Splądrowane ruiny nowoczesności
Likwidacja Pruitt-Igoe / U.S. Department of Housing and Urban Development Office

Splądrowane ruiny nowoczesności

Jakub Banasiak

Chcę wierzyć, że Zachęta celowo skonstruowała wielowarstwową narrację o upadku utopii nowoczesności. A jeśli nawet nie, warto spojrzeć na wystawy Milacha, Łopieńskiego, Tobisa i „Nowej rzeźby?” z tej właśnie perspektywy

Jeszcze 4 minuty czytania

Odpowiedź Zmyślonego Banasiakowi czytaj tutaj

Wprawdzie na dwutygodnik.com ukazała się już recenzja wystawy „Nowa rzeźba?”, ale wydaje się, że zarówno sama ekspozycja, jak i pojawiające się w jej orbicie zagadnienia, domagają się obszerniejszego i chyba nieco bardziej precyzyjnego komentarza. Tekst Iwo Zmyślonego – poza tym, że jest sumiennym wyliczeniem obecnych na wystawie prac – zaskakuje głównie natłokiem sformułowań w rodzaju „na co tutaj patrzeć, żeby się nie pogubić?”, „Gdzie postawić nogę, żeby się nie zaplątać?”. Nikomu nie odmawiam prawa do poetyckiej interpretacji wystaw sztuki najnowszej, jednak stwierdzenia pod tytułem „prace [Thei Djordjadze i Wade’a Guytona] to swoiste hommages dla meblarskiego dizajnu” czy „Martin Boyce – twórca masywnych kratownic i żeliwnych gałęzi”, powodują, że warto trochę poszerzyć ujęcie zaproponowane przez Zmyślonego. Bo kiedy autor pisze, że „ktoś zostawił kurtkę na jednym z tych [Boyce'a] dzieł sztuki”, to trudno już się połapać, czy tylko żartuje, czy naprawdę tak sądzi.

3 WYSTAWY W ZACHĘCIE

„Nowa rzeźba?”, artyści: Martin Boyce, Thea Djordjadze, Kasia Fudakowski, Jerzy Goliszewski, Wade Guyton, Mai‑Thu Perret, Monika Sosnowska, Tatiana Trouvé; kuratorka: Maria Brewińska, do 13 maja 2012

„Ziemie podwójnie odzyskane. Bogdan Łopieński, Andrzej Tobis, Krzysztof Żwirblis”; kuratorka: Hanna Wróblewska, do 13 maja 2012

„Rafał Milach. 7 pokoi”, kuratorka: Joanna Kinowska, do 1 kwietnia 2012

Najbardziej zadziwił mnie jednak koniec recenzji Zmyślonego: „Całość imponuje bogactwem form i treści. [...] Ale co takiego te wszystkie prace łączy? Czego się dowiemy na temat nowej rzeźby? Chyba tego tylko, że wciąż jest przestrzenna. Bo poza tym przestała być tym, czym była – stała się mozaiką, instalacją, obiektem minimalnym, post-dizajnem, environmentem. W odróżnieniu od rzeźby tradycyjnej, bardziej niż przez materię działa poprzez język”. Otóż wydaje mi się, że jest dokładnie na odwrót – po pierwsze, całość zaskakuje raczej powtarzalnością form i treści, a nie ich bogactwem; po drugie w Zachęcie dostaliśmy przegląd stosunkowo zachowawczych rzeźb, gdyż ta dyscyplina sztuki już od dłuższego czasu może być i bywa „instalacją, obiektem minimalnym, environmentem”, a pewnie nawet „post-dizajnem” – cokolwiek to znaczy; po trzecie, zgromadzonych na wystawie obiektów nie łączy bynajmniej jedynie to, że są one „przestrzenne” (ani nawet to, że dominuje biało-szaro-czarna gama barwna) – łączy je natomiast bardzo konkretne odczytanie (może lepiej: wizja) modernizmu, a w szerszym planie – nowoczesności.

Maurycy Gomulicki, „W-wa”, 2007, dzięki uprzejmości
artysty i galerii Leto
Dodajmy od razu, że wizja to również nienowa, a sprowadzić ją można do postrzegania nowoczesności przez pryzmat malowniczych ruin niegdysiejszej utopii. W tym miejscu z kronikarskiego obowiązku trzeba przywołać cytowany już wielokrotnie fragment wypowiedzi Charlesa Jencksa, amerykańskiego badacza i krytyka architektury: „Architektura modernistyczna umarła w St. Louis w stanie Missouri 15 lipca 1972 roku o godzinie 15.32, kiedy to niesławne osiedle Pruitt-Igoe, a raczej kilka z jego wielkopłytowych bloków, otrzymało coup de grâce za pomocą dynamitu. […] Ruiny powinny, bez wątpienia, zostać zachowane. Powinny zostać objęte nadzorem konserwatorskim, byśmy mogli zachować żywą pamięć o tej architektonicznej i urbanistycznej klęsce”.

