Książki czytane w dzieciństwie kształtują nas. Gdzieś na dnie umysłu czaić się może przez całe życie chęć wejścia do starej szafy, wskoczenia do króliczej nory, czy podróż łodzią podwodną. Jesteśmy tego zazwyczaj nieświadomi, dopóki nie pojawi się przemożne wspomnienie, nadające kształt doświadczeniu. Zapamiętany baśniowy obraz może stać się metaforą powołania dorosłego już poety, odbierającego właśnie nagrodę Nobla. I tak, motyw chłopca lecącego na gęsi z baśni Selmy Lagerlöf okazał się dla Czesława Miłosza klamrą spinającą dwie ważne perspektywy poezji.
„Cudowna podróż” – książka dla dzieci, która przyniosła Selmie Lagerlöf międzynarodową sławę i Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w 1909 roku – to dwa tomy lotu nad krainami Szwecji: nad płaszczyzną i ponurymi zamkami Skanii, zamglonym od potoków i poszarpanym ostrymi nadmorskimi skałami Blekinge, i spokojnie płynącymi wodami Smälandu. Lotu w kierunku Laponii i wiosny ze stadem dzikich gęsi. Bohaterem opowieści jest Nils Holgersson, wielki nicpoń i ladaco znany z lenistwa i nieposłuszeństwa wobec rodziców, okrutnik dla zwierząt. Pewnego dnia swoimi psotami naraził się krasnoludkowi, który za karę zamienił go w swoich rozmiarów karzełka. Tak zmniejszony i przestraszony, Nils szuka pomocy wśród zwierząt, które widzą w tym jedynie okazję do tego, by odpłacić chłopcu pięknym za nadobne. W wyniku nagłych i zaskakujących zdarzeń Nils wyrusza w podróż na grzbiecie oswojonego, ale dumnego białego gąsiora, który chce udowodnić dzikim gęsiom, na co stać ptactwo domowe! I tak zaczyna się opowieść o wielu ważnych sprawach, jak to w bajce. Opowieść o zwierzętach i ludziach, o dzikości i domowości, o oderwaniu od codzienności i od człowieczeństwa, o przyjaźni i o przemianie. Dla Miłosza to także opowieść o konkretności ziemi, o dystansie, który pozwala widzieć, o różnicach i oddzieleniach, i o rzeczywistości. Lot Nilsa na grzbiecie gąsiora stał się dla niego metaforą powołania poety, który „leci nad ziemią i ogarnia ją z góry, a zarazem widzi ją w każdym szczególe”. Ta podróż od ogółu do szczegółu i z powrotem stała się dla Miłosza cudowną podróżą. Co właściwie można podczas niej zobaczyć?
W 2011 roku w „Dwutygodniku” spróbujemy opowiedzieć świat – a dokładniej jego wybrane fragmenty – poprzez Miłosza, oraz Miłosza – poprzez świat.
W cyklu MIŁOSZEM prezentować będziemy wycinki świata czytane poprzez Miłosza, MIŁOSZEM właśnie. Skupimy się na tym, czym Miłosz się ciekawił i spróbujemy pootwierać, używając narzędzi, jakich nam dostarczył, miejsca nowe, w polskiej rozmowie o literaturze, o kulturze rzadko poruszane.
W równoległym, przeplatającym się z tamtym cyklu – MIŁOSZA – spróbujemy natomiast – przeciwnie – pokazać poetę poprzez jego, MIŁOSZA, świat, świat szczegółu: tym razem wiewiórka, źdźbła trawy, lis będą naszymi przewodnikami.
