Wirus nudy
fot. Arek Szymański

11 minut czytania

/ Muzyka

Wirus nudy

Maciej Kaczmarski

„Pozostaję taki sam, choć się zmieniłem” (eadem mutata resurgo) – to napis, który kazał sobie wyryć na nagrobku Jakob Bernoulli, XVII-wieczny szwajcarski matematyk. Doskonale pasuje on również do Kazika

Jeszcze 3 minuty czytania

Przez długi czas mój stosunek do obywatela Kazimierza Piotra Staszewskiego był niemal wyłącznie przychylny. Daleko mi do fana, ale doceniałem jego wczesne eksperymenty z samplingiem i wkład w rozwój polskiego hip-hopu. Chyliłem czoła przed prześmiewczymi, prostymi, lecz często trafnymi tekstami. Solowy album „12 groszy” (1997) był jednym z pierwszych kompaktów w mojej płytotece. Starszy o rok krążek „Ostateczny krach systemu korporacji” Kultu to być może jedna z najciekawszych pozycji w dziejach polskiego rocka, a takie utwory jak „Komu bije dzwon” czy „Jatne” (z pamiętnym tekstem „Przyszedł raz Breżniew w dzień do fryzjera / A fryzjer ujebał mu rękę”) z pewnością przejdą do jego historii. 

Kazik zjednał mnie sobie nie tylko muzyką, ale i swojskością, skromnością i bezpretensjonalnością. Podobał mi się jego felieton do magazynu „Machina” z przełomu wieków, w którym nie bez złośliwości opisał i wystawił szkolną ocenę rodzimym dziennikarzom muzycznym (najlepiej zapamiętałem pałę dla Romana Rogowieckiego i ciąg przypadkowych znaków dla Rafała Księżyka), jednocześnie nie oszczędzając własnej osoby (ustęp o tym, jak w towarzystwie Bogny Świątkowskiej konstruował ad hoc „jakieś debilne teorie” na temat rapu). Sprawiał wrażenie poczciwca, który nie bryluje w plotkarskich rubrykach, jak może unika pozowania na ściance i nade wszystko ceni tradycyjne wartości rodzinne – jednak jako artysta z biegiem czasu przestał być tak interesujący jak w latach 80. i 90. Teksty, za które odpowiadał Kazik, stały się – z pewnymi wyjątkami – manieryczne i pozbawione polotu. Najciekawsza na płytach Kazika, Kultu, Kazika na Żywo i innych projektów była nieodmiennie muzyka, za którą odpowiadali przede wszystkim współpracownicy, tacy jak Janusz Grudziński, Ireneusz Wereński, Olaf Deriglasoff, Jerzy Mazzoll, Robert „Litza” Friedrich i wielu innych.

Wydany na początku maja 2020 roku singiel, którego usunięcie z Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia stało się przyczynkiem do zmian w strukturach kadrowych tej rozgłośni, posłużył jako ścieżka dźwiękowa do ogólnonarodowej afery i debaty na temat cenzury, wolności słowa i równości wobec prawa. Tytuł „Twój ból jest lepszy niż mój” zdążył być już wielokrotnie cytowany i parafrazowany, pojawiając się między innymi jako nośne hasło na banerach noszonych podczas manifestacji przeciwko obecnemu obozowi rządzącemu. 

To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy polityk z pierwszych stron gazet stał się bohaterem piosenki Staszewskiego (wcześniej byli to m.in. Andrzej Lepper, Józef Oleksy, Waldemar Pawlak, Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa). Również z cenzurą miewał Kazik problemy już wcześniej. W 1990 roku kompozycja „45-89” Kultu z fragmentami przemówień komunistów została zdjęta z anteny Trójki. Dwa lata później senator Jan Szafraniec z ZChN-u złożył doniesienie do prokuratury z powodu piosenki „Jeszcze Polska” (z refrenem „Coście, skurwysyny, uczynili z tą krainą?”). Kazik odpowiedział Szafrańcowi na łamach „Gazety Wyborczej”, ten wystosował stonowaną replikę, zaś śledztwo zostało ostatecznie umorzone.

