POWAGA: Beka z beki
Milan Rubio / Flickr Attribution-NonCommercial 2.0 Generic

POWAGA: Beka z beki

Robert Siewiorek

Gdzie są dziś ludzie poważni? Nie, nie wyginęli, ale tkwią poupychani w kątach życia, bo to nie oni nadają ton. Czas, gdy mogliśmy sobie pozwolić na bezpośredniość, szczerość i otwartość, już minął

Jeszcze 5 minut czytania

Gamoniowaty siedemnastoletni okularnik – półotwarte usta, okulary „kineskopy”, rude afro, ponaciągany tiszert, na nogach syntetyczne śniegowce w stylu „Relaks” – wsiada do szkolnego autobusu.
– Co będziesz dziś robił, Napoleonie? – zagaduje inny gamoń, o parę lat młodszy.
– Kurde, nic mi się nie chce – bąka Napoleon, po czym wyciąga z teczki plastikową figurkę jakiegoś superbohatera. Dyskretnie wyrzuca ją przez okno i ciągnie na sznurku za autobusem.
Na lekcjach rysuje pegazy puszczające wiatry, a nowego szkolnego kolegę powiadamia: „Jest tu kilka klanów, z których jeden chciał, żebym się do niego przyłączył, bo jestem niezły z magicznym kosturem”.

Taki właśnie jest bohater filmu „Napoleon Dynamite” (Napoleon Wybuchowiec), niezależnej produkcji z 2004 r. nagrodzonej trzema statuetkami MTV Movie Awards. Film został uznany za manifest postironicznego poczucia humoru pokolenia Y, czyli millennialsów. Jest kwintesencją tego specyficznego podejścia do świata, który budują niedomówienia, dwuznaczności, mieszanka absurdu, pokraczności i dziwactw, nie zawsze świadoma siebie parodia i wygłup obliczony na wzbudzenie żenady. Poetyka Jarmuscha w wersji dla gimbazy.

Wybuchowiec (pośrodku) z kolegami / źródło: rottentomatoes.com

Gołbek szadoł

Premiera „Wybuchowca” była już 10 lat temu, lecz postironiczne przesłanie tego dzieła rozkwita, zwłaszcza w internecie. Fakt: powaga nigdy nie cieszyła się wśród młodych ludzi szczególnym mirem, ale dziś podupadła jak nigdy, spychana na margines przez kolejne fale zdystansowanych wobec wszechrzeczy hipsterów lub osobników hipsteryzujących.

– Go back to the shadow! You shall not pass!– krzyczy na YouTubie czarodziej w czapce przypominającej zmiętą trąbę. Swój magiczny kostur (też jest w nim dobry) i miecz wbija w żwirowe torowisko, dzielnie zastępując drogę przedwiecznemu demonowi, którego akurat zastępuje tramwaj. Z krzaków wybiega gromadka postaci w pelerynach i kapturach, a najmniejsza z nich co chwilę rozpaczliwie woła: Gandalf! Gandalf!
– Wypad stąd! Zaraz będziesz miał gołbek szadoł – wkurzony motorniczy zrazu jakby przystawia się do Gandalfa, ale potem zachowawczo sięga po komórkę.

Zanim Sylwester Wardęga wynalazł swojego psopająka i podbił nim sieć (113 milionów odsłon), to właśnie przygody Gandalfa na nasypie były bodaj najchętniej oglądanym jego dziełem.

Prześmiewcom z kanału Abstrachuje TV daleko jeszcze do takich rekordów, ale i oni mają już co pokazać. Na przykład film „Czemu nie warto być zarośniętym”, w którym uświadamiają, jak bardzo hipsterska broda przeszkadza w życiu. W jednej ze scenek dziewczyna pokazuje koleżance swoje selfie z ukochanym.
– O Jezu, jak wy ślicznie razem wyglądacie! – kwili tamta.
W drugiej wersji chłopak ma już brodę.
– O, stara, a ty sponsora znalazłaś czy udzielasz się w związku kombatantów?

Aktywizm rozlazły

Demotywatory.pl. Zdjęcie młodego brodacza z siekierą i w kraciastej koszuli ktoś opatrzył objaśnieniem nowego „trendu w męskiej stylówie znanego jako lumberseksualizm”. Rzecz w tym, że „prawdziwy lumberjack ubiera się w tym samym sklepie, w którym kupuje akumulatory. Żadne tam aberkombie i ficze, to dla pedałów jest”.

