Autorzy wspomnień i nekrologów Adama MCA Yaucha nie mieli żadnych wątpliwości – jego śmierć jest jednocześnie śmiercią Beastie Boys. Opłakiwanie MCA stało się także opłakiwaniem jednego z najbardziej wpływowych i znaczących zespołów ostatnich 30 lat. Bo ta trzygłowa bestia pozbawiona jednej głowy nie ma prawa przetrwać, a jeśli wziąć pod uwagę to, jak bliskie (także pozamuzyczne) więzy łączyły członków grupy, nie ma również sensu. Ciekawe, że na początku ich kariery można było odnieść podobne wrażenie – to jest bez sensu, to nie ma prawa się udać.
dla dwutygodnik.com:
Dla dzieciaka wychowanego na punku, który zaczyna jarać się rapem byli idealnym przejściem. Może potem nie byłem nigdy jakimś mega oddanym fanem, ale czasy np. „katowania” kasety „Chceck Your Head” to dla mnie najważniejszy okres edukacji muzycznej.
Karol „Pjus” Nowakowski
No bo jak może się udać projekt hip-hopowego zespołu złożonego z trzech chłopców z dobrych żydowskich rodzin, którzy z prawdziwym życiem ulicy mają tyle wspólnego, co z niedzielnymi mszami w kościele, czyli nic. W dodatku chłopcy ci zaczęli swoją muzyczną przygodę od hardcore’u, tworząc na początku lat 80. zręby jego nowojorskiej sceny. Na szczęście nie szło im jakoś szczególnie, o czym świadczą pojedyncze nagrania fatalnej jakości z ich ówczesnych koncertów, które znaleźć można w internecie.
Na początku 1983 ukształtował się ostateczny osobowy kształt Beastie Boys: Mike D (Mike Diamond), MCA (Adam Yauch), Ad-Rock (Adam Horovitz) – a zespół nagrał swoją pierwszą małą płytę. To były zaledwie cztery krótkie utwory, bez których historia muzyki byłaby zupełnie inna. Znalazła się na niej tytułowa kompozycja „Cooky Puss”, będąca pierwszym hip-hopowym nagraniem Bestii. Wsamplowany fragment rozmowy telefonicznej, zapętlony podkład muzyczny, rapowanie, rytmiczne pokrzykiwania, niewybredne seksistowskie żarty. Tak zaczął kształtować się nowy muzyczny styl grupy.
„Cooky Puss” stało się hitem w nowojorskim undergroundzie, co było dla tria wyraźnym sygnałem, by pożegnać się z hardcorem. Natomiast inny utwór z tej płyty, pod znamiennym tytułem „Beastie Revolution”, postanowiły „pożyczyć” sobie do telewizyjnej reklamy British Airways. Odszkodowanie wyniosło 40 000 dolarów, a Beastie Boys pieniądze te przeznaczyli na wynajęcie studia mieszczącego się przy 59 Chrystie Street w nowojorskim Chinatown. Muzycy nie tylko tam pomieszkiwali, ale przede wszystkim przeprowadzali próby, których efekty świat miał poznać już wkrótce.
Beasties mieli na mnie kolosalny wpływ, bo to był pierwszy zespół rapowy jaki słyszałem. I to jeszcze w podstawówce, więc konkretnie dawno. Miałem piracką kasetę „License to Ill” i na koloniach namalowałem sobie to logo flamastrem na jeansowej kurtce. Przez długie lata był to mój ulubiony rapowy zespól. W liceum pojechałem na miesiąc do ciotki do Londynu. Tam utleniłem sobie włosy a la Mike D. Układ był prosty - mogłem to zrobić w zamian za rzucenie palenia. To był jedyny raz w życiu kiedy mi się to udało. Z wysp wróciłem triumfalnie z płytą „Ill Communication” na CD. Zaraz po przyjeździe poszedłem z nią do Hybryd i właśnie z mojego egzemplarza Volt grał na imprezie „Sabotage” po raz pierwszy.