Białe, choć trochę brudnawe, pióra towarzysza podróży. To z pewnością konkret, ale w tych piórach widać także coś mniej namacalnego – przyjaźń. To są pióra, których Nils mógł się trzymać podczas wiatru, pióra pod którymi chował się, kiedy było mu zimno. Wreszcie pióra, które uratował przed obcięciem, a ich właściciela przed ponownym udomowieniem. Kiedy Miłosz opisuje perspektywę szczegółu, mówi o „solidarności z ludźmi” jako obowiązku poety, o którym musi pamiętać uwiedziony wysokościami. Widzenie szczegółu nabiera wówczas charakteru etycznego i staje się pretekstem do rozważań na temat trudnych doświadczeń „innej Europy”. Ale dostrzegać szczegół to także odczuwać zwyczajne ciepło wokół serca, co okazuje się cudownym eliksirem przemiany Nilsa. Dzięki konkretności tych piór, ich fakturze, barwie, przybrudzeniu i zmęczeniu, chłopiec czuje bliskość ze swoim przyjacielem i zmienia się. W zwykłej gęsi zaczyna widzieć czującą istotę. A zanim Nils stał się karzełkiem, nie rozumiał mowy zwierząt i nie widział piór gąsiora, patrząc na nie każdego dnia, kiedy pasał gęsi. Patrzeć nie znaczy widzieć. Nils potrzebował oderwać się od człowieczeństwa i zostać krasnoludkiem, żeby zyskać zdolność widzenia. Tylko z takiej perspektywy był w stanie zobaczyć „szczegół”. Ale to pomniejszenie umożliwiło mu także wzbicie się do chmur – drugą perspektywę.
rys. Joanna Halszka SokołowskaChmury, trochę bliżej niż zazwyczaj. Zdaniem Miłosza poeta jest „z natury skłonnym do lotu i chmur”, a chmury to dystans, bycie ponad, zaś widzenie w szczególe to solidarność z ludźmi. Czy te perspektywy muszą się wzajemnie wykluczać? W sprzeczności pomiędzy nimi Miłosz dopatruje się jakiejś możliwej harmonii – dzięki pamięci i temu, że przechowuje ona obraz konkretu i szczegółu. Tyle że pamięć jest zwodnicza, a czasem bardzo chciałoby się o czymś zapomnieć i uciec w przestworza. Lecącemu na gąsiorze Nilsowi wydawało się „że odbiega od wszystkich trosk i cierpień, od wszystkich kłopotów, jakie tylko na ziemi dokuczać mogą”. Chmury widziane z bliska są na pewno wspaniałe, ale są też mokre i zimne. Nieprzyjemnie oblepiają pióra, sieką deszczem, przypominają o ziemi. Przestają być wtedy abstrakcyjną obietnicą odlotu, a stają się elementem doświadczenia. Właśnie inną perspektywą, a nie inną rzeczywistością. Poruszanie się pomiędzy tymi perspektywami to wznoszenie się wysoko i patrzenie z dystansu, po to żeby wracać i dostrzegać szczegóły, ich istotność. W ten sposób poeta niczym szaman uczy się wchodzić i schodzić po drabinie bytu, nosząc ze sobą doświadczenie z różnych jej szczebli i przekazując je innym. Mimo to w opowieści Lagerlöf nie tylko bezskrzydłe stworzenia, ale nawet ptaki, dla których niebo jest codziennością, odczuwają czasem „chęć uniesienia się wysoko, jak najwyżej, ponad obłoki, aby zobaczyć co one kryją”. „Taką tęsknotę do tego, co nie daje się osiągnąć, zwierzęta odczuwają tylko raz do roku, a mianowicie tego dnia, kiedy widzą wielki taniec żurawi”. Wydaje się, że nie może być nic bardziej wzniosłego i pozbawionego ciężaru ziemi niż taniec żurawi. Raz do roku. Może czasem trzeba sobie pozwolić.