Siecią rządzi dziś beka, czyli koncentrat z ironii, kpiny, dystansu i szyderstwa. Publiczne ośmieszanie na Facebooku można urządzić wokół czegokolwiek i na temat każdego. Beka z młodszego aspiranta Janusza Ławrynowicza, z którego internauci zrobili „Pana Andrzeja”, umieszczając jego zdjęcie w różnych kontekstach jako symbol „Polaka-buraka”, doprowadziła policjanta na skraj zawału i choroby psychicznej. Jest też beka z rozmów telefonicznych, beka z „Klanu”, beka z rudego, beka z dzieci, beka z wegetarian, beka z Sosnowca, beka z typa, beka z nastolatek, beka z Jana Pawła (II), beka z Chodakowskiej (Ewy), beka z lewactwa, a nawet beka z beki dla beki.

Poza beką, w słowniku szanującego się sieciowego ironisty nie może dziś zabraknąć innych ironicznych modulantów: LOLZ (laugh out loud – sarkastycznie uśmiać się po pachy), WTHRU (who the hell are you? – a coś ty za jeden?), 2K4U (too cool for you – za fajne dla ciebie), GOML (get on my level – wejdź na mój poziom), SNH (sarcasm noted here – zauważono sarkazm), MOSS (relax, chill – wrzuć na luz) czy DBA (don’t bother asking – nie zawracaj głowy pytaniami).

Cel? Sosnowiec.

W kodeksie zachowań zasługującego na szacunek facebookowicza nie mieści się natomiast wszystko to, co świadczyłoby o zbyt poważnym traktowaniu samego siebie i braku dystansu, na przykład lajkowanie własnych statusów i zdjęć, wrzucanie zdjęć swoich dzieci (zwłaszcza małych w kąpieli), chwalenie się, gdzie teraz jesteś (tym bardziej jeśli jesteś w szpanerskiej knajpie), spamowanie tablicy, czyli udostępnianie wielu statusów i fotek, oraz hashtagi.

Aktywność – owszem, ale bez zbytniego wysilenia; za żadne skarby nie możesz pokazać, że nazbyt ci na czymś zależy. W rezultacie zamiast zaangażowania, praktykujesz slacktivism – aktywizm rozlazły, działanie wymagające niewiele więcej ponad przyznanie lajka: niby w coś wchodzisz, ale w sposób, który niewiele cię kosztuje, bez napinki. Kubeł zimnej wody na głowę w Ice Bucket Challenge to już maksimum, bo choć cały ten performance może i jest pożyteczny i modny, to zdaje się podejrzanie trącić poświęcaniem. A poświęcenie to przedpokój powagi.

Studenci fajności

„YAFUD” na Facebooku (cytuje wikary.pl): Mój brat zapytał mnie dzisiaj czy zgodzę się poćwiczyć całowanie z języczkiem przed randką z jego nową dziewczyną. Zaoferował mi nawet 50 zł. Jeśli to nie jest dla was wystarczająco chore to dodam, że jestem jego bratem.
„Muszka”:
I co sobie kupiłeś za te 5 dych?

„Ironia jest etosem naszych czasów”, hipster zaś stał się naszym „archetypem ironicznego życia” – oświadcza Christy Wampole z Uniwersytetu Princeton w tekście „How to Live Without Irony” („New York Times”, 17 listopada 2012). Ten „współczesny miejski arlekin” wiecznie goniący za niemodnym stylem (wąsy, broda), gadżetami (gramofon), hobby (gra na puzonie), świadomie manifestujący pewną nieporadność, która ma świadczyć o głębokiej samoświadomości, ten „biegły w dziedzinie społecznych form, «student fajności»” jest manifestacją ironicznego życia. Jego ironiczna, a raczej postironiczna, postawa jest tarczą przeciw krytycyzmowi, albowiem „ironia jest najbardziej samoobronnym trybem, pozwalając człowiekowi unikać odpowiedzialności za jego własne wybory, estetyczne i inne”. Ironiczny żywot współczesnego dwudziestolatka jest ukrywaniem się przed publicznością, przed światem. „Na swój sposób bezpośredniość stała się dla nas nieznośna” – utyskuje Wampole. Powaga i szczerość też.

