2010

Kiedy nadchodzi nowy rok, który jest nie tylko liczbą pierwszą, ale i sumą 11 kolejnych liczb pierwszych od 157 do 211, nie da się uniknąć podsumowań. Prezentujemy produkt, słowo i pop roku w każdej dziedzinie, największe zaskoczenia i nadzieje na przyszłość

Jeszcze 3 minuty czytania


MUZYKA 2010

Produkt roku:

Wydarzenie
: „Makbet” Verdiego w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w La Monnaie w Brukseli. Intensywny, przerażająco dogłębny, gęsty. Bezwzględnie najlepszy dotychczas spektakl operowy polskiego reżysera.
Marka: krakowskie festiwale – Misteria Paschalia / Sacrum Profanum / Opera Rara. Bez komentarza. Trzeba przyjechać, słuchać, oglądać i uczestniczyć. I wrócić.

Słowo roku:
Chopin. Odmieniane na wszystkie sposoby i przez wszystkie przypadki. Dobre i złe. Świetne koncerty Marthy Argerich (plus wydana po latach płyta „Argerich plays Chopin” z nagraniami z 1959 i 1967 roku) – solo w trakcie Festiwalu „Chopin j jego Europa” i w duecie (z Nelsonem Freire) na otwarcie Konkursu Chopinowskiego; fenomenalne nagranie „Nokturnów” przez Freire’a; konkursowe recitale Wundera, Bozhanova, Trifonova, Khozyainova; lutowy koncert Daniela Barenboima z genialnie wykonaną Sonatą b-moll. Z przypadków złych przypomnę tylko kuriozalną inicjatywę Miasta Stołecznego Warszawy, by każde niemowlę obdarować „Chopinowskim body” z fragmentem… nekrologu Chopina autorstwa Norwida (przypomnę: „Rodem warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel…”).

Pop roku importowany:
Koprodukcje Opery Narodowej: „Elektra” Straussa w reż. Willy’ego Deckera, „Katia Kabanowa” Janáčka w reż. Davida Aldena, „Pasażerka” w reż. Davida Pountneya. To nie tylko zmiana kierunku największej polskiej sceny, ale przede wszystkim zmiana jakości. Świetne inscenizacje zagraniczne powodują także większe ciśnienie wśród rodzimych twórców. I dobrze.

Pop roku krajowy:
Made in Poland. Nowy projekt krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum. W 2010 roku było to siedem polskich utworów wykonanych przez siedem światowej klasy zespołów. W 2011 roku – prawykonania dzieł do słów Czesława Miłosza. Co w 2012?

Zaskoczenie roku:
Werdykt jurorów Konkursu Chopinowskiego. To, że nie chcieli, by wygrał Ingolf Wunder, to jedno. Ale to, że wygrała Yulianna Avdeeva, jeśli nie jest skandalem, to na pewno grubym nieporozumieniem. Ale jeśli wygrywa arytmetyka…

Nadzieja na przyszłość:
Prawykonania i zamówienia nowych dzieł w polskich operach. Opera Narodowa wystawiła utwory Arkadiusza Nowaka („Sudden Rain”) i Agaty Zubel („Between”), Teatr Wielki w Łodzi operę Marty Ptaszyńskiej (o Chopinie), Opera Wrocławska niewykonaną ostatnią część trylogii Eugeniusza Knapika (z librettem Jana Fabre’a). Czekają kolejne: „Ofelia” Prasquala (Teatr Wielki w Poznaniu), „Oresteja” Agaty Zubel (TW-ON, Warszawa), opera o Marii Curie-Skłodowskiej Elżbiety Sikory (Opera Gdańska). Nareszcie.

FILM 2010

Produkt roku:
„Poważny człowiek” braci Coen. Spożywać koniecznie wraz z książką Adama Lipszyca „Ślad judaizmu w filozofii XX wieku” i muzyką Jefferson Airplane.

Słowo roku:
Wampir – najlepszy przyjaciel emo. Był wszędzie, w każdej wersji: serialowej, sequelowej, skandynawskiej, parodystycznej. Krwiopijcy zawładnęli kinem – klin potrzebny od zaraz.

Pop roku importowany:
„The Social Network” – film o siedzeniu przed komputerem i o informatykach, wciągający jak porządne kino akcji. Dziwne... ale nie zaskakujące. Wiadomo: Fincher nie robi nudnych filmów.