Pomimo całego zamieszania wokół utworu „Twój ból jest lepszy niż mój” i afery z Trójką wątpliwym jest, aby ktokolwiek chciał dziś ciągać Kazika po sądach. Sam zainteresowany też nie czuje się represjonowany, czemu dał wyraz w rozmowie z Robertem Mazurkiem na antenie RMF FM: „Ja się nadal czuję wolnym człowiekiem, nie czuję się ofiarą w ogóle czegokolwiek. Ja bardzo, bardzo dziękuję za poparcie i muzykom, i dziennikarzom, i politykom, natomiast szczerze mówiąc, takiego poparcia nie potrzebuję. (…) A poza tym robią mi promocję, na jaką bym musiał miliony złotych wydać, których nie mam”. Awantura nie tylko nie dotknęła Kazika osobiście, ale wręcz przyniosła mu wymierne korzyści.


Najnowszy album Staszewskiego, z którego pochodzi „Twój ból jest lepszy niż mój”, nosi tytuł „Zaraza” i wbrew temu, czego można by się spodziewać po owym nieszczęsnym singlu, nie jest przesadnie przepełniony treściami politycznymi. Materiał powstawał na gorąco, w samym szczycie pandemii COVID-19, i głównie wokół tego zjawiska oscylują słowa piosenek („28 marca nie było nic. Nie było żadnej piosenki, nie było żadnego tekstu”, deklarował Staszewski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem dla Rzeczpospolita TV). Znamienne, że „Zaraza” to również tytuł dziwacznego, psychodelicznego utworu z solowej płyty „Oddalenie” z 1995 roku, który z perspektywy czasu jawi się nieomal jako profetyczny.

Początkowo „Zaraza” miała być kolejnym albumem Kultu. Ponieważ jednak jeden członek zespołu mieszka na stałe za granicą, zaś dwóch innych poza Warszawą, kwarantanna i zamknięcie granic pokrzyżowały te plany. W rezultacie w sesjach nagraniowych oprócz Kazika brali udział jedynie dwaj muzycy: gitarzysta Kultu Wojciech Jabłoński (tu w roli multiinstrumentalisty) oraz klawiszowiec Konrad Wantrych. Co ciekawe, autor albumu twierdzi, że wybór „Twojego bólu...” na pierwszy singiel był podyktowany względami praktycznymi, jako że była to pierwsza kompozycja zarejestrowana przez trio. Przaśny, nieco festynowy walczyk w duchu Kapeli Czerniakowskiej miał tylko pokazać, „że ten Kazik coś tam robi”.

„Kwarantanna, kwarantanna / Pokój, kuchnia, kibel, wanna / Kwarantanna, drogie panie / To jest sposób na przetrwanie” – oto pierwsze słowa otwierającej całość organowej ballady „Kwarantanna”, w której Kazik stwierdza, że prawdziwym wirusem na Ziemi jest tak naprawdę człowiek. W identyczny sposób o ludzkości wypowiadał się Agent Smith z filmowej serii „Matrix”. Trudno uznać to za przypadek, biorąc pod uwagę, że Staszewski wielokrotnie deklarował się jako zapalony kinoman. Kazik odnosi się też do poprawy stanu środowiska, spowodowanej mniejszą aktywnością homo sapiens: „W Wenecji znów jest czyste morze / W Pekinie jest niebo w niebieskim kolorze / Jesteśmy wirusem tej ziemi / Nic prawdy takowej nie zmieni”.

W podobne, pandemiczne tony uderzają utrzymany w bluesowej stylistyce „Nigdzie już nie pójdę dziś” („Przyroda powstaje z kajdanów człowieka / Człowiek się schował, umiłowania czeka / Do Boga jak trwoga i nie ma tego złego / Ludzie to zaraza świata tego”) i zaskakująco sielankowy w warstwie brzmieniowej „Kluczem przyciskaj windę” z tekstem autorstwa żony artysty, Anny („Usłyszcie pieśń Pana w miastach Polski / I na ulicach Poznania i Warszawy / Pieśń to radości i pieśń przyjemności / Lecz teraz póki co / Kluczem przyciskaj windę (…) / Dopóki jeszcze czas”). Słowem – kronika życia codziennego w czasach zarazy, z jego nudą, monotonią, z podszytym refleksją strachem, ale i promieniami nadziei.

