Masakra w domenie publicznej

8 minut czytania

/ Literatura

Masakra w domenie publicznej

Darek Arest

„Sabrina” Nicka Drnaso, 30-latka z Chicago, jest pierwszym komiksem nominowanym do Nagrody Bookera

Jeszcze 2 minuty czytania

Tytułowa Sabrina pojawia się na oszczędnej okładkowej ilustracji i na kilku pierwszych stronach komiksu, a potem jest już w zasadzie nieobecna. Kiedy wszystko niby kręci się wokół jej zniknięcia, o niej samej nie mówi się już w zasadzie za dużo i nie mamy nawet wrażenia, że coś w związku z tym tracimy. Jeszcze zanim przepadnie bez śladu w drodze z pracy do domu, wydaje się postacią wybitnie trzecioplanową. Na tych kilku początkowych planszach niknie w cieniu kota, swojej niespektakularnej siostry Sandry, a nawet nieobecnych rodziców, którzy na zawsze naznaczyli córki namiętnością do euro disco. Najciekawsza w jej życiu okaże się idiotyczna tragedia na finiszu. Niepewność związana ze zniknięciem trwa bowiem krótko i kończy się wraz z pojawieniem kasety wideo, której drastyczna zawartość wycieka do sieci, dając pożywkę tropicielom spisków i walczącym o kliki mediom.

Jak większość tych bezsensownych zbrodni made in USA, którymi lubimy się oburzać – jak masakra w multipleksie w Aurorze, w której zginęli widzowie filmu o Batmanie, albo strzelanina w podstawówce w Newtown, gdzie ofiarami były sześciolatki – także ta z „Sabriny” nie jest częścią żadnej układanki. Sprawca sam się zdemaskował, zlikwidował, a wcześniej zdążył jeszcze pewnie napisać o sobie artykuł na Wikipedię, zostawiając nas z obsceniczną pustką, w której pytanie o „prawdę” odbija się echem i przechodzi w idiotyczny chichot. The message is there is no message – pisał jeden z tych nieciekawych morderców. Wiadomość jest taka, że nie ma żadnej wiadomości. Mimo to nadstawiamy ucha, by usłyszeć co troll ekstremista zjadł na ostatnią kolację, czego słuchał i w jakie grał gierki. Narzędziem właściwej zbrodni staje się taśma wideo. Udostępniana w sieci, zaciera pamięć o dziewczynie (teraz jest już tylko „ofiarą”) i niszczy życie jej rodziny, a nawet ludzi bardzo luźno z nią związanych, którzy nagle zostają bohaterami obłąkanego spektaklu.

Nick Drnaso, „Sabrina”. Przeł. Marceli Szpak, Kultura Gniewsu, 204 strony, księgarniach od czerwca 2020Nick Drnaso, „Sabrina”. Przeł. Marceli Szpak, Kultura Gniewu, 204 strony, w księgarniach od czerwca 2020Drugi album Nicka Drnaso, 30-latka z Chicago, jest pierwszym komiksem nominowanym do Nagrody Bookera, co prowokuje do tradycyjnych rozważań o literackiej naturze medium. Miejmy to za sobą: w „Sabrinie” jest tekst, ale jej literackość nie na nim się opiera – ważniejsze od tego, jak komiks jest napisany, jest raczej to, jak się go czyta. „Sabrina” jest zaś przede wszystkim świetnie przemilczana. Słowo nigdy nie dominuje opowieści, największe wrażenie – podobnie jak w przypadku rysunku – robi jego oszczędność. Mogę sobie wyobrazić wszystko, co będzie trzeba dopisać, by zrealizować wstępnie zapowiedzianą adaptację filmową, ale komiks swoją siłę zawdzięcza trosce, by zostało w nim jedynie to, co stanowi autentyczną wartość dla opowieści. Kiedy wszyscy szukają krwawych powtórek i atrakcyjnych zbliżeń, Drnaso odsuwa nas od makabrycznego widowiska i w ten sposób udaje mu się znaleźć widok zdecydowanie ciekawszy.

