Zbudować lepszy świat po nic
Man As Thep / iStock

13 minut czytania

/ Ziemia

Zbudować lepszy świat po nic

Dawid Juraszek

Klimatyczne ABC” i „Za pięć dwunasta koniec świata” mniej lub bardziej zgodnie z intencjami twórców pokazują, że debatom o prawdziwości i antropogeniczności zmian klimatu trzeba poświęcać coraz mniej czasu

Jeszcze 3 minuty czytania

Kopenhaski szczyt klimatyczny z 2009 roku powszechnie uważany jest za porażkę – a może nawet klęskę – ale przyniósł dwa pozytywne rezultaty. Jednym jest krzepiąca przewidywalność komentatorskich dywagacji przed kolejnymi szczytami („Czy będzie następna Kopenhaga?”) i podsumowań po ich zakończeniu („Kopenhagi nie było”). Drugim – opublikowany w „USA Today” z okazji szczytu rysunek satyryczny Joela Petta, który krąży od tamtej pory w klimatycznych kampaniach, publikacjach i dyskusjach. Widzimy oto wypełnioną salę: trwa wystąpienie na temat pozytywnych skutków działań proklimatycznych i proekosystemowych. Prelegent wymienia m.in. niezależność energetyczną, przyjazne miasta, czyste powietrze, zdrowe dzieci. Nagle podrywa się rozdrażniony słuchacz i zadaje zabójcze w jego mniemaniu pytanie: „A jeśli to wszystko jedna wielka ściema i zbudujemy lepszy świat po nic?” („What if it’s a big hoax and we create a better world for nothing?”).

Wróciło do mnie to pytanie przy okazji dwóch publikacji książkowych, które próbują przygotować nas do nowej rzeczywistości klimatyczno-ekologicznej. Wydane w 2021 roku przez Uniwersytet Warszawski „Klimatyczne ABC. Interdyscyplinarne podstawy współczesnej wiedzy o zmianie klimatu” oraz opublikowane wiosną przez Uniwersytet Jagielloński „Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk” – obie stosunkowo przystępnie napisane, dostępne nieodpłatnie w formacie PDF oraz online, wielogłosowe i wieloaspektowe – oferują szeroką panoramę planetarnych kwestii w relacji do rozmaitych obszarów ludzkiego życia i działalności. Nie znaczy to jednak, że wychodzą z tych samych założeń, że dublują swoją treść czy że mają podobną konstrukcję – ani że w pełni realizują swój potencjał zainspirowania zmiany, do której nawołuje prelegent z obrazka Joela Petta.

Magdalena Budziszewska, Aleksandra Kardaś, Zbigniew Bohdanowicz (red.), Klimatyczne ABC. Interdyscyplinarne podstawy współczesnej wiedzy o zmianie klimatu. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, 2021. (do pobrania tutaj)Magdalena Budziszewska, Aleksandra Kardaś, Zbigniew Bohdanowicz (red.), „Klimatyczne ABC. Interdyscyplinarne podstawy współczesnej wiedzy o zmianie klimatu”. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, 306 stron, w księgarniach od stycznia 2021Ale po kolei. „Klimatyczne ABC” zawiera najlepsze przedstawienie technicznych aspektów zmiany klimatu, jakie znam w języku polskim. Trzy otwierające książkę rozdziały (zwane tu „lekcjami”) w atrakcyjny sposób omawiają bilans energetyczny Ziemi, cykl węglowy, efekt albedo czy ekwiwalent CO2. Ale jednocześnie ze swoją technicznością są tu zupełnie nie na miejscu. Dlaczego? Nie chodzi o ich treść – chodzi o sposób myślenia o świecie, w który się wpisują. Echa tego sposobu odzywają się już we wstępie, który próbuje zachęcić odbiorczynie i odbiorców do lektury słowami: „patrząc na klimat i jego zmianę jak na przedmiot badań naukowych, można stwierdzić, że jest to również bardzo ciekawy obszar wiedzy”. Czy nie jest to aby pogłos tradycyjnej (konwencjonalnej, ortodoksyjnej) roli podręczników, jaką było przedstawianie i utrwalanie pewnej konkretnej metody postrzegania świata, w ramach której „bardzo ciekawa” wiedza techniczna, obiektywna, kwantyfikowalna (twarda) służyła spychaniu na margines kwestii etycznych, moralnych, emocjonalnych, społecznych, psychologicznych, kulturowych (miękkich)? Czy nie ta metoda przyczyniła się do stworzenia świata, który grozi dziś zawaleniem się nam wszystkim na głowy? „Klimatyczne ABC” jako całość nie reprezentuje tej metody, po owych początkowych rozdziałach następują bowiem kolejne, poświęcone właśnie wielu owym rzekomo „miękkim” kwestiom – jednak techniczny początek to wymowny zgrzyt.