Czemu ma służyć ten lękliwy kamuflaż? Według Wampole, ukrywaniu faktu, że tak naprawdę nie ma się światu wiele do zaproponowania, przynajmniej pod względem kultury. Wszystko już było, a skoro tak, to lepiej zachować dystans i nie afiszować się z własną wtórnością, nie angażować się – bo a nuż ktoś ukuje z tego broń przeciw nam, zdemaskuje nas albo ośmieszy? Takie defensywne życie przypomina wywieszenie białej flagi, jeszcze zanim nastąpi atak. Współczesny młody ironista jest tym bardziej zachowawczy, im mniej pewny siebie. A najbardziej osaczony czuje się w świecie, do którego najmocniej go ciągnie – świecie internetu i mediów społecznościowych. „Nasza niezdolność do radzenia sobie z rzeczami, które mamy pod ręką, jest ewidentna” – pisze Wampole.

Świat ujęty w nawias

Na kwejk.pl furorę robi m.in. film pokazujący w akcji kombajn do zbierania marchewek.

Esencję postawy postironicznej stanowi uznanie, że ktoś taki jak Napoleon Wybuchowiec jest – na przekór całej swej uderzającej obciachowości – nie tyle fajny, ile wręcz fantastyczny. Postawa postironiczna tym się od ironicznej różni, że nie polega już na mniej czy bardziej inteligentnym zapewnianiu, że kiepskie nie jest kiepskie, ale na uznaniu za oczywiste, że to niby kiepskie jest bezdyskusyjnie świetne. W postironii łączy się to, co śmieszne i żenujące, z tym, co poważne – a szwów dostrzec nie sposób.

Za sprawą sieci świat, nasze życie, traci swoją bezpośredniość. Bierzemy rzeczywistość, a przez to samych siebie, w nawias. Nagie życie, życie „realne”, staje się nieznośne w tej swojej oczywistości i namacalności. Postawa ironiczna prowadzi do zakwestionowania rzeczywistości, traktowania jej tylko jako jednego z wariantów istnienia. Zachowując bezpieczny ironiczny dystans, zawsze mogę się przecież wycofać, schować w wirtualnej (czyli umownej) rzeczywistości.

Gdzie są dziś ludzie poważni, gdzie nieironiści? – zastanawia się Wampole. Nie, nie wyginęli, ale tkwią poupychani w kątach życia, bo to nie oni nadają ton. Są nimi małe dzieci i ludzie starsi, osoby głęboko religijne i ci dotknięci poważnym cierpieniem. „I ci usytuowani w takich zakątkach polityki i biznesu, w których powaga jest panującym stanem umysłu”. Ironiczne, odrzucające powagę istnienie jest po drugiej stronie życia. To odpowiedź człowieka na nadmiar komfortu, któremu towarzyszy brak historii w życiu i poważnych wyzwań.

il. Chistopher Dombres, flickr CC BY 2.0

„Ja” zwielokrotnione

Idziesz jutro na wf? – zagaduje koleżanka koleżankę na wiocha.pl
Nie. Nie chce mi się golić nóg.
Komentarz: A potem płaczą, że są grube.

Po opublikowaniu tekstu Wamopole „NYT” przeprowadził wśród nastolatków ankietę na temat ich stosunku do ironii. Choć przyznawali się do zachowań ironicznych, w większości odrzucali sugestię, jakoby ironia była dla nich zasłoną, za którą ukrywają swoje prawdziwe ja. Zapewniali, że to ich osobowości są ironiczne.

To przeświadczenie prawdopodobnie wyrasta z potrzeby „bycia bardziej”, narzucanej ludziom przez sieć. Jak w tekście „Identity, Intersection, Irony. Doubling the Self in the Digital Age” (Tożsamość, przecięcie, ironia. Podwajanie siebie w erze cyfrowej”, Internet Research Annual, 2003) zauważa Steve Bailey z kanadyjskiego Uniwersytetu York, ironia jest dla człowieka narzędziem do „podwajania siebie” (self-doubling) w obrębie wirtualnego otoczenia. Wytwarza w nas „zdolność do pielęgnowania dwóch ze sobą powiązanych, ale osobnych form tożsamości, które umożliwiają uczestniczenie w różnych kulturach opartych na sieci”. Te tożsamości są bardziej elastyczne, płynne, nieustannie ewoluują na drodze interakcji z maszyną i osobowościami wielu innych ludzi w internecie.

„Podwojone (potrojone lub poczworzone) ja, choć nie jest jeszcze automatycznie ironiczne, tworzy poprzez to swoje podwojenie potencjał dla ironicznej osobowości – pisze Bailey. – Termin «ironiczna osobowość» (…) można by rozumieć jako współistnienie dwóch względnie odmiennych, autonomicznych tożsamości. (…) Obie muszą być względnie spójne i zdolne do funkcjonowania w zupełnie niezależnym trybie”.

