Scenariusz nad scenariuszami

Scenariusz nad scenariuszami

Darek Arest

Jeden z najsłynniejszych współczesnych podręczników scenopisarstwa – „Podróż autora” Christophera Voglera – doczekał się polskiego wydania. W tym wypadku dwie dekady poślizgu to tyle co nic

Jeszcze 2 minuty czytania

Ta podróż trwa już trochę. Książka Voglera ukazała się na amerykańskim rynku na początku lat dziewięćdziesiątych, ale jej powstanie poprzedziła obrosła już dziś legendą, siedmiostronicowa notatka, którą autor sporządził kilka lat wcześniej dla scenarzystów studia Disneya. W zaledwie dwunastu punktach, z których każdy został opisany kilkoma zdaniami, powstało coś w rodzaju uniwersalnej matrycy fabularnej. Przepis jak krok po kroku napisać historię, która poruszy serca i umysły, przepis na kasowy przebój, który zdaniem niektórych krytyków fundamentalnie wpłynął na kształt hollywoodzkiego kina. Za dowód na niezawodną skuteczność receptury przyjęło się uważać sukces m.in. „Króla Lwa”. Siedem stronic utyło tymczasem do rozmiarów cegły. Warto jednak zatrzymać się na samym tytule oryginalnej notatki Voglera: „Praktyczny przewodnik po Bohaterze o tysiącu twarzy Josepha Campbella”.

Christopher Vogler, „Podróż autora”.
Wydawnictwo Wojciech Marzec, Warszawa,
452 strony, w księgarniach od listopada 2009
Joseph Campbell, religioznawca i etnograf, rozminął się z wielką sławą. Medialny rozgłos przyniosła mu emitowana w latach osiemdziesiątych, już po jego śmierci, seria programów telewizyjnych „Potęga mitu”. Ale już w 1949 roku ukazał się jego „Bohater o tysiącu twarzy” – lektura, której, jak przyznaje George Lucas, swój kształt zawdzięczają „Gwiezdne wojny”. Campbell przedstawia tam koncepcję „monomitu” – struktury, która łączy wszystkie najważniejsze opowieści w historii ludzkości. Dwanaście punktów z notatki Voglera to właśnie uproszczony schemat monomitu, przeznaczony do zastosowania w praktyce. Greckie mity, Biblia, czy podania ludów Afryki – pewne punkty opowieści pozostają bez zmian. Bohater dostaje wezwanie, by wyruszyć w podróż. Zwykle nie chce opuszczać swojego oswojonego świata, ale przekonuje go spotkanie z mentorem. Później, oględnie mówiąc, następują perypetie prowadzące do ostatecznej próby i wreszcie powrót zmienionego przez przygody bohatera do domu.

Joseph Campbell

Amerykański religioznawca, antropolog, myśliciel. Zajmował się głównie mitologią i mitami. W latach osiemdziesiątych programy telewizyjne z jego udziałem gromadziły przed małymi ekranami miliony widzów. Urodził się 26 marca 1904 roku, zmarł 30 października 1987 roku.

Książki Campbella wydane po polsku:
– „Bohater o tysiącu twarzy”, tłum. Andrzej Jankowski, konsultacja merytoryczna Wojciech Burszta, Poznań 1997.
– „Mityczny obraz”, tłum. Artur Przybysławski i Tomasz Sieczkowski, Warszawa 2004.
– Bill Moyers „Potęga mitu: rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem”, oprac. Betty Sue Flowers, przekł. Ireneusz Kania, Wydanie I: Kraków 1994
– „Kwestia bogów: zapisy z rozmów”, rozmawiał Fraser Boa, tłum. Piotr Kołyszko, Warszawa 1994.

