Podsumowanie roku 2017
Bob May CC BY-NC-SA 2.0

39 minut czytania

/ Obyczaje

Podsumowanie roku 2017

redakcja

Moda na opowiadania, VR w teatrze, a może rewolucja na warszawskiej ASP? Redaktorzy „Dwutygodnika” wskazują najważniejsze trendy i wydarzenia mijającego roku

Jeszcze 10 minut czytania


LITERATURA

1. Skala mikro
Moda na opowiadania pojawiła się w tym roku tyleż gwałtownie, ile nieoczekiwanie. Niemal każdego miesiąca ukazywały się kolejne tytuły, zadające kłam przekonaniu, że wydawcy obawiają się tego gatunku jak ognia: „Floryda” Grzegorza Bogdała, „Drugie spotkanie” Macieja Miłkowskiego, „Świat dla ciebie zrobiłem” Zośki Papużanki, „Mikrotyki” Pawła Sołtysa. Tę falę wzmocniły, rzecz jasna, sygnały zza oceanu: opublikowany jeszcze pod koniec ubiegłego roku „10 grudnia” George’a Saundersa (do którego należał 2017 rok w amerykańskiej literaturze; nagradzane „Lincoln in the Bardo”, podobnie jak opowiadania w tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego, zapowiadane jest na koniec przyszłego roku), „Niepamięć” Davida Fostera Wallace’a (w przekładzie Jolanty Kozak) oraz „Ruiny i zgliszcza” Wellsa Towera (znów Michał Kłobukowski). O tym, że opowiadania stały się nie tylko modne, ale również – najwyraźniej – opłacalne, świadczy podłączenie pod tę tendencję „Ballady o pewnej panience”, czyli zbioru publikowanych już wcześniej krótkich form Szczepana Twardocha.
Od wyliczania tytułów ciekawsze jest oczywiście pytanie o przyczyny tej nagłej mody. Nie ma tu jednak jednoznacznych odpowiedzi. Z jednej strony można by uznać, że to kontynuacja tendencji, która ujawniła się w ubiegłym roku, kiedy z lamusa wyciągnięto i doceniono prozę poetycką (w postaci książek Jakuba Kornhausera i Bronki Nowickiej). Z drugiej strony, może to być reakcja obronna na hipertrofię powieści rozpulchnianych do granic czytelniczej cierpliwości. Nie wydaje się natomiast, żeby opowiadania miały coś wspólnego z literaturą fejsbukową – krótką, co prawda, ale zwykle dobitnie jednoznaczną i wyraźnie puentowaną. Tymczasem Brandon Taylor w artykule na „LitHubie” przekonuje, że wbrew pozorom short story to gatunek bardziej wymagający od powieści, bo domagający się większego zaangażowania czytelnika i wchodzenia w nowe światy literackie za każdym razem od nowa. Kiedy przyjrzeć się uważnie publikowanym w tym roku w Polsce opowiadaniom, ujawnia się jeszcze jedna kwestia: nieufność wobec większych struktur, nie tylko literackich, ale również społecznych i politycznych. Bogdał, Papużanka, Miłkowski czy Sołtys chętniej zajmują się pojedynczymi, niereprezentatywnymi losami; skupiają się na skali mikro; usiłują wynaleźć przestrzeń, w której nużące podziały na prawicę i lewicę zostają zastąpione sporem – jak w „Mikrotykach” – między facetem, który miał coś z kolanami, a facetem, który mruczał jak kot. Trzeba przyznać: tak jest ciekawiej.

Olga Drenda o „Florydzie” Grzegorza Bogdała
Zofia Król o literaturze na Facebooku
Maciej Jakubowiak o „Mikrotykach” Pawła Sołtysa

2. Debiuty
Grzegorz Bogdał, „Floryda”. Czarne, 136 stron, w księgarniach od lutego 2017Grzegorz Bogdał, „Floryda”. Czarne, 136 stron, w księgarniach od lutego 2017Tak się złożyło, że część publikowanych w tym roku opowiadań to dzieła debiutantów. W 2017 roku ukazało się szereg świetnych debiutów, które funkcjonują już nie tylko jako warte dowartościowania książki początkujących pisarzy, ale stają się od razu konkurencją dla uznanych już autorów. Weronika Gogola miksuje w świetnym „Po trochu” język prywatnych wspomnień z próbami opisu interweniującej wciąż w codzienność bohaterów śmierci. Paweł Sołtys, znany jako Pablopavo, opowiada w swoim tegorocznym literackim debiucie miejskie historie w serii drobnych, dobitnych i zabawnych miniaturek. Podobnych krótkich form używa Eliza Kącka w „Elizjach”, choć tu język służy raczej do literackiego autokomentarza niż do realistycznego opisu. Z kolei Grzegorz Bogdał buduje swoją opowieść („Floryda”) ze zróżnicowanych języków – misternie splatanych monologów kolejnych postaci. Debiutem jest też eseistyczna książka Adama Robińskiego, opisana szerzej w kolejnym punkcie, oraz wydana przez Wielką Literę książka „Dwoje”, romans autorstwa związanych z „Literaturą na Świecie” tłumaczy, Anny Góreckiej i Andrzeja Kopackiego.

Monika Ochędowska o „Po trochu” Weroniki Gogoli
Olga Wróbel o „Elizjach” Elizy Kąckiej
Rozmowa z Anną Górecką i Andrzejem Kopackim

3. Pisanie blisko przyrody
Na początku tego roku ukazał się nagrodzony Kościelskimi, próbujący rozmaitych sposobów metaforycznego ujęcia natury tomik „minimum” Urszuli Zajączkowskiej, a pod koniec – debiutanckie eseje Adama Robińskiego „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, w których autor włóczy się po widokach, przywołując biografie i skrawki lokalnej historii, a z tego wszystkiego składa opowieść o Polsce, jakiej nie znamy. Nową książkę, „Siedemnaście zwierząt”, wydał też Robert Pucek, a opublikowane w poprzednim roku „Dwanaście srok za ogon” Stanisława Łubieńskiego zdobyło Nike czytelników i wiele nominacji do innych nagród. W Marginesach ukazała się z kolei m.in. kolejna książka Simony Kossak, w książkach skupionych na przyrodzie specjalizuje się też Wydawnictwo Poznańskie, gdzie w przyszłym roku mają się ukazać dwa tomy brytyjskiego eseisty Roberta Macfarlene’a. Zaś Michał Książek, autor wierszy o ptakach i nagrodzonego w zeszłym roku Gdynią dziennika wędrówki „Droga 816”, zajął się w tym roku obroną Puszczy Białowieskiej, ale właśnie składa nowy tomik, „Północny wschód”, który ukaże się jeszcze kilka dni przed nowym rokiem w wydawnictwie Sąsiedzi. 
Na polską literaturę kontekst przyrodniczy działa zbawiennie – zdejmując z niej na chwilę zarówno obowiązek opisu współczesności, jak i konieczność nieustannego odnoszenia się do stanu polskiej duszy, pozwala na prawdziwie autonomiczne pisanie i bezpośrednie starcia słów z widzianymi światami.