Powszechne jeszcze do niedawna przekonanie, że wystarczy poinformować ludzi o realiach zmiany klimatu, by zmobilizować ich do działania, okazało się bolesnym złudzeniem. Informacja, wiedza, uświadomienie – to za mało. Gorzej: traktowanie zmiany klimatu jako fascynującego tematu naukowego może w najgorszym scenariuszu służyć ucieczce od zmierzenia się z nim twarzą w twarz. Analizując atrakcyjnie podane wykresy i wykuwając na pamięć naukowy żargon, ujmujemy tragedię planetarnej zapaści na poziomie czysto intelektualnym, jako pasjonującą ciekawostkę zamiast egzystencjalne zagrożenie. Ba, nawet dyskusja o zagrożeniu egzystencjalnym prowadzona w taki techniczny, podręcznikowy sposób pozwala nam pozostać w strefie komfortu poznawczego, która utrudnia praktyczne zmierzenie się z owym zagrożeniem. Jeden z dramatów antropocenu polega na tym, że im bardziej zarówno usilnie nie wiemy (problem negacjonizmu), jak i im więcej wiemy czysto racjonalnie (problem intelektualnej strefy komfortu), tym mniej skorzy jesteśmy do działania.

A wystarczyłoby, by autorzy „Klimatycznego ABC” inaczej rozłożyli akcenty. Wyobraźmy sobie, że oto bezpośrednio po wstępie zamieszczony zostaje rozdział o klimatycznych mitach. Ta część książki unika powszechnego błędu, jakim jest wybijanie tłustym drukiem zwięźle ujętych mitów, a następnie rozwlekłe tłumaczenie zwykłą czcionką, czemu każda tak atrakcyjnie podana bzdura jest mylna, co niestety może skutkować jej utrwaleniem. Takie otwarcie podręcznika pozwoliłoby czytelniczkom i czytelnikom z miejsca poznać zwięzłe odpowiedzi na krążące w ich bezpośrednim otoczeniu wątpliwości. Następnie mógłby pójść rozdział o powodach, dla których nie przeciwdziałamy zmianie klimatu, niewątpliwie trącający wiele znajomych strun w osobistych doznaniach czytelniczek i czytelników, oraz rozdział o społecznych i psychologicznych konsekwencjach zmiany klimatu, wprost odpowiadający na problemy, które wielu osobom znane będą z autopsji.

Co by to zmieniło? Takie trzy otwierające rozdziały pozwoliłyby zakotwiczyć tematykę w przeżywanym doświadczeniu czytelniczek i czytelników. Dopiero wtedy nastąpić mogłyby obecnie trzy pierwsze rozdziały techniczne, które padłyby na przygotowany już grunt i miały szansę na przyswojenie w optymalny sposób, bo z poczuciem osobistego zaangażowania. Potem zaś mogłyby pójść pozostałe rozdziały/lekcje (o ekosystemach, ekonomii, energetyce etc.). To szczególnie ważne, bo podręcznik skierowany jest głównie do studentów, uczniów i nauczycieli – jako pracownik oświaty od kilkunastu już lat śmiem twierdzić, że dla ludzi młodych oraz pracujących z młodzieżą to właśnie wskazanie osobiście przeżywanego wymiaru omawianych tematów jest kluczowe dla powodzenia całego edukacyjnego przedsięwzięcia. Tak ujęty temat może zresztą zainteresować każdego człowieka ciekawego świata. W tym sensie Klimatyczne ABC” nie wykorzystuje potencjału tkwiącego w tematyce, którą z takim nakładem pracy podejmuje.

