Krzysztof Koehler,
„Od morza do morza”

Karol Francuzik

Przewrotny erotyk, czy wyznanie wiary? Poetyckie placebo, a może miłosna konfesja? Takich niejasnych i nieoczywistych miejsc w książce „Od morza do morza” czytelnik znajdzie więcej

Jeszcze 1 minuta czytania

Na mapie współczesnej literatury Krzysztof Koehler należy do autorów dobrze zadomowionych i z wielu powodów ważnych. Autor kilku tomów poezji – m.in. „Wiersze” (1990), „Nieudana pielgrzymka” (1993), „Partyzant prawdy” (1996), „Trzecia część” (2003), „Porwanie Europy” (2007) – ale także: eseista, krytyk literacki, redaktor słynnego „bruLionu” i współpracownik „Frondy”; uczestnik ważnych debat (np. o klasycyzmie), były dyrektor TVP Kultura, literaturoznawca, profesor na UKSW.

Krzysztof Koehler, „Od morza do morza”.
Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum
Animacji Kultury w Poznaniu, 61 stron,
w księgarniach od stycznia 2012
Zaradny konserwatysta manifestujący przywiązanie do przeszłości i do tradycji chrześcijańskiej, poetycki erudyta, wierny rebeliant pielgrzymujący w czasie, klasycystyczny bojownik o polskość i ojczyznę – to tylko pierwsze z brzegu wlepki (lekko strawestowane przeze mnie, przyznaję) – które przez lata przyklejano poecie; zresztą z powodzeniem. Nie twierdzę, że bez racji byli ci, którzy to robili. Nie sądzę też, że te określenia mówiły o poecie cokolwiek ponad to, co bezpośrednio wyrażały. Nie etykiety pozycjonują Koehlera wysoko w hierarchii literackiej, ale (proszę wybaczyć truizm) jego wiersze, które im dalej są od prostolinijnych i jednowymiarowych czytelniczych przekonań, tym więcej zyskują. A poeta Koehler nie jest ani bezbarwny, ani tym bardziej prosty.

Czy przekonują mnie wiersze pomieszczone w nowym tomie „Od morza do morza”? Tak, bo stawiają opór, nie poddając się przy pierwszym czy drugim czytaniu. Żądają powrotów. Wciągają jakimś wewnętrznym, niewytłumaczalnym żarem gorliwości. Czasem jednak są dalekie, zimne i chłodne (nie bez znaczenia jest metaforyka wiatru), innym razem pozostają bliskie skóry, zaskakująco czułe być może nawet dla samego autora, a może i jemu wbrew: 

Znajdziemy się pod wielkim kocem. W szarym kokonie.
(…)
Zostanie czarna jakaś przestrzeń. Której
Nawet nazwać nie będę umiał.
I nie będę już mógł Ciebie kochać coraz więcej

Przewrotny erotyk, czy wyznanie wiary? Poetyckie placebo, a może miłosna konfesja? Takich niejasnych i nieoczywistych miejsc w książce „Od morza do morza” czytelnik znajdzie więcej. I w tym tkwi chyba największy atut tych wierszy, że domagają się od nas wysiłku, konfrontacji z własnymi przekonaniami, a nawet – to moje prywatne odkrycie – słabościami.

Byłby zatem Krzysztof Koehler autorem tyleż spolegliwym wobec własnej twórczości i czytelników, co niepokornie zaczepnym. Być może. Mam wrażenie, że te wiersze raczej ufają osobliwości poetyckiego przekazu, oddaniu literaturze (i w tym sensie kulturze w ogóle) czy naszym zmysłom i porachunkom, niż stawiają pytania o istotę wypowiedzi. Gdy ważniejsze jest to, kto nas słucha, niż to, jak mówimy, poezja może być rodzajem intelektualno-duchowej przygody, w której czytelnik i autor mają do odegrania jakieś (jakie?) role. Nie chodzi mi o to, że te wiersze są puszczone samopas, wręcz przeciwnie: poeta cyzeluje słowa i frazy, zamykając je w jednorodną całość. I bez wątpienia Koehler ma rozpoznawalny styl, który trudno do końca zdefiniować. Wiersz jest frapującym gestem, oczekiwanym znakiem – ale nie stygmatem – zapowiedzią, a czasem mimowolnym wyznaniem. Zaczepność byłaby z kolei czymś w rodzaju ofensywy wiersza pisanego serio przeciw kokieterii literackiej i prostemu przypodobaniu się; wiernością swoim przekonaniom pisarskim mimo wszystko. Może dlatego poeta nie ma problemu z tym, po co pisze – to jasne: żeby zaświadczać i relacjonować swoje zaangażowanie, bez grymasów i puszczania oka w stronę widowni.

W tomie „Od morza do morza” są wiersze, które domagają się od czytelnika dyskusji, sytuując się w kręgu poetyckiej publicystyki, rozumianej jako indywidualna odpowiedzialność. Myślę tu szczególnie o tekstach powstałych po 10 kwietnia 2010 roku („Odpowiedź” czy niektóre z cyklu „Niepodległość”). Ale nawet wówczas – a może przede wszystkim – Koehler nadal chce rozmawiać, bo poezja służy przecież ścieraniu się poglądów, burzeniu stereotypów, otwieraniu się na inne języki.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.