„Do dzikiej gęsi”, przedpremierowy wiersz z nowego tomu Michała Książka
Wiersze Urszuli Zajączkowskiej

Rozmowa z Urszulą Zajączkowską
Felietony Urszuli Zajączkowskiej
Rozmowa z Adamem Robińskim
Fragment książki Roberta Pucka

4. Biografie
A. Scott Berg, „Geniusz”. Przeł. Jakub Jedliński, Czwarta Strona, 608 stron, w księgarniach od marca 2017A. Scott Berg, „Geniusz”. Przeł. Jakub Jedliński, Czwarta Strona, 608 stron, w księgarniach od marca 2017Opublikowane w tym roku biografie Witolda Gombrowicza i Stanisława Lema, napisane przez Klementynę Suchanow oraz Wojciecha Orlińskiego, różnią się od siebie tak bardzo, że na linii rozpiętej pomiędzy tymi dwoma biegunami można by umieścić całą, nie tylko tegoroczną biografistykę. Orliński bohaterem czyni siebie samego, poszukiwacza tropów Lema, a całość konstruuje na punktach anegdotycznych, starając się przede wszystkim o to, żeby opowieść toczyła się wartko i intensywnie. W kilkukrotnie większym objętościowo, dwutomowym dziele Klementyna Suchanow postępuje z materiałem dokładnie odwrotnie – nad swadę przedkłada biograficzną rzetelność, posuwa się powoli, uważnie stawiając każdy krok.
Spośród wydanych w tym roku biografii warto wspomnieć jeszcze o „Geniuszu” Scotta Berga (przeł. Jakub Jedliński), opowieści o legendarnym redaktorze Hemingwaya i Wolfa Maksie Perkinsie, na podstawie której powstał także film Michaela Grandage’a. To biografia ważna nie, jak dwie wymienione w poprzednim akapicie, ze względu na jakość języka czy metodę – pod tym względem to grubaśne tomiszcze okazało się rozczarowujące – ale ze względu na postać Perkinsa oraz fakt, że dzięki tej przełożonej także na popularniejszy język filmowy opowieści po raz pierwszy chyba postać redaktora urasta do rangi superbohatera. Powszechna świadomość, czym zajmuje się redaktor, to pierwszy krok do dowartościowania tego zawodu; być może redaktorzy, jak wspominani przez nas uparcie i regularnie w poprzednich podsumowaniach tłumacze, będą kolejną grupą, której uda się zyskać w świecie literatury mocniejszy głos. Choć, jak twierdził Perkins, redaktor, żeby dobrze wykonywać swój zawód, musi pozostać w cieniu.
W marcu zmarł pełniący przez 54 lata funkcję redaktora „New York Review of Books” Robert Silvers. Do autorów przestały przychodzić jego słynne pakiety książek z liścikiem: „Rozważ, proszę, i daj nam znać: czy dałoby się coś z tym zrobić?”.

Rozmowa z Klementyną Suchanow
Jakub Zgierski o biografiach Lema i Gombrowicza
Jakub Zgierski o Robercie Silversie
Zofia Król o „Geniuszu” i redaktorze Maksie Perkinsie
Rozmowa z Marianną Sokołowską

5. Niedyskretny urok wspomnień
Wioletta Grzegorzewska, „Stancje”. W.A.B., 192 strony, w księgarniach od sierpnia 2017Wioletta Grzegorzewska, „Stancje”. W.A.B., 192 strony, w księgarniach od sierpnia 2017Od nieprzychylnej rzeczywistości uciekać można nie tylko w mikroświaty opowiadań, ale też w przeszłość. Nostalgia przestała być sprawą wstydliwą. Marcin Wicha w „Rzeczach, których nie wyrzuciłem” wspomina PRL i swoją matkę. Anna Cieplak – najczęściej nagradzana w tym roku debiutantka – w swojej drugiej powieści rekonstruuje nostalgiczne imaginarium dzisiejszych trzydziestolatków. A Wioletta Grzegorzewska w „Stancjach” podejmuje swój literacki projekt zapoczątkowany „Gugułami”.
Za tymi wycieczkami w przeszłość – mocno przecież zróżnicowanymi – można dopatrywać się kilku impulsów. Po pierwsze, wiążą się z próbą przepracowania – nazwania, uporządkowania, odrzucenia albo zachowania – spadku, który ukształtował nas, kiedy nie mogliśmy zdawać sobie z tego sprawy. Tego rodzaju archeologia wyobraźni wciąż okazuje się trudna, kiedy sięga PRL-u (jak u Wichy), a tymczasem odległą przeszłością okazują się już nie tylko lata dziewięćdziesiąte, ale i dwutysięczne. Po drugie, stoi za tym chyba próba stworzenia własnej mitologii, dopisania sobie źródeł, które jakoś miałyby legitymizować naszą współczesność. Po trzecie, jest w tym pewna doza rozczarowania przyszłością, która – kiedy ją w końcu dogoniliśmy – okazała się nie tak barwna, jak nam obiecywano. Wreszcie po czwarte, nostalgia staje się dominującym nurtem przemysłu kulturowego, który wyprztykuje się z nowych pomysłów, więc przyucza nas do cieszenia się wspomnieniami. Czy to my pamiętamy, czy to nam się pamięta?