Kasia Jasikowska, Michał PałaszKasia Jasikowska, Michał Pałasz (red.), „Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk”. Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, Biblioteka Jagiellońska, 848 stron, w księgarniach od maja 2022„Za pięć dwunasta koniec świata” ma zdecydowanie mniej podręcznikowy charakter. Całość jest bardziej eseistyczna (co nie znaczy, że nie jest obudowana aparatem naukowym), oszczędniej posługuje się wykresami, wprost nawiązuje do emocji: każdy rozdział zaczyna się od osobistych wypowiedzi autorek i autorów (czy też, zgodnie z przyjętą tu nomenklaturą, osób autorskich) o powodach, dla których zajmują się danym tematem, oraz uczuciach, jakich doświadczają. Ten osobisty wymiar jest kluczowy w staraniach, by tematyka klimatyczna i ekosystemowa stała się bardziej przystępna. Wstęp zaczyna się tu od mocnego stwierdzenia, które bez wątpienia podniesie co poniektórym ciśnienie: „Wytworzony w kulturze Zachodu system społeczno-gospodarczy – kapitalizm – przyczynia się do pomnażania bogactwa materialnego nielicznych kosztem licznych i przekraczania kolejnych granic planetarnych. Procesy te są początkiem końca świata, który znamy jako ludzkość”. Książka nie kryje, że jest manifestem akademickiego aktywizmu klimatycznego, a lektura wstępu – bez względu na to, czy zgadzamy się ze wszystkimi nakreślonymi w nim tezami – daje motywację do czynu, a przynajmniej do zapoznania się z całością.

A jednak zaraz po tym motywującym początku książka zalicza falstart. Dwa pierwsze rozdziały – „Klimat Ziemi od archaiku po antropocen” oraz „Epoka człowieka?” – wolałbym tu widzieć dużo niżej w spisie treści. Z tych samych powodów, dla których w „Klimatycznym ABC” przesunąłbym trzy pierwsze rozdziały na dalsze pozycje: są one techniczne i ze względu na samą swoją mechanikę zachęcają do traktowania tematu w kategoriach czysto intelektualnych. Rozdział kolejny, traktujący o utracie bioróżnorodności, skuteczniej moderuje swoją techniczność zabiegami mającymi na celu zaangażowanie odbiorców na kilku płaszczyznach, ale zaraz po wstępie lepiej spisałby się rozdział o żałobie klimatycznej, który mógłby odpowiednio zaangażować odbiorców. Gdyby nastąpił po nim np. rozdział o psychologii aktywizmu klimatycznego, mielibyśmy wraz ze wstępem do czynienia z odpowiednio mocnym potrójnym uderzeniem na początek książki, które przygotowałoby grunt pod resztę lektury.

Ogółem w Za pięć dwunasta koniec świata” treści czysto technicznych jest mniej niż w Klimatycznym ABC” (inne tematy to m.in. płeć, gospodarka, żywność, akademia, prawo, zarządzanie, sztuka). I nic w tym złego – wręcz przeciwnie. Taka opinia może dziwić tych, którzy uważają, że do wygrania w starciu z negacjonizmem konieczne są twarde fakty naukowe. Tymczasem rzecz ma się inaczej. Negacjoniści do perfekcji opanowali sztuczki, które pozwalają im uzyskać pozorną przewagę w dyskusjach na temat tych właśnie twardych faktów. Nader łatwo retorycznym zabiegiem, przekręceniem słów, wyselekcjonowaną anegdotką rzucić cień wątpliwości wystarczający, by sprawić wrażenie, że dyskusja wciąż się toczy, że nic właściwie nie wiadomo, że trzeba poczekać, że lepiej nic nie robić. Dobrej sprawie nie sprzyja to, że sporo z tych twardych naukowych faktów maluje niezwykle ponury obraz przyszłości. Wielu negacjonistów może jednak wybić z rytmu pytanie, które podsunął nam wszystkim pod nos Joel Pett: „A jeśli to wszystko jedna wielka ściema i zbudujemy lepszy świat po nic?”. No właśnie: przecież bez względu na klimatologiczne fakty, stoimy przed szansą zaangażowania się w działania na rzecz budowy lepszego świata – i już sam ten proces budowy będzie lekarstwem na wiele złego w świecie dzisiejszym. Krzyki i drwiny negacjonistów tylko uwydatniają tę prawdę. Gdyby tak zamiast w kółko przekonywać, że planetarna zmiana to nie ściema, skuteczniej zapraszać do wspólnego działania?

