Ludzie mnie pytają, czy Iwo Zmyślony istnieje. No więc nie, dementuję: nazywam się inaczej, nie ma mnie na fejsbuku i piszę pod pseudonimem. Tym samym z Oskarem Dawickim posiadam wiele wspólnego – słyszeliście o jego „Show ontologicznym” (2001)? Artysta rozdał ankiety, w których zapytał publiczność o to samo. Plebiscyt wypadł relatywnie pomyślnie – w istnienie Dawickiego wątpił jedynie co piąty badany.
Obaj z Oskarem Dawickim jesteśmy romantykami i obaj się tego wstydzimy, bo romantyk to frajer. Z jednej więc strony wierzymy w sztukę przez duże „S” oraz bliżej nieokreślone formy transcendencji, z drugiej zaś dobrze wiemy, że w życiu tak naprawdę chodzi o lans i robienie kasy. Obaj mieliśmy jednak swoje frajerskie pięć minut, po których nic już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Dla Oskara czymś takim było psychiczne zderzenie ze Zbigniewem Warpechowskim, blisko dwadzieścia lat temu. A Warpechowski, jak wiemy, to twórca w duchu Tadeusza Kantora – bezwzględnie wymagający, traktujący sztukę w sposób śmiertelnie poważny. Jego radykalne, liryczno-drastyczne działania, a nade wszystko osobista charyzma, stały się dla Dawickiego źródłem artystycznej traumy oraz absolutnym punktem odniesienia. Od tamtej pory Oskar przede wszystkim przeprasza: on też chciałby wzbudzać metafizyczne dreszcze, sięgając tajemnic ludzkiej egzystencji, ale niestety się nie da.
PERFORMER
Galeria Art Stations, Stary Browar, Poznań
od 18 stycznia do 5 maja 2013
Cała twórczość Dawickiego jest więc przesycona motywami niemocy, wycofania i porażki. Artysta łka, kaja się, bierze na siebie winę („I’m sorry”, 2004); nie stawia się na wernisaż (Kraków 2001, Orońsko 2003, Reykjavik 2010); markuje ucieczkę przez okno („Wyjście”, 2009), tudzież przez ścianę galerii („In Homage to Bruce Lee”, 2003); organizuje loterię, w której każdy przegrywa („Fatalna loteria”, 2010); uprawia meditatio mortis paczkowanej żywności, odmierzając dni i godziny terminu przydatności do spożycia („Vanitas”, 2005).
Mniej więcej w taki to nastrój spleenu i cierpkiej ironii wprowadzają nas prace w poznańskiej galerii Art Stations. W roli etatowego kuratora Dawickiego wystąpił tu Łukasz Gorczyca, flancując w serce shopping mall Stary Browar namiastkę genius loci warszawskiego Rastra. „To bardzo konserwatywna, muzealna wystawa” – odparł, gdy go spytałem, o co właściwie chodzi. „Oskar podejmuje odwieczne tematy sztuki – śmierci i samotności, ewokując postromantyczną figurę geniusza, niezrozumianego przez innych, pogrążonego w egzystencjalnym bólu istnienia” – tłumaczył z tajemniczym uśmiechem, a ja potakiwałem. Przestrzeń wypełniają konceptualne obiekty, które aż pulsują od wieloznaczności. Oprócz realizacji samego Dawickiego – takich jak „Bałwan cytatów” (2005), „Miejsce w sercu” (2008) czy zachwycające „After Christmas forever” (2005) – zobaczymy też prace Anety Grzeszczykowskiej, Zofii Kulik, Anny Niesterowicz, Anny Molskiej, Zbigniewa Rogalskiego i Zbigniewa Libery.
fot. Bartek Buśko / dzięki uprzejmości Art Stations
Z wystawy na pewno będziecie zadowoleni. Mnie jednak zaciekawiła ona nie tyle sama w sobie, ale jako wycinek dużo większej całości. „Performer” to bowiem szeroko zakrojony projekt kuratorski spod znaku intermedialnej transgresji i osmozy – kino spotyka tu sztukę, a sztuka przenika się z życiem, paktując na boku z biznesem i literaturą. Rozwinięciem wystawy jest fabularyzowana biografia Dawickiego – specjalnie na tę okazję wznowiona i poszerzona. Prawdziwym clue programu jest jednak film w reżyserii Łukasza Rondudy i Maćka Sobieszczańskiego, którego przedpremierowy pokaz zaplanowano na początek maja tego roku. Póki co, jego krótkie fragmenty zobaczymy w towarzystwie prac z kolekcji Grażyny Kulczyk. Zamieniają one drugie piętro Art Stations w namiastkę sali kinowej, a wystawione w niej rzeźby Abakanowicz i Althamera w dziwną, milczącą widownię, jakby teleportowaną z innego wymiaru. Tak oto Gorczyca z Rondudą stworzyli Gesamtkunstwerk na miarę swych możliwości – rzeczywistość została tu zmiksowana z fikcją, awangardowy mainstream z prywatnym kapitałem, a liryczny konceptualizm z fundraising i budget planning.
fot. Bartek Buśko / dzięki uprzejmości Art Stations
Narzuca się jednak pytanie: co na to wszystko powie Zbigniew Warpechowski? Czy jego duchowi pupile nie pomylili drogi? Przyznam, że zaczynam mieć problem z wystawą Dawickiego, zwłaszcza gdy sobie przypomnę jego błyskotliwe prace, które wyśmiewały rynkowe mechanizmy świata sztuki, jak choćby słynne „10 000 PLN” (2007), „Budżet story” (2007) albo wstawiony do galerii działający bankomat (2008). Czy w tym mauzoleum blichtru i konsumpcji, jakim jest Stary Browar, twórczość Dawickiego wciąż może prowadzić konstruktywny dialog z postawą takich herosów konceptualizmu, jak Natalia LL, Andrzej Partum, Marek Konieczny albo Krzysztof Zarębski?
fot. Bartek Buśko / dzięki uprzejmości Art Stations
Nie chcę niczego przesądzać. Z jednej bowiem strony – czy tego chcemy, czy nie – żyjemy w kulturze coraz bardziej osmotycznej, która także na sztuce wymusza redefinicję swych granic, prowokując (ba, inspirując!) do coraz to bardziej transgresyjnych przesunięć. To, że kreatywny dialog na styku biznesu i awangardy jest możliwy, pokazuje, jak sądzę, przypadek Mariny Abramović, która zaczynała jako zbuntowana hipiska w latach 70., niebawem zaś otworzy futurystyczne centrum performansu pod Nowym Jorkiem. Z drugiej strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w przypadku całego projektu „Performer” nie mamy do czynienia z progresywnym modelem mecenatu, ale z transakcją wiązaną, którą wszyscy znamy. I niby nic w tym złego. Ze względu jednak na kruchą i subtelną naturę sztuki konceptualnej przypomina to operację na otwartym sercu.