Bohdan Zadura, „Wiersze wybrane”

Bohdan Zadura, „Wiersze wybrane”

Karol Francuzik

Zadura najciekawszy jest między środkiem wyrazu a środkiem przekazu. Gdy pisze wiersze zewnętrzno-wewnętrzne

Jeszcze 1 minuta czytania

„Wiersze wybrane” Bohdana Zadury to już 34. tom świetnej serii „Biblioteka Poezji Współczesnej” redagowanej przez Mariusza Grzebalskiego w Wydawnictwie Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Rzadko zdarza się (albo prawie wcale), że publiczna instytucja bierze się za wydawanie współczesnej literatury. Na dodatek robi to z rozmachem. Książki poetyckie ukazujące się w WBP są pokazem edytorskiej staranności. A wśród autorów są tak różni poeci, jak Piotr Sommer, Krzysztof Koehler, czy Roman Bromboszcz.

Komu tak naprawdę potrzebny jest wybór wierszy Zadury? Poza samym autorem. Po co – po trzech tomach „Wierszy zebranych” (2005–2006), po książce o zadziornym tytule „Wszystko” (2008) – kolejny obszerny zbiór wierszy w wyborze znanej krytyczki Joanny Orskiej? Czy jest nowym otwarciem, czymś w rodzaju powtórnego debiutu po latach, zapowiedzią istotnych zmian? Czy może jedynie potwierdzeniem poetyckich metamorfoz? Czy pełni służebną rolę wobec całości, a może odwrotnie: odsyła nas do całokształtu twórczości? Czy autor „zebrany” może być jednocześnie poetą „wybranym”, delegatem swoich tekstów w czyichś rękach, układzie, konstelacji? A może poeta, godząc się na wybór, chciał zamieszkać w synekdosze własnej twórczości?

Bohdan Zadura, „Wiersze wybrane”. WBPiCAK,
Poznań, 527 stron, w księgarniach od grudnia 2011
Takie pytania nachodziły mnie, zanim przeczytałem książkę Zadury. A potem było mi już tylko głupio. „Wiersze wybrane” Bohdana Zadury w układzie Orskiej uważam bowiem za książkę nie tylko potrzebną, ale brakującą w dorobku autora „Zejścia na ląd” i, proszę mi wybaczyć tę metaforkę, cudownie odnalezioną.

Bohdan Zadura debiutował tomikiem „W krajobrazie z amfor” w 1968 roku. Nie licząc przekładów, do dziś wydał 15 osobnych tomów poetyckich. Orska dokonuje drobnej korekty i wydaną w 2001 roku książkę z juweniliami z lat 60. „Więzień i krotochwila” przenosi na początek „Wyboru”. W ten sposób możemy spojrzeć na twórczość autora „Małych muzeów” z perspektywy kolejności odnalezionej i czasu, z którym sam poeta niejednokrotnie brał się za bary.

W pierwszych trzech tomach poeta ubierał wiersze w klasycystyczną elegancję „wymyślnej prostoty”, mocując się jednocześnie z dosłownością i sztucznością tekstu. Patronami tej poezji byli m.in. Iwaszkiewicz, Rymkiewicz, Apollinaire. W wierszu „Niechaj tego nie wie” z tomuPodróż morska” (1971) czytamy: „między hipostazą / A miazgą konkretu rozwiera się przepaść”. W późniejszych książkach to właśnie szczegół i precyzyjność nazywania będą znakami rozpoznawalnymi Zadury. Neoklasycyzm był jednak ważną lekcją, którą należało odbyć; był szkołą „rygoru i dyscypliny”, a także „odpowiedzialności intelektu” („Pożegnanie Ostendy”, 1974).

W „Małych muzeach” (1977) poetyka klasycystyczna jest już rozszczelniona, a „wiersz dyktuje swe prawa” i żąda wolności. To właśnie w tytułowym poemacie z tej książki padają słynne słowa, że „wiersz / winien się sprawdzać / na wszystkich piętrach / znaczeń”. „Zejście na ląd” (1983) oraz „Starzy znajomi” (1986) to tomy, w których Zadura testuje poezję na różne okoliczności – rozgadanego poematu, dowcipu, ciętej riposty. Z tych książek pochodzą tak kapitalne teksty, jak choćby „I VIII 1979 7.45–22.45 (czternaście godzin z Piotrem Sommerem)”, „Kłopoty wychowawcze”, „Nigdy tak nie mówiła” czy (po latach bardzo teraźniejszy) „Dzień w którym ustąpił Stanisław Kania”. W poemacie „Krok Siitonena” („Prześwietlone zdjęcia” 1990) pojawia się już fraza, która będzie ukrytym mottem przewodnim całej późniejszej poezji Zadury: „Oto ja służebnica żywego języka”.

Dzięki kolejnym książkom – „Kaszel w lipcu” (2000), „Ptasia grypa” (2002), „Kopiec kreta” (2004) – Zadura nie tylko zostaje dostrzeżony ponownie przez krytykę, która nie szczędzi mu uwagi, ale też uznany przez wielu młodych autorów za propagatora nowego głosu w polskiej poezji. „Kwestia czasu” (2006), „Wszystko” (2008), „Nocne życie” (2010) – w tych tomach Zadura pokazuje, że jego miejsce na mapie współczesnej poezji jest niezwykle istotne czy wręcz klasyczne. Jest głosem niezależności, uwagi, wyczulenia na języki codzienności, media.

„Wiersze Bohdana Zadury niczym soczewka skupiają rozproszone światło przemian zachodzących we współczesnej poezji polskiej” – pisał Jarosław Borowiec w książce „Zadura. Ścieżka wiersza” (Puławy 2008). Joanna Orska w posłowiu zatytułowanym „Gdzie go nie ma” pisze z kolei tak: „Wiersze Zadury łączy subtelna sieć powiązań, które miejscami splatają się podług konsekwencji poetyckiej, kiedy indziej zaś podyktowane są porządkiem wspomnień, specyficznej «nawracalności» pewnych wątków, motywów, fragmentów wierszy, tematów, czy też nazywanych wprost przedmiotów (książek, ludzi) – odnajdujących swoje miejsce w teraźniejszym dyskursie poety, a może raczej pojawiających się zwykle nie w porę (za późno, za wcześnie, nie bardzo wiadomo dlaczego).”

Moim zdaniem Zadura najciekawszy jest między środkiem wyrazu a środkiem przekazu. Gdy pisze wiersze zewnętrzno-wewnętrzne. Wówczas z jednej strony mamy do czynienia z poetą, który jest wyczulony na drgania współczesności, poszukującym inspiracji poza granicami swojego języka (także dosłownie), a z drugiej strony z autorem świadomie igrającym ze swoją przez lata wypracowaną literackością. To poeta, który godzi się na ograniczenia wiersza i jednocześnie chce je przełamywać, ironizując, grymasząc, parodiując. Jest milczącym obserwatorem i zaskakującym gadułą. Jakby jego fraza była ponad wszystko.

/em


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.