Suma wszystkich strachów

Krzysztof Cieślik

Powoli zaczynaliśmy myśleć o struganiu memów z patyków. Tak właśnie powinno się to skończyć: nie żadnym hukiem ani skomleniem. Najpierw zabrali nam obrazki

Pierwsze analogowe memy pojawiły się przed północą: oparte na skojarzeniach ciągi emoji, kropkowany Pikachu, białe i czarne prostokąty z opisami, które pozwalały domyślić się, co przedstawiają, albo po prostu były metażartami prosto z końca świata. Czytaliśmy opisy zdjęć („Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, okulary, zbliżenie i w budynku”), śmialiśmy się z tych budzących miłe wspomnienia, byliśmy w tym wszystkim razem, na naszych memawkach, przekonani, że to doświadczenie pokoleniowe, do którego będziemy wracać po latach, o ile będzie jeszcze skąd wracać. Bo czy nie tak właśnie wygląda koniec antropocenu?

Czy wylądowaliśmy w dystopii rodem z Cormaca McCarthy’ego albo Margaret Atwood? Nie byłem pewien, ale na etapie przypominania sobie, pod jakim adresem znajduje się popularna stronka Kwejk, desperackiego odświeżania klasyków polskiego internetu i szukania odtwarzacza fałhaesów, wydawało mi się to całkiem realne. Nie blackout, a whiteout – Wielkie Wymazywanie. Powoli zaczynaliśmy myśleć o struganiu memów z patyków. Komponowaliśmy błagalne mejle do Marka Zuckerberga. Wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie znowu angażować się w nikomu niepotrzebne merytoryczne dyskusje, zjadliwe flejmy albo po prostu zaczynać dzień od wejścia na Wirtualną Polskę.

Autor na FacebookuAutor na Facebooku

Przez głowę przelatywały mi kolejne, coraz bardziej nieprawdopodobne teorie spiskowe. Skoro przed rokiem czwartego lipca zamknęli Wikipedię (przynajmniej u nas), to może teraz Trump wynegocjował z właścicielem Facebooka „najlepszy interes w historii interesów” i tym razem z okazji Święta Niepodległości wszystkie jotpegi zostaną zastąpione przez amerykańskie flagi, co w gruncie rzeczy byłoby przecież spełnieniem wyborczych obietnic o wielkiej Ameryce? Amerykańskie flagi w zamian za całkowite zwolnienie z podatków. Ten człowiek byłby do tego zdolny.

Donald Trump na TwitterzeDonald Trump na Twitterze

A przecież obudziłem się pełen optymizmu. Urlop, basen, cierp przycinający na hajs, skrolowanko, memuchy, zero zaskoczeń, dwadzieścia siedem powiadomień. Rano koleżanka przesłała mi jeszcze mesendżerem po ludzku mema nagłówek „Aggressive Goats Addicted to Human Urine Airlifted Out of Olympic National Park, WA” (Uzależnione od ludzkiego moczu agresywne kozy wyekspediowano wyciągami z Parku Narodowego Olympic w stanie Waszyngton).

Agresywne kozy / snowbrains.comAgresywne kozy / snowbrains.com

Wszystko zapowiadało kolejny przyjemny dzień w późnym kapitalizmie doby globalnego ocieplenia. Pogoda dopisywała, w Budapeszcie było ciągle około 30 stopni Celsjusza, w ostrym słońcu memy lśniły złotem nawet bardziej niż zawsze. „The Guardian” zrobił sympatyczny dodatek o katastrofie klimatycznej, Greta Thunberg rozmawiała z Alexandrią Ocasio-Cortez i moglibyśmy nawet poczuć się trochę uspokojeni, gdybyśmy się tym naprawdę przejmowali – tymczasem spokojnie zmierzaliśmy ku powszechnemu szczęściu albo zagładzie. Zresztą zwykle trudno odróżnić jedno od drugiego, przynajmniej neoliberałom.

Mem klimatycznyMem klimatyczny

Ja w każdym razie przed godziną zero byłem pogodzony z rzeczywistością i samym sobą. Rozmyślałem o słowie „aporie” i dwóch wierszach – a właściwie sześciu słowach – Świetlickiego sprzed dobrych kilkunastu lat („jaśnieje”, „ciemnieje”). Już dawno z ulgą przyjąłem triumf mema nad każdą inną formą sztuki, nieprzypadkowo ostatni tekst krytycznoliteracki napisałem w maju 2018 roku. Od tamtej pory zdążyłem zbudować MARKĘ soszialową, dzięki której nawet skriny z przekładami wierszy łapały po 20–30 lajków. I teraz co? Lata wyrafinowanej, kompleksowej strategii przeplatania ważnych treści, których nikt nie klika, z memuszkami, które wszyscy kochają, na marne? Trzeba będzie zbierać lajki na anegdotach z pociągu i pastach? Gdzie ja pójdę? Na Twittera? Czy wyglądam na aż tak obłąkanego?

Pikachu w ASCII artPikachu w ASCII art

Słońce w Budapeszcie dawno już zaszło, uśpiłem synka. Powtórzyłem w głowie scenariusze wszystkich przeczytanych dystopii – nie przewidywały nic podobnego, ale wszystko wyraźnie zmierzało ku katastrofie. Byłem zaciekawiony, przygotowany i zadowolony. Tak właśnie powinno się to skończyć: nie żadnym hukiem ani skomleniem. Najpierw zabrali nam obrazki.

*

PS Bardzo chciałbym podziękować zespołowi Facebooka za poniższe wyjaśnienie, które niewiele może wyjaśnia, ale nie sposób odmówić mu uroku: „W trakcie jednego z naszych rutynowych przeglądów funkcjonowania systemu wywołaliśmy problem, utrudniający niektórym użytkownikom ładowanie lub wysyłanie zdjęć i filmów wideo”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).