Żywą pamięć o nowoczesności pielęgnują bez wątpienia artyści i kuratorzy sztuki współczesnej – i to nie tylko celebrując ruiny. W 2007 roku Roger Buergel i Ruth Noack, kuratorzy 12. edycji Documentajeden z głównych wątków imprezy zamknęli w bon mocie „Czy nowoczesność to nasz antyk?”. W tym samym roku na Biennale w Wenecji Monika Sosnowska pokazała gargantuiczną „ruinę” socmodernizmu, która niemal rozsadzała polski pawilon. Praca Sosnowskiej była zresztą zwieńczeniem trendu, który dało zauważyć się w polskiej sztuce mniej więcej w połowie pierwszej dekady XXI wieku. Jego istotą była fascynacja rodzimą wersją modernizmu, a mówiąc ściśle – jego ruinami. Poza pracami samej Sosnowskiej, należy wymienić tu choćby malarstwo Majki Kiesner, quasi-archeologiczne poszukiwania Maurycego Gomulickiego zsumowane w albumie „W-wa” (2007), szereg płócien Wilhelma Sasnala czy prace Nicolasa Grospierre'a. Zjawisko to starał się podsumować Stach Szabłowski w tyleż monumentalnej co nieudanej wystawie „Betonowe dziedzictwo. Od Le Corbusiera do Blokersów” (również 2007). Z kolei grupa Twożywo „plądrowała ruiny nowoczesności” już w latach 90. Nie można tu nie wspomnieć, że iście rakietowego „paliwa” dostarczyli artystom deweloperzy i władze miasta Warszawy, które przyzwoliły na zburzenie Supersamu (2006). Paweł Giergoń, główny organizator protestów przeciwko anihilacji tego arcydzielnego budynku, podsumował te wydarzenia wystawą „Tu zaszła zmiana” (znowu 2007). Stan twórczego wzburzenia niestety utrzymał się – w 2008 roku rozebrano nienaganny architektonicznie Pawilon Chemii, w 2011 brutalistyczny dworzec w Katowicach.

Twożywo (wtedy jako Pinokio), Plądrujemy ruiny
rzeczywistości,
1996
Od czasu krucjaty w obronie Supersamu wiele się zmieniło – w debacie publicznej na dobre zagościł temat jakości architektonicznej spuścizny PRL-u, a zwolennicy jej konserwowania nie są już uważani za wariatów. Filip Springer, autor tomu „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL”, jeszcze przed rynkowa premierą otrzymuje od tygodnika „Polityka” trzy strony na wyłożenie swoich racji. I choć artyści raczej przestali eksploatować podobne obszary, trwają prace badawcze i odkrywane są kolejne „warstwy” kultury wizualnej PRL-u, jak mozaiki, fotografie czy murale. Tu zaszła zmiana.

Również na planie sztuki zachodniej nie słabnie zainteresowanie resztkami po modernizmie, by wspomnieć choćby wystawę „Ruiny modernizmu. Archeologia współczesności” w wiedeńskiej Generali Foundation (2009), Berlin Biennale przygotowane przez Adama Szymczyka i Elenę Filipovic (2008), czy kariery takich twórców jak Aleana Egan (ur. 1979) czy Cyprien Gaillard (ur. 1980), któremu udaje się sproblematyzować omawiane tu zagadnienia w poetycki, subtelny, wieloznaczny, a przy tym dobitny sposób.

Wystawa „Nowe rzeźba?” wpisuje się więc w dość rozległe konteksty i nie jest bynajmniej przejawem nowego, co zdaje się sugerować kuratorka Maria Brewińska. To raczej prezentacja zjawiska, które okres dynamicznego rozwoju ma już za sobą – dość powiedzieć, że Martin Boyce w zeszłym roku otrzymał Nagrodę Turnera, a ta nie przypada przecież ani debiutantom, ani artystom „rokującym”. Wystawa w Zachęcie jest więc po pierwsze przewidywalna: to różne odsłony dobrze już znanej poetyki. 