Tede, raper i głównodowodzący wytwórni Wielkie Joł
Z takich znaczących i szczęśliwych zbiegów okoliczności składa się w zasadzie cały początek kariery zespołu. Kiedy oni porzucali hardcore dla hip-hopu, swoją wytwórnię Def Jam zakładał legendarny dziś Rick Rubin, fan mocnego rocka i rapu. Bestie znali go, bo wcześniej był didżejem na kilku ich koncertach. Wkrótce to on właśnie wyda ich kolejną płytę. Dzięki znajomościom nowego menedżera ruszyli na wspólną trasę z... Madonną. Jej „The Virgin Tour” był wielkim sukcesem gwiazdy popu, ale także hip-hopowego tria. Kiedy pojawiali się na scenie z puszkami piwa w rękach i zaczynali wykrzykiwać obsceniczne teksty, publiczność była zszokowana, a oni na ustach wszystkich. Nie w pozytywnym sensie, ale szum, który powstał wokół nich, zdecydowanie pomógł. Teledysk do utworu „(You Gotta) Fight For Your Right (To Party)” z debiutanckiego albumu „Licensed To Ill” postanowiła emitować MTV, która stawała się właśnie najgorętszym miejscem współczesnej kultury. A razem z nią Beastie Boys.
Szalikowcem Beastie Boys i MCA nie byłem, aczkolwiek załapałem się na spóźniony szał towarzyszący pierwszej płycie. Zawsze podobał mi się chłopacki flow tej ekipy. I to że płynnie przechodzili od nagrywania przebojów do hipisowskich psycho płyt. Szacuneczek na zawsze.
Pablopavo, artysta utożsamiany z reggae i miejskim folklorem
W efekcie wydana przez Def Jam pierwsza płyta zespołu stała się najlepiej sprzedającym się rapowym albumem lat 80. (do dziś ponad 5 milionów egzemplarzy) i pierwszym z gatunku, który wspiął się na szczyt Billboardu. A wokół Bestii zaczęła rosnąć histeria. „Prawdziwi” hiphopowcy nazywali ich kserobojami, chłopaczkami z dobrych domów, którzy koniunkturalnie sięgają po coś, co nie jest ich. Publiczność cały czas była zszokowana alkoholem lejącym się na nią podczas koncertów, roznegliżowanymi dziewczynami tańczącymi w klatkach na scenie, czy sztucznymi penisami w roli scenografii. Nic dziwnego, że „Rolling Stone” napisał o „Licensed To Ill”, że to „arcydzieło stworzone przez trzech idiotów”. Taki wizerunek Beastie Boys pielęgnowali, chowali się za nim jak za maską. Bo idiotami oczywiście nie byli. Mieli natomiast niesłychaną intuicję, odwagę i talent. Wszyscy „prawdziwi” hip-hopowcy powinni wystawić im pomnik, bo to dzięki Beastie Boys ta muzyka weszła do mainstreamu i zaczęła przynosić pieniądze. Duże pieniądze. Połączenie przez Bestie muzyki rockowej i czarnych brzmień przyciągnęło do hip-hopu zupełnie nową publiczność. W dużej części były to białe dzieciaki z klasy średniej, które wcześniej w ogóle się nim nie interesowały. To był przełom.
dla dwutygodnik.com:
O samym MCA wiem niewiele, bo zawsze postrzegałem Beasties jako monolit i nie zastanawiałem się „kto jest kto” w tym bandzie. Chyba najintensywniej słuchałem ich w trzeciej klasie liceum. Nosiłem Vansy - wąsy mi jeszcze nie rosły - testowałem na sobie różne psychodeliki i tłukłem na okrętkę album „Check Your Head” na zmianę z pierwszą płytą United Future Organization. Kocham też scenę z klipu „Sabotage”, tę w której jedzą kanapkę. To celne cliche z amerykańskich filmów gangsterskich klasy H.
