Korzenie
Skalpel, fot. Radek Oliwa, CC BY 2.0

Korzenie

Maciej Kaczmarski

Zgodnie z tytułem swojego najnowszego albumu Skalpel zwraca się ku źródłom i zabiera słuchacza w podróż do ostatniej dekady XX wieku

Jeszcze 1 minuta czytania

Od samego początku dokonania Skalpela podciągano pod modny wówczas nu-jazz, bo albumy „Skalpel” (2004) i „Konfusion” (2005) zostały utkane z jazzowych sampli – proweniencji zarówno krajowej (Namysłowski, Komeda, Stańko, Laboratorium itd.), jak i zagranicznej (m.in. węgierski Deseő Csaba Jazz Quintet, bułgarski Lyubomir Denev Jazz Trio i czechosłowacki Jazz Celula). Ale przecież Marcin Cichy i Igor Pudło samplowali też Trubadurów, niemiecki new age Double Fantasy i radziecki folk Żanny Biczewskiej, a w wywiadach powoływali się na Beatlesów, Dead Kennedys, Nico i Joy Division. Czuło się, że są to ludzie o szerokich horyzontach, czerpiący z różnych źródeł i wychodzący poza ciasne ramy konwencji nujazzowej. Może dlatego, że wywodzili się z prężnego środowiska hiphopowego: Pudło pisywał dla magazynu „Klan” i organizował rapowe imprezy we wrocławskich klubach, podczas gdy Cichy prowadził wytwórnię Blend Records, która wydawała płyty Grammatika, Noona i Afro Kolektywu. Skalpelowi znacznie bliżej do kultury crate diggingu i nowatorskiego samplingu DJ-a Shadowa niż do St. Germain i Jazzanovy.

Zgodnie z tytułem najnowszego, piątego albumu („Origins” to tyle co geneza, rodowód, korzenie) Skalpel zwraca się ku SkalpelSkalpel, „Origins”, No Paper Records 2022źródłom i zabiera słuchacza w podróż do ostatniej dekady XX wieku. „Ta płyta to swego rodzaju prequel. Wracamy na niej do muzyki lat 90., której słuchaliśmy i która inspirowała nas, zanim odkryliśmy potencjał jazzowych brzmień” – wyjaśnia Pudło, a jego słowa potwierdza singiel „Why Not Jungle”. Na tle przestrzennych ambientowych podkładów rozwija się dialog sprężystego basu, połamanej rytmiki oraz zwiewnej kobiecej wokalizy, co kojarzy się z dorobkiem Adama F, 4hero, LTJ Bukema i innych pionierów jazzstepu, czyli nastrojowej odmiany drum’n’bassu. W podobne tony uderzają: ozdobiony partią jazzującego pianina „White Label” oraz „Form” z linią wokalną zniekształconą przez efekty. Synkopowane rytmy pojawiają się również w drugiej części „Bass Tent” – utworu, który zaczyna się niczym rasowy przedstawiciel trip-hopu, choć raczej tego spod znaku tłoczni Cup of Tea Records (The Invisible Pair of Hands, Statik Sound System, Purple Penguin itp.), a nie w duchu Massive Attack czy Tricky’ego. 


Nie chcemy być zespołem, który tylko odcina kupony i gra kolejne wersje swoich klasyków. Wygląda na to, że spoglądamy na swoją przeszłość, ale mamy nowe pomysły, idziemy w nowych kierunkach” – tłumaczył Pudło przed kilkoma laty i tę deklarację można odnieść też do „Origins”, bo poza wymienionymi ukłonami w stronę jungle i trip-hopu znalazło się tu również miejsce dla bass music („Origin”), inkrustowanej smyczkami piosenki o filmowym charakterze („Prism”) oraz dynamicznego electro-jazzu w estetyce Bernda Friedmana i Red Snapper („Roots”, „Momentum”). Do stricte jazzowej przeszłości Skalpela najwyraźniej odwołują się dwa utwory: „Past and Future” i finalny „Ping” z kojącymi pasażami saksofonu. „Origins” nie jest albumem dla ortodoksyjnych fanów Skalpela marzących o powtórce z początkowego etapu działalności w barwach brytyjskiej wytwórni Ninja Tune, lecz dla odbiorców gotowych na zmiany, które dokonały się w muzyce duetu na płytach „Transit” (2014) i „Highlight” (2020). Tam sample w dużej mierze ustąpiły miejsca wirtualnym instrumentom i „Origins” stanowi kontynuację tego kierunku.

Debiutancki longplay Skalpela był arcydziełem i najlepszą polską płytą ostatniego dwudziestolecia. Mroczna, psychodeliczna muzyka pełna zagęszczonych bębnów, pochodów kontrabasu, donośnych dęciaków oraz dialogów z filmu „Był jazz” Feliksa Falka – wszystko precyzyjnie pokrojone i skrupulatnie sklejone przez dwóch pasjonatów z imponującą kolekcją płyt i wielką wyobraźnią – umieściła Polskę na mapie nowych brzmień, zwróciła uwagę słuchaczy na całym świecie na tę część Europy i przypomniała o bogatej spuściźnie unikatowego zjawiska, jakim był polski jazz. Zasługi wrocławian na tym polu są nie do zakwestionowania; jury, które przyznało im Paszport „Polityki” w 2005 roku, mówiło o „oryginalnym mariażu jazzu i elektroniki”, a także o „swobodnym i twórczym przekraczaniu granic muzycznych stylów”. Prawie dwie dekady później Skalpel w dalszym ciągu uprawia swobodną żonglerkę gatunkami i nadal „tnie z chirurgiczną precyzją”, jak głosił napis we wkładce mixtape’u „Virtual Cuts” (2000), od którego zaczęła się kariera Cichego i Pudła. A odsłuch „Origins” jest jak spotkanie z dawno niewidzianymi, drogimi sercu kumplami.