Martin Boyce, We are Resistant. We Dry Out in the Sun
(This place opens and unfolds us) 2004 kolekcja/coll. FRAC
BOURGOGNE dzięki uprzejmości/courtesy of FRAC BOURGOGNE
„Nowa rzeźba?” prezentuje nowoczesność, która się rozpadła, pozostawiając po sobie malownicze ruiny. Artyści eksploatują resztki, wyimki, to prace korodujące, kruche, „słabe”, rozłażące się, a-monumentalne – by przywołać tytuł głośnej wystawy, która odbyła się w nowojorskim New Museum w 2007 roku. Tatiana Trouvé pokazuje więc rzeźbiarską instalację złożoną z powyginanych rurek przywodzących na myśl przyrządy do ćwiczeń w siłowni, co chyba pozwala interpretować tę pracę jako wypowiedź o konieczności rozproszenia „twardej” władzy. Artystka mogłaby zresztą zamienić się pracami z Wadem Guytonem – nikt nie zobaczyłby różnicy. Minimalnie inne ujęcie proponuje Kasia Fudakowski, która do motywu rurek, kratownic i drabinek wprowadza obłe – chciałoby się powiedzieć: „kobiece” – formy utrzymane w delikatnych, pastelowych kolorach. Z kolei praca Moniki Sosnowskiej imponuje skalą, ale za to gdzieś ulotnił się duch jej starszych, szczególnie tych „przestrzennych” prac – nie potrafię spojrzeć na „Schody” (podobnie jak i na szereg innych nowych prac artystki) inaczej jak tylko na niezwykle estetyczny artefakt. To dobry symbol wyczerpania poetyki „modernistycznych ruin”. Inna artystka z Europy Środkowo-Wchodniej, czyli Thea Djordjadze, niestety reprezentowana jest tylko jedną pracą – jak dowiadujemy się z gazetki towarzyszącej wystawie, „na przekór wystawom Djordjadze, złożonym zazwyczaj z rozbudowanych instalacji rzeźbiarskich”. Mając w pamięci kapitalną wystawę Djordjadze w Fundacji Galerii Foksal, wolałbym żeby przekora kuratorów z Zachęty manifestowała się na nieco innych płaszczyznach. Na wystawie znajdziemy też reprezentatywny, choć skromny przegląd rzeźb Martina Boyce'a, jedną pracę Jerzego Goliszewskiego oraz najbardziej dosłowne z całej wystawy przedstawienia Mai-Thu Perret.

Do krachu utopii nowoczesności odnoszą się więc rzeźby będące formalnym przeciwieństwem modernistycznych posągów, które mimo eksperymentalnych form, ciągle były przecież monumentalnymi statuami. Wszystko to składa się na katalog form od lat obecnych w polu sztuki współczesnej. Warto jednak zwrócić uwagę, że artyści biorący udział w „Nowej rzeźbie?” pozostają w niejakim rozkroku: z jednej strony są „programowo” a-monumentalni, z drugiej – ulegają czarowi odpadów nowoczesności, przyjmują tę estetykę za swoją, niemalże ją fetyszyzując. Jakby jednocześnie przyswoili krytyki nowoczesności i nie chcieli przyjąć ich do wiadomości. W konsekwencji pęka również sama wystawa: nie będąc ani prezentacją historyczną, ani odkrywczym pokazem nowych form, nie jest ani krytyczna, ani zaskakująca estetycznie.

Rafał Milach z cyklu „7 pokoi”, Jekaterynburg,
dzięki uprzejmości artysty
Żeby umieścić „Nową rzeźbę?” w szerszym kontekście wystarczy... zwiedzić pozostałe wystawy mające obecnie miejsce w Zachęcie: „7 pokoi Rafała Milacha, a przede wszystkim dwie części ekspozycyjnego tryptyku „Ziemie podwójnie odzyskane te autorstwa Bogdana Łopieńskiego i Andrzeja Tobisa. Chcę wierzyć, że Zachęta celowo skonstruowała wielowarstwową narrację o upadku utopii nowoczesności – w jej artystycznym, politycznym i społecznym wymiarze. A jeśli nawet nie, warto spojrzeć na wystawy w Narodowej Galerii z tej właśnie perspektywy – wszystkie wtedy zyskają, nie tracąc przy tym niczego.