Igor Spolski, jeden z liderów avantpopowych Płynów
Debiutancki album Beastie Boys otwiera kawałek „Rhymin & Stealin”, w którym słychać sample z utworów Black Sabbath, Led Zeppelin i The Clash. To nie były ulubione zespoły i dźwięki hip-hopowców, ale szybko stały się elementem rozpoznawczym zespołu. Choć jeśli bliżej przyjrzeć się liście sampli na ich płytach, to łatwo zauważyć, że Bestie sięgały nie tylko po rocka. Autorami wykorzystanych przez nich fragmentów są tak różnorodni muzycy i grupy jak Cerrone, Jimi Hendrix, Venom, Johnny Hammond, Jimmy Smith, Bob Dylan, Idris Muhammad, Donny Hathaway, The Beatles, James Brown, Johnny Cash, Steve Miller Band i wielu wielu innych. To nagromadzenie sampli na „Paul’s Boutique” z 1989 roku, drugim albumie grupy, było kolejną innowacją wprowadzoną przez Beastie Boys. Płyta, na której każdy utwór był wielowarstwową mozaiką dźwięków pieczołowicie układaną przez muzyków, w chwili premiery spotkał się z chłodnym przyjęciem i sprzedawał słabo. Dzisiaj uważany jest za przełomowe arcydzieło („Pet Sounds” / „«The Dark Side of the Moon» hip-hopu” napisze „Rolling Stone”), a techniki na nim wykorzystane świat w pełni doceni dopiero 7 lat później, gdy pracujący nad „Paul’s Boutique” producenci – Dust Brothers – zrealizują w podobny sposób płytę „Odelay” Becka. Kiedy na kolejnym albumie Bestie sięgną po żywe instrumenty i zagrają mocniej, przypominając sobie hardcorowe początki, krytycy zobaczą w nich prekursorów nu metalu, który podbił serca młodzieży w połowie lat 90. Ale wtedy Beastie Boys będą już gdzieś indziej, pozwalając na albumie „Ill Communication” zaśpiewać buddyjskim mnichom.
Białemu tworzącemu muzykę czarnoskórych już w czasach MCA i Beastie Boys nie było łatwo się wybić. Jemu udało się to, a nawet więcej. Był trendsetterem. W czasach hitów takich jak „Paul Revere”, każdy raper hiphopowiec w Nowym Jorku ubierał się jak MCA. Miał mega styl.
Red, producent znany ze współpracy z O.S.T.R’em, Varius Manx czy Monopolem
Hip-hop to oczywiście także teksty, do których trio zawsze przywiązywało wielką wagę. W nich również widać muzyczną i kulturową erudycję członków zespołu. Trochę niesłusznie uważa się – a przyczyniła się do tego wielka popularność singli „(You Gotta) Fight For Your Right (To Party)” i „Girls” („all I really want is girls”) – że na pierwszej płycie Beastie Boys śpiewają tylko o imprezach, alkoholu i dziewczynach, traktując ten ostatni temat w wyjątkowo seksistowski sposób. A przecież w rozpoczynającej „Licensed to Ill” piosence znajdziemy nawiązania do „Wyspy skarbów”, „Moby Dicka”, „Trzech muszkieterów”, czy „Opowieści z 1000 i jednej nocy”. Bestie uprawiają także popularny w rapie name-dropping, przywołując w swoich piosenkach imponującą liczbę mniej lub bardziej znanych postaci. Od Pabla Picassa, Jimmy’ego Page’a, Jerry’ego Lewisa, przez Donalda Trumpa, Elvisa Presleya, Travisa Bicykle, po Johna Woo, Johna Starka czy Brada Pitta. Nie wspominając o niezliczonych nawiązaniach do filmów, programów telewizyjnych, komiksów, tekstów piosenek, czy topografii Nowego Jorku. W połączeniu z pełną sampli muzyką ich twórczość jest jak wielki hipertekst, w którym poruszając się swobodnie po odniesieniach, cytatach, inspiracjach można poznać olbrzymią część współczesnej kultury.