Staszewski podejmuje również wątek innej powszechnej epidemii, którą na własny użytek określam mianem „serialozy”. Tytuł szybkiego, punkowego numeru „Nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale”, mówi właściwie sam za siebie. „Nie mam na nic czasu wcale a wcale / Nie mam na nic czasu, bo oglądam je / Nie mam na nic czasu, bo zabrały ci mnie / Nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale”, śpiewa autor „Spalam się” i prezentuje wyliczankę telewizyjnych tasiemców (m.in. „Gra o tron”, „Sześć stóp pod ziemią”, „Dr House”, „True Detective”, „The Wire” i „Gomorra”). To zapewne typowa kazikowa autoironia. Słowa te powinien doskonale zrozumieć każdy, kto ciągiem oglądał kolejne sezony kolejnych seriali.

Choć „Zaraza” nie jest albumem stricte politycznym, takie wątki naturalnie mają tu swe miejsce. Poza „Twoim bólem...” są to choćby „Noże i pistolety” – zainspirowana niedawnymi wydarzeniami w Ameryce Południowej wizja społeczeństwa, które w akcie krwawego buntu wychodzi na ulice („Sklepy zabijane deskami, które chronią je / Stoją cali w nędzy, a obok leje się krew / Władza prostytutka, dla ludu gaz i kule ma / Boi się, bo minę dobrą do swej złej gry ma”). Wizja zadziwiająco naiwna, przypominająca bardziej mokry sen licealnego rewolucjonisty, który przedawkował lekturę Bakunina i Guevary niż klarowny ogląd pięćdziesięciosiedmioletniego mężczyzny, który przeżył praktycznie bezkrwawe obalenie komunizmu.


Największe oparcie odnajduje Kazik jak zwykle w najbliższych. Świadczy o tym urocza piosenka dedykowana wnuczkom artysty, „Hania i Hela” („To wnuczki moje, Hania i Hela / Poważna sprawa, mówię to wam (…) / To one są mojego życia klejnotem / Poważna sprawa, mówię to wam”), świadczy również na poły żartobliwa „Ona zakażona miłością” („I gdybym trafił kiedyś do więzienia / W polityce naszej nic to nie zmienia / Widziała przeto, co sama brała / No, może trochę idealizowała”). Nie pierwszy to raz, kiedy najbliżsi stanowią dla Kazika źródło inspiracji. Oczywistym przykładem jest poświęcona żonie pieśń „Do Ani”, ale są też przecież piosenki o ojcu (i piosenki ojca), o dzieciach, przyjaciołach i współpracownikach.

W pełnym gniewu utworze „Demokracja” pojawia się wzmianka o „pijanym stadzie (…) myjącym się raz w roku” i o „parazytach na wakacjach”. Joanna Barańska recenzująca „Zarazę” dla Onetu wyczytała w tych słowach aluzję do beneficjentów programu „Rodzina 500 Plus”, którzy dzięki wsparciu państwa mogli – niejednokrotnie po raz pierwszy w życiu – pozwolić sobie na rodzinne wczasy. Staszewski ostatecznie zdementował, jakoby chodziło właśnie o tę grupę społeczną podczas wywiadu Grzegorza Sroczyńskiego na falach Tok FM, wyjaśniając, że tak naprawdę miał na myśli polityków. Jego tłumaczenie brzmi jednak mętnie. Tak jakby po czasie się zorientował, co zaśpiewał, a potem próbował się z tego wycofać.

Kazik, „Zaraza”,  SP Records 2020Kazik, „Zaraza”, SP Records 2020Kazik miał ku temu dobre powody – w rozmowie z Sebastianem Łupakiem dla Wirtualnej Polski przyznał, że choć jest przeciwnikiem rozdawnictwa, to jednak cieszy się, iż jego syn może korzystać z 500 Plus. Tym samym powtórzył proces myślowy bohatera swej piosenki „100 000 000”, Lecha Wałęsy: „Jestem za, a nawet przeciw”. To nie pierwszy raz, kiedy nie jest konsekwentny. Ale być może rację miał Zdzisław Beksiński, kiedy mówił, że konsekwentni są tylko paranoicy.

To wszystko można by jednak zignorować, gdyby nie przykra konstatacja, że „Zaraza” jest albumem mało porywającym, na wskroś nużącym i zwyczajnie nijakim. Całość padła ofiarą wirusa nudy i choć bez wątpienia przejdzie do annałów dzięki „Twojemu bólowi...”, to wydarzy się to z powodów okoliczności towarzyszących, a nie ze względu na wysoką jakość artystyczną opublikowanego materiału.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)