Drugi tom opowiadań Nabokova

Jan Strzałka

Opowiadania Nabokova po polsku już w komplecie! To lektura, od której nie można się uwolnić

Jeszcze 1 minuta czytania

Einmal ist Keinmal, powiadają Niemcy. I zapewne Vladimir Nabokov zgodziłby się z tym porzekadłem, wiedział bowiem, że literatura zanurzona jest w czasie. Czas nie istnieje natomiast w naszej percepcji obrazu. „Czytając książkę – powiadał – musimy mieć czas, żeby się z nią zapoznać. Nie mamy fizycznego organu (jakim jest oko w przypadku oglądania obrazu), który ogarnąłby całość pisarskiej wizji. Ale za drugim, trzecim lub czwartym razem zachowujemy się wobec książki w pewnym sensie tak, jak zachowujemy się wobec obrazu”.

Vladimir Nabokov, „Kęs życia i inne
opowiadania”
. Przeł. Leszek Engelking i Michał
Kłobukowski, Muza, Warszawa, 728 stron,
w księgarniach od grudnia 2009
Warto przypomnieć tę uwagę,  gdyż właśnie nastąpiła trzecia lub czwarta chwila, kiedy możemy sięgnąć po opowiadania Nabokova i wreszcie ogarnąć je jednym spojrzeniem. Czytając siedemnaście opowiadań w tłumaczeniu Teresy Truszkowskiej, wydanych przed dwudziestu dwu laty, czy też opowiadania z „Feralnej trzynastki”, wydane równie dawno, bo przed piętnastu laty – aniśmy podejrzewali, ilu jeszcze niespodzianek dostarczyć nam może Nabokov. I rzecz nie w tym, że wspomniane tomy prezentowały mniej niż połowę jego opowiadań. Rzecz w tym, że wówczas nie posiadaliśmy „fizycznego organu”, dzięki któremu moglibyśmy pochłonąć je niczym malowidło. Dziś zaś, gdy ukazał się „Kęs życia”, drugi tom opowiadań zebranych Nabokova w znakomitych przekładach Michała Kłobukowskiego i Leszka Engelkinga, możemy to malowidło ujrzeć.

Widzimy więc kilkadziesiąt opowiadań, powstałych przede wszystkim w latach dwudziestych i trzydziestych, których bohaterami są zazwyczaj mieszkający w Berlinie rosyjscy emigranci, jak na przykład  w „Krasawicy”, „Nataszy” czy „Kręgu”, epizodzie nigdy niezrealizowanego drugiego tomu wczesnej powieści „Dar”. Ale ich bohaterami są także Niemcy, a czasami ćmy i motyle.

Nabokov pisywał je po rosyjsku, później wyłącznie po angielsku, jedno – „Mademoisellle O”, hommage dla szwajcarskiej guwernantki przyszłego pisarza – napisał po francusku. Widzimy pośród tych małych próz prawdziwe arcydzieła, jak choćby „Sygnały i symbole”, kilkustronicowe studium paranoi i starości, czy „Obłok, jezioro, zamek”, kafkowską zgoła przypowieść o okrucieństwie motłochu. Najstarszy z tych utworów ukazał się w 1921 roku, najpóźniejszy zaś, „Siostry Vane”, ujrzał światło dzienne po śmierci pisarza.

Mamy więc okazję przyjrzeć się narodzinom artysty, wątkom powtarzającym się w jego twórczości jak wzór na tapecie, a przede wszystkim wizji świata i życia –  osobliwego, bo pośmiertnego. Vera Nabokov była przekonana, że to właśnie ono jest najważniejszym tematem prozy jej męża. Poczynając od wczesnego arcydzieła, jakim są „Detale zachodu słońca”, widzimy, że najważniejsze w tej prozie nigdy nie bywa to, co – jak powiadał pisarz – dzieje się „z przodu”, lecz to, co jest ukryte z tyłu, nie to, co widzi narrator, lecz to, jakimi sygnałami daje o sobie znać prawdziwa rzeczywistość, od której bohater do chwili śmierci odgrodzony pozostaje niewidzialną szybą.

Nabokov daje nam przedsmak fantastycznych światów, które się rozpościerają po drugiej stronie bytu, co pasjonująco analizuje Leszek Engelking w posłowiu do „Listu, który nigdy nie dotarł do Rosji”, pierwszego tomu opowiadań Nabokova, wskazując na symboliczny charakter tak często pojawiających się w prozie Nabokova ciem i motyli, oznaczających przemianę niepełnej formy ludzkiego życia w jego formę doskonałą. A że nie jest to interpretacja wydumana, świadczą nie tylko „Detale zachodu słońca” i „Wigilia”, oba z pierwszego tomu, ale także „Pełnia” czy „Terra incognita” – opisy przedśmiertnych wizji z tomu drugiego. Skoro zaś w tym świecie przedstawionym nie brak zapowiedzi istnienia zaświatów, nie dziwi, że treścią niektórych opowiadań – takich jak „Powrót Czorba” (wariacji na temat dwudziestowiecznego Orfeusza podążającego za Eurydyką do Hadesu), czy „Sióstr Vane” – są próby wskrzeszenia zmarłych lub nawiązania z nimi kontaktu, co tym bardziej zastanawiające, że pisarz dystansował się od wszelkich religii…

A przecież zaświaty to nie jedyne spoiwo tych opowiadań, bo pojawia się w nich również Los, Miłość i Pamięć. Mamy więc cały świat Nabokova, zapowiedź tego wszystkiego, co przyniesie „Lolita” czy „Blady ogień”, by wspomnieć tylko te dwa tytuły. Ale Einmal ist Keinmal. „Kęs życia” należy do lektur, od których nie sposób się uwolnić. Te opowiadania o ludziach, ćmach i motylach można czytać bez końca, wciąż odkrywając w nich nieprzebrane bogactwo, podstępnie skryte na „tylnych planach”.