„Sabrina” niespodziewanie skupia się na Calvinie, pracującym dla Departamentu Obrony samotnym informatyku, który gości u siebie w domu kumpla z dzieciństwa. Teddy jest chłopakiem zaginionej Sabriny. Wygląda jak balon, z którego ktoś wypuścił powietrze, nie ma siły podnieść do ust hamburgera. Podczas gdy opuszczonemu przez rodzinę gospodarzowi załącza się tryb opiekuńczo-nostalgiczny, jego gość powoli dryfuje od apatii do psychozy. Snując opowieść o ich relacji, która nigdy do końca się nie zawiązuje, Drnaso opowiada tak naprawdę o wszystkich tych anonimowych konsumentach tragedii, którzy nie pojawiają się na kartach komiksu, a dyszą gdzieś z jego marginesów, chciwie chłonąc każdy szczegół, tworząc teorie spiskowe, roszcząc sobie urojone prawo do równie urojonej „prawdy”. Jak często w przypadku tak oszczędnych, prawie medytacyjnych utworów, „Sabrina” opowiada też o swoim czytelniku – „czyta” go, sprawdzając, czy jest w stanie odnaleźć w sobie ciekawość wobec ludzi, którzy nie dorastają do sensacyjnych narracji, tym samym akceptując banał swojego własnego istnienia.

Od sensacyjnych zdarzeń skutecznie odsuwa nas też powściągliwy styl graficzny komiksu, zbliżający się momentami do ilustracji ze stocka, zużytych w nieskończonej liczbie nudnych biznesowych prezentacji. Wydestylowane ze szczegółów obrazki z domeny publicznej opowiadają subtelną i głęboko autorską historię. Bezkształtna „dziewczyna z kotem”, pocieszny „facet w kocu z rękawami”, wszystkie te postaci, które mogłyby zagrać rolę menadżerów niższego szczebla, wydają się w „Sabrinie” trafionymi portretami, chociaż uśmiechają się jedynie grymasem ludzika Lego. Czasem kontur głowy nie wypełnia się nawet symbolicznymi rysami twarzy, jakby rysownik nie chciał nas prowokować, byśmy dopatrywali się czegoś, czego tu nie ma. Drnaso próbuje, razem ze swoimi bohaterami, wydostać się z paranoicznego labiryntu domysłów, spisków i łzawego melodramatu, znajdując tylko jedną drogę: powrót do elementarza, tekst bez podtekstu.

Nick Drnaso, „Sabrina”Nick Drnaso, „Sabrina”

Już w debiutanckim zbiorze „Beverly” jego bohaterowie desperacko próbowali zmieścić się w normie, albo równie desperacko z niej wydostać, w każdym razie mocowali się nie z samym zdarzeniem, ale z jego cieniem. Jego świat jest przeniknięty tak wysokim stężeniem zwyczajności, że ludzka natura reaguje wyparciem – i dopiero ta reakcja staje się problemem. Zaczyna się od banału, którego wkrótce nikt nie będzie pamiętał, bo jak grzyb narasta na nim szybko warstwa domysłów, przemilczeń i fantazji. Pod pozornie szlachetnym pragnieniem, by wyciągnąć morał z nieszczęścia, zrobić sensowny użytek z bezsensownej tragedii, ukrywa się ten sam robaczywy impuls, który miłośnikom teorii spiskowych każe zadawać „niewygodne” pytania, przykrywające tragedię fantazją. Jaki sens ma np. ta cała „pandemia”, i to akurat teraz, kiedy komiks Drnaso miał mieć u nas swoją premierę? Czy komuś bardzo zależy na tym, żeby „Sabrina” nie trafiła do polskiego czytelnika?

Pełen odwiecznych amerykańskich obsesji komiks jest też portretem epoki fake news, której symbolem na skalę globalną będzie prezydentura Donalda Trumpa. Jej głównym problemem nie są wcale fałszywe informacje, ale nieufność, która słowo „prawda” – tak jak w tym tekście – zawsze każe wciskać w cudzysłów. Uwierzcie, próbowałem napisać bez – interweniowała autokorekta. Odrzuciłem sugestię – zawiesił się komputer i dostałem bana na fejsie. Stara mantra morderców, łkających, że zabijali, by „poczuć coś prawdziwego”, przestała działać, bo nic nie jest prawdziwe, nawet morderstwo staje się metamorderstwem. Śmierć Sabriny jest potrzebna wyłącznie do wyprodukowania taśmy – kontentu, który będzie się dobrze klikał.

Nick Drnaso, „Sabrina”Nick Drnaso, „Sabrina”

Bohaterowie Drnaso nie są bezwolnymi kukłami dociętymi do błyskotliwej diagnozy, potrafią być bezpośredni i próbują zrozumieć swoje emocje, ale pochłania ich rzeczywistość. Zanim się obejrzą, bezradnie tłumaczą się jakiemuś wirtualnemu bytowi, że wcale nie opłaca ich CIA – tak jak rodzice ofiar masakry w Newtown w 2012 roku tłumaczyli się, że nie są podstawionymi aktorami i że ich zastrzelone dzieci naprawdę kiedyś istniały.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).