W tak rozdwojonym świecie ironia jest skuteczniejszym od satyry czy parodii sposobem konstruowania sobie płynnego „ja”, ponieważ granice między tym, co poważne, a tym, co prześmiewcze, są bardziej zatarte. Ironista posługuje się dwoma niezależnymi od siebie kodami retorycznymi, stając się w tym, co naprawdę ma do powiedzenia, bardziej dwuznaczny.

Pasywność, graciarnia kiczu

Tegorocznym świątecznym hitem w sklepach Londynu, Nowego Jorku czy Melbourne są choinkowe bombki do wieszania na brodzie. Koszt zestawu 7 funtów.

Wampole uważa, że dwuznaczność jest walutą narcyzmu i odrętwienia millennialsów. „Dla relatywnie dobrze wykształconych i bezpiecznych finansowo ironia funkcjonuje jak karta kredytowa, której nigdy nie musisz spłacić. Innymi słowy, hipster może frywolnie inwestować w fikcyjny społeczny kapitał bez płacenia złamanego grosza. Nie ma na własność niczego, co posiada”. Pasywność wynika więc z konformizmu i awersji do ryzyka, przez co życie „staje się jedynie graciarnią kiczu, niekończącymi się seriami sarkastycznych dowcipów i popularnych odniesień”.

Kiedy Leonard Friend, amerykański piosenkarz pop, zlikwidował swoje konto na Facebooku, uzasadnił rzecz na łamach „Huffington Post”: „cholerna obsesja”, którą ma na swoim punkcie jego pokolenie, stała się nie do zniesienia, owo zaś dziwaczne sprzężenie zwrotne opinii-reakcji przedrzeźnia nawet najlepsze intencje, uczucia i uczynki. Dla przykładu, by uczestniczyć w tej niekończącej się sieciowej Konwersacji, pełne żarliwości życzenia z okazji Dnia Matki składasz swej rodzicielce najpierw na Facebooku, a dopiero potem (o ile w ogóle) w realu. Siląc się na szczerość, urodzeni ironiści wpadają w pułapkę własnej ironii.

Dla Wampole to efekt braku przeżycia pokoleniowego. Ona sama, zaliczając się do końcówki tej generacji (rocznik 1977), jako swoje przeżycie wskazuje upadek muru berlińskiego. A kto za młodu przeżył taki tektoniczny wstrząs, ten dorosły traktuje życie serio. W efekcie pokolenie X stworzyło buntowniczy ruch punk, z którego wyrósł potem grunge, i doprowadziło do renesansu feminizmu.
„Tymczasem Y2K (generacja Y) przyszła bez nieszczęścia”.

Wilgotne machismo

– Jak mocno mnie kochasz?
– Najmocniej.
– A w skali od 0 do burgerów?
– Burgery. Z bekonem.
– Jesteś tym jedynym. (Beka z rozmów na Skypie).

Jedna z klasycznych ulicznych zaczepek Dappera Laughsa (w rzeczywistości facet nazywa się Daniel O’Reilly), bohatera i producenta kontrowersyjnego brytyjskiego randkowego show dla młodych luzaków, brzmi: „Hej, kochanie, mogę powąchać twoją pupę?”. Dapper Laughs ma 1,7 miliona wyznawców na Facebooku, albowiem jest w stanie sprawić, że największy nawet kretyn i niezdara potrafi „wyrwać towar”. Stephanie Merrit na łamach „Guardiana” nazwała nowego idola brytyjskich nastolatków, którego ulubionym słowem jest „wilgotny”, „Nigelem Farage'em nowoczesnej komedii”.

Wygląda na to, że tak jak poważne „iksy” miały swój feminizm, tak ironiczne „igreki” mają „wilgotne machismo”. Fakt, że w listopadzie, wskutek protestów po programie Laughtsa „On The Pull” telewizja ITV nie przedłużyła umowy na produkcję następnych serii, niewiele zmienia. Stephen Hull, naczelny brytyjskiej edycji „Huffington Post”, skrytykował zresztą zakaz emisji programu, uznając, że należy raczej zrozumieć, co ma wpływ na taką postawę młodych ludzi, i przemycać do sieci inne wzorce.

il. Mike Lay, flickr CC BY-SA 2.0

Ekspedientów nie stać na bunt

Z serwisu Spotted: „ – Poszukuję przystojnego Macieja, z którym miałam okazję bawić się tej nocy też w klubie Metro. Niestety zgubiłam Cię w tłumie po odejściu od baru. Chciałabym mieć szansę znów Cię spotkać i porozmawiać. P.
Diuk Maciej Krzywobrody: – Nie zgubiłaś. Sam uciekłem”.