Łukasz Najder o „Rzeczach, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy
Monika Ochędowska o nostalgii w literaturze polskiej
Marek Zaleski o powieściach Anny Cieplak, Weroniki Gogoli i Wioletty Grzegorzewskiej

Zofia Król, Maciej Jakubowiak


TEATR

..1. Teatr Powszechny w Warszawie
Teatr walczący. Paweł Łysak i Paweł Sztarbowski oddali swoją scenę Frljiciowi, który w „Klątwie” stworzył najważniejszą wypowiedź na temat Polski ostatnich lat. Łysak i Sztarbowski stanęli murem za przedstawieniem i aktorami. W momencie, w którym sprawnie neutralizuje się poszukujące, ambitne teatry na terenie całego kraju, ich postawa jest godna podziwu. Powszechny nie ulega presji środowisk prawicowych, odpiera ataki bojówek nacjonalistycznych i konsekwentnie tworzy ważne spektakle. Nawet wtedy, kiedy wojewódzki sanepid zamyka mu główną scenę.

Rozmowa z Oliverem Frljiciem.
Paweł Soszyński o „Klątwie” Frljicia.
Anka Herbut o „Chłopach” Garbaczewskiego
Witold Mrozek o „Superspektaklu” Sobczyk i Skrzywanka

2. Cezary Tomaszewski
Był w tych podsumowaniach często. Teraz dostał się do mainstreamu. Jak pisałem w uzasadnieniu nominacji do Paszportów „Polityki” 2017: Za autorską wizję teatru, w którym taniec, opera i język sztuk wizualnych łączą się w niepowtarzalną całość. Za krytyczny pazur, przejmujący liryzm, błyskotliwy humor i odwagę mówienia rzeczy prostych w bezpretensjonalny sposób. W tym roku stworzył dwa rewelacyjne spektakle, „Gdyby Pina nie paliła, to by żyła” w Wałbrzychu i „Cezary idzie na wojnę” w Komunie//Warszawa. Te realizacje przyniosły mu nominację do tegorocznych Paszportów. Jego „Kram z piosenkami” już 30 grudnia w Powszechnym w Warszawie.

Paweł Soszyński o „Gdyby Pina nie paliła, to by żyła”
Krystyna Duniec o „Cezary idzie na wojnę”

.Ramona Nagabczyńska

3. Ramona Nagabczyńska
Przedstawieniami „More” i „Pure” udowodniła, że jest w czołówce polskiego tańca współczesnego. Jej choreografie są błyskotliwe, ich język unikalny. To artystka czuła i mądra – dlatego tak łatwo widz wchodzi z nią w dialog. Doskonale operuje dramaturgią swoich przedstawień, nie popada w nadmierny konceptualizm, odwołując się do wspólnych doświadczeń widza i performera.

Paweł Soszyński o „Pure”.
Rozmowa z Ramoną Nagabczyńską.

4. Teatr Żydowski
Działa bez siedziby, ale nie daje o sobie zapomnieć. W kończącym się roku mogliśmy zobaczyć dwie ostatnie części tryptyku żydowskiego Mai Kleczewskiej: „Malowanego ptaka” i „Golema” – spektakle skrajnie różne, poruszające i ważne dla reżyserki. Michał Buszewicz powrócił do Żydowskiego tym razem jako reżyser, wystawiając świetnych „Kibiców”, o aktorach żydowskich na stadionowej żylecie. Wreszcie Jędrzej Piaskowski, po świetnym „Puppenhaus” z TR Warszawa, stworzył wraz z Weroniką Murek jedno z bardziej odważnych przedstawień roku, „Wierę Gran”, przy okazji rozwijając swój szalony, oryginalny język teatralny.

Paweł Soszyński o „Malowanym ptaku” Kleczewskiej
Piotr Morawski o „Kibicach” Buszewicza
Paweł Soszyński o „Wierze Gran” Piaskowskiego

fot. N. Kabanowfot. N. Kabanow5. Jędrzej Piaskowski
W tym roku zawdzięczamy mu dwie intrygujące realizacje dotyczące pamięci, zapomnianych ofiar nazizmu, wypartej historii LGBT+. To reżyser oryginalny, bardzo odważny, konsekwentnie wypracowujący własny teatralny język. W „Puppenhaus” z TR Warszawa o niemieckiej okupacji opowiada w konwencji kampowej rewii. Oświęcimski wózek mieni się tu kolorami tęczy, a swastyki wirują, pozostawiając za sobą smugę różu. Bo też chodzi o zupełnie inną, niż narodowowyzwoleńcza, wrażliwość, o queerowanie pamięci, ukazywanie alternatywnych, nie zawsze zgodnych ze społecznym consensusem fantazji, w tym erotycznych. W „Wierze Gran” rzuca widownię na głęboką wodę, wcale nie zabiegając o jej sympatię, i opowiada o legendarnej pieśniarce warszawskiego getta z perspektywy pamięci wypaczonej, nieskładnej, koślawej, jednocześnie tworząc antymuscical.

Anka Herbut o „Puppenhaus”
Paweł Soszyński o „Wierze Gran”

Paweł Soszyński


FILM

1. „Sieranevada”, reż. Cristi Puiu
Niewielu jest we współczesnym kinie reżyserów, którzy potrafiliby osiągnąć ten stopień autentyzmu, co Puiu. Rumun ma dar obserwacji i słuch do języka. Umie ze zwykłych słów i gestów zagęścić czas, zbudować przenikliwy obraz wspólnoty. Wystarczy mu drobiazg, żeby scharakteryzować postać, u niego każdy jest kimś i każdy jest pojedynczy, a równocześnie przypomina kogoś, kogo wydaje się, że dobrze znamy. To oczywiście też zasługa aktorów, których z powodzeniem można porównać do tych, z którymi pracuje autor „Wszystko albo nic”, Mike Leigh.

Sieranevada„Sieranevada”Z minuty na minutę odsłania się coraz bardziej skomplikowana sieć zależności rodzinnych. Wychodzą różnice pokoleniowe i klasowe. Do głosu dochodzą stłumione uczucia, dawne żale i te całkiem nowe. Tworzą się chwilowe fronty i frakcje, by po chwili się rozpaść. Emocje, o których się nie myśli, i słowa, których normalnie się nie używa – osamotnienie, niespełnienie, zmęczenie, smutek, zwykła bezmyślność – materializują się. Od pewnego momentu już wiadomo, że się uleje, że zacznie się prawdziwa awantura. Gdy wybucha, po chwili zamienia się w farsę, a potem jeszcze wchodzą na scenę spodnie nieboszczyka, które ktoś z żałobników musi założyć na siebie, żeby duch zmarłego mógł odejść w spokoju.