Na parterze znajdujemy głośne „7 pokoi Rafała Milacha. Jak głosi kuratorska notka, „Rafał Milach przedstawia historie Rosjan, którzy urodzili się jeszcze w ZSSR, ale w dorosłość wchodzili już w putinowskiej Rosji. Jest to opowieść o zwykłych ludziach, ich przyjaciołach, rodzinach oraz o świecie, w którym żyją. W zdjęciach Milacha nie znajdziemy ani skrajności, ani sensacji”. Ale w interesującym nas ujęciu to przede wszystkim portret świata, w którym nowoczesność zawaliła się pod własnym ciężarem. To, co artyści skupieni na wystawie „Nowa rzeźba?” estetyzują i zamieniają w muzealne obiekty, u Milacha dostajemy z całą dosłownością. Zwyczajność tych zdjęć, wspomniany brak „skrajności i sensacji”, to ich największy atut: oglądamy ruiny nowoczesności ciągle zamieszkałe przez ludzi – zniszczone, rozwalające się i przesiąknięte pesymizmem. Budynków z fotografii Milacha nikt nie wysadzi w powietrze, nikt nie wpisze ich także do rejestru zabytków. To żywe pomniki, prawdziwie współczesne dzieło sztuki – rozciągnięte w czasie i ciągle zmieniające swoje parametry. Zachód przepracował swoją nowoczesność, a Wschód, wcześniej doprowadzając ją na skraj intelektualnej konsekwencji, ciągle żyje w jej ruinach. Wizja przedstawiona przez Milacha nie jest sexy jak rzeźby z pierwszego piętra Zachęty. Jest za to prawdziwa.

Andrzej Tobis, „Pole bramkowe”,  z cyklu Gabloty edukacyjne
2006
Ale nowoczesność to nie tylko pragnienie uczynienia ludzkiego życia bezpiecznym, wyeliminowania z niego przypadku. To przede wszystkim utopijne założenie, że rzeczywistość można zmierzyć, policzyć, i na tej podstawie zaprojektować nowe życie dla nowego człowieka – doskonałe i spełniające wszystkie jego potrzeby. Miała to być egzystencja uporządkowana od detali po generalia – od zastawy stołowej po urbanistykę. I taki też świat pokazał Andrzej Tobis w kapitalnym cyklu „A–Z (Gabloty edukacyjne)”. Artysta postanowił zrobić to, do czego powołana została nowoczesność: okiełznać świat, zdefiniować go w każdym aspekcie, w każdej dziedzinie życia. Tobis, bazując na hasłach polsko-niemieckiego słownika ilustrowanego (właściwie: peerelowsko-enerdowskiego), fotografuje poszczególne obiekty, ludzi, budynki... W ten sposób uzyskał niezwykle sugestywną syntezę istoty nowoczesnego projektu, a przy okazji dzieło otwarte, bez końca, utopijne jak sama nowoczesność. Co widać na zdjęciach Tobisa? Rubieże nowoczesności, świat dziki, brzydki, utytłany, zardzewiały, ledwo trzymający się na nogach. Trwający siłą przyzwyczajenia. Na planszach Tobisa oglądamy zresztą wiele obiektów, które służą rzeźbiarzom z sąsiednich sal za inspirację: kraty w oknach, geometryczne zdobienia, eleganckie reliefy, gabloty, zdezelowane parkowe rzeźby. Zdjęcie nr 105 (der Torraum / pole bramkowe) przedstawia wysypisko starych bramek na jakimś zapuszczonym boisku. To rzeźba lepsza niż te Tatiany Trouvé.

Prezentacja zdjęć Bogdana Łopieńskiego wykonanych podczas I Biennale Form Przestrzennych w Elblągu w 1965 roku odsyła nas do artystycznego wymiaru utopii nowoczesności. Produkcja rzeźb na elbląskie Biennale została zlecona zakładom mechanicznym Zamech, a całą operację odtrąbiono jako udaną kooperacjaę środowisk artystycznych i robotniczych. I o ile to ostatnie należy włożyć między propagandowe bajki, faktem jest, że Elbląg stał się rezerwuarem modernistycznej „nowej rzeźby” o konstruktywistycznej proweniencji. Było tak jak w teorii: artyści wyszli do ludu i ofiarowali im swoje dzieła. Do 1987 roku powstało w Elblągu aż 48 monumentalnych realizacji rzeźbiarskich.

Jedna z form przestrzennych w Elblągu współcześnieEleganckie czarno-białe odbitki – nie tylko te autorstwa Łopieńskiego – konserwują modernizm jako nieskazitelny, posągowy. Na zdjęciach budynki nie mają jeszcze zacieków, tynk się nie łuszczy, detale nie korodują, a ludzie zamieszkujący idealne, sterylne przestrzenie to istoty promiennie uśmiechnięte i spełnione. Podobnie jest z rzeźbami z Elbląga, tymczasem obecnie to kolejne modernistyczne ruiny, pozostawione same sobie, obdrapane i zniszczone. I prawdopodobnie meblujące miejską przestrzeń w sposób niezwykle inwazyjny dla przeciętnego mieszkańca. Cóż, nowoczesność wiedziała lepiej jak zaprojektować świat. Przypomina o tym telewizorek wstydliwie ukryty w rogu sali, na którym wyświetlono slajdowisko z dzisiejszego Elbląga. Wolicie pielęgnować iluzję o nieskazitelnym modernizmie? Idźcie na „Nową rzeźbę?”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.