Dojrzewający chłopiec o imieniu Minato na każdym kroku rozsiewa wokół siebie drobniutkie ziarnka niepokoju. Niby grzecznie wychodzi do szkoły, wraca i zjada kolację, niby odrabia zadanie i uśmiecha się do matki, ale my swoje wiemy. Potrafimy przecież czytać te niepozorne znaki: but zgubiony w drodze do domu, obcięte włosy na podłodze łazienki, dziwne pytania przy kolacji („Czy człowiek, któremu przeszczepiono mózg świni, to ciągle człowiek?”).
Domyślamy się najgorszego, zwłaszcza że spoglądamy na dziecko zza pleców matki, która też to wszystko widzi i czyta – może inaczej niż my, ale na pewno równie błędnie. Jaki jest ten potworny sekret? Czy nad Minato znęca się sadystyczny nauczyciel pan Hori? Czy może to Minato znęca się nad swoim młodszym kolegą? Czy stało się coś strasznego, czy coś się dopiero wydarzy? Jest w tym niepokoju coś z wczesnych filmów Michaela Hanekego. A może wcale nic takiego tu nie ma, a ja dopatruję się po prostu zaprzyjaźnionych demonów – innych znaków tu przecież nie brakuje, a dostrzegam je mniej gorliwie. Jeśli poczekać i spojrzeć z innej perspektywy, przenikliwość okaże się jedynie krótkowzrocznością.
Hirokazu Koreeda powraca w „Monsterze” do narzędzi, które przyniosły mu Złotą Palmę za „Złodziejaszków” (2019). W najnowszym filmie znów odsłania przed widzem karty powoli, pozwalając swobodnie wybrzmiewać domysłom, podszeptom i uprzedzeniom, by uczynić je integralną częścią opowiadania. A gdy herbata wydaje się już klarowna, miesza w niej łyżeczką, wszystko mętnieje i znów okazuje się, że „widzieć” nie znaczy „rozumieć”.
Nowa układanka pokazuje te same zdarzenia z trzech punktów widzenia: matki Minato, podejrzanego o nadużycia nauczyciela i samego chłopca. Każda zmiana perspektywy naświetla nam opowieść z innej strony, ale złożone w całość elementy wcale nie układają się w satysfakcjonujące rozwiązanie. „Monster” bardzo skutecznie broni się przed prostym opisem. Czy to opowieść o dziecku z mroczną tajemnicą, o matce rzucającej wyzwanie bezdusznemu systemowi czy o niewinnym mężczyźnie zmiecionym przez lawinę wywołaną niszczycielską półprawdą?
„Monster”, reż. Hirokazu Koreeda
Jak większość filmów Koreedy (oraz większość filmów przedstawiających te same zdarzenia z kilku perspektyw) „Monster” przygląda się istocie prawdy. Czy jest ona czymś obiektywnym i fundamentalnym, czy tylko kruchą konstrukcją podporządkowaną indywidualnym i społecznym interesom? Reżyser ponownie osadza te pytania mocno w japońskiej kulturze i wyprodukowanych przez nią wzorcach społecznych, dając nam kolejnego bohatera, który szybciej zacznie grać na puzonie w pustą przestrzeń, niż powie komuś otwarcie, co czuje. Dramat z każdej strony potęgowany jest przez stłamszone uczucia i niewypowiedziane słowa. A ponieważ kultura nie znosi próżni bardziej niż natura, przemilczenia wypełniają się domysłami, niedopowiedzenia zamieniają się w insynuacje, a wątpliwości przykryte zostają pożyczoną mądrością ludową. I tak uzbrojeni w strach przykryty agresją i zakłopotanie zamaskowane uśmiechem ruszamy do walki ze światem.
U Koreedy nie ma w zasadzie czarnych charakterów, wina odsunięta jest od człowieka. Szkodliwe słowo rzucone w jednym miejscu nagle samoistnie pojawia się gdzie indziej, uprzedzenia unoszą się w powietrzu jak zarazki i przyklejają do naszego podniebienia.
Ponieważ napięcie w filmie nie wynika z pytania, co się zdarzy za chwilę, ale dotyczy raczej tego, co już się nieodwracalnie wydarzyło, obecne jest tu silne poczucie fatum, umacniane tylko przez każde kolejne prze-życie tych samych zdarzeń. Ale jest w tej wizji także jakiś nieznośny – bo zbudowany na kruchych fundamentach – strukturalny optymizm. To świat, który składa się wyłącznie ze „Monster”, reż. Hirokazu Koreeda. Japonia 2023, w kinach od maja 2024znaczących elementów, w którym ścieżki bohaterów przecinają się tylko we właściwych momentach. Cały sens, cała mądrość opiera się więc trochę na tym, że słowo trafia we właściwe miejsce dialogu, a słońce wschodzi w odpowiedniej scenie. Ale czy nie tak montujemy sobie ten nasz świat w głowie, pozornie przejęci jego właściwym odczytaniem, ale głównie zdesperowani, by błahe zdarzenia coś znaczyły, a słowa same układały się w kwieciste sentencje?
„Monster” powstał po „Prawdzie” (2019) i „Baby Brokerze” (2022) – dwóch filmach Koreedy wyreżyserowanych poza Japonią – i jest to jego pierwsza od wielu lat realizacja tekstu innego twórcy (autorem scenariusza jest Yûji Sakamoto). Widać tu trochę dialog między reżyserem a autorem tekstu: inaczej niż zwykle zbalansowane są humor i powaga, a film jest mocniej podporządkowany strukturze. Trzy części, z których składa się opowieść, są wyraźnie rozdzielone, ale metraż nie został wcale podzielony między nie demokratycznie. Dwa rozdziały oddane dorosłym, składające się ze spekulacji i domysłów, ściśnięte są w pierwszej godzinie seansu. Cała druga godzina w całości oddaje głos dziecku. To wejście w dziecięcy świat jest prawdziwym przejściem na drugą stronę lustra, to ono jest objawieniem spuentowanym wyzwalającym okrzykiem. To się u Koreedy nie zmienia: jeśli istnieje coś takiego jak prawda, nigdy nie pytajcie o nią dorosłych.