Beastie Boys wielokrotnie podkreślali, że są idealnie demokratyczną strukturą, w której nie ma lidera, w której każdy ma tyle samo do powiedzenia i jest równie ważny. Ale też sami przyznawali, że kiedy wybierają się gdzieś razem samochodem, to za kierownicą siada Adam „MCA” Yauch. Krytycy uważali go za najlepszego muzyka w zespole (to jego autorstwa jest porażający basowy motyw w hitowym „Sabotage”) i artystę najchętniej poszukującego. Ten praktykujący buddysta nie tylko sprawił, że na płytach Beastie Boys pojawiły się odniesienia do tej filozofii, ale także w 1994 roku założył fundację Milarepa. Pierwotnie miała zajmować się dystrybucją tantiemów z piosenek „Shambala” and „Bodhisattva Vow”, tak by wspierały tybetańskie ruchy niepodległościowe. W końcu zajęła się ona organizacją koncertów z cyklu Tibetian Freedom, z których dochód przekazywany był na rzecz Wolnego Tybetu i na których wystąpili m.in. John Lee Hooker, Red Hot Chili Peppers, Rage Against the Machine, R.E.M., Sonic Youth, Beck, Foo Fighters, Pearl Jam, Björk, U2, Radiohead i oczywiście Beastie Boys.
Adam Yauch realizował także teledyski dla Bestii. Pod pseudonimem Nathanial Hörnblowér wyreżyserował klipy m.in. do piosenek „Intergalactic”, „Shake Your Rump”, „Body Movin”, „Pass the Mic”, „Sabotage”, czy ostatni „Make Some Noise”, będący sentymentalną podróżą do początków istnienia grupy. Owocem jego filmowych zainteresowań było także powołanie do życia firmy dystrybucyjnej i producenckiej Osciloscope. To dzięki niej na ekrany amerykańskich kin trafiły takie filmy, jak „Wyjście przez sklep z pamiątkami”, „Musimy porozmawiać o Kevinie”, „Niedokończony film”. Yauch uważany był także za najbardziej świadomego muzyka Beastie Boys. To on w 1998 roku podczas gali nagród MTV wygłosił długą mowę w obronie muzułmanów, i to on w piosence „Sure Shot” przeprosił kobiety za seksistowskie teksty z pierwszych płyt, wyznając im miłość i szacunek.
Akurat jechaliśmy busem na koncert we Wrocławiu, kiedy kolega powiedział, że nie żyje Adam Yauch. Chyba nie można wyobrazić sobie gorszego momentu. Parę dni wcześniej myłem okna w chacie, i słuchałem ostatniej płyty BB. I miałem te same miłe mrówki na plecach, jak wtedy, gdy zobaczyłem pierwszy raz teledysk do „Sabotage”. MCA był człowiekiem który przeformatował moje spojrzenie na hip-hop i na jego pochodne. Otworzył kolejną szufladkę z muzyką. I do 4 maja cały czas coś do niej dorzucał…
Jarek Ważny, puzonista Kultu i Większego Obciachu
Ciągle się zmieniający, poszukujący, nieustannie łączący muzyczny ogień z wodą zespół w 1999 roku jako pierwszy w historii otrzymał prestiżowe nagrody Grammy w dwóch zupełnie odległych kategoriach: najlepszy alternatywny album za „Hello Nasty” i jednocześnie za najlepszy rapowy utwór za „Intergalactic” z tej płyty. Ich single potrafiły być jednocześnie na listach przebojów R’n’B, rapowych, hiphopowych, rockowych, tanecznych. Dzięki temu muzycznemu ekumenizmowi słuchali ich wszyscy, a ich wpływ trudno przecenić. 14 kwietnia tego roku Beastie Boys zostali wprowadzeni do słynnej Rock’n’Roll Hall of Fame, będąc w niej trzecią hip-hopową grupą – po Grandmaster Flash and The Furious Five i Run–D.M.C. Stan zdrowia walczącego z rakiem Adama Yaucha nie pozwolił mu uczestniczyć w tej uroczystości. MCA zmarł 3 tygodnie później. Hołd złożyły nie tylko wielkie postaci świata muzyki i sztuki, czy koszykarze New York Knicks, ale specjalną uchwałą także senat stanu Nowy Jork.
Większość wypowiedzi muzyków zebrał Marcin Flint.