Pop roku krajowy:
„Ciacho” – dowód na to, że Lec był prorokiem, gdy kilkadziesiąt lat temu pisał: „pamiętaj, że jak dotkniesz dna, zawsze ktoś może zapukać od spodu”.

Zaskoczenie roku:
„Królestwo zwierząt” – aktorzy z australijskiej opery mydlanej, darwinizm społeczny, złodzieje. Najbardziej zaskakujący film o tym, czym jest „rodzina”.

Nadzieja na przyszłość:
Grzegorz Królikiewicz, Łukasz Wylężałek – może wrócą, może rozkręcą jakąś „balangę” albo przejrzą nas wreszcie „na wylot”.

SZTUKA 2010

Produkt roku:
Agnieszka Morawińska – zna znakomicie Muzeum Narodowe, przepracowała tam wiele lat i daje nadzieję na wyprowadzenie najważniejszego polskiego muzem z trwającego wiele lat kryzysu.

Słowo roku:
MOCAK – czyli: Museum of Contemporary Art Kraków. Słowo którego trzeba się nauczyć, bo jest nowe w świecie polskiej sztuki. Zapowiedzią działalności była wystawa na Wawelu, „Dwurnik-Matejko”. Szefową jest Anna Maria Potocka.

Pop roku importowany:
Anette Messager. To najlepsza zagraniczna wystawa ubiegłego roku. Artystka wystąpiła z dużym pokazem w warszawskiej Zachęcie, poetyckim i pełnym seksualnych podtekstów.

Pop roku krajowy:
Katarzyna Kozyra. Pierwsza retrospektywa etatowej krajowej skandalistki, pokazująca bardzo dobitnie, jak ważną osobowością stała się dzięki poszukiwaniu, przekraczaniu granic tabu.

Zaskoczenie roku:
Fabio Cavalucci. Konkursy konkursami, ale zazwyczaj wygrywali je zawodnicy z rodzimego podwórka. To pierwszy przypadek, kiedy pochodzący z zagranicy kurator został szefem polskiej placówki artystycznej.

Nadzieja na przyszłość:
Monika Zawadzki – przygotowała świetną, intrygującą wystawę w salach CSW, przekraczając swoje dotychczasowe typowe dokonania. Ciekaw jestem następnych.


TEATR 2010

Słowo roku:
Dupa – odkąd aktorka Szczepkowska zakończyła swój występ w przedstawieniu „Persona. Ciało Simone” wypięciem czterech liter w ramach protestu przeciwko metodom reżyserskim Krystiana Lupy, w polskiej prasie rozpoczął się prawdziwy festiwal synonimów tego słowa. W 2010 roku dupa z hukiem wtargnęła do języka narodowej debaty dotyczącej kultury, za co – i tylko za to – należą się Szczepkowskiej podziękowania.

Pop importowany/pop krajowy:
W 2010 roku teatr polski dobrał się do serialowego molocha kultury popularnej – Natalia Korczakowska przygotowała w Wałbrzychu inteligentną dekonstrukcję „Dynastii” w ramach projektu „Znamy, znamy”. Później na wałbrzyskiej scenie rozmontowano między innymi Bonda (Wiktor Rubin „James Bond: - Świnie nie widzą gwiazd”) i „Gwiezdne Wojny” („Gwiazda śmierci” Garbaczewskiego).

Zaskoczenie roku:
Warszawskie „Feliksy” dla Teatru Konsekwentnego – pierwszy raz nagroda ta została przyznana teatrowi niezależnemu. Czyżby zbawienna zmiana optyki teatralnych luminarzy?

Nadzieja na przyszłość:
Weronika Szczawińska – wiele sobie obiecuję po jej kolejnym projekcie, przygotowywanym razem z Bartkiem Frąckowiakiem przedstawieniu „W pustyni i w puszczy”. Polskie fantazmaty kolonialne? Brzmi świetnie.

LITERATURA 2010

Produkt roku: 
Trudno tu używać słowa „produkt”, ale największym wydarzeniem była publikacja drugiego tomu „Dzienników” Iwaszkiewicza, który odsłonił nihilistyczny temperament jednego z najważniejszych pisarzy polskich XX wieku, a także – w sposób bezprecedensowy w polskiej kulturze – jego homoseksualizm.