Czworoboki pól i łąk. To Miłosza „mapa zarówno odległa i ukonkretniona”. Połączenie perspektyw. Kiedy Nils po raz pierwszy wzniósł się do góry, zakręciło mu się w głowie, mieniło mu się w oczach, szumiało i świszczało. Kiedy spojrzał w dół, zobaczył „wielką szachownicę, podzieloną na niesłychaną ilość dużych i małych kwadratów”. Dopiero kiedy zaczął przyglądać się uważniej, zaczął rozpoznawać łany oziminy, rżyska, pola koniczyny, czy lasy bukowe. Z dystansu, który pozwala widzieć, zobaczył konkretność Ziemi, która „leżała tak, jak gdyby myślała tylko o owsie, o rzepie i o kartoflach, o sosnach i o jodłach”. To baśniowe wyliczanie tego i tego, i tamtego, składa się na doświadczenie tego, co jest. Nawet jeśli do końca nie wiadomo, czym to jest. W „Cudownej podróży” – może dlatego, że miała być pierwotnie podręcznikiem do nauki geografii Szwecji – pełno jest opisów ukształtowania mijanych krain, historii powstania miast i ptasich zwyczajów. Na opisanej przez Lagerlöf wyspie Öland – będącej kiedyś „motylem, który trzepotał w słońcu wielkimi, lśniącymi skrzydłami” – rzeczywiście gromadzą się i odpoczywają w podróży „dzikie kaczki i dzikie gęsi, mewy i nurzyki, edredony i lodówki [czymkolwiek są lodówki! – dop. MA], nurki, biegusy morskie i rybitwy”. Rezerwat Ottenby na wyspie to ich ulubione stanowisko, gdzie mieści się stacja ornitologiczna, przyciągająca ornitologów z całego świata. W Karlskronie rzeczywiście można zwiedzić imponujące Muzeum Morskie, pytanie tylko, czy nas oprowadziłby „spiżowy” król Karol XI i jego „drewniany” poddany Rozenbom. Selma Lagerlöf splatała ze sobą realistyczną codzienność ze światem snu i baśni, pisząc w tym stylu także prozę dla dorosłych. Została uznana za główną przedstawicielkę realizmu magicznego – nowego wówczas kierunku w skandynawskiej literaturze. Pozostaje pytanie, czy można żyć w świecie baśni – to znaczy w świecie iluzji, wyobraźni i magii – a jednocześnie poszukiwać rzeczywistości jako tego, co realne, co jest?
rys. Maciej BoenischRzeczywistość. Tutaj niewiele już można powiedzieć, ponieważ wszystko zostało powiedziane. Rzeczywistość wyraziła się w piórach, chmurach i kwadratach ziemi. Na grzbiecie zbuntowanej domowej gęsi można łatwiej, a może i mądrzej, pokonywać przeszkody, przy których trudzą się filozofowie. Na przykład Husserl, który chciał oprzeć filozofię na tym, co bezpośrednio dane, więc nawoływał –„z powrotem do rzeczy!”. Jednak potem nie potrafił wrócić z wyżyn czystej świadomości do kontaktu z drugim człowiekiem, do szczegółu i konkretu świata. Albo Lévinas, który odnalazł ten kontakt w objawieniu twarzy Innego, ale zastanawiał się, czy twarz mają też zwierzęta. Mógłby zapytać Nilsa. Czy też Derrida, w ciągłej dekonstrukcji, bez odpoczynku tropiący ślady Różni, bez nadziei na prawdę. A także wszyscy ci, którzy usiłują za pomocą nieodpartych argumentów podać swoją, jako jedną i uniwersalną. W opisie Miłosza doświadczenie rzeczywistości przypomina epifanię. Jest także czymś „naiwnym i dostojnym”, w przeciwieństwie do myślenia – uwikłanego w metapoziomy poznawcze, wiecznie w siebie wątpiącego, kwestionującego, krytycznego i spierającego się ze sobą. I dobrze, wydaje się, że taka jest rola myślenia – ciągłe przekraczanie, stawianie pytań, walka z dogmatyzmem. Jeśli jednak chce się na chwilę przestać analizować i poczuć, czym jest rzeczywistość – można przeczytać bajkę, albo wiersz. Albo napisać. Co nie znaczy przecież, że rzeczywistość jest prosta i że jej poszukiwanie potrzebuje dostojeństwa, żeby uzasadnić naiwność.
Czasem zdarza się uchwycić rzeczywistość. Na tym polega bajkowość. Może na tym polega też poezja? Jest coś, co łączy je obie. Obie mówią metaforami, symbolami, kompletnymi konstrukcjami ani/ani, nie pokazując ani za dużo, ani za mało, a tyle, co trzeba, żeby coś wyrazić. Dlatego podobnie trudno jest mówić o poezji – jak i o baśni – tak, żeby nie spłycać, nie sprowadzać do prostego rozumienia, nie redukować do jednej możliwej interpretacji. Baśń i poezja są po to, żeby nie trzeba było wyjaśniać rzeczywistości, tylko właśnie chwytać ją w lot. Może być na pegazie, hipogryfie, albo na gęsi. Jest początek marca, za chwilę nad naszymi głowami zaczną przelatywać klucze dzikich gęsi wracających na północ. Może warto by się przyłączyć?