Ewa Lipska, ,,Sefer”

Jan Strzałka

Debiutancka powieść Ewy Lipskiej spodoba się tym, których bawi lekkość języka. Dowodzi też, że niektórzy poeci twardo stąpają po ziemi, czy raczej – po krakowskim bruku

Jeszcze 1 minuta czytania

Pośród przedmiotów, które René Magritte umieścił na obrazie ,,Terapeuta”, najbardziej intrygujący wydaje się klucz. Nie fajka, nie kieliszek wina, nie zrywający się do lotu ptak, lecz właśnie klucz. Kluczem można otwierać bramy miasta i królestwa niebieskiego. Jest on też atrybutem każdego, kto chciałby zajrzeć w głąb ludzkiej duszy i przyjrzeć się zamieszkującym ją demonom. Klucz może też być atrybutem poety. Nic więc dziwnego, że Ewa Lipska czasami posługuje się nim niczym staroświeckim monoklem, jak to widać na fotografii zamieszczonej na skrzydełku jej debiutanckiej powieści. Tak tak, powieści, co zelektryzuje każdego, kto znał dotąd Lipską-poetkę.

Ewa Lipska, ,,Sefer”. Wydawnictwo Literackie,
Kraków 136 stron, w księgarniach od 21 maja 2009
Obraz Magritte’a na okładce ,,Sefera” nie pojawił się przypadkiem. Bohaterem książki jest wiedeński psychoterapeuta, którego znakiem szczególnym jest „Szabriri, Briri, Iri, Ri”. Szabriri, Briri, Iri, Ri? Czy to demony – jak wyjaśnia Jan Sefer pulchnej koleżance Susanne – czy też ,,takie danie na słodko”? Ów Wiedeńczyk (Wiedeń Lipska zna doskonale, bo spędziła w nim kilka lat) nie jest zdrowym okazem pyknika, lecz wysublimowanym koneserem muzyki i literatury oraz wielbicielem surrealistycznego piękna. Poza tym Sefer musi zrealizować testament zmarłego ojca i wybrać się do Krakowa (który Lipska zna jeszcze lepiej niż Wiedeń, bo tu się urodziła, studiowała na ASP i debiutowała wierszami pt. ,,Krakowska noc”), by odnaleźć dom na ulicy Sarego, w którym kiedyś mieszkała pewna kobieta. Chcąc nie chcąc, rusza więc na spotkanie przeszłości. A może przyszłości – swojej przyszłości?

Grzechem byłoby zdradzać całą fabułę, psując czytelnikom przyjemność smakowania tej poetyckiej książki. Mogę tylko powiedzieć, że bohater odwiedzi wdowę po Stanisławie Lemie, spędzi kilka niezapomnianych wieczorów z fascynującą Marią, pozna piękną Karolinę, córkę znanego piosenkarza (zdaje się, że tego, który w swoim czasie błagał, aby nie przenosić nam stolicy do Krakowa), na przyjęciu mignie mu ,,ezoteryczny” poeta, urodzony w Austrii (dla ułatwienia dodajmy, że wydał on nie tak dawno tomik ,,Kamień, szron”). Ujrzy też tandetę, płytką religijność, prostactwo i pijaństwo, poczuje wrażliwym węchem doświadczonego psychoterapeuty ,,czas przeszły, porównywalny do jemioły, pasożyta nie mogącego oderwać się od rzeczywistości”. Jemioła jest, jak wiadomo, lekarstwem, ale bywa też trucizną…

„Sefer” pewno rozczaruje tych, którzy oczekują od literatury prawd oczywistych. Ale czy oczywistość jest domeną poety, nawet jeśli wdziewa on kostium prozaika? Powieść ta przypadnie natomiast do gustu tym, których bawi elegancja i lekkość języka. A język jest tu elegancki, jakby na przekór temu, co słychać na krakowskim Rynku i w jego okolicach, gdzie niejeden dżentelmen zamienia się nagle w zgrzebnego prostaka: ,,Jeszcze przed chwilą zabawiał nas błyskotliwie – zdumiewa się Jan Sefer – olśniewająco dowcipnie, inteligentnie mieniąc się różnymi odcieniami barw, aby nagle przemówić na środku Rynku: «I ja mu, kurwa, tłumaczę, a on wpierdala kiełbaski»”.

Tym jednym zdaniem Ewa Lipska dowodzi, jak twardo niektórzy poeci stąpają po ziemi. A raczej po krakowskim bruku.