Jakub Socha o filmie „Sieranevada”

2 „W pionie”, reż. Alain Guiraudie
Ten rewelacyjny film trudno do czegokolwiek porównać – jeśli się uprzeć, to można go potraktować jako wypadkową np. kina Bruno Dumonta i skeczu Monty Pythonów albo „Alicji w Krainie Czarów” i książek Houellebecqa. Główny bohater filmu jest scenarzystą i wygląda jak młotek – brakuje mu chyba i piątej klepki, i charakteru. Na twarzy ma wypisane znudzenie. Nie wie, czego chce od życia, wie tylko, że chce przeżyć coś autentycznego, choć nie wie, czy w ogóle wierzy w autentyczność – klasyczna ponowoczesna kwadratura koła. Leo właśnie rzucił życie w dużym mieście i swoją wiekową laguną dojechał na francuską prowincję. W pierwszej scenie próbuje uwieść ładnego chłopca, który uciekł z domu, gdzie obłąkany dziadek słucha na cały regulator płyt Pink Floyd. W drugiej dobiera się do długowłosej pasterki, która pilnuje stada owiec przed watahą wilków. W trzeciej już tuli do piersi ich wspólne dziecko. Dzieje się tu aż za dużo, zdarzenia lecą po sobie na łeb, na szyję, ludzie wchodzą sobie co chwila na głowy (i do łóżek), tworzą żywe piramidy, które po chwili się rozpadają. Reżyser sukcesywnie rozbiera swojego bohatera do rosołu (metaforycznie i całkiem dosłownie). Napuszcza na niego wróżkę, producenta, bezdomnych i wilki. Konfrontuje go ze śmiercią, narodzinami, ezoteryką, wreszcie z naturą. I składa na nowo.

Rozmowa z reżyserem

3. „Dunkierka”, reż. Christopher Nolan
Spotkałem się z opinią, że jest to film czarny jak smoła, który nie pozostawia żadnej nadziei. Nic bardziej mylnego. Oczywiście Nolan pokazuje w całej rozciągłości wojenne okropieństwa, cynizm polityków, fałszywe piękno propagandy; ludzie giną tu jak muchy, widmo śmierci ograbia ich z człowieczeństwa, wszystko dookoła wydaje się absurdalne. Ale równocześnie „Dunkierka” jest filmem o ludziach, którzy wychodzą poza siebie i ryzykują życie, żeby ratować innych. W ich gestach nie ma żadnej tromtadracji, nie chodzi tu wcale o hasło eksponowane w trailerze, które brzmi: nigdy się nie poddamy. Chodzi o zwykłą ludzką solidarność wobec zagrożenia. Zwyczajny gest, który wykonuje się bez fanfar i ceregieli. Gdyby ktoś tak chciał robić w Polsce kino historyczne, nie miałbym nic przeciwko.

Recenzja Jakuba Sochy

„Manchester by the Sea”„Manchester by the Sea”4. „Manchester by the Sea”, reż. Kenneth Lonergan
W jednej z najpiękniejszych scen „Manchester by the Sea”, kapitalnie zagranej przez Casseya Afflecka i Michelle Williams (w ogóle wszyscy aktorzy idą przez uczuciowy slalom, który funduje im reżyser, bezbłędnie), Lee i jego była żona próbują sobie coś powiedzieć, coś zrobić z traumą, która połączyła ich na zawsze i równocześnie doprowadziła do rozpadu ich małżeństwa. Słowa jednak grzęzną im w gardłach, gesty zamierają w połowie drogi, aż w końcu bezbronni rozchodzą się. Nic nie udaje im się osiągnąć, a równocześnie: jej dziecko płacze w wózku, jego kuzyn szykuje się na kolejną randkę, w barze jest gwar i leje się piwo. W tych sprzecznych sygnałach, siłach, które jednocześnie wyrzucają ze świata i z powrotem wrzucają do niego, jest sedno i siła tego niezwyczajnego filmu, który próbuje pogodzić niedające się przezwyciężyć sprzeczności.

Jakub Socha o filmie Lonergana

5. „Cicha noc”, reż. Piotr Domalewski
W „Cichej nocy” Piotr Domalewski opowiada o ludziach mieszkających w Polsce, a nie o Polakach. Jego debiutancki film, świetnie poprowadzony i równie świetnie zagrany, ma szanse, żeby wszystkich pogodzić: i tych, którzy chcieliby z tej Polski zwiewać, i tych, którzy sobie tego nawet nie wyobrażają. Dzisiaj to prawdziwy cud.

Jakub Socha o debiucie Piotra Domalewskiego

Jakub Socha


MEDIA

fot. Natalia Kabanowfot. Natalia Kabanow1. VR+Teatr
„Lady Makbet” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego i „Globus Polski” Oskara Sadowskiego i Andrzeja Sobolewskiego w 360 stopniach na festiwalu Nowe Horyzonty; „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” Marcina Nowaka; „Państwo” wg Platona i „Locus Solus” kolektywu Dream Adoption Society zainicjowanego przez Krzysztofa Garbaczewskiego i Zbigniewa Bzymka, do których dołączył Michał Staniszewski (studio Plastic, laureat Paszportu Polityki w kategorii kultura cyfrowa za grę „Bound” w zeszłym roku) – to wciąż bardziej wersje robocze i proces. Niektóre z nich, jak „Dwoje biednych Rumunów”, wciąż nie miało swojego publicznego pokazu, a jednak najświeższą rzeczą, jaka wydarzyła się w 2017 roku w mediach mieszanych, jest mariaż teatru i wirtualnej rzeczywistości. Twórcy teatralni czują to medium jakby intuicyjnie.

Widok na jedną z przestrzeni Widok na jedną z przestrzeni „Locus Solus”, Dream Adoption SocietyBrak tu jeszcze konwencji i sam ten fakt wybudza widza z letargu. Zarówno w przypadku „Państwa” wg Platona – pokazywanego podczas Forum Przyszłości Kultury w Teatrze Powszechnym w Warszawie i określanego etykietką „live VR” oraz „doświadczenia VR”, jak „Locus Solus” (osobliwy park doktora Martiala Canterela, naukowca i wynalazcy), miałam poczucie współtworzenia tych, póki co, surówek. Na przykład do „Locus Solus” można było się wgrać: twórcy nagrywali ruch ciała odwiedzających na zasadzie motion capture, a potem przetwarzali go na postaci ze świata przedstawionego.

