zauważyć, że oba filmy z serii o tytanach przypominają przede wszystkim opowieści o komiksowych superbohaterach. Perseusz, grany przez Sama Worthigtona, bardziej podobny jest do Spidermana czy Batmana, niż greckich półbogów czy herosów znanych z Homera. Tak jak obdarzeni nadludzkimi mocami filmowi bohaterowie adaptacji komiksów, Perseusz przechodzi w obu częściach przez drogę wyznaczaną fabularną strukturą, którą amerykański badacz mitów Joseph Campbell określił jako monomit.
Zdaniem Campbella, ze wszystkich mitów, ze wszystkich historii opowiadanych w religiach wschodu i zachodu daje się wyłuskać ta sama podstawowa struktura fabularna. Bohater (skromny, anonimowy, młody mężczyzna) zostaje zmuszony do podjęcia trudnego zadania, misji, zostaje wezwany przez przygodę. Opuszcza więc swój dom, wyrusza w podróż. W jego zmaganiach pomagają mu nadprzyrodzone, boskie istoty, na swoich drogach spotyka boginię, bądź jedna się z figurą ojca, wypełnia misję i powraca, odmieniony, już w pełni dojrzały, do dawnego życia.
Nietrudno zauważyć ten schemat w „Starciu” i „Gniewie tytanów”. W obu Perseusz-domator otrzymuje misję, wyrusza w podróż, po drodze otrzymuje pomoc od bogów, jedna się z ojcem-Zeusem, by na koniec powrócić do dawnego życia.
Koncepcje Campbella od dawna oddziałują na amerykańskich scenarzystów. Struktura monomitu pracuje nie tylko w filmach o superbohaterach, ale w setkach produkcji, z pierwszymi „Gwiezdnymi wojnami” („Nową nadzieją”) na czele. Zresztą w „Gniewie tytanów” relacje między Perseuszem (wybranym przez bogów Bohaterem), Agenorem (łotrzykowatą, komiczną postacią, która jednak odkupuje swoją szemraną przeszłość) i królową Andromedą jako żywo przypominają relacje między Lukiem Skywalkerem, Hanem Solo i księżniczką Leią z pierwszej części sagi Lucasa. Choć w „Gniewie Tytanów”, inaczej niż u Lucasa, to Bohater zdobywa Księżniczkę, nie odpowiadający Hanowi Solo Agenor.
Romans rodzinny Olimpijczyków
Poza Campbellem, z teoretyków kultury popkultura największą słabość miała chyba do Freuda. Zwłaszcza w Hollywood fabuły często sięgają po edypalne schematy: rywalizacja syna z ojcem, walka braci o uznanie ojca, przepracowywanie traum z dzieciństwa etc. Dla Freuda greckie mity były kluczem do odczytania zawiłości „romansu rodzinnego” współczesnych mu wiedeńczyków, w filmowych adaptacjach mitologii to współczesny, czytany przez Freuda „romans rodzinny” staje się formą, w jakiej przedstawia się znane z mitologii konflikty i namiętności.
W „Gniewie tytanów” widać to jak na dłoni: Ares buntuje się przeciw Zeusowi, zraniony tym, że ojciec stawia ponad niego jego przyrodniego brata, Perseusza. Cały wątek z Kronosem powstającym z Tartaru w oczywisty sposób odsyła z kolei do opisanej przez Freuda w „Totemie i tabu” figury hordy pierwotnej. W hordzie pierwotnej ojciec – nie ojciec-prawodawca, ale obsceniczny, wszechwładny ojciec stojący przed wszelkim prawem – ma dostęp do wszystkich kobiet w stadzie, sprawuje także całkowitą władzę nad życiem i śmiercią swoich synów. Synowie jednak buntują się przeciw ojcu i mordują go wspólnie, zmieniając tym samym jego absolutną władzę we władzę porozumienia braci. Ale poczucie winy sprawia, że wynoszą martwego ojca do pozycji prawodawcy, źródła prawa, któremu odtąd muszą być posłuszni – martwy ojciec ma nad nimi tak naprawdę większą władzę niż żywy. Uwięziony przez swoich synów (Hadesa, Posejdona i Zeusa) w Tartarze Kronos jest w „Gniewie tytanów” dokładnie taką figurą pierwotnego ojca, którego powrót ze świata zmarłych, przywrócenie jego stojącej przed prawem potęgi grozi zagładą całego znanego świata.
Mroczny, antyczny rycerz
Po greckich bohaterów kino sięga znacznie rzadziej niż po komiksowych, w ostatnich latach z wielkich produkcji zainspirowanych mitami starożytnej Hellady, poza „Starciem” i „Gniewem tytanów”, mieliśmy jeszcze tylko „Troję”, adaptację „Iliady”. Choć w filmie Petersena cały wątek relacji między ludźmi i bogami znika – zostaje tylko walka wojowników o jak najbardziej ziemskie sprawy, w którą bogowie, nawet jeśli gdzieś są, w ogóle nie ingerują. Podobnie relacje między ludźmi i bogami wyglądają w „300” Zacka Snydera, adaptacji komiksu Franka Millera, opowiadającego o dowodzonych przez króla Leonidasa Spartanach, którzy bronią wąwozu w Termopilach.
Osobną ciekawostkę stanowi nadawany w latach 1995-1999, znany także polskim widzom serial „Herkules”. Starożytna Grecja miesza się w nim z motywami ze współczesnego fantasy, herosi walczą przy użyciu karate i innych dalekowschodnich sztuk walki. A sam Herkules nie tylko pokonuje Hydrę, ale także wynajduje deskę surfingową.
Jednak finansowe sukcesy „Starcia” (prawie pół miliarda dolarów przychodu) i „Gniewu tytanów” (od premiery w czołówce box office) mogą sprawić, że marka Olimp stanie się dla producentów atrakcyjna, a Perseusz, Jazon, Herkules, czy Odyseusz zaczną pojawiać się na ekranie tak samo często jak Spidermany i Batmany.
*
Film o superbohaterach rozwija się już jakiś czas, doskonali się formalnie, podejmuje coraz poważniejsze myślowo treści. W ramach tej konwencji powstał co najmniej jeden wielki film – „Mroczny rycerz” Christophera Nolana – który nie daje się zbyć lekceważąco i stanowi świetny przykład mistrzowsko zrobionego, rozrywkowego, a przy tym niepokojąco mrocznego, trafnie diagnozującego nasze lęki kina popularnego. Filmy takie jak „Gniew tytanów” to przy dziele Nolana oczywiście poziom przedszkolny – filmowa Hellada w kinie popularnym ciągle czeka na swojego „mrocznego rycerza”.