A jest to działanie w pewnym ważnym sensie łatwiejsze, a przynajmniej prostsze, niż się to często wydaje. W „Klimatycznym ABC” znajdziemy taki oto cytat z Václava Havla: „Nadzieja nie oznacza przekonania, że coś skończy się dobrze – lecz pewność, że warto coś robić, bez względu na to, jakie będą rezultaty”. Trudno o lepsze podsumowanie jednej z najważniejszych prawd, jakie musimy sobie przyswoić w epoce katastrofy klimatyczno-ekologicznej – prawdy z trudem niestety przebijającej się do świadomości publicznej, łudzonej (i łudzącej się) na każdym kroku ideologią sukcesu, wedle której tylko niezachwiana wiara w powodzenie działań na rzecz poprawy sytuacji klimatyczno-ekologicznej jest w stanie owe działania skutecznie zmotywować. Wobec faktu, że w przewidywalnej przyszłości sytuacja będzie się tylko pogarszać i najbliższe dekady będą coraz trudniejsze, opieranie naszych działań na przekonaniu o sukcesie Homo sapiens jest ryzykiem, na które nie możemy sobie pozwolić. W miarę jak rzeczywistość będzie odzierać nas ze złudzeń, wizja ostatecznego sukcesu dozna przemiany fazowej w pewność ostatecznej klęski, tym samym gwarantując, że do tej klęski istotnie dojdzie. Tylko działanie oparte na przesłankach niewymagających wiary w sukces – jak w owym cytacie z Václava Havla – daje szansę, że nie poddamy się przedwcześnie, ba, że będziemy działać tym usilniej, im trudniejsze będą warunki. Nazywam to klimatyczną antykruchością.

Klimatyczne ABC” i „Za pięć dwunasta koniec świata” mniej lub bardziej zgodnie z intencjami twórców pokazują, że debatom o prawdziwości i antropogeniczności zmian klimatu trzeba poświęcać coraz mniej czasu. Produkowanie i cyzelowanie kolejnych danych, faktów i dowodów jest tylko na rękę tym, którzy chcą odwlekać rozmowę o budowie lepszego świata: bezpieczniejszego, czystszego, sprawiedliwszego. Wizja tego świata jest w stanie przyciągnąć nawet tych, którzy o kwestie konkretnych mechanizmów planetarnych nie dbają lub są wobec nich sceptyczni. Wszystkich się nie przekona, ale w innym rozłożeniu akcentów jest szansa na dotarcie do wielu nowych sprzymierzeńców – nawet tych, którzy dziś jeszcze o tym, że mogliby się zaangażować, nie mają pojęcia. Dlatego właśnie warto na pierwszy plan wysuwać kwestie emocjonalne, etyczne, społeczne czy psychologiczne jako te najbardziej motywujące i inspirujące oraz przechodzić od nich do konkretnych rozwiązań zgodnych z ową wizją. W ostatecznym rozrachunku bowiem to nie o same twarde dane, fakty i dowody chodzi, tylko o to, co w prawdziwym, codziennym, jedynym życiu – zgodnie z radą Havla – zrobię, zrobisz, zrobimy.