Wirtualność prowokuje swoją drogą zaskakujące odruchy. W jednej z przestrzeni „Locus Solus”, którą można określić jako wyspę, jamę, dziwną scenę, na której roi się od tańczących i biegnących gdzieś manekinów, coś mnie tknęło. Mijałam te kukły nagie, słuchałam głosu w słuchawkach, aż dotarłam nad krawędź tego miejsca i chciałam skoczyć w przepaść. W innym miejscu, stojąc na jakiejś platformie z wgranymi wcześniej ludźmi, miałam ochotę… popchnąć kogoś.


W „Państwie” nie za wiele działo się po założeniu gogli, ale kiedy jesteś nastawiona na obcowanie z czymś cyfrowym i nagle, zupełnie niespodziewanie, do twojego ucha zaczyna szeptać prawdziwy człowiek, aktor do tego, więc szepcze umiejętnie słowa Platona, to dreszcze przechodzą całe ciało. Szczególnie że słowa te pasowały do mnie, kobiety, mamy. Aktor, zanim sobie poszedł, położył mi na chwilę dłoń na ramieniu i zostawił z nurtującym pytaniem. Tu szept i ciepła dłoń, a przed oczami projekcja narysowanego komputerowo astronauty bez twarzy.

Takie właśnie punkty styku, elektryzujące niespodziewane spięcia na analogowych i cyfrowych osiach, wiele po sobie obiecują. A gdy jeszcze te dzikie media wypełni mięsista opowieść, to sprawa będzie poważna.

Wywiad z Krzysztofem Garbaczewskim
Wywiad z Marcinem Nowakiem
Wywiad z Wojtkiem Markowskim

2. Emo-sieć
O tegorocznym manifeście „Building Global Community” Zuckerberga pisał Maciej Jakubowiak:

Spór między tradycyjną władzą państwową a władzą korporacyjną nabiera rzeczywistych kształtów. Potraktowany poważnie, manifest Zuckerberga jest rękawicą rzuconą władzom narodowym. (…) Model biznesowy platformy społecznościowej, która zyski czerpie ze sprzedaży reklam, opiera się na dostarczaniu przyjemności. Bańki informacyjne nie są skutkiem ubocznym funkcjonowania Facebooka, ale samą jego zasadą.

Rozedrganie emocjonalne coraz bardziej wynika z architektury sieci. Emosystemy platform różnią się, natomiast w interesie ich wszystkich jest utrzymywanie swoich emo na stale wysokim poziomie. W przypadku YouTube'a, warto sięgnąć do tekstu Wiktora Striboga, autora projektu „Kraina Grzybów TV”, który opisuje gatunki „dziwnych filmików”, odpowiadających na potrzeby niszowych emocji, np. takich jak zażenowanie.

Maciej Jakubowiak o manifeście Zuckerberga
Wiktor Stribog o dziwnych filmikach na YouTubie
Agnieszka Słodownik o „Przeglądarce” Anny Janko

3. Za siedmioma
Stanza „The Nemesis Machine” (2015–2017) / fot. Z. Kupisz Stanza, „The Nemesis Machine” (2015–2017) / fot. Z. Kupisz O warszawskiej wystawie Centrum Sztuki WRO  rozmawiałyśmy z Anną Desponds w 13. odcinku dwutygodnikowego podkastu ODBIORNIK. Wystawa stworzyła przemawiającą i mroczną wizję przyszłości – lub alternatywnej rzeczywistości – w Domu Słowa Polskiego. 7 prac w gigantycznej ciemnej przestrzeni starej drukarni złożyło się na wizję świata, w którym nie ma już ludzi, ciał, drzew, i to nie szkodzi, bo to, co jest, działa na zupełnie innych zasadach. Jest jak wspólna świadomość w buddyzmie, tylko tu to wspólnota danych, jak w instalacji Stanzy „The Nemesis Machine. From Metropolis to Megalopolis to Ecumenopolis”. Była to makieta Londynu stworzona w całości z elektronicznych komponentów i sieci komunikacyjnych – płyt głównych i obwodów. To miasto wizualizuje w czasie rzeczywistym dane płynące z sieci londyńskich czujników, które monitorują temperaturę, dźwięki, hałas, światło, wibracje, wilgotność powietrza oraz sygnał położenia GPS. Umieszczone w instalacji kamery pokazują wizerunki zwiedzających, dzięki czemu oni również stają się częścią tego wielkiego organizmu-miasta. Świat przyszłości zużył nie tylko planetę, ale połknął też człowieka, by stać się nową formą świadomości. Jakoś tam tego człowieka nie brakowało specjalnie.

13. odcinek dwutygodnikowego podkastu ODBIORNIK

radio.gardenradio.garden4. Radio.Garden
Co za pomysł! Banalny w sumie: zebrać wszystkie stacje radiowe, które streamingują swój program w sieci, na jednej stronie internetowej w formie globusa. Genialny sposób odkrywania języków, muzyki, dystansowania się nieco do swojego poletka.

Korespondencja z sieci Agnieszki Słodownik o radio.garden

5. Zamknięcie BLOG.PL
To się dopiero stanie, z końcem stycznia 2018, ale to koniec epoki. Kawał historii polskiego internetu. Michał R. Wiśniewski opowie nam o tym więcej już w styczniu.