Słowo roku:
Non-fiction; pojawiło się w tytule najgłośniejszej książki roku: biografii Ryszarda Kapuścińskiego autorstwa Artura Domosławskiego. Poza tym nowe książki Tochmana, Szczygła, Szabłowskiego, Góreckiego (i innych), a także wielkie tłumy na pierwszym Międzynarodowym Festiwalu Reportażu udowodniły niedowiarkom, że dziś reportaż (a nie poezja, co jak mantrę powtarzaliśmy od lat) jest najważniejszym gatunkiem literackim w Polsce i naszym towarem eksportowym.

Pop roku importowany:
„Niespokojny człowiek” Mankella. Żegnaj, Wallanderze! 

Pop roku krajowy:
Coś więcej niż pop: „Balladyny i romanse” Ignacego Karpowicza. Dawno nie czytałem tak zabawnej polskiej książki.

Zaskoczenie roku: 
To, że Lisbeth Salander – biseksualna hakerka i socjopatka – nieprzypominająca w niczym Magdy M. ani Majki – stała się bohaterką zbiorowej wyobraźni. Również w Polsce. Odrodzenie poezji romantycznej po 10 kwietnia niestety nie zaskakuje.

Nadzieja na przyszłość:
Justyna Bargielska (ur. 1977). Nie tylko zdobyła nagrodę „Gdynia” za poezję, ale jeszcze wydała znakomity tom prozy „Obsoletki”. Czekamy na powieść.

NOWE MEDIA 2010

Słowo roku:
Piezoelektryki. W gruncie rzeczy jednak słowo cyfrą się stało, a konkretnie cyfrą 2.0. Wszystko teraz przewodzi i interdziała i ma zaokrąglone rogi.


Pop roku importowany:
Idea medialabu. Tam się dzieje i u nas też się zadziało w lato w Chrzelicach na pierwszym polskim medialabie. I im bardziej pop tym lepiej. Niech się dzieje ferment.

Pop roku krajowy:
Gra w Wikipedię. Hasło: Jezus. Przejdź od wybranego hasła do hasła Jezus Chrystus w mniej niż pięć kliknięć i w najkrótszym czasie.

Zaskoczenie roku:
Nielinearność dźwięku w programie Pure Data.

Nadzieja na przyszłość:
Grupa panGenerator, która potrafi zamienić cię w Człowieka-Igłę. Innymi słowy artyści sprawiają, że stajesz się częścią gramofonu i w zależności od tego, jak szybko i w którym kierunku się poruszasz, tak jest odtwarzana lub skreczowana płyta winylowa. Wystarczająco niejasne? Patrz tu.

2010 UBOCZNIE

Produkt roku:
Ekumenizm kultury i ekonomii. Jak w każdym podobnym przypadku i tu przyjazne odkrywanie swojej wiary powinno mieć swoje granice. Łatwo się zatracić i niezauważenie dokonać konwersji.

Słowo roku:
„Narracja”. Pomimo głoszonego nie tak dawno końca wielkich narracji, okazuje się, że to pojęcie wraca, pokryte szlachetną patyną.

Pop roku importowany:
Piosenka i teledysk Take That SOS. To popowe zaskoczenie – reaktywowany boysband, wkraczający w wiek średni, za sprawą zainteresowań Robbiego Williamsa postanowił wyprodukować profetyczny hit. Jest apokaliptycznie, Williams skacze z megafonem, chłopcy się wczuwają, a słucha się tego z przyziemną przyjemnością: http://www.youtube.com/watch?v=SbhU1dFEppc

Pop roku krajowy:
Krnąbrna i energetyczna płyta Moniki Brodki, tym bardziej ze względu na tekst Radosława Łukasiewicza z Pustek: „Nie polubię Cię/ Twej koszuli pstrości / Zbliżysz się o krok/ Porachuję kości”. http://www.youtube.com/watch?v=UIshTfDEpmM

Zaskoczenie roku:
„Wszystko, co kocham”. To zaskakujące, że można zrobić polski film, który nie przygniata: banałem, nieśmiesznymi żartami, straszną muzyką i patosem.

Nadzieja na przyszłość:
Druga linia metra, którą będzie można dojechać na wschód i zachód. Może dzięki temu także warszawska kultura będzie mniej podzielona na terytoria i rewiry dostępności.

/strong