LITERATURA
1. Znamiona kryzysu
Poczucie zbliżającej się klimatycznej katastrofy, towarzyszący jej kryzys demokracji i kryzys uchodźczy odbijają się w polskiej prozie i poezji. Nie tylko na oczywistym poziomie, w publikacjach dotyczących bezpośrednio współczesnych katastrof, ale i podskórnie, powoli zmieniając akcenty i narracje, kształtując języki, wprowadzając do opowieści dodatkowy mroczny ślad. Dotyczy to zwłaszcza książek związanych tematycznie z przyrodą ożywioną – jak „Patyki, badyle” Urszuli Zajączkowskiej (Marginesy), poszukujące nowego języka do opisu roślinnych światów, czy „Srebro ryb” Krzysztofa Środy (Czarne), gdzie autor używa relacji z rybami do analizy swoich postaw wobec istot żywych – a także poruszających tematy przestrzeni i krajobrazu. Przykładem tych ostatnich mogą być najnowsze eseje Wojciecha Nowickiego, „Cieśniny” (Czarne), w których tradycyjnie w literaturze radosna okoliczność podróżowania zmienia się w mroczny stan kompulsywnej włóczęgi po zaułkach pogrążającego się w ciemnościach świata.
Zofia Król o książkach Urszuli Zajączkowskiej i Krzysztofa Środy
Zofia Król o esejach Wojciecha Nowickiego
Tomasz Markiewka o książkach wokół kryzysu klimatycznego
fot. Anna Rezulak / Nagroda Literacka Gdynia2. Nagrody dla kobiet
Zaczęło się w czerwcu od Nagrody Kościelskich dla poetki i naszej autorki Aldony Kopkiewicz za tom „Szczodra” (WBPiCAK). W sierpniu na festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie nagrodę Wielkiego Redaktora otrzymała szefowa wydawnictwa Karakter, Małgorzata Szczurek. 30 sierpnia ogłoszono zaś laureatki Nagrody Literackiej Gdynia – w tym roku we wszystkich czterech kategoriach zwyciężyły kobiety: Olga Drenda otrzymała nagrodę za esej „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Karakter), Małgorzata Lebda za tom poetycki „Sny uckermärkerów” (WBPiCAK), Zyta Rudzka za powieść „Krótka wymiana ognia” (W.A.B.), Bogusława Sochańska za przekład „Alfabetu” Inger Christensen (Lokator). Jesienią obie nagrody za debiut prozatorski – Nagrodę im. Gombrowicza i Nagrodę Conrada – zgarnęła autorka „Psów ras drobnych” Olga Hund (Ha!art). W grudniu ogłoszono Paszporty „Polityki” – w kategorii literatura nominowano trzy pisarki: Weronikę Murek, Dominikę Słowik i Urszulę Zajączkowską. Kilka tygodni temu Nagrodę im. Tuwima otrzymała z kolei Małgorzata Szejnert. Może nadejdzie czas, kiedy nagradzanych i docenianych książek kobiet będzie tak wiele, że nie będziemy już się musieli z tego szczególnie cieszyc.
Maciej Woźniak o tomie Aldony Kopkiewicz
Wiersze Aldony Kopkiewicz
Rozmowa z Małgorzatą Szczurek
Maria Poprzęcka o „Wyrobach” Olgi Drendy
Maciej Woźniak o tomach Hanny Janczak i Małgorzaty Lebdy
Nowe wiersze Małgorzaty Lebdy
Rozmowa z Zytą Rudzką
Rozmowa z Bogusławą Sochańską
Łukasz Żurek o książce Olgi Hund
Rafał Wawrzyńczyk o dramatach Weroniki Murek
Olga Wróbel o powieści Dominiki Słowik
Zofia Król o książkach Urszuli Zajączkowskiej i Krzysztofa Środy
Rozmowa z Małgorzatą Szejnert
3. Literatura polska niemiecko-chińsko-japońska
Nie ma co oczekiwać (przynajmniej w najbliższym czasie), że literatura anglojęzyczna straci pozycję głównego źródła przekładów na polski, ale można się przynajmniej cieszyć, kiedy wachlarz przyswajanych polszczyźnie literatur się urozmaica. W 2019 roku chyba najmocniej zaznaczyły się – głównie za sprawą Państwowego Instytutu Wydawniczego i istniejącego od roku wydawnictwa Tajfuny – przekłady z literatur Dalekiego Wschodu: chińskiej i japońskiej. Dostaliśmy kilka wznowień oraz sporo całkiem nowych przekładów, w tym olbrzymią antologię literatury chińskiej „Kamień w lustrze” (pod redakcją Lidii Kasarełło) oraz skromny, ale klasyczny „Zmierzch” Osamu Dazai (w poprawionym przekładzie Mikołaja Melanowicza). Głośno było też o tłumaczeniach z włoskiego (Giuseppe Ungaretti w przekładzie Grzegorza Franczaka), portugalskiego (Clarice Lispector przełożona przez Wojciecha Charchalisa), hiszpańskiego (Federico García Lorca w tłumaczeniu Marcina Kurka) i jidysz (antologia „Moja dzika koza”). Choć pewnie największym zaskoczeniem było polskie tłumaczenie powieści napisanej ponad dwadzieścia lat temu przez profesora polonistyki, tyle że po niemiecku – czyli znakomity „Utopek” Leszka Libery, przełożony i wydany przez Sławę Lisiecką.
Rozmowa z Lidią Kasarełło o przekładach literatury chińskiej
Sara Manasterska o przekładach literatury japońskiej
Michał Lipszyc o „Opowiadaniach wszystkich” Clarice Lispector
Rozmowa z Grzegorzem Franczakiem o przekładzie „Radości katastrof” Giuseppe Ungarettiego
Rozmowa ze Sławą Lisiecką, m.in. o przekładzie „Utopka” Leszka Libery
4. Od gadania do solidarności
Niby nic wielkiego, nagroda dla debiutantów, honorarium z tych mniejszych – ale gest Macieja Bobuli, Jana Rojewskiego i Michała Domagalskiego, którzy publicznie podzielili się Silesiusem, wydaje się w jakimś stopniu przełomowy. Nie tylko dlatego, że w ten sposób młodzi poeci zwrócili uwagę na warunki ekonomiczne, w jakich powstaje literatura, choć to kwestia domagająca się poważnej dyskusji, a o tym, że temat finansów nie jest banalny, świadczą choćby nowe książki Tomasza Bąka („Bailout”) i Szczepana Kopyta („na giełdach nadprodukcji pikują akcje przetrwania”). I nie wyłącznie z tego powodu, że tego rodzaju solidarność zdarza się niezwykle rzadko. Ważniejsze jest to, w jaki sposób trzej autorzy pokazali, że od gadania – a na tym w końcu polega literatura – można wreszcie przejść do działania. Co może przynieść skutki wykraczające poza wąską dziedzinę polskiej poezji współczesnej.
Maciej Jakubowiak o problemach ekonomicznych literatury
Anna Kałuża o książkach poetyckich m.in. Tomasza Bąka i Szczepana Kopyta
5. Literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk
Ukoronowaniem wszystkich nagród był rzecz jasna Nobel dla Olgi Tokarczuk, największe i najbardziej radosne wydarzenie literackie tego roku. Nie mniej ważne było to, co działo się już po samym ogłoszeniu nagrody: powołanie przez laureatkę wspierającej pracę pisarzy fundacji, a także przemówienie noblowskie, diagnozujące współczesność i proponujące sposoby wyjścia z mrocznego kręgu za sprawą literackiej czułości.
Komentarze Zofii Król i Macieja Jakubowiaka po ogłoszeniu Nagrody Nobla
Zofia Król i Maciej Jakubowiak
TEATR
1. „Rewolucja, której nie było”, reż. Justyna Sobczyk
Jak zatytułował swoją recenzję na naszych łamach Piotr Morawski, ten spektakl Teatru 21 i Biennale Warszawa był zdecydowanie teatralnym „nokautem” roku. Kipiący energią, bezczelny, niebiorący jeńców – nie był jedynie kontynuacją protestów osób niepełnosprawnych i ich rodziców, którzy spotkali się z żenującym chamstwem rządzących. Był odpowiedzią na tygodnie poniżania i obrażania zarówno protestujących, jak i każdego obywatela wykazującego się choć odrobiną empatii. Świetna dramaturgia tekstu Justyny Lipko-Koniecznej niesiona jest tu przez zgraną teatralną ekipę, która doskonale wie, o czym i dlaczego chce opowiadać. A przede wszystkim wierzy w teatralną opowieść, która dzięki temu przestaje być rekonstrukcją protestu, staje się sublimacją poczucia krzywdy, zmieniając rozpacz i poczucie niemocy w ostrego politycznego kopniaka. Tym bardziej dziwi werdykt tegorocznego jury Boskiej Komedii, które spektaklowi postanowiło przyznać nagrodę… specjalną. O problematyczności tej nagrody najlepiej zresztą napisała po werdykcie Joanna Krakowska.
Recenzja Piotra Morawskiego
Rozmowa z aktorką Teatru 21, Mają Kowalczyk
2. Walka z przemocą w teatrze
„Systemy, fuksówki, instytucje” – tak zatytułowany był wywiad z Krzysztofem Zarzeckim, który opublikowaliśmy dwa lata temu, rozpoczynając nasz cykl rozmów z aktorkami i aktorami. Temat pojawiał się zresztą w wielu z tych rozmów, przede wszystkim mówiły o nim aktorki. Jednak dopiero w tym roku w teatrach i szkołach teatralnych na poważnie zaczęto przyglądać się przemocy, której doświadczają uczniowie i pracownicy. Mówiła o niej konferencja „O czym milczałyśmy w szkołach teatralnych” zorganizowana przez Akademię Teatralną w warszawskim Teatrze Ochoty 7–8 października 2019 roku. Prawie półtora roku po słynnym liście, który wystosowały artystki niegdyś studiujące na warszawskiej reżyserii, m.in. Monika Strzępka, Agnieszka Glińska czy Weronika Szczawińska, oskarżając jednego z wykładowców o mobbing. Rektor Akademii, Wojciech Malajkat, opublikował w marcu tego roku nowy „Kodeks etyki” uczelni, a we wrześniu rektor Dorota Segda powołała na krakowskiej AST komisję ds. równego traktowania. Podobne kodeksy przydałyby się zresztą w samych teatrach. „Cały czas zdarza się, że jeśli ktoś nowy przychodzi do zespołu i jest jakoś wyobcowany, musi przejść jakiś «rytuał przejścia». Czasem robi to takiej osobie nawet dyrekcja, żeby «zasłużyła», zanim dołączy do zespołu. To są różne niefajne power games...” – opowiadała nam Monika Frajczyk nominowana w tym roku do Paszportu „Polityki”. Pod koniec tego roku po raz pierwszy w polskim teatrze powstał zbiorowy pozew przeciwko dyrektorowi krakowskiego Teatru Bagatela, w którym miało dochodzić do wieloletniego molestowania zatrudnionych w instytucji kobiet. Czy więc będzie to rewolucja, która dla odmiany się wydarzy? Oby.
Rozmowa z Krzysztofem Zarzeckim
Rozmowa z Moniką Frajczyk
Witold Mrozek o sprawie Teatru Bagatela
3. Teatr Powszechny w Warszawie
Nie zawsze chodzi o spektakle. Tym razem wskazuję Teatr Powszechny jako instytucję, która dba nie tylko o poziom artystyczny. To fenomen na skalę polską. W zeszłym roku jednym z punktów mojego podsumowania teatralnego była jego demokratyzacja, którą wiązałem z młodymi polskimi reżyserkami: Weroniką Szczawińską, Małgorzatą Wdowik, Magdą Szpecht czy Anną Smolar. (Dlaczego te dwie ostatnie nie miały jeszcze na tej scenie swojej premiery? Jedna łyżka dziegciu w beczce tego miodu). W międzyczasie rzeczywiście powstała instytucja, nie tylko teatralna, która postanowiła eksperymentować i wypracowywać najbardziej demokratyczny i inkluzywny sposób funkcjonowania. Paweł Sztarbowski i Paweł Łysak postanowili na serio wykorzystać swoją pozycję i jej problematyczność. Do tej pory władza i hierarchia świetnie się sprawdzały jako paliwo scenicznych postulatów. Tymczasem dyrektorzy warszawskiego Powszechnego zaczęli tworzyć nie polityczne przedstawienie, ale polityczną instytucję. Feministyczną, przyjazną społeczności LGBTQ, uchodźcom. To pierwszy teatr, który zatrudnia aktorów niewykształconych na polskich akademiach teatralnych, który woli obciąć kasę z bankietu, żeby zrobić coś istotniejszego. „Teatr, który się wtrąca”, zmienił się w teatr, który – w moim odczuciu – buduje. Nową hierarchię uwzględniającą głos wszystkich pracowników; teatr dyrektorów, którzy z własnej woli zatrudniają komisję ewaluacyjną swoich działań. Od których nie trzeba wyszarpywać informacji o stawkach tego czy owego. Którzy lojalnie stoją zarówno po stronie dzieł uznanych, jak i niedocenionych przez krytykę.
Agnieszka Jakimiak o działalności intermediatorów w Teatrze Powszechnym
Rozmowa z Alicją Borkowską, twórczynią Stołu Powszechnego
Rozmowa z bufetową z Teatru Powszechnego
4. Potop polski w Chinach
Zmasowany atak polskich reżyserów, wystawiających w Chinach lub zapraszanych na tamte sceny w ostatnich latach, zapewne dla przeciętnego chińskiego teatromana nie jest zauważalny, gdyż tonie on wśród wielu zagranicznych propozycji. Gustują w nich szczególnie twórcy wielkich inscenizacji, które kosztują. A pieniędzy na teatr w Chinach nie brakuje. Pod warunkiem oczywiście, że reżyserskie wizje będą trzymać się z dala od partyjnej ideologii imperium, nie wspominając już o jego ewidentnych zbrodniach. Grzegorz Jarzyna wystawił tam osnutą wokół chińskiej mitologii opowieść pod tytułem „Dwa miecze”, a Lupa „Mo Fei” Shi Tieshenga – historię alkoholika, który opowiada myszy koleje swojego nieudanego życia.
Trend trwa od trzech lat i zwyżkuje. Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy do Chin pojechali Lupa, Warlikowski, Passini i Klata, wówczas jeszcze dyrektor Starego Teatru. „Jak to się stało, że krakowski spektakl po raz kolejny obejrzą widzowie w Azji?” – dziwi się na łamach „Gazety Wyborczej” Angelika Pitoń. Do Kraju Środka jedzie bowiem „Hamlet” Bartosza Szydłowskiego, a także pokazywane na festiwalu Boska Komedia spektakle Borczucha i Kempy. Jednym z jurorów Boskiej Komedii był w tym roku Qian Cheng, który, dowiadujemy się z festiwalowej strony, „w 2012 roku wygrał przetarg rządowy na prowadzenie Teatru Wielkiego w Tianjinie. Teatr zaczął wystawiać ponad 500 przedstawień rocznie, przyciągając najważniejszych przedstawicieli światowego teatru”. Pół tysiąca, niemal dwa dziennie! A to nawet nie Pekin!
5. „Didaskalia” on-line
Najważniejsze pismo teatralne ostatniej dekady przenosi się do internetu. Nie ma istotnego młodego badacza teatru, który albo by nie debiutował, albo nie zamieszczał w „Didaskaliach” swoich tekstów. To tam powstał nowy język opisu przedstawień, one rejestrowały ostatnie dziesięciolecie na scenie, nie tylko polskiej, poszerzając definicję teatralności. Wypracować nową szkołę, szczególnie w Polsce, w dziedzinie tak pilnie strzeżonej przed nowalijkami jak teatr, to prawdziwe osiągnięcie. „Didaskalia” od początku kibicowały Strzępce, Garbaczewskiemu, Kleczewskiej, Klacie, Szczawińskiej, wprowadzały do opisu przedstawień kategorie feministyczne, genderowe, queerowe, towarzysząc i często gruntując rozwój teatru krytycznego w Polsce. Mam nadzieję, że jego internetowa, darmowa wersja pozwoli na kontynuację tej unikatowej linii i wiąże się raczej – jak w „Dwutygodniku” – z nowym sposobem finansowania niż jego brakiem. To moje noworoczne życzenie.
Paweł Soszyński
FILM
1. Filmy o księżach i kościele
Najżywiej dyskutowany polski film 2019 roku wygląda jak pełnometrażowy reportaż telewizyjny w stylu TVN-owskiej „Uwagi!”. Jest dostępny bezpłatnie na YouTubie. Siermiężny, zgrzebny, czasami kiczowaty – nie powiedziałbym, że przywraca wiarę w kino, na pewno jednak może przywrócić wiarę w dziennikarstwo, a kto wie, czy to dzisiaj nie jest ważniejsze. „Tylko nie mów nikomu” Tomasza Sekielskiego to wnikliwe dziennikarskie śledztwo. Sekielski opowiada o pedofilii w Kościele – oddaje głos ofiarom, dociera do przestępców w sutannach, dziś w większości na emeryturze, odsłania strukturę systemu, który przez lata chronił ich i rozgrzeszał. Od tego, co pokazuje Sekielski, trudno się uwolnić, może właśnie dlatego, że nie ma tu żadnych estetycznych filtrów ochronnych. Najżywiej dyskutowany film 2019 roku idzie w parze z najlepszym polskim filmem 2019 roku – „Bożym ciałem” Jana Komasy. To też film o Kościele. Równocześnie prawdziwe kino: świetnie opowiedziane, niegłupie, doskonale zagrane. Jednak nie tylko Polacy żyli w tym roku Kościołem: oglądaliśmy też „W imię Ojca” Ozona i „Dwóch papieży” Meirellesa. Przed nami drugi sezon „Młodego papieża” – Kościół się szybko od filmowców nie opędzi. Może się coś z tego urodzi.
Tekst Iwony Kurz o „Tylko nie mów nikomu”, „Klątwie” i „Klerze”
2. Netflix
„Irlandczyk”, reż. Martin ScorseseW książce „Czarni” Pawła Reszki, reportażu o życiu codziennym polskich duchownych, pojawia się raz za razem wątek nudy, wieczorów spędzanych w samotności w czterech ścianach w towarzystwie ekranu. Nie zapędzajmy się w tej wizji. Na ekranach najczęściej jest to co u nas – Netflix. Ten sam Netflix, który wyprodukował „Dwóch papieży” Meirellesa. Nie ma ucieczki przed Netflixem, my też przed nim nie uciekniemy. Gdy ogłoszono niedawno nominacje do Złotych Globów, okazało się, że w kategorii najlepszy film dramatyczny na pięć filmów trzy zostały wyprodukowane przez Netflix. Czy coś to zmienia? Sporo. Po tym, jak „Irlandczyk” Martina Scorsese – kolos na glinianych nogach, kosztujący grubo ponad 150 milionów dolarów popis egotyzmu starych gwiazdorów – trafił na chwilę do kin, chyba tylko po to, żeby móc zawalczyć o nominację do Globów i do Oscara, a później na dobre spoczął w rozrastającej się bibliotece Netflixa, jeden z nowojorskich krytyków orzekł, że po obejrzeniu „Irlandczyka” na małym i na dużym ekranie musi stwierdzić, że jest on stworzony na mały ekran. Może dużych za jakiś czas w ogóle nie będzie?
Tekst Jakuba Sochy o „Irlandczyku”
3. Wojny streamingowe
Na Netflixie świat się nie kończy. Ogłoszono wojny streamingowe, wszechświat się poszerza. Oprócz Netflixa mamy już HBO GO, Hulu, Amazon Prime Video, w październiku odpalono AppleTV+. Miesiąc później pojawił się na tej nowej platformie „The Morning Show” ze Stevem Carrellem – dla fanów amerykańskiego „The Office”, takich jak Bille Eilish albo ja, rzecz obowiązkowa, równocześnie jedna z ciekawszych opowieści podejmujących temat #metoo. Jeśli człowiek będzie chciał mieć do oferty tych wszystkich platform legalny dostęp, musi się liczyć, że będzie go to srogo kosztowało. Będzie musiał więcej pracować, a jak będzie więcej pracował, będzie miał coraz mniej czasu, żeby śledzić te wszystkie nowości. Już teraz jest tego tak dużo, że trudno się połapać. Trzeba więc zdawać się na podpowiedzi. Podpowiedziano mi, żebym zobaczył „Fleabag”, tych podpowiedzi było tak dużo, że z przekory się nawet trochę ociągałem. Ale wreszcie nadrobiłem. Rzeczywiście, petarda. Żywe, śmieszne i jak napisane. Phoebe Waller-Bridge – ten rok należał też do niej.
Felieton Klary Cykorz o „Fleabag”
4. W świecie superbohaterów
„Joker”, reż. Todd PhillipsRok należał do Phoebe Waller-Bridge i do „Jokera”. U nas dyskutowano o Kościele, na świecie o filmie Todda Philipsa. No dobrze, u nas też dyskutowano o „Jokerze”, nawet ostro, jedni ogłaszali arcydzieło, inni, że to jeden z czterech najgorszych filmów świata. Ja osobiście jestem gdzieś pośrodku. Faktem jest, że swoim nowym filmem Phillips namieszał, szczególnie tym, że lubi układać sobie świat w proste wzory. Najpierw podbił festiwal w Wenecji, stolicę art house’u, potem zarobił miliard dolarów. Wszystko to sprawił film superbohaterski, w którym nie ma żadnego dobrego bohatera, posiadający kategorię „od lat 15”, pozbawiony praktycznie akcji, a już na pewno – walk z kosmitami. Tak jakby wszyscy mieli już serdecznie dość „Avengersów”. Też miałem ich dość, ale żywiłem nadzieje, że na „Avengersach” się skończy, że wszystko, co po nich nastąpi, to będzie jakiś epigonizm, któremu nie będzie trzeba poświęcać uwagi. A tymczasem nie. „Joker” i seriale takie jak „The Watchmen” czy „The Boys” pokazują, że świat superbohaterski się zmienia, że pojawiają się w nim coraz to nowe mutacje. Te nowe mutacje są czasami tak odjechane, tak udziwnione – patrz: „The Watchmen” – że musiałbym się chyba mocniej skomplikować, żeby za nimi nadążyć. Tylko czy chcę?
Tekst Jakuba Sochy o „Jokerze”
5. Horrory
Ten rok należał i do horrorów, to już kolejny rok z rzędu. Trudno mi dłużej ten fakt ignorować. Zacząłem nawet nadrabiać klasykę gatunku. Obejrzałem na przykład „Martwe zło” Sama Raimiego – cudownie kuriozalny film o grupce młodych ludzi, która planuje spędzić trochę czasu w domku w lesie i trafia na zło, które ma szpony zrobione z suchych badyli, a ciało z dżemu truskawkowego. Te nowe horrory, fetowane przez krytykę, jak na mój gust trochę za bardzo chcą być sztuką. Na „Midsommar” Ariego Astera przysnąłem, uśpiony kiczem malarskich obrazów i banalnością opozycji między indywidualizmem a wspólnotą. „Lighthouse” zmęczyło mnie swoją czarno-białą, ekspresjonistyczną estetyką – w tej z założenia mrocznej opowieści o miazmatach męskości, pogoni za światłem, które ma w sobie coś erotycznego, zobaczyłem zaledwie historię dwóch gości, którym źle wszedł alkohol. Chyba najciekawsze było „To my” Jordana Peele’a – precyzyjnie zaplanowana ciuciubabka z sobowtórem, którą może delikatnie psują ambicje jej autora. Peele nie wierzy, że zobaczymy w niej opowieść o współczesnym świecie. Z trzy razy musi nam dosadnie tę możliwość uzmysłowić. W takich momentach zawsze opadają mi ręce. Nic na to nie poradzę.
Tekst Darka Aresta o „The Lighthouse”
Jakub Socha
SZTUKA
1. Dominika Olszowy
Mijający właśnie rok należał do laureatki konkursu Spojrzenia. Dominika Olszowy, artystka nieustająco rozwijająca swoją sztukę, odchodzi od Wystawa „Duch domu” w Galerii Rasterpracy kolektywnej, w ramach której najpierw współtworzyła hiphopowy duet, a później efemeryczną galerię Sandra, i zaczyna działać także jako niezależna artystka. I to jak działać. W ramach tegorocznego Warsaw Gallery Weekend otworzyła wystawę „Duch domu” w Galerii Raster, kontynuując swoją pracę z dekonstruowaniem przedmiotów, tematem śmierci i prywatnych historii. Śmierć pojawia się również w ramach Spojrzeń w Zachęcie, w pracy „Stypa”, a w białostockiej Galerii Arsenał artystka sięgnęła po wątki kryzysu egzystencjalnego, tytułując wystawę „Happy end”. Choć sztuka opierająca się na śmierci i kryzysie może wydać się przeciwległym biegunem do poprzednich radykalnych, feministycznych manifestów, które pamiętamy z twórczości duetu Cipedrapskuad, to Olszowy pozostaje artystką zaangażowaną, przenosząc ciężar twórczości na siebie i, jak sama mówi, na intymność i „przestrzeń, którą będzie w stanie sama ogarnąć”.
2. Sztuka przeciw faszyzmowi
Powołana przez artystów i artystki inicjatywa Roku Antyfaszystowskiego Kadr z demonstracji antyfaszystowskiejw sztukach wizualnych zaznaczyła się szczególnie. W ramach tej inicjatywy wystawy o wątkach antyfaszystowskich i antywojennych otworzyły duże instytucje w całej Polsce – „Trzy plagi” w lubelskiej galerii Labirynt, „Strajk” w warszawskiej Zachęcie, znakomicie przyjęta „Nigdy więcej” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Kongres Empatii, zorganizowany przez Muzeum Sztuki w Łodzi. Jednocześnie sztuka faktycznie wyszła na ulice. Od kilkunastu miesięcy na prawie każdej większej demonstracji można było dojrzeć transparent „Literatura, sztuka w walce z faszyzmem”, a podczas listopadowej demonstracji antyfaszystowskiej „Za wolność naszą i waszą” artyści demonstrowali z flagami zaprojektowanymi przez twórców związanych z Konsorcjum Praktyk Postartystycznych, według choreografii Bożeny Wydrowskiej. Niech Rok Antyfaszystowski trwa jak najdłużej.
Rozmowa z Dorotą Sajewską i Krzysztofem Pomianem
Aleksy Wójtowicz o początkach ruchu antyfaszystowskiego w sztuce
3. Queer, queer, queer
Rok otworzyła wystawa „Strachy” Daniela Rycharskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, a zamknęła „Potęga sekretów” Karola Radziszewskiego w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Rycharski, uprawiający sztukę na styku queeru, wiary i prowincji, oraz Radziszewski, Karol Radziszewski, „Potęga sekretów”, fot. Bartosz Górkakonstruujący opowieść o queerowej pamięci, wprowadzili do dużych stołecznych instytucji tematy, które w obecnej sytuacji politycznej (szczególnie w kontekście tego, co wydarzyło się na marszu równości w Białymstoku) potrzebują każdej platformy do zabrania głosu. Ale tego obszaru nie zagarnęli jedynie mężczyźni – Liliana Piskorska, która uprawia sztukę feministyczno-queerową, w ramach tegorocznej edycji konkursu Spojrzenia pokazała pracę, o której Karol Sienkiewicz na naszych łamach pisał jako o „lesbijskim manifeście”. Artystka miała dobry rok – otworzyła też dwie wystawy indywidualne (w galerii Kronika w Bytomiu i Galerii Arsenał w Poznaniu).
Stach Szabłowski o wystawie Daniela Rycharskiego w Nicei
Karol Sienkiewicz o wystawie Karola Radziszewskiego w CSW
4. Instytucje zaangażowane i instytucje w kryzysie
Większe galerie i muzea otworzyły się na polityczne tematy, które zdominowały plany wystawiennicze – niemal każda większa instytucja mówiła o kryzysie klimatycznym, narastających nastrojach faszystowskich i podejmowała bieżące kwestie społeczne, tworząc pole do uprawiania sztuki społecznie odpowiedzialnej. Także środowisko sztuki fot. Pat Micbyło bardzo dobrze zorganizowane na tym polu – pod koniec kwietnia odbył się spektakularny protest pod Muzeum Narodowym w Warszawie w odpowiedzi na usunięcie prac Katarzyny Kozyry i Natalii LL z przestrzeni ekspozycji przez dyrektora Jerzego Miziołka, setki osób zebrały się pod instytucją, żeby wspólnie w geście protestu zjeść banany – na wzór usuniętej „Sztuki konsumpcyjnej” Natalii Lach-Lachowicz. My też jedliśmy je na urodzinach „Dwutygodnika”, które odbywały się tego samego dnia. Muzeum Narodowe, które pozostaje instytucją w zawieszeniu, na koniec roku czeka kolejna zmiana – Jerzy Miziołek zostanie odwołany ze stanowiska, a w przyszłym roku czeka nas konkurs na tę posadę. Zmiany kadrowe nie ominęły także Centrum Sztuki Współczesnej, z którego po pierwszej kadencji odchodzi Małgorzata Ludwisiak. Do świata sztuki powraca tym samym poprzedni dyrektor Miejskiej Galerii Arsenał w Poznaniu – zastąpi ją Piotr Bernatowicz. Chociaż nikt nie protestował pod Zamkiem Ujazdowskim, to ostatnie wystawy w ZUJ-u były oglądane tłumnie, a Adam Mazur na naszych łamach podsumował kadencję dyrektorki. Nieprzedłużenie kontraktu spotkało też Monikę Szewczyk, wieloletnią dyrektorkę świetnie funkcjonującej białostockiej Galerii Arsenał. Tu jednak sprawa rozstrzygnęła się w konkursie i Szewczyk, przy pełnym wsparciu środowiska, została w Arsenale. Z kolei krakowskim światem sztuki wstrząsnęła wiadomość o bezkonkursowym powołaniu dyrektorki MOCAK-u Anny Marii Potockiej na równoległe stanowisko w galerii Bunkier Sztuki, co tym samym połączyło te dwie, zupełnie odrębne instytucje.
Adam Mazur o Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
5. „Farba znaczy krew” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Wystawa „Farba znaczy krew”, kuratorowana przez Natalię Sielewicz Monika Misztal, „Ona 3”i pokazywana latem w Muzeum nad Wisłą, zebrała malarstwo współczesnych artystek, które używają tego medium do opowieści o swoim doświadczeniu, a przede wszystkim cielesności, seksualności i przyjmowanych rolach społecznych. To chyba największa od lat współczesna wystawa malarstwa kobiet, a jednocześnie wyraźnie feministyczna – przez lata malarstwo uchodziło za męskie medium, a kobiety widziano raczej po drugiej stronie, jako muzy. Na wystawie w MSN-ie, jak mówiła Monice Stelmach kuratorka, kobieta „nie istnieje po to, by sprawiać przyjemność innym, lecz po to, by zaspokoić siebie”. Niby oczywiste, a nadal odświeżające.
Rozmowa z kuratorką wystawy „Farba znaczy krew”, Natalią Sielewicz
Anna Pajęcka
MUZYKA
1. Muzyka i katastrofa klimatyczna
Najciekawszy rozdział wydanej niedawno w polskim tłumaczeniu książki Davida Wallace’a-Wellsa „Ziemia nie do życia” dotyczy niemożności opowiedzenia katastrofy klimatycznej. Nie stworzyliśmy takich rodzajów narracji i takich typów bohaterów, żeby móc objąć ogrom i złożoność tego procesu – pisze Wells. A bez opowiedzenia tego problemu trudno o globalną solidarność. W tym kontekście bardzo trafne były niedawne słowa Olgi Tokarczuk o potrzebie czwartoosobowego narratora.
Audrey Chen na festiwalu Sanatorium Dźwięku, fot. Piotr JaxaMuzycy są wobec tego wyzwania tak samo bezradni. Często zajmują się po prostu różnego rodzaju formami pozamuzycznego aktywizmu. O album poświęcony zagładzie klimatycznej pokusiła się m.in. wokalistka Weyes Blood, która brzmi jak przeniesiona z lat 70. Lubujący się w katastroficznych wizjach Thom Yorke wydał album „ANIMA”. To raczej przeczucie, flashbacki z przyszłego koszmaru niż spójna wizja. Thom Yorke uzupełnia świat najbliższej dekady przedstawiony w serialu „Years after Years”.
W Polsce Enchanted Hunters próbowało połączyć opis katastrofy klimatycznej z katastrofą osobistą. Coraz bardziej ponure wizje kreśli też hiphopowa grupa PRO8L3M. Warto też odnotować coraz więcej artystów tworzących muzykę elektroniczną, inspirujących się po prostu przyrodą. Niektórzy łączą to z typową dla milennialsów skłonnością do eskapizmu, roślin doniczkowych i emeryckiego życia. Nawet mainstreamowy zespół Vampire Weekend w jednym z najlepszych singli roku wykorzystał fragment kompozycji Harumiego Hosono „Watering a Flower” .
Unsound 2019, występ Edki Jarząb i FOQLNiewątpliwie walka z katastrofą klimatyczną będzie wymagała zbiorowego działania na miarę niespotykaną od czasu wojennej mobilizacji. Jakie rodzaje wspólnotowego przeżycia i konsumpcji obiecuje współczesna muzyka? Czy ma coś do zaoferowania? Z tymi refleksjami można było spotkać się w czasie Unsoundu, Sanatorium Dźwięku czy Warszawskiej Jesieni.
Recenzja płyty „ANIMA” Thoma Yorke'a
Sylwetka Holly Herndon
Relacja z festiwalu Sanatorium Dźwięku
Relacja z festiwalu Unsound
Relacja z Warszawskiej Jesieni
2. Szukanie centrum
Rok należał, przynajmniej jeśli chodzi o muzykę mainstreamową, raczej do mało charakterystycznych. Jaka była tegoroczna Wielka Popowa Dyskusja? Fragmentaryczność współczesnego mainstreamu powoduje, że jest o nią coraz trudniej. Za granicą najwięcej rozmawiano o nastoletniej Billie Eilish (tutaj Billie Eilishpunktem zaczepienia były jej skłonności depresyjne), natomiast jeśli chodzi o dotychczasowych monarchów, to dominowało raczej rozczarowujące status quo. Tydzień po premierze Kanyego Westa o jego prowokacyjnej płycie „Jesus is King” już nikt nie pamiętał. Podobnie jak choćby o Taylor Swift. FKA Twigs, Solange, Rosalia czy Weyes Blood nagrywały świetne płyty i równie szybko znikały w niszy.
W Polsce doczekaliśmy się narodowej dyskusji wokół rapera Maty, którą zdominowały nawet nie tyle wątki pozamuzyczne, ile pozaartystyczne – a wszystko szybko zostało wplecione w bieżącą wojenkę kulturową i banalną politykę partyjną. Nie chcę niczego przesądzać, ale prymat Taco Hemingwaya, który kilka miesięcy wcześniej zdobył wspólnie z Dawidem Podsiadłą Stadion Narodowy, nie wydaje się zagrożony. Po awanturze o Matę zostaną za to na pewno setki memów.
Sylwetka Taylor Swift
Krzysztof Krześnicki o muzyce i depresji
3. Szukanie peryferii
Polska scena niezależna trochę patrzy się w lusterko wsteczne, trochę poszukuje nowych tematów i nowej ekspresji. Trzyma się lokalności jako niewyczerpanego źródła inspiracji i eksploruje przeszłość – przede wszystkim Nagrobki, fot. materiały prasowelokalnej muzyki i popkultury. Tę sielskość przerywają projekty takie jak SIKSA, TRYP czy Trupa Trupa, dla których lokalność to straszni mieszczanie (Siksa), trauma wojenna (TRYP) czy holocaustowa (Trupa Trupa). Gdańszczanie są zresztą od kilku lat, może oprócz młodych polskich jazzmanów, głównym polskim towarem eksportowym.
Recenzja płyt zespołów Młody kotek, Siksa i TRYP
Recenzja płyt projektów Normal Echo i Bałtyk
Jakub Knera o tekstach zespołów KRÓL, Cudowne Lata, Nagrobki i Enchanted Hunters
Recenzja płyty „Dwunasty dom” Enchanted Hunters
Rozmowa z Grzegorzem Kwiatkowskim z zespołu Trupa Trupa
4. Radical Polish Ansambl
Radical Polish Ansambl, fot. Darek KuleszaOdkryta trzy lata temu w Indiach przez Wacława Zimpla muzyka zapomnianego polskiego kompozytora Tadeusza Sielanki idealnie nadawałaby się do opisania w naszym numerze tematycznym Dziwna polskość. Uderzająca obcość tych kompozycji, przy dość typowym instrumentarium, bierze się z ich unikalnego DNA – trochę to hinduskie ragi, trochę sielskie chwiejne rytmicznie mazurki, a trochę muzyka minimalistów z końcówki XX wieku. A mówimy przecież o kompozytorze który trafił do Indii po II wojnie światowej, wędrując z syberyjskiego łagru (o Sielance pisze m.in. Tadeusz Rawicz w książce Długi marsz), zmarłym najpóźniej w 1960 roku.
Radical Polish Ansambl, odkrywający przed światem muzykę Sielanki, to szerszy projekt, koalicja muzyków szukająca porozumienia między awangardą a muzyką tradycyjną.
Rozmowa z Radical Polish Ansambl
5. Opowiadanie muzyki
Na polski rynek trafiło w tym roku kilka świetnych książek, przybliżających na nowo zapomniane wcześniej (a czasem będące tematami tabu) wątki z historii polskiej muzyki. Bartosz Żurawiecki przypomniał historię festiwali w Zielonej Górze i Kołobrzegu. Monika Borys poszła śladami licznych odczytań rzeczywistości wczesnych lat 90. i wzięła pod kulturoznawczą lupę disco polo. To zresztą nie jedyna książka o tym fenomenie lat 90., bo równolegle ukazał się zbiór reportaży „Nikt nie słucha” Judyty Sierakowskiej.
Sporym pozytywnym zaskoczeniem była książka Kazimierza Rajnerowicza o zespole CKOD. Zespół ma zresztą szczęście do kronikarzy swojej działalności – bo wcześniej dwa świetne dokumenty o nim przygotował Piotr Szczepański. Dla mnie książka Rajnerowicza okazała się ważna nie tylko dlatego, że impulsem do jej powstania był po części tekst opublikowany sześć lat temu w „Dwutygodniku”. Jest to chyba pierwszy ważny zespół, którego karierę śledziłem z bliska niemal od samego początku i który po latach okazał się być symbolem epoki, choć gdy istniał kojarzył się z niezasłużonym hajpem. Przede wszystkm sposób pisania Rajnerowicza o jednym z jego ulubionych zespołów nie ma nic z hagiografii – gdy trzeba jest dla niego bezlitosny. Nie byłoby też końcowego efektu gdyby nie staranne zrekonstruowanie panoramy lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku.
Oprócz polskich historii warto też odnotować tłumaczenie „1966” Jona Savage’a czy monumentalną biografię Theloniousa Monka. Kolejny wnikliwy wywiad rzekę z ikoną polskiego rocka, tym razem z Muńkiem Staszczykiem, przeprowadził Rafał Księżyk.
Rozmowa Olgi Drendy z Moniką Borys
Fragment książki „Nie będzie żadnej rewolucji” Kazimierza Rajnerowicza
Fragment książki „Festiwale wyklęte” Bartosza Żurawieckiego
Fragment wywiadu-rzeki Rafała Księżyka z Muńkiem Staczykiem
Piotr Kowalczyk
MEDIA
1. Nudno, i dobrze
Po co najmniej kilku latach obfitych w afery i skandale technologiczne nadszedł rok – jak by to powiedzieć? – po prostu nudny. Mogło się wydawać, że będzie inaczej. Setki artykułów i co najmniej kilkanaście książek o szkodliwości mediów społecznościowych, ich zgubnym wpływie na demokrację i niewątpliwej demoniczności Marka Zuckerberga – miały wywołać jakąś zmianę. Tymczasem – może dlatego, że w Stanach Zjednoczonych rozkręca się już kampania prezydencka i niektórzy politycy postanowili z uregulowania Facebooka zrobić głośny element swojego programu – platformy na wszelki wypadek się nie wychylały. Twitter ogłosił nawet, że rezygnuje z intratnego źródła dochodu, jakim są reklamy polityczne. A informacja o tym, że Larry Page i Sergey Brin, założyciele Google’a, rezygnują z pracy w zarządzie firmy – nie wywołała większego poruszenia. Czy to możliwe, że z roku 2019 na Facebooku zapamiętamy tyle, że przez pół dnia nie działały obrazki?
Filip Konopczyński o krytyce i próbach uregulowania mediów społecznościowych
Alek Tarkowski i Mirek Filiciak o rozczarowaniu Webem 2.0 i poszukiwaniu Kultury 3.0
Krzysztof Cieślik o awarii obrazków na Facebooku
2. Tańczymy, śpiewamy
Była Diaspora, było Ello (ktoś to jeszcze pamięta?), niby wciąż są, ale schyłkowo, Google+ dał sobie spokój i zniknął, nawet Snapchat zaczął dołować, kiedy Instagram wprowadził znikające historyjki, wydawało się więc, że alternatywy dla dominujących platform społecznościowych to tylko mrzonki. I wtedy wybuchnął TikTok. To znaczy właściwie nie wybuchnął, bo istniał od 2016 roku, a rozpędu nabrał rok później, kiedy jego chiński właściciel, firma ByteDance, wykupiła serwis musical.ly – ale tak, to w tym roku TikTok stał się Nową Gorącą Rzeczą. Medium pozwalające na tworzenie i publikowanie krótkich filmików – z efektami albo bez – należało do młodzieży. Ale w końcu, nieuchronnie, Will Smith i Zbigniew Stonoga usłyszeli, że to takie miejsce, gdzie warto być, i nawet bezlitosne „OK, boomer” ich nie zniechęciło. Wygląda na to, że lata 20. upłyną nam na zajawianiu tekstów z „Dwutygodnika” układami tanecznymi.
Michał R. Wiśniewski o konfliktach pokoleniowych na TikToku
Kamil Fejfer o memie „OK, boomer”
3. Zniknięcie i powrót „Dwutygodnika”
Może nie wypada pisać o sobie, ale co zrobić, kiedy najdotkliwszym wydarzeniem medialnym tego roku było dla nas czteromiesięczne odcięcie od mediów. Pod koniec ubiegłego roku dowiedzieliśmy się, że Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny, instytucja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nie chce nas już dłużej wydawać. Kolejne miesiące spędziliśmy na gorączkowych poszukiwaniach nowego wydawcy, rozmowach z partnerami, a w końcu na przenoszeniu dziewięciu lat „Dwutygodnika” na nowy serwer. Energii dodawała nam społeczność autorek i autorów, czytelniczek i czytelników zbierająca się pod hasłem #Dwutygodnikzostaje. Wreszcie Miasto Stołeczne Warszawa i Dom Spotkań z Historią stworzyli nowe warunki funkcjonowania pisma i 27 kwietnia wróciliśmy. Jednak sam powrót nie wystarczy, a świat dostarcza wciąż nowych wyzwań, postanowiliśmy więc uruchomić nowy dział ZIEMIA. Również dlatego, że chwilowo największym zagrożeniem dla istnienia „Dwutygodnika” wydaje się nam globalne ocieplenie klimatu.
Pożegnanie z grudnia 2018
Zapowiedź powrotu z kwietnia 2019
Dział ZIEMIA
Maciej Jakubowiak