Poza tym niezmiennym schematem Campbell opisuje dziesiątki zdarzeń, postaci i detali zawartych w opowieściach kultur, które nie mogły na siebie wzajemnie oddziaływać. Jakby bez względu na to, czy byli Rzymianami, czy Indianami, autorzy bezwiednie powtarzali jakiś idealny wzór, wsłuchiwali się w jakąś jedną wspólną nadopowieść, powielając ją bez końca. Za tajemniczego opowiadacza pisarz uznał ludzką podświadomość. Do badanego materiału włączył sny (jako że „sen to prywatny mit, a mit to publiczny sen”), a jednym z podstawowych narzędzi uczynił Jungowskie archetypy. Tym samym prawdziwy początek „Podróży autora” nie przypada ani na lata dziewięćdziesiąte, ani na czterdzieste, lecz kryje się w mrokach ludzkiego umysłu. Vogler troskliwie zajął się przede wszystkim jedną częścią tej pracy – koncepcją podróży bohatera – zamieniając spostrzeżenia religioznawcy na wskazówki dla ludzi zawodowo zajmujących się konstruowaniem opowieści. Ale siłą rzeczy (siłą Campbella, siłą mitu) nie jest to tylko zimny podręcznik trenerski.

W podręczniku Voglera (być może przeceniając jego wpływ) widziano wcielenie „zła produkcyjnego”, krępującego kreatywność autorów, zapowiadającego mechaniczną standaryzację. Można sobie wyobrazić deprymujący wpływ, jaki może wywierać świadomość, że setki godzin twórczej męczarni ostatecznie powinny zaprowadzić historię w kierunku wytyczonym tysiące lat temu. Przeglądając ładnie zilustrowane polskie wydanie, nie trzeba się już nawet od tych posępnych proroctw dystansować. Nie trzeba, bo autor, uzupełniając kolejne wydania, „połykał” krytykę i czynił ją częścią swojej pracy. Jako praktyk, pracujący w studiach hollywoodzkich analityk struktur fabularnych, zamiast bronić swego tekstu jak ostatniego bastionu wolności, wolał uczynić go bardziej użytecznym. Rozszerzył więc warianty, rozluźnił węzły teorii, wątpliwości podkreślił i uczynił swoim orężem. Mottem tej strategii może być rozpoczynająca przedmowę myśl architekta Buckminstera Fullera – „Nie próbuję kopiować Natury, próbuję odnaleźć zasady, którymi się kieruje”.

Zresztą generalna koncepcja „wzorca” nie może oburzać nikogo, znającego kino w jego dzisiejszej rozciągłości. Tak, jak mało kogo oburza nazywanie „filmem” nakręconego kamerą cyfrową happeningu, czy zmontowanych na potrzeby stuminutowego seansu dziesięciu statycznych ujęć nieba. A scenarzyści, którzy „film” utożsamiają z nieco bardziej klasycznie rozumianą „przygodą”, nawet jeśli zbuntują się wobec listy lektur podstawowych, to chcąc nie chcąc, będą się od treści „Podróży autora” odbijać. Bo w klasycznym kinie rozrywkowym przygoda to jednak wciąż podróż, przemiana wewnętrzna to podróż i życie codzienne to podróż. Ciężko powiedzieć, czy nie lepiej byłoby dla autorów, gdyby odbijali się na własną rękę, biorąc od Voglera tylko tę  jedną radę, by zaufali (swojej) drodze. Ostatecznie, to jednak tylko książka i zdecydowanie bardziej niż do pisania nadaje się do czytania.

Campbella ciągle czyta się świetnie, bo używa psychoanalizy z wdziękiem i rozsądkiem, jako adekwatnego narzędzia, a nie leku na całe zło. Jest zbyt zafascynowany wsłuchiwaniem się w kolejne opowieści, by przycinać je do ciasnych teorii. Christopher Vogler bierze jego dzieło i zręcznie przesuwa uwagę na „pobocze”. Nie interesuje go opowieść jako nośnik prawdy, ani jako dzieło sztuki, tylko sama sztuka opowiadania. Z tego połączenia powstało coś ciekawszego niż teoria wytwarzania kinowych hitów albo ezoteryczny poradnik „jak uwolnić w sobie wewnętrznego artystę, ćwicząc kwadrans dziennie”. „Podróż autora” to jeszcze jedna opowieść. Opowieść o opowiadaniu.