Agnieszka Słodownik


SZTUKA

„Dekadencja / sklep z pamiątkami”„Dekadencja / sklep z pamiątkami”1. My jak Myjak, czyli rewolucja na warszawskiej ASP  
W 2003 roku Anna Okrasko wymalowała na ścianach warszawskiej ASP mizoginiczne opinie, które słyszała w murach uczelni na temat kobiet, artystek i studentek; najsłynniejsze z nich to „Malarki – żony dla malarzy”. W 2015 Anna Gromada przeprowadziła dla fundacji Katarzyny Kozyry badania na temat (nie)obecności kobiet na uczelniach artystycznych w Polsce. Raport z badań zatytułowany znacząco „Marne szanse na awanse” Katarzyna Kozyra skomentowała: „Trzeba by się pozbyć większości męskiej kadry, która trzyma pozycje i zabezpiecza ciągłość”. W 2017 grupa mężczyzn i kobiet studiujących na teoretycznym wydziałe warszawskiej ASP zaczęła określać się studentki – konsekwentnie używać formy żeńskiej jako uniwersalnej. Za kilka miesięcy ukaże się oficjalny przewodnik dla studentów pisany konsekwentnie w formie żeńskiej, m.in. o tym jak radzić sobie z przejawami dyskryminacji na warszawskiej uczelni. W rocznicę Czarnego Protestu studenci wyszli na ulicę z transparentem „Żądamy specjalistki ds. równouprawnienia na ASP” (sprawa jest w toku). W międzyczasie na tej samej uczelni odbył się zainicjowany przez studentów protest w obronie klubu Eufemia, pełniącego ważne miejsce na kulturalnej mapie miasta, a dwie studentki Ola Rusinek i Agata Grabowska w podziemiach klubu pokazały jedną z najgłośniejszych wystaw tego roku, krytykującą biznesowe podejście do sztuki kadry profesorskiej oraz obowiązujący na akademii patriarchalny system nauczania. Co więcej, latem tego roku studenci wyszli na ulice z własnymi transparentami w obronie niezawisłości sądów. To niby tylko drobne zmiany i inicjatywy małej grupki studentów, ale po latach marazmu na warszawskim zabetonowanym ASP to prawie rewolucja. 

Artykuł Macieja Piaseckiego o zaangażowaniu studentów ASP w walkę o Eufemię i równouprawnienie
Wywiad z Anną Gromadą
Jakub Bożek o Eufemii
Karol Sienkiewicz o Eufemii i Dziekance

Marcin Polak (pierwszy z lewej), Tomasz Załuski, (w czapce_Marcin Polak (pierwszy z lewej), Tomasz Załuski (w czapce)2. Marcin Polak i Tomasz Załuski 
Dwóch łódzkich społeczników, artysta i wykładowca akademicki, konsekwentnie od ponad dziesięciu lat zmienia swoje miasto w lepsze miejsce do życia. Doprowadzili do ufundowania miejskich stypendiów dla artystów i wprowadzenia świetnie działającego systemu pracowni artystycznych. Zwrócili uwagę, że artysta to też zawód, a nie hobby, i za wykonaną pracę, np. wystawę, wypada zapłacić honorarium. Prowadzą latającą Galerię Czynną, która integruje łódzkie środowisko artystyczne i portal Miej Miejsce, który raportuje życie kulturalne miasta i depcze po piętach urzędnikom. Zorganizowali dziesiątki warsztatów z artystami dla dzieci z rodzin w trudnych sytuacjach społecznych i wymusili zlikwidowanie „błotnego parkingu” pod Pałacem Poznańskiego. Po latach starań udało im się doprowadzić do ogłoszenia konkursu na dyrektora Łódzkiej Galerii Miejskiej, miejsca z ogromnym potencjałem i infrastrukturą, o którym nikt w Polsce nie słyszał. Właśnie czekamy na jego rozstrzygnięcie. A to w zasadzie tylko kilka przykładów ich działalności i zaangażowania w sprawy Łodzi, które można by wymieniać bez końca. I to nie jest laurka, przyrzekam.

Rozmowa z Marcinem Polakiem i Tomaszem Załuskim

Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad WisłąMuzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą3. Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Wisłą
Warszawskie MSN, muzeum w permanentnej budowie, zajmujące kolejne tymczasowe lokalizacje, wreszcie zyskało przypominającą tradycyjne muzea siedzibę (choć nadal tymczasową), biały pawilon z dużą i wysoką salą wystawową w jednej z najpopularniejszych lokalizacji w stolicy – na bulwarach wiślanych. Tym samym muzeum stało się miejscem odwiedzanym nie tylko przez zainteresowaną sztuką najnowszą wyrobioną publiczność, ale również przez przypadkowego warszawiaka, niedzielnego spacerowicza. Na tę nową sytuację MSN odpowiedział wystawami historycznymi (o Hansenach i sztuce kinetycznej), popularnymi (o syrenach) i młodzieżowymi (o kulturze rave), ale zawsze z pewnym konceptualnym twistem. I faktycznie przez muzeum przewijały się tego lata tłumy, a recenzje wystaw, mimo tych być może tylko pozornych kompromisów, choć momentami nieufne, to jednak w większości pozostawały entuzjastyczne.

Karol Sienkiewicz o Syrenach
Stach Szabłowski o wystawach w MSN
Rozmowa z Grzegorzem Kowalskim o Hansenach

Sol Calero, Iman Issa, Jumana Manna und Agnieszka PolskaIman Issa, Agnieszka Polska, Sol Calero,  Jumana Manna  4. Agnieszka Polska z nagrodą Preis Der Nationalegalerie
Artystka została w tym roku wyróżniona prestiżową nagrodą berlińskiej Galerii Narodowej, przyznawaną mieszkającym w Niemczech artystom poniżej 40. roku życia. W poprzednich latach jej laureatami były takie gwiazdy dzisiejszej sztuki jak Anne Imhof, Monica Bonvicini, Omer Fast czy Cypriena Gaillard, dla których niemiecka nagroda była często momentem przełomowym w karierze. Jeszcze ważniejsze było jednak to, co zdarzyło się po ogłoszeniu wyników: Polka wraz pozostałymi nominowanymi artystkami (Sol Calero z Wenezueli, Iman Issą urodzoną w Kairze, Amerykanką Jumaną Manną) opublikowały oświadczenie krytykujące kilka aspektów berlińskiej nagrody: w komunikatach prasowych koncentrowano się głównie na płci i narodowości artystek, a nie na ich praktyce artystycznej, uroczystość rozdania nagród była świętem sponsorów zamiast sztuki, zaś za wykonane na wystawę w Narodowej Galerii prace artystki nie dostały żadnego honorarium. To ważne, że artystki odważnie zabrały głos we wspólnej sprawie i wskazały na nadużycia, z którymi wszyscy musimy się mierzyć.  