A może nie o konformizm i używanie tu idzie, lecz właśnie o bunt przeciw etycznej i obyczajowej poprawności? Bynajmniej – oponuje William Deresiewicz w artykule „Generation Sell” („New York Times”, 12 listopada 2012), były wykładowca angielskiego w Yale, krytyk i eseista. Millennialsi nie są rebeliantami. Patrzcie tylko, jacy oni na co dzień grzeczni i układni, pogodni i umiarkowani! Rockandrollowcy byli „warczącymi buntownikami albo walącymi gościa w klatę egomaniakami”. Ci dzisiaj są cisi, jakby niedoceniający samych siebie, postironiczni, ekologicznie przyjaźni. „Postemocjonalna generacja” wyzbyta gniewu, skrajności i ego.

Dla hipisów emocją była miłość, dla bitników ekstaza – „społeczna forma indywidualnej transcendencji”, dla punków wściekłość – „ich społeczny program nihilistycznej anarchii” (odziedziczony przez hip-hop), a dla slackersów-luzaków (takich jak Koleś z filmu „Big Lebowski” braci Cohen) – niepokój i apatia, poczucie daremności i bezcelowości.

Emocje millennialsów, z hipsterami na czele, są emocjami ekspedientów – twierdzi Deresiewicz. To „generacja Sprzedaj”: „Oto co widzę wokół siebie: budki z hot dogami, dwudziestolatków sprzedających portfele zrobione z plastikowych toreb po recyklingu, (…) startupy (…) i butelkowaną wodę, która chce ocalić planetę. Ideałem formy społecznej nie jest dziś komuna, ruch społeczny, ani nawet indywidualny twórca jako taki; jest nim mały biznes. (…) Bohaterem naszej kultury jest nie artysta czy reformator, nie święty czy naukowiec, ale przedsiębiorca”.

Uprzejma, uładzona postawa jest w tej rzeczywistości postawą komercyjną. Młodzi ludzie przyjmują strategię: „będę-kimkolwiek-zechcesz-bym-był”, na agresję, złośliwości, bycie nieprzyjemnym czy bezpośrednim pozwalając sobie anonimowo, głównie w sieci, na internetowych forach. I z upodobaniem kibicując w sieci tym, którzy lekcję prowokacji i wulgarności odrabiają jakby w ich imieniu. Ironia, tak jak agresja, jest formą odreagowania uprzejmości wymuszonej przez otoczenie.

Jak pierzyna do namiotu

Beka z rozmowy: „– Jedna z najgorszych decyzji w moim życiu. Gdybym tylko mógł cofnąć czas i to odkręcić. Tak bardzo żałuję. Zawsze muszę coś zje…ć z ludźmi, którzy najwięcej dla mnie znaczą…
– Co zrobiłeś?
– Zabiłem Trevora w GTA”. (GTA to Grand Theft Auto, popularna gra komputerowa – przyp. aut.)

Ironiczne prostactwo Dappera Laughsa czy wulgarność osobnika prowadzącego na YouTubie popularny program „Z Dupy” (był jedną z gwiazd festiwalu Orange Video Fest by Life Tube, zorganizowanego na początku grudnia) są więc tylko sposobem zmonetyzowania pomysłu, robienia biznesu, zarabiania pieniędzy. Miarą ich sukcesu nie jest wpływ społeczny czy zmiana trendów, lecz liczba wejść, obejrzeń, klików – to, co pozwala się utrzymać, nagłośnić, sprzedać, przyciągnąć reklamodawców.

Powaga pasuje do tego wszystkiego jak pierzyna do namiotu. Jest anachronizmem, wrogiem usieciowionego biznesu i show-biznesu, w którym wszyscy tkwimy. Stała się tabu narzuconym przez rynek, bo nie można na niej zbudować widowiska, które sprzeda się masowo. A tylko to sprawia dziś, że świat się kręci i wszyscy są zadowoleni.

Powaga, szczerość, otwartość stały się brzemieniem ponad siły także dlatego, że nazbyt odsłaniają dziś człowieka, zamiast być dla niego ochroną. Czas, kiedy można było sobie na nie pozwolić, już minął. Sprawdzały się w małych, kameralnych rzeczywistościach, nad którymi mieliśmy kontrolę: rodzinach, kręgach przyjaciół i znajomych, z którymi naprawdę byliśmy.

Dziś, w świecie w sieci, cios może spaść z każdej strony. Więc kto się odsłania, szybko za to płaci.
Nie chcesz oberwać? MOSS.
(SNH)


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.