Oświadczenie nominowanych artystek

Dziedzictwo„Dziedzictwo”5. Pomada
Tegoroczna edycja queerowego festiwalu organizowanego od siedmiu lat przez człowieka instytucję Karola Radziszewskiego z zespołem przyjaciół zawstydziła polskie muzea, dla których temat historii polskiego queer w zasadzie nie istnieje (podczas gdy w Wielkiej Brytanii w nobliwym Tate Britain zakończyła sie niedawno ogromna wystawa „Queer British Art 1861–1967”). Główna ekspozycja Pomady „Dziedzictwo” pokazywała m.in. wyjątki ze zbiorów Queer Archives Institute założonego przez Radziszewskiego i sięgała historią królów polskich. Co więcej, została zorganizowana całkowicie oddolnie ze środków zebranych na internetowej akcji crowdfundingowej. W tym samym czasie w Muzeum Narodowym w Krakowie trwała konserwatywna wystawa o młodzieżowym tytule „#dziedzictwo”.

Karol Sienkiewicz o Pomadzie
Stach Szabłowski o Pomadzie

Paulina Wrocławska


MUZYKA

1. Rok rocznic
Mike Cooper na festiwalu Unsound 2017, fot. Theresa BaumgartnerMike Cooper na festiwalu Unsound 2017, fot. Theresa Baumgartner100-lecie awangardy w Polsce, 50-lecie psychodelii, 40-lecie punka – 2017 zapowiadał się jako jeden wielki benefis,  o czym dobrze wiedzieli muzycy i kuratorzy. Urodziny awangardy świętowano hucznie. Od eksperymentalnych słuchowisk radiowych, przez serię koncertów Awangarda Na Ucho w FINA, w ramach którego premiery miały płyty choćby Jacaszka, Sagaary, Lotto czy Małych Instrumentów, festiwal Unsound nawiązujący do hipisowskiego hasła Flower Power, po wspominki związane z punkowym, apokaliptycznym 1977 rokiem.

60. edycję (choć sam festiwal ma 61 lat) świętowała też Warszawska Jesień, która była w pewnym sensie podsumowaniem różnych modernistycznych prądów obecnych na tym festiwalu od samego początku. Wiele z wydarzeń Roku Awangardy było tak naprawdę działaniami muzealnymi (taka sprzeczność). Zresztą twórcze wykorzystanie archiwów było jednym z ważnych wątków 2017 roku – przykładem tego mogą być płyty EABS „Repetitions (Letters to Komeda)” czy „SZUM” Hatti Vatti. Archiwum ożywiono też, reaktywując po 28 latach serię Polish Jazz, w ramach której ukazał się album „Another Raindrop” Kuby Więcka.

Wracając do awangardy – pojęcie to może być traktowane jako łączenie zmysłów, formatów, ale też jako szok estetyczny i etyczny. Awangardowy duch był obecny w serii nietypowych płyt – od płyty tria Gazawat / Czarny Latawiec / Kucharczyk poświęconej ludobójstwu w Kongu,  przez wydawnictwa Bartosza Zaskórskiego, które właściwie bardziej przypominają artbooki niż standardowe albumy, przez niezwykły przegląd SaagaraSaagarałódzkich twórców pod kuratelą Suavasa Lewego „Śpiewnik władczyń i władców Polski”, aż po „Poezję kulturystyczną”, czyli projekt muzyczny, który czerpie z tradycji mistyfikacji w sztuce.

Wyrazem powrotu do awangardowej koncepcji łączenia mediów i zmysłowych doznań jest też np. trend performatywności w muzyce współczesnej – polscy kompozytorzy i kompozytorki młodego i średniego pokolenia (Wojtek Blecharz, Jagoda Szmytka) odkrywają w swojej muzyce na nowo elementy cielesne oraz związane z rytualnością.

Wywiad z Piotrem Kalińskim (Hatti Vatti)
Recenzja płyty Saagara „2”
Recenzja płyty Jacaszka „Kwiaty”
Recenza płyty Rafała Gorzyckiego „Syriusz”
Gazawat / Czarny Latawiec / Kucharczyk „Chocolats Belges”
Jan Topolski o performatywności w muzyce
Relacja z festiwalu Unsound. Flower Power
Esej Tomasza Swobody o książce „Punk Is Dead. Modernity Killed Every Night”

Koncert Série Rose na Warszawskiej Jesieni, fot. Grzegorz MartKoncert Série Rose na Warszawskiej Jesieni, fot. Grzegorz Mart2. Muzyka ma płeć
Dyskusja o relacjach płci w środowiskach muzycznych toczyła się przez cały 2017 rok. Zaczęło się od wyznań laureatki Paszportów Polityki Marzeny Diakun. Przyznała się ona, że nie zawsze była jako dyrygentka traktowana poważnie i jako kobieta miała w tej branży ewidentnie pod górkę. W drugiej połowie roku rozgorzała dyskusja o dysproporcji między liczbą zamówień kompozytorskich u kobiet i mężczyzn na Warszawskiej Jesieni czy o nieobecności kobiet w mediach muzycznych (szczególnie krytyce muzycznej).  

W związku z nikłą reprezentacją kobiet na scenie elektronicznej został  zawiązany kolektyw Oramics, promujący muzykę i twórczość didżejską kobiet. Nazwa pochodzi od legendarnej kompozytorki muzyki elektronicznej Daphne Oram. Takich oddolnych inicjatyw, starających się naruszać hegemonię mężczyzn w kulturze, jest więcej – mam na myśli zin „Girls to the Front” czy „Lucciola”, rodzaj obozu muzycznego dla dziewczyn zainteresowanych graniem muzyki. Na Warszawskiej Jesieni z kolei odbył się koncert „Série Rose” poświęcony seksowi i cielesności w muzyce współczesnej. Kuratorka Monika Pasiecznik podkreślała, że oprócz tematu interesuje ją zachowanie parytetu w zaproszeniach twórców i twórczyń.

W drugiej połowie 2017 roku świat muzyki popularnej został zalany informacjami o kolejnych muzykach, którzy dopuścili się molestowania seksualnego lub przemocy fizycznej wobec kobiet. Dla mnie sporym szokiem okazała się informacja o takich zachowaniach Matta Mondanile’a, ekslidera jednego z najlepszych amerykańskich zespołów gitarowych obecnej dekady, The Real Estate. Uderzający jest rozdźwięk między czynami Mondanile’a a jego nieśmiałą, intymną muzyką i taką też, na pozór łagodną osobowością.

Wywiad z dyrygentką Marzeną Diakun
Wywiad z Jerzym Kornowiczem, dyrektorem Warszawskiej Jesieni
Relacja z Warszawskiej Jesieni
Wywiad z Krzysztofem Pietraszewskim, dyrektorem festiwalu Sacrum Profanum

Sorja Morja, fot. Dominika SadowskaSorja Morja, fot. Dominika Sadowska3. Piosenki po polsku
Był to bardzo mocny, a przynajmniej wyrazisty rok, jeśli chodzi o płyty piosenkowe z polskimi tekstami – swój oryginalny język zaprezentowali artyści z bardzo różnych estetyk, scen i pokoleń, m.in. Sorja Morja, Pablopavo, Kobieta z Wydm, Muzyka Końca Lata, Poradnia G, Janek Samołyk, Panowie, Bitamina, Normal Echo, Nagrobki czy L.Stadt.

Tekstową dominantą  wielu wydawnictw tego roku był dom i życie rodzinne. Przez wiele lat była to tematyka ignorowana przez polskich wykonawców. Być może spowodowane jest to tym, że śpiewanie o tak intymnej sferze bez ocierania się o banał czy patos jest w języku Grzegorza Ciechowskiego i Kory Jackowskiej niezwykle trudne. Na nowych płytach oryginalne impresje z życia rodzinnego zaproponowali m.in. Sorja Morja i Pablopavo. Kameralne i skrótowe w warstwie tekstowej piosenki Sorji Morji wydają się być wyrazem pokoleniowego doświadczenia – permanentnego rozproszenia i niepewności, a także ucieczki przed dorosłością.  Starszy o ponad dekadę od założycieli Sorji Morji Pablopavo na płycie „Ladinola” śpiewa w utworze „Dom dobry” o kruchości domu rodzinnego. Znaczące jest tu odwołanie do tytułu Wojciecha Smarzowskiego „Dom zły” –  tak jakby autor polemizował z poglądem, że tylko rodzinne patologie i traumy są artystycznie ciekawe.  

Jakub Wencel o płycie „Sorja” Sorji Morji
Piotr Kowalczyk o „Ladinoli” Pablopavo
Piotr Szwed o „Niestety nie da się olać systemu” Poradni G
Sylwetka Błażeja Króla (Kobieta z Wydm)
Piotr Szwed o „Złotym krążku” Muzyki Końca Lata

fot. Piotr Kowalczykfot. Piotr Kowalczyk4. Zamknięcie Eufemii
Na pozór to niszowe i środowiskowe wydarzenie. Niewielki klub
w podziemiach warszawskiej ASP był kolebką wielu inicjatyw z pogranicza muzyki alternatywnej, eksperymentalnej i klubowej oraz szeroko pojętej progresywnej kultury (zin Girls to the Front, cykl imprez Muzyka Nieheteronormatywna czy wydarzenia promujące kulturę queerową). Jedną z inicjatyw, które w Eufemii zaczynały, był WIXAPOL – cykl imprez z ciężkimi odmianami techno. Kolektyw na początku 2018 roku wystąpi na prestiżowym berlińskim festiwalu CTM, a w połowie roku wzbogacił wystawę o związkach kultury rave lat 90. ze sztuką polską otwartą w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Jakub Mihilewicz o płycie Jakuba Lemiszewskiego „2017 [nielegal]”
Jakub Bożek o pokoleniu Eufemii
Wywiad z kolektywem WIXAPOL

5. Trupa Trupa
Podobnie jak w podsumowaniu 2015 roku, osobny punkt poświęcam zespołowi Trupa Trupa. Entuzjastyczne recenzje ich nowego materiału „Jolly New Songs” idą w dziesiątki. Nowym albumem zachwyca się brytyjski portal The Quietus, jeden z najbardziej poważanych głosów krytycznych o muzyce niezależnej. Postanowił zauważyć ich również Pitchfork – mekka muzyki popularnej BNNT, fot. D. NowakBNNT, fot. D. Nowaki alternatywnej. Czuję jednak zakłopotanie – bo ile u naszych etatowych ambasadorów muzycznych, Kuby Ziołka, Wacława Zimpla, duetu BNNT, Raphaela Rogińskiego, Jacaszka czy Stefana Wesołowskiego (obecnych również w tegorocznych rankingach) dostrzegam to, co może się tak podobać, to z Trupą Trupa mam kłopot. Doceniam brzmienie ich nowej płyty, ale brakuje mi w ich piosenkach pewnej bezczelności, oryginalności, autorskiego głosu. W efekcie dyskusja o Trupie Trupa schodzi zbyt często na tematy pozamuzyczne.

Rozmowa z duetem BNNT
Tekst o zespole Trupa Trupa

6. Nadzieja na przyszły rok
 Wprowadzenie w latach 80. do szkół powszechnych obowiązku grania muzyki przez uczniów zmieniło kulturę muzyczną w Szwecji. Dziś to trzeci największy rynek muzyczny na świecie i jedna z największych gospodarek kreatywnych.

Ten sam cel – przywrócenie grania muzyki w szkołach – stoi przed projektem #Grajmywszkole. Jego pilotaż rozpocznie się w 2018 roku w dwunastu polskich szkołach powszechnych. Wielu odbiorców i twórców kultury w Polsce, a także przedstawicieli przemysłów kreatywnych, tęsknie spogląda w stronę Skandynawii jako ojczyzny dobrego designu (Dania, Szwecja?), innowacji społecznych (Finlandia?), państw zamieszkałych przez ludzi o rozbudowanych potrzebach estetycznych, krainy twórczych i aktywnych obywateli, zagłębia startupów (znowu Szwecja!). Czy w Polsce na coś podobnego mamy szansę? Nawet z dziedzictwem w postaci zaborów, przegranych powstań i telewizyjnych kabaretów? Projekty takie jak #Grajmywszkole mają potencjał uruchomienia rewolucyjnej zmiany. Będę mu kibicował. Inna Rzeczpospolita jest możliwa.

Wywiad z Wojciechem Walczakiem

Piotr Kowalczyk

PODKAST

Dyskusja redakcji „Dwutygodnika” o najważniejszych zjawiskach kulturalnych w 2017 roku. Rozmawiają: Zofia Król, Paweł Soszyński, Paulina Wrocławska, Jakub Socha, Agnieszka Słodownik, Piotr Kowalczyk i Maciej Jakubowiak.


W podkaście użyliśmy utworów „Electro Cabello” oraz „Christmas Rap” Kevina MacLeoda (incompetech.com) na licencji Creative Commons BY 3.0. Ilustracja: Bob May CC BY